wtorek, 12 grudnia 2017

Na wyspę marsz :)

Z wyspą Cramond zapoznaliśmy się najpierw z daleka.
Było tuż po szczytowym momencie przypływu. Wiało.


Chwilami fale przelewały się przez wysunięty w morze falochron (wysoką część grobli?) zakończony tablicą z informacjami o godzinach przypływów i odpływów oraz ostrzeżeniem przed lekceważeniem tychże. Morze w tym miejscu osiąga głebokość 5 m, a przypływ następuje szybko...


Falochron kończy się po kilkuset metrach, dalej aż do samej wyspy wystają z wody betonowe pylony. Wzniesiono je podczas II wojny światowej jako element dopełniający fortyfikacje Firth of Forth (sieci i blokady przeciwko torpedom i łodziom podwodnym) - te słupy miały uniemożliwiać przepływanie statków.

Z brzegu wyspa wygląda jak połączony z wybrzeżem balonik... (Jeszcze lepiej widać to na zdjęciach z powietrza, które można znaleźć w sieci albo na mapach. Balonik przypominający głowę postaci z jakiegoś staroświeckiego podręcznika do nauki angielskiego albo komiksu...)


Tę fotografię zrobiłam z brzegu, tam gdzie uchodzi do morza rzeka Almond. To bardzo ciekawe miejsce, zamieszkane przez ludzi już 8500 lat przed Chrystusem - to najstarsza w Szkocji osada ludzka. Był tu też wyposażony w port obóz rzymski (mówią  tu "fort") wzniesiony pierwotnie w 142 r. i opuszczony po kilkunastu latach. Rzymianie wykorzystali go ponownie za czasów Septimusa Severa (208-211).



Dziś można oglądać zarysy budynków wytyczone w trawie białymi kamieniami. Na tym terenie w średniowieczu postawiono kościół, stojący do dziś (przebudowywany oczywiście, ale zachowały się średniowieczne fragmenty).

Kiedy dotarliśmy w to samo miejsce następnego dnia rano widok był zupełnie inny. Morze cofnęło się, spod wody wyłoniła się prowadząca na wyspę grobla i dopiero teraz było widać jak wielkie są te betonowe pylony!

 



 Wiało dość mocno, przydal sie szczelny kaptur i rękawiczki. Po drodze (ok. 1,6 km) podziwialismy różne ciekawe ptaszyska. Gołymi oczyma i przez lornetkę. Niestety nie udało mi się sfotografować ostrygojadów.


 Wyspa jest pusta, jeśli nie liczyć pozostałości wojennych umocnień, fortyfikacji i koszar (I i II światowa) oraz ukrytych gdzieś w lasku ruin farmy, która tu sie niegdyś znajdowała. Ponoć znaleziono na wyspe też jeden grób z megalitu...

Mniej więcej na środku wyspy jest gór(k)a, z której rozciąga się piękny widok na wybrzeże...
 

... i na drugą stronę tej ogromnej zatoki. Widać inną wyspe, Inchmickery, z betonowymi pozostałościami po wojnie, które wyglądają z tej odległości (przez lornetkę) jak jakiś zamek. To chyba do tej wyspy była przeciągnięta podczas wojny  sieć mająca uniemozliwiać przepływanie łodziom podwodnym... Ponoć można zobaczyć do czego była przyczepiana (ale na tę część plaży nie schodziliśmy).

 

 A na zachodzie widać słynne mosty prowadzace na północ...


One są szalenie malownicze, szczególnie w słońcu...


Niestety nie miałam apartatu, a tylko telefon i nie udało się sfotografowac zameczku, który dostrzegliśmy stojący niemal na plaży....

 Taki widok z plaży odsłoniętej przez odpływ.


 Trzeba było  iść z powrotem. Spojrzenie w tył (i krzyki mew) - czy tu jeszcze wrócimy kiedyś?

 
 
I na koniec niemal suchy falochron...  Tu, gdzie poprzedniego dnia  woda wlała mi się do buta. :)


I ciekawostka: nazwę wyspie i wiosce Cramond nadali Celtowie (Votadini) władający językiem kumbryjskim (z grupy języków brytańskich): jest to zniekształcone Caer Amon, co oznacza "fort nad rzeką". W stosunku do tych 10 tys. z góra lat pomieszkiwania na tym terenie ludzi nazwa jest więc młodzieńka ;)

Dzis u mnie wieje prawie tak samo jak wtedy - dobry dzień na wspomnienia sobie wybrałam ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Miło będzie przeczytać Twój komentarz :)

Proszę jednak nie wykorzystywać komentarzy do reklam rozmaitych usług.
Komentarze z reklamą będę usuwać.

Thank you for commenting!
However, please do not use comments to advertise any products. Comments with advertisements will be removed.