Jakiś czas temu pisałam o niezwykłym liście, który potrzymałam od Basi.
W liście były liście :D - listki fiołków do posadzenia.
W ostatnich dniach zorientowałam się, że pierwszy z nich zakwitł.
Ależ radość. :) Całkiem jeszcze malutki, a tak ładnie kwitnie.
Takie fiołki rosły u nas, na parapecie od wschodniej strony, gdy byłam dzieckiem - nie było jeszcze tych wszystkich fantazyjnych i takie ciemnofioletowe to dla mnie fiołek-klasyk.
Basiu, raz jeszcze dziekuję!
A jak już o fiołkach, to zakwitły nam purpurowo-biskupie, każdy w innych odcieniu. Może trochę nieśmiało niektóre, ale wyglądają uroczo. Te na ostatnim zdjęciu są jeszcze ciemniejsze niż na moim monitorze. Jak z aksamitu.
czwartek, 27 kwietnia 2017
środa, 26 kwietnia 2017
W stylu francuskim?
Z ogrodami w stylu francuskim mam trochę kłopotu.
W dzieciństwie czy może późnym dzieciństwie/wczesnej młodości zachwycałam się parkami w stylu angielskim - naturalny (przynajmniej z pozoru) układ terenu, malowniczo rozrzucone drzewa etc. Ach! Cudo! Francuskie wydawały mi się zbyt sztywne. Ujęte w ramy, wygładzone aż do przesady. Ale z czasem zaczęłam doceniać ich porządek i myśl. Teraz więc zachwycam się po prostu ogrodami i wyobraźnią ich twórców. I zawsze doceniam fantazję ;) Choć... jak się za bardzo przycina i porządkuje to może na fantazję zabraknąć miejsca...
To trochę jak z domem. Lubię porządek (i ciągle cierpię z powodu rozgardiaszu), lubię gdy wszystko ma swoje miejsce, a jednocześnie fatalnie czuję się we wnętrzach na wysoki połysk, w których widać, że brakuje swobody i... życia (?). No i minimalizm (wnętrza) to jednak nie dla mnie, bo lubię widzieć to co lubię :D. A pamiętam, pamiętam jak dziwiło mnie zastawione fotografiami biurko mojej Babci...
Te francusko-ogrodowo-porządkowe rozważania łączą się oczywiście z moimi zawieszkami z ostatnich dni. Tymi z serii zainaugurowanej poprzednim wpisem. Kolejna zawieszka ma właśnie taki uporządkowany ogród na rewersie. Kolorowy, malowniczy, choć nie wiem czy na pewno idealnie symetryczny :). Niemniej - bucha energią :)
Co prawda nie do końca widać na zdjęciu, że to, co wydaje się żółte jest i żółte, i złote, ale cóż, zawsze może ktoś będzie miał ochotę obejrzeć w realu... Zieloności też jest kilka odcieni. Ot, bogactwo ogrodu...
A napisa na zdjęciu łatwiej odczytać niż w rzeczywistości. W rzeczywistości intryguje...
W dzieciństwie czy może późnym dzieciństwie/wczesnej młodości zachwycałam się parkami w stylu angielskim - naturalny (przynajmniej z pozoru) układ terenu, malowniczo rozrzucone drzewa etc. Ach! Cudo! Francuskie wydawały mi się zbyt sztywne. Ujęte w ramy, wygładzone aż do przesady. Ale z czasem zaczęłam doceniać ich porządek i myśl. Teraz więc zachwycam się po prostu ogrodami i wyobraźnią ich twórców. I zawsze doceniam fantazję ;) Choć... jak się za bardzo przycina i porządkuje to może na fantazję zabraknąć miejsca...
To trochę jak z domem. Lubię porządek (i ciągle cierpię z powodu rozgardiaszu), lubię gdy wszystko ma swoje miejsce, a jednocześnie fatalnie czuję się we wnętrzach na wysoki połysk, w których widać, że brakuje swobody i... życia (?). No i minimalizm (wnętrza) to jednak nie dla mnie, bo lubię widzieć to co lubię :D. A pamiętam, pamiętam jak dziwiło mnie zastawione fotografiami biurko mojej Babci...
Te francusko-ogrodowo-porządkowe rozważania łączą się oczywiście z moimi zawieszkami z ostatnich dni. Tymi z serii zainaugurowanej poprzednim wpisem. Kolejna zawieszka ma właśnie taki uporządkowany ogród na rewersie. Kolorowy, malowniczy, choć nie wiem czy na pewno idealnie symetryczny :). Niemniej - bucha energią :)
Co prawda nie do końca widać na zdjęciu, że to, co wydaje się żółte jest i żółte, i złote, ale cóż, zawsze może ktoś będzie miał ochotę obejrzeć w realu... Zieloności też jest kilka odcieni. Ot, bogactwo ogrodu...
A napisa na zdjęciu łatwiej odczytać niż w rzeczywistości. W rzeczywistości intryguje...
poniedziałek, 24 kwietnia 2017
Seryjnie
Przedświąteczne prace domowe sprzyjają myśleniu - przynajmniej ja tak mam, gdy robię coś równie monotonnego, jak wyrabianie ciasta etc. (dygresja: Najmł. Kamzik przeżył spore zdziwienie w Wielki Piątek. "Dlaczego - DLACZEGO - Mama dziś robi kotlety" - zastanawiał się. Z kuchni dochodziło bowiem miarowe stukanie. A Mama ubijała ciasto kopystką..) No i gdzieś pomiędzy tym ciastem a galartem, czy też tłuczeniem orzechów na mazurki, zrodził się pomysł serii zawieszkowej - z myślą o wakacjach i spotkaniu z moimi filipińskimi przyjaciółmi. Seria będzie - można tak powiedzieć - zaangażowana, a seryjność bedzie polegać na powtarzającym się kształcie i głównym motywie. Już w święta mogłam zacząć. Jak seria, to seria - zaczęłam pracę niczym taśma montażowa, jeden element, drugi element... W którymś momencie zaczęło to wyglądać jak na poniższym zdjęciu, ale i tak nie jest to wszystko... bo ciągle mi się coś gubi, jak bym miała do czynienia z ...jakimiś ruchliwymi stworkami, które ciągle gdzieś łażą :D.
Oczywiście w trakcie prac okazało się, że tu czy tam źle policzyłam rzędy, więc te zawieszki nie będą absolutnie identyczne w kształcie - ale oczywiście różnice są minimalne. Ten pozorny bałagan wynikający z pracy nad kilkoma elementami niemal jednocześnie sprawia mi ogromną frajdę. No i mogę z jednym kolorem nici wędrować po kilku elementach, nie muszę poprzestawać na jednym czy dwóch krzyżykach :) Na razie na rewersach będą rozmaite motywy, które roboczo nazywam "ogrodem francuskim" z powodu kolorów i (prawie idealnej) symetrii.
Pierwszą z tych zawieszek (drugą zresztą potem też) udało mi się skończyć w niedzielę i natychmiast stała się zaległym prezentem imieninowym. No i okazało się, że chętnych na taki gadżet jest więcej. Mam nadzieję, że nie będą to jedyne robione przeze mnie drobiazgi, ale z pewnością bedę pokazywać ich trochę. Mam tylko nadzieję, że nie uznacie, że jestem nudna i monotematyczna. Zaręczam, że każda będzie inna :D.
A ta pierwsza wyglada tak:
Przepiękny jest ten odcień granatu, szkoda, że się kończy...
Oczywiście w trakcie prac okazało się, że tu czy tam źle policzyłam rzędy, więc te zawieszki nie będą absolutnie identyczne w kształcie - ale oczywiście różnice są minimalne. Ten pozorny bałagan wynikający z pracy nad kilkoma elementami niemal jednocześnie sprawia mi ogromną frajdę. No i mogę z jednym kolorem nici wędrować po kilku elementach, nie muszę poprzestawać na jednym czy dwóch krzyżykach :) Na razie na rewersach będą rozmaite motywy, które roboczo nazywam "ogrodem francuskim" z powodu kolorów i (prawie idealnej) symetrii.
Pierwszą z tych zawieszek (drugą zresztą potem też) udało mi się skończyć w niedzielę i natychmiast stała się zaległym prezentem imieninowym. No i okazało się, że chętnych na taki gadżet jest więcej. Mam nadzieję, że nie będą to jedyne robione przeze mnie drobiazgi, ale z pewnością bedę pokazywać ich trochę. Mam tylko nadzieję, że nie uznacie, że jestem nudna i monotematyczna. Zaręczam, że każda będzie inna :D.
A ta pierwsza wyglada tak:
Przepiękny jest ten odcień granatu, szkoda, że się kończy...
sobota, 22 kwietnia 2017
O liczbach
To jest historyjka, którą o swojej córce a mojej kuzynce opowiadała mi jedna z moich najcudowniejszych Ciotek - niestety żyjąca obecnie w sobie tylko znanym świecie...
Mała była na tym cudownie i potwornie męczącym etapie, kiedy to pytania sypią się jedno za drugim... A najlepiej wtedy, gdy trzeba iść spać...
"Mamusiu, a co jest po miliardzie?" - zapytało żądne wiedzy, utulane na noc dziewczątko.
Matce - magistrowi inżynierowi z wykształcenia, nauczycielowi w technikum z konieczności i zamiłowania - przeleciały przez głowę te wszystkie jedynki z zerami - jak to wyjaśnić, ile tych zer.....
"Wiesz, to są takie duże liczby..." - zaczęła tłumaczyć...
"Aha. Bo wiesz, ja tak myślę, że po miliardzie to jest miliard jeden"...
:)
Umysł ścisły prawniczki.
Mała była na tym cudownie i potwornie męczącym etapie, kiedy to pytania sypią się jedno za drugim... A najlepiej wtedy, gdy trzeba iść spać...
"Mamusiu, a co jest po miliardzie?" - zapytało żądne wiedzy, utulane na noc dziewczątko.
Matce - magistrowi inżynierowi z wykształcenia, nauczycielowi w technikum z konieczności i zamiłowania - przeleciały przez głowę te wszystkie jedynki z zerami - jak to wyjaśnić, ile tych zer.....
"Wiesz, to są takie duże liczby..." - zaczęła tłumaczyć...
"Aha. Bo wiesz, ja tak myślę, że po miliardzie to jest miliard jeden"...
:)
Umysł ścisły prawniczki.
czwartek, 20 kwietnia 2017
wtorek, 18 kwietnia 2017
Miało być
Miało być... inaczej :)
Ola bardzo ciekawie opisywała haft bargello. Była tak miła, że przesłała mi skany. Zarzekałam się, że nie bedę się do tego przymierzać przed majem, ale jednak coś kusiło...
No i tak dawno nie robiłam zakładki...
Okazało się jednak, że ta moja kanwa plastikowa nie za bardzo nadaje się do tego typu haftu. To znaczy, wyszywać można, ale... zostają luki. No, chyba że wyszywałoby się baaardzo grubymi nićmi czy wręcz wstążeczką (co skądinąd nawet chyba może być niezłym pomysłem...). Trzeba było więc ratować sytuację, bo nie miałam ochoty pruć. Do tego zrobiłam jeden mały błąd, który zauważyłam za późno (znowu: nie miałam serca pruć).
Zakładka wygląda więc (jak na moje zakładki) nietypowo:
Kratka tonująca luki haftu sprawia, że całość znajduje się jakby za mgłą, czy nawet w głębi. Prościutki motyw zygzaka przywołuje wspomnienie gór, potęgują to jeszcze kolory.
Niestety kratka podkreśliła miejsce przesunięcia haftu, ale mam nadzieję, że to można potraktować jako atut :). Wyszło pastelowo... mam nadzieję, że znajdzie się ktoś, komu takie kolory się spodobają. :)
Ola bardzo ciekawie opisywała haft bargello. Była tak miła, że przesłała mi skany. Zarzekałam się, że nie bedę się do tego przymierzać przed majem, ale jednak coś kusiło...
No i tak dawno nie robiłam zakładki...
Okazało się jednak, że ta moja kanwa plastikowa nie za bardzo nadaje się do tego typu haftu. To znaczy, wyszywać można, ale... zostają luki. No, chyba że wyszywałoby się baaardzo grubymi nićmi czy wręcz wstążeczką (co skądinąd nawet chyba może być niezłym pomysłem...). Trzeba było więc ratować sytuację, bo nie miałam ochoty pruć. Do tego zrobiłam jeden mały błąd, który zauważyłam za późno (znowu: nie miałam serca pruć).
Zakładka wygląda więc (jak na moje zakładki) nietypowo:
Kratka tonująca luki haftu sprawia, że całość znajduje się jakby za mgłą, czy nawet w głębi. Prościutki motyw zygzaka przywołuje wspomnienie gór, potęgują to jeszcze kolory.
Niestety kratka podkreśliła miejsce przesunięcia haftu, ale mam nadzieję, że to można potraktować jako atut :). Wyszło pastelowo... mam nadzieję, że znajdzie się ktoś, komu takie kolory się spodobają. :)
sobota, 15 kwietnia 2017
Zmartwychwstanie :)
Na noc i poranek zmartwychwstania :)
Ta pieśń towarzyszy nam szczególnie od ubiegłorocznych wakacji, kiedy to śpiewalismy ją w trzech językach :). Marzy mi się zrobienie filmiku z tym trójjęzycznym wykonaniem, Ale to kiedyś ;)
Our God, Nasz Bóg, Ating Dios...
I w zwiazku z tym ucieszyliśmy się słysząc tę melodię w ostatnich kadrach "Chaty" :)
czwartek, 13 kwietnia 2017
Wielkanoc 2017
Już dziś po południu (od Mszy Wieczerzy Pańskiej) zaczyna się ten najkrótszy okres liturgiczny w roku, świętowanie Triduum Paschalnego.
Trzy dni... Piątek, sobota, niedziela. Piątek zaczyna się już - jak w tradycji żydowskiej - w czwartek wieczorem....(stąd nasze gubienie sie w tych obliczeniach), potem jest sobota - pełna ciszy - i niedziela - zaczynajaca się Wigilią Paschalną w nocy z soboty - na niedzielę zakończona procesją rezurekcyjną (u nas o 21, celebrowanie tej liturgii powinno zacząć się, gdy już jest ciemno). W tych dnia sprawowane są w Kościele jedyne w swoim rodzaju nabożeństwa, piękne i pełne treści. Taki niezwykły czas.
Bardzo lubię te święta.
Życzę Wam/nam wszystkim, byśmy pod zewnętrznymi oznakami świętowania znaleźli to, co najważniejsze.
Bo to są Święta mówiące o nadziei - czasem (często?) wbrew nadziei.
Dla każdego.
Prawdziwie zmartwychwstał :)
Wszelkiego błogosławieństwa!
Trzy dni... Piątek, sobota, niedziela. Piątek zaczyna się już - jak w tradycji żydowskiej - w czwartek wieczorem....(stąd nasze gubienie sie w tych obliczeniach), potem jest sobota - pełna ciszy - i niedziela - zaczynajaca się Wigilią Paschalną w nocy z soboty - na niedzielę zakończona procesją rezurekcyjną (u nas o 21, celebrowanie tej liturgii powinno zacząć się, gdy już jest ciemno). W tych dnia sprawowane są w Kościele jedyne w swoim rodzaju nabożeństwa, piękne i pełne treści. Taki niezwykły czas.
Bardzo lubię te święta.
Życzę Wam/nam wszystkim, byśmy pod zewnętrznymi oznakami świętowania znaleźli to, co najważniejsze.
Bo to są Święta mówiące o nadziei - czasem (często?) wbrew nadziei.
Dla każdego.
Prawdziwie zmartwychwstał :)
Wszelkiego błogosławieństwa!
wtorek, 11 kwietnia 2017
Jesienne M
Takie było zamówienie :)
Jubileuszowe.
Literka i kolory jesieni.
Lubię kolory jesieni. Ładnie wyglądały te motki poukładane obok siebie.
A zawieszka też się nieźle przezentuje.
Taka trochę bez ładu i składu ale też i jesienie kolory się przenikają, mieszają...
Podoba mi się.
Ale ważniejsze, że Właścicielce się podoba. :)
Jubileuszowe.
Literka i kolory jesieni.
Lubię kolory jesieni. Ładnie wyglądały te motki poukładane obok siebie.
A zawieszka też się nieźle przezentuje.
Taka trochę bez ładu i składu ale też i jesienie kolory się przenikają, mieszają...
Podoba mi się.
Ale ważniejsze, że Właścicielce się podoba. :)
niedziela, 9 kwietnia 2017
Dwadzieścia dziewięć
To jest ten dzień w roku oznaczony ważną (zawsze ważną) liczbą :)
No i nie da się ukryć, że wyzwala refleksje typu "Naprawdę? Tyle lat?".
No bo było ładnie... pamiętam... Słońce i lodowaty wiatr. :)
I tak w duchu ostatnich wpisów, że to o kwiatkach ciągle było :)
No i nie da się ukryć, że wyzwala refleksje typu "Naprawdę? Tyle lat?".
No bo było ładnie... pamiętam... Słońce i lodowaty wiatr. :)
I tak w duchu ostatnich wpisów, że to o kwiatkach ciągle było :)
piątek, 7 kwietnia 2017
Jeszcze takie kwiatki...
[Kolejny przerywnik.
Robótki... będą. Słowo :) ]
Jeszcze takie kwiatki.
Te nie przetrwają długo.
Kupiłam pęczek w supermarkecie. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że to taka właśnie bladokremowa wersja żonkili. I - pachną! Naprawdę pachną. Porządnie, z daleka, nie tylko wtedy, gdy się przytknie do nich nos. Ale też delikatnie pachną.
Takie słonko w sam raz na pochmurny przenikliwie zimny dzień :)
I na ważny tydzień, uwieńczony trzema dodatkowymi literkami w rodzinie. ;)
Robótki... będą. Słowo :) ]
Jeszcze takie kwiatki.
Te nie przetrwają długo.
Kupiłam pęczek w supermarkecie. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że to taka właśnie bladokremowa wersja żonkili. I - pachną! Naprawdę pachną. Porządnie, z daleka, nie tylko wtedy, gdy się przytknie do nich nos. Ale też delikatnie pachną.
Takie słonko w sam raz na pochmurny przenikliwie zimny dzień :)
I na ważny tydzień, uwieńczony trzema dodatkowymi literkami w rodzinie. ;)
środa, 5 kwietnia 2017
W przelocie
W przelocie pokazuję ognistą czerwień, o którą starannie z Najstarszą Kamzikówną dbamy od miesiąca.
Ot tak dla pamięci pokazuję. Z pewną tęsknotą do kraju azalii i rododendronów.
Przypomniałam sobie, że parę lat temu miałam prawie tak samo cudną azalię u siebie. Ale..ta chyba jest najładniejsza, jaką mieliśmy/miałam kiedykolwiek w domu. Pewnie dobrze jej robi, że już praktycznie nie trzeba włączać kaloryferów...
I tak oprócz wiosny za oknami - wyjątkowo zachwycające wydają mi się w tym roku płonące forsycje, a białokuliste "głogi" pachną wprost obłędnie, tylko fiołeczków trochę mało - mamy też ożywczą wiosnę w domu (poza tym, że oczywiście znowu kwitną fiołki afrykańskie).
Ot tak dla pamięci pokazuję. Z pewną tęsknotą do kraju azalii i rododendronów.
Przypomniałam sobie, że parę lat temu miałam prawie tak samo cudną azalię u siebie. Ale..ta chyba jest najładniejsza, jaką mieliśmy/miałam kiedykolwiek w domu. Pewnie dobrze jej robi, że już praktycznie nie trzeba włączać kaloryferów...
I tak oprócz wiosny za oknami - wyjątkowo zachwycające wydają mi się w tym roku płonące forsycje, a białokuliste "głogi" pachną wprost obłędnie, tylko fiołeczków trochę mało - mamy też ożywczą wiosnę w domu (poza tym, że oczywiście znowu kwitną fiołki afrykańskie).