Pamiętam, jak dawno temu spontanicznie kupiliśmy z mężem naszą pierwszą komodę. W sklepie Cepelii na Monciaku w Sopocie. Trzy szuflady, nie za wysoka, ale dość pojemna. Szaleństwo, bo do domu (bardzo) daleko, już nawet nie pamiętam jak w końcu do nas przyjechała. Ale były to jeszcze czasy, kiedy człowiek cieszył się, że coś fajnego znalazł i kupował szybko, żeby ktoś inny go nie ubiegł. A potem dalej myślał. :) Komoda służyła nam cierpliwie, po latach odbyła kolejną podróż w inne strony i nadal służy, tyle że komuś innemu.
Potem kupiliśmy inną komodę - z lubością wkręcałam śruby (zawsze lubiłam budowanie z klocków), a mój Teść załamywał nad tym ręce, bo Średni Kamzik już był w drodze. Tę mamy do dziś, choć komody nie przypomina, bo została wkomponowana w zamawiane po latach meble. Z czasem pojawiły się w domu jeszcze inne komódki, o rozmaitym przeznaczeniu i wielkości. Takie po(d)ręczne, przydatne, porządkujące, wygodne....
A oprócz szufladek w komodach i komódkach miewaliśmy jeszcze szufladki i szuflady w biurkach... I zawsze ten sam cel - aby coś było uporządkowane, pod ręką, na miejscu... Bo ja to generalnie lubię mieć wokół siebie i w swoich rzeczach porządek, choć doświadczenie pokazuje, że ten porządek jednak co jakiś czas trzeba robić od nowa.... :)
I tak sobie dumam nad tymi szufladkami. Jakie są przydatne, po(d)ręczne, porządkujące, wygodne...
I przyznam, że mało co mnie tak irytuje jak wciskanie w szufladki ludzi.
Wiem, to takie wygodne. Kuszące. Ten z nami, ten przeciw nam.
Szast prast, złudzenie porządku gotowe i można się czuć kimś ważnym.
Nie cierpię jak mnie ktoś wpycha w szufladkę. Buntuję się. Wyłażę. Nawet czasem kłócę. Ostro. Bo ja potrafię się kłócić, choć tego nie znoszę (i zwykle odchorowuję).
Czy można nie wpychać w szufladki innych ludzi? Wyjść ze stereotypów? Wierzę, że tak.
Czy to dowód na (duchowe) pokrewieństwo z Don Kichotem? Niepoprawny optymizm? Naiwność?
Obym sama się tego zawsze potrafiła ustrzec...
to sztuka.... :)
OdpowiedzUsuń:***
Ano sztuka. Z każdej strony. :****
UsuńBardzo ciężko jest nie wpychać w szufladki!
OdpowiedzUsuńCzłowiek często nawet niespecjalnie i bezmyślne to robi!
Taka natura...
Ale pięknie jest podchodzić do człowieka indywidualnie i bezinteresownie!...
To sztuka, której trzeba nam się uczyć!
Pozdrawiam i przytulam mocno do serca!
Oczywiście bez szufladkowo, bo u nie brak komódek i innych takich szufladkowych rzeczy :)
Jeszcze raz DOBRZE, ŻE JESTEŚ :* <3
Trzeba się uczyć. To jest okazywanie szacunku drugiemu człowiekowi.
UsuńUściski gorące! Dobrze, że jesteś, Tysiu.
ja też nie lubię szufladkowania i zawsze chociaż jedną nogą z wystaję z szuflady :))
OdpowiedzUsuńZawsze mam wrażenie, że szufladkowanie jest krzywdzące dla wpychanego w szufladki i tak naprawdę niszczy też szufladkującego...
UsuńZaszufladkować kogoś- brrrrr- okrucieństwo!!!!!!
OdpowiedzUsuńA zobacz, że to się naprawdę ciągle dzieje....
UsuńChciałoby się 'nie', ale łatwe to nie jest w praktyce....
OdpowiedzUsuńJednak wciąż wierzę (naiwnie?), że jest to możliwe.
No jest nas dwie naiwne przynajmniej ;) - a myślę, że więcej. Ale to nie jets proste, bo taki świat podzielony na szufladki wygląda ładnie i schludnie. A to nie jest tak...
Usuń