No ale tak listopadowo i nastrojowo :)
Ballady Cohena nieodmiennie łączą mi się z czasem studiów, który generalnie wspominam bardzo dobrze i w ogóle z samymi sympatycznymi chwilami. (A jedną śpiewaliśmy nawet w liceum, choć jeszcze nie wiedziałam, że to Cohen, bo koledzy znali ją po polsku) Te stare i te nowe z kolejnych płyt.
Muzyka i teksty sa niezapomniane. Niektóre do dzis od ręki zagram na gitarze... Pamiętam wspólne słuchanie Cohena na uczelni w ciemnym audytorium, nie każdy miał wszak dostęp do płyt czy nagrań w tamtych czasach...
Oczywiście najchętniej słucham i słuchałam w oryginale. A po polsku na lata zdominowały Cohena przekłady Macieja Zembatego. Z pewnością zgrabne, choć nie idealne. Jakoś zawsze nie do końca byłam do nich przekonana. W gronie kolegów stworzyliśmy nawet kiedyś własny przekład "Zuzanny" - i pamiętam, że był na pewno wierniejszy i lepszy od tekstu Zembatego. No ale nas było kilkoro ;)
Z radością odkrywam więc (dzięki Mężowi) Cohena po polsku w tłumaczeniu Michała Kuźmińskiego i wykonaniu Michała Łanuszki.
Nastrojowe, delikatne, piękne :)
Posłuchajcie.
Pięknie nastrojowo
OdpowiedzUsuńTak sobie dziś przypominam.
UsuńAż trudno uwierzyć w to, że już od ponad roku śpiewa dla samego Pana Boga...
OdpowiedzUsuńA my mamy nagrania i filmy...
UsuńUwielbiam oryginał,ale polubiłam te wersje,świetne teksty,chce się ich słuchać wciąż i wciąż 😊
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko 😊
Tak, oryginału nie zastąpi, ale ta wersja jest bardzo dobra.
Usuń