Zawieszka z rodzaju tradycyjnych, czyli każda strona inna, potem zszyte. Jeszcze z różowości. No i zdecydowanie z resztek, ze skrawków nici.
Skromniutko, ale ufam, że znajdzie admiratora w stosownym czasie.
Przy okazji jako tło posłużył obrus, który uszyłam ze znalezionej w zapasach bawełny :). Zapasach takich porządnych - na pewno sprzed naszego ślubu :)
sobota, 29 czerwca 2019
wtorek, 25 czerwca 2019
Mistrzostwo haftu
Cóż, czasem mi się wydaje, że trochę umiem haftować.
Potem patrzę sobie na dzieła innych i "trochę" robi się malutkie.
Ale kiedy przypominam sobie cudo, które jest w naszej rodzinie od blisko 90 lat... to moje "trochę" znika, ja sama szkolę się w pokorze, a inne dzieła - choćby najpiękniejsze - też jakoś czasem tracą czar unikalności.
To jest haft na batyście wykonany osobiście przez najstarszą Siostrę mojej Babci. Całość stanowi coś w rodzaju powłoczki (w środku jest akurat jasnobłękitny atłas jako wypełnienie i kolor, ale miałam też koralowy materiał dla dziewczynek) - nakrycia do chrztu. Nie szatka (na to za wielkie), raczej coś, co u nas nazywa się "kapką". W dawniejszych czasach zakrywano tym cały becik, kiedy dziecko było niesione do chrztu.
Całość jest prostokątna, dłuższy bok ma pewnie trochę więcej niż metr.
I teraz detale.
Cieniuteńka nic, igła musiała być jak włos niemal...
Podłożenie koloru sprawia, że biały haft jest lepiej widoczny.
Ostatnie zdjęcie z monetą, aby jakoś pokazać skalę...
Ta Ciocia-Babcia nie była mężatką i (siłą rzeczy) nie miała własnych dzieci. Znam ją głównie z fotografii - co to była za piękna kobieta!!! Nie tylko utalentowana :) Umarła jak miałam 6 lat (pamiętam to). A jej dzieło wciąż żyje i cieszy kolejne pokolenia! Oglądać mogę bez końca...
Zatem... warto haftować (albo jakkolwiek inaczej działać twórczo).
Potem patrzę sobie na dzieła innych i "trochę" robi się malutkie.
Ale kiedy przypominam sobie cudo, które jest w naszej rodzinie od blisko 90 lat... to moje "trochę" znika, ja sama szkolę się w pokorze, a inne dzieła - choćby najpiękniejsze - też jakoś czasem tracą czar unikalności.
To jest haft na batyście wykonany osobiście przez najstarszą Siostrę mojej Babci. Całość stanowi coś w rodzaju powłoczki (w środku jest akurat jasnobłękitny atłas jako wypełnienie i kolor, ale miałam też koralowy materiał dla dziewczynek) - nakrycia do chrztu. Nie szatka (na to za wielkie), raczej coś, co u nas nazywa się "kapką". W dawniejszych czasach zakrywano tym cały becik, kiedy dziecko było niesione do chrztu.
Całość jest prostokątna, dłuższy bok ma pewnie trochę więcej niż metr.
I teraz detale.
Cieniuteńka nic, igła musiała być jak włos niemal...
Podłożenie koloru sprawia, że biały haft jest lepiej widoczny.
Ostatnie zdjęcie z monetą, aby jakoś pokazać skalę...
Ta Ciocia-Babcia nie była mężatką i (siłą rzeczy) nie miała własnych dzieci. Znam ją głównie z fotografii - co to była za piękna kobieta!!! Nie tylko utalentowana :) Umarła jak miałam 6 lat (pamiętam to). A jej dzieło wciąż żyje i cieszy kolejne pokolenia! Oglądać mogę bez końca...
Zatem... warto haftować (albo jakkolwiek inaczej działać twórczo).
niedziela, 23 czerwca 2019
Metryczka po raz pierwszy
Pierwsza moja metryczka.
Plany były inne (podziękowania dla Oli!!), ale jak często w życiu bywa, trzeba było je zweryfikować. Zatem wzór mój autorski i chyba nietypowy :).
Haftowanie na takiej normalnej kanwie (podziękowania dla Agaty) to zupełnie inny ciężar gatunkowy :).
I trzeba było kupić mały tamborek...
Reszta jak na zdjęciach. Daty pozwoliłam sobie jednak zamazać... Może to i przewrażliwienie, ale jednak...
Dwa pierwsze zdjecia jeszcze przed upraniem
I po oprawie :). Ramka w formacie 24,5 x 35 cm, passepartout kupione osobno i docięte.
Praca zajęła mi sporo czasu, nawet się bałam w którymś momencie, czy na pewno zdążę.
I teraz jestem ciekawa jak to będzie dalej, bo już mnie pytano "Ale czy wiesz na co się decydujesz? Teraz będziesz musiała wszystkim dzieciom haftować metryczki..."
Plany były inne (podziękowania dla Oli!!), ale jak często w życiu bywa, trzeba było je zweryfikować. Zatem wzór mój autorski i chyba nietypowy :).
Haftowanie na takiej normalnej kanwie (podziękowania dla Agaty) to zupełnie inny ciężar gatunkowy :).
I trzeba było kupić mały tamborek...
Reszta jak na zdjęciach. Daty pozwoliłam sobie jednak zamazać... Może to i przewrażliwienie, ale jednak...
Dwa pierwsze zdjecia jeszcze przed upraniem
I po oprawie :). Ramka w formacie 24,5 x 35 cm, passepartout kupione osobno i docięte.
Praca zajęła mi sporo czasu, nawet się bałam w którymś momencie, czy na pewno zdążę.
I teraz jestem ciekawa jak to będzie dalej, bo już mnie pytano "Ale czy wiesz na co się decydujesz? Teraz będziesz musiała wszystkim dzieciom haftować metryczki..."
piątek, 21 czerwca 2019
Było niebiesko, jest różowo
W ramach zużywania różowości mała zawieszka. trudno o niej coś więcej napisać poza tym, że przenikanie się kolorów daje (jak zawsze) ciekawy efekt.
O, proszę:
To jest moja 251 zawieszka (zawieszki mam dokładnie policzone, w przeciwieństwie do zakładek) i sama się dziwię, że tyle tego powstało. I poszło w świat.
Za oknem w tym momencie "tylko" 25 stopni i utwierdzam się w przekonaniu, że to temperatura optymalna. :)
O, proszę:
To jest moja 251 zawieszka (zawieszki mam dokładnie policzone, w przeciwieństwie do zakładek) i sama się dziwię, że tyle tego powstało. I poszło w świat.
Za oknem w tym momencie "tylko" 25 stopni i utwierdzam się w przekonaniu, że to temperatura optymalna. :)
wtorek, 18 czerwca 2019
Wyposażenie obowiązkowe
Upały.
Goście.
Trzeba być gotowym ;)
Nie zdawałam sobie sprawy, że jestem aż tak bogato wyposażona na upały :D. ten czarny wachlarz dostałam od mojej Mamy Chrzestnej po maturze ;).
BTW zauważyłam, że robi się u nas jak w Hiszpanii - coraz częściej widzę panie z wachlarzem w ręku.
A dzisiaj tak strasznie zmarzłam w czytelni, że specjalnie szłam pieszo jeden przystanek, aby się wygrzać...
Goście.
Trzeba być gotowym ;)
Nie zdawałam sobie sprawy, że jestem aż tak bogato wyposażona na upały :D. ten czarny wachlarz dostałam od mojej Mamy Chrzestnej po maturze ;).
BTW zauważyłam, że robi się u nas jak w Hiszpanii - coraz częściej widzę panie z wachlarzem w ręku.
A dzisiaj tak strasznie zmarzłam w czytelni, że specjalnie szłam pieszo jeden przystanek, aby się wygrzać...
niedziela, 16 czerwca 2019
I znowu był ślub
Człowiek trochę czuje upływ lat gdy ślub biorą dzieci, które zna się od urodzenia (nie mówię o własnych w tym momencie).
Wiedziałam że na ślub syna przyjaciół będę chciała coś małego zrobić. Myślałam o zawieszkach z inicjałem - jak zwykle - ale jakoś czas mi za szybko minął. Młodzi jednak mieli piękny łososiowo-różowy motyw na zaproszeniach, zatem uznałam że zrobię... drugą zakładkę w podobnych kolorach jak poprzednio.
Mądrzy ludzie mówią, że jak się ma więcej do zrobienia, to i czas się jakoś łatwiej znajduje. Z tym "łatwiej" to bym polemizowała, bo rzeczywiście trzeba się było mocno zorganizować. I się udało.
Na zdjęciu nie do końca to widać, niemniej do tych filetów i różów doszła odrobina brązu - żeby zbliżyć się nieco do tonacji namalowanych osobiście przez pannę młodą na zaproszeniach gałązek i kwiatów.
Trafiłam chyba dobrze, bo okazało się, że miała też podobny wianek i bukiet - zatem można mieć nadzieję, że zakładki się spodobają
W parze wyglądały tak:
Widać, że to komplet, ale jednak każda inna.
Jak już tak sobie leżały razem, pomyślałam, że w sumie mogę dodać coś jeszcze. I dodałam - delikatny inicjał na każdej zakłdace.
Literki są nie do końca wyraźne. O coś takiego chodziło, choć może gdyby było więcej czasu, pokombinowałabym z jasnym kolorem. Ale czasu nie było. Zdołałam jeszcze przed wyjściem wykleić kartkę na życzenia - jak to u mnie bywa - bardzo nieskomplikowaną. Ale wesołą. ;)
Wykorzystałam kawałeczki filcu (wszystkie kółka), różne papiery i nawet jeden kwiatek z krepiny. Kartka otwiera się "w górę".
A ślub był bardzo uroczysty i radosny :).
Wiedziałam że na ślub syna przyjaciół będę chciała coś małego zrobić. Myślałam o zawieszkach z inicjałem - jak zwykle - ale jakoś czas mi za szybko minął. Młodzi jednak mieli piękny łososiowo-różowy motyw na zaproszeniach, zatem uznałam że zrobię... drugą zakładkę w podobnych kolorach jak poprzednio.
Mądrzy ludzie mówią, że jak się ma więcej do zrobienia, to i czas się jakoś łatwiej znajduje. Z tym "łatwiej" to bym polemizowała, bo rzeczywiście trzeba się było mocno zorganizować. I się udało.
Na zdjęciu nie do końca to widać, niemniej do tych filetów i różów doszła odrobina brązu - żeby zbliżyć się nieco do tonacji namalowanych osobiście przez pannę młodą na zaproszeniach gałązek i kwiatów.
Trafiłam chyba dobrze, bo okazało się, że miała też podobny wianek i bukiet - zatem można mieć nadzieję, że zakładki się spodobają
W parze wyglądały tak:
Widać, że to komplet, ale jednak każda inna.
Jak już tak sobie leżały razem, pomyślałam, że w sumie mogę dodać coś jeszcze. I dodałam - delikatny inicjał na każdej zakłdace.
Literki są nie do końca wyraźne. O coś takiego chodziło, choć może gdyby było więcej czasu, pokombinowałabym z jasnym kolorem. Ale czasu nie było. Zdołałam jeszcze przed wyjściem wykleić kartkę na życzenia - jak to u mnie bywa - bardzo nieskomplikowaną. Ale wesołą. ;)
Wykorzystałam kawałeczki filcu (wszystkie kółka), różne papiery i nawet jeden kwiatek z krepiny. Kartka otwiera się "w górę".
A ślub był bardzo uroczysty i radosny :).
piątek, 14 czerwca 2019
Niebieska inaczej :)
Jak po kolei, to po kolei.
Zawieszka podobna, tak samo zrobiona, ale kolory trochę inne. I widać jak to "trochę" jest istotne.
Mam wrażenie, że na tej zawieszce panuje zupełnie inny klimat. Owszem, można ją skojarzyć z wakacjami, morzem czy przestrzenią, ale jest zdecydowanie... chłodniej. Nie wiem czy to tylko moja wyobraźnia, czy nie nakłada się tu udręczenie temperaturami zaokiennymi. Cieszę się, że jeszcze jest woda i nie ma zakazu podlewania ogrodów etc. jak w niektórych ościennych gminach. Doceniam też przykręcony do balustrady balkonu parasol :).
I zamierzam pikować... siewki słoneczników. Życie jest piękne. Także na gorąco ;)
Zawieszka podobna, tak samo zrobiona, ale kolory trochę inne. I widać jak to "trochę" jest istotne.
Mam wrażenie, że na tej zawieszce panuje zupełnie inny klimat. Owszem, można ją skojarzyć z wakacjami, morzem czy przestrzenią, ale jest zdecydowanie... chłodniej. Nie wiem czy to tylko moja wyobraźnia, czy nie nakłada się tu udręczenie temperaturami zaokiennymi. Cieszę się, że jeszcze jest woda i nie ma zakazu podlewania ogrodów etc. jak w niektórych ościennych gminach. Doceniam też przykręcony do balustrady balkonu parasol :).
I zamierzam pikować... siewki słoneczników. Życie jest piękne. Także na gorąco ;)
środa, 12 czerwca 2019
Bardzo niebieska
Zawieszka była potrzebna, jak to się mówi, na szybko. I oczywiście zrobiła się szybko, bo tego typu zawieszki tak mają.
Kiedy byłam dzieckiem ten odcień niebieskiego, który jest na uszku do zawieszania i obramowaniu był moim ulubionym. Nie w każdym komplecie kredek była taka. Pamiętam nawet przechowywany niemal już ogryzek kolorowego ołówka w tym pięknym kolorze ;).
Siedzę w różach i fioletach, więc miło na zdjęciu popatrzeć na coś innego ;).
Kiedy byłam dzieckiem ten odcień niebieskiego, który jest na uszku do zawieszania i obramowaniu był moim ulubionym. Nie w każdym komplecie kredek była taka. Pamiętam nawet przechowywany niemal już ogryzek kolorowego ołówka w tym pięknym kolorze ;).
Siedzę w różach i fioletach, więc miło na zdjęciu popatrzeć na coś innego ;).
poniedziałek, 10 czerwca 2019
Skomplikowana purpura
Mam wrażenie, że to jedna z najładniejszych zakładek, jakie udało mi się zrobić. Tym razem nie klasyczne krzyżyki i nie "kocykowa" przeplatanka, ale skomplikowane zygzaki i proste. Robiłam już oczywiście podobne zakładki, ale zawsze zygzaki szły niejako liniami. tym razem szaleją.
Miałam dożo frajdy z tego przeplatania, ale i cierpliwości trochę było potrzeba, żeby zachować symetrię.
Zakładkę dołączoną do książki wręczaliśmy dziś w godne ręce, a tuż przedtem pomyślałam, że chyba nie mam zdjęcia... Już byłam gotowa rozpakowywać prezent :D, ale w końcu tego nie zrobiłam. I dobrze - fotka była w odpowiednim folderze...
Pomyślałam, że pokażę jeszcze jak ładnie udało mi się dobrać kolor pelargonii do dzwonków. Zaskoczyło mnie to :). (Oczywiście dziś już kwitnie obficiej)
Miałam dożo frajdy z tego przeplatania, ale i cierpliwości trochę było potrzeba, żeby zachować symetrię.
Zakładkę dołączoną do książki wręczaliśmy dziś w godne ręce, a tuż przedtem pomyślałam, że chyba nie mam zdjęcia... Już byłam gotowa rozpakowywać prezent :D, ale w końcu tego nie zrobiłam. I dobrze - fotka była w odpowiednim folderze...
Pomyślałam, że pokażę jeszcze jak ładnie udało mi się dobrać kolor pelargonii do dzwonków. Zaskoczyło mnie to :). (Oczywiście dziś już kwitnie obficiej)
środa, 5 czerwca 2019
Z zapasów
Ciągle jeszcze mam zapasy starych mulin - nawet z czasów, kiedy Ariadna nie numerowała kolorów i z czasów, kiedy mulinę przywoziło się z zagranicy, bo u nas było co było - czy raczej nie było tego, czego nie było. Pamiętam zachwyt kolorami motków w Rumunii - tak, w biednej Rumunii...
Problem w tym, że ogromnie dużo tych 'zapasowych" nici jest w rozmaitych odcieniach różu.
B ędzie zatem w najbliższym czasie trochę różowo-fioletowych prac, bo jednak chciałabym w końcu te nici zużyć... Będzie, o ile mi się nie znudzi ten róż, który nie jest moim ulubionym kolorem...
Ale niektóre odcienie są interesujące, trzeba to uczciwie przyznać.
Dziś (tak, to jeszcze dziś) zakładka. Przeplatana. To jest ta, która miała być zupelnie inna - jak pisałam w którymś z poprzednich wpisów, ale zanim zaczęłam robić to "inne",moje ręce same zaczęły kocykową przeplatankę i żal było pruć.
Nie sam róż, samego bym chyba nie zdzierżyła.
Fiolet i purpura ratują przed cukierkowatością. Przenikające się kolory prowokują do przyglądania się i szukania kontynuacji - jak w labiryncie..
PS. Specjalistki od szydełka zapraszam do udziału w wyzwaniu Moniki, o tu [klik]
Problem w tym, że ogromnie dużo tych 'zapasowych" nici jest w rozmaitych odcieniach różu.
B ędzie zatem w najbliższym czasie trochę różowo-fioletowych prac, bo jednak chciałabym w końcu te nici zużyć... Będzie, o ile mi się nie znudzi ten róż, który nie jest moim ulubionym kolorem...
Ale niektóre odcienie są interesujące, trzeba to uczciwie przyznać.
Dziś (tak, to jeszcze dziś) zakładka. Przeplatana. To jest ta, która miała być zupelnie inna - jak pisałam w którymś z poprzednich wpisów, ale zanim zaczęłam robić to "inne",moje ręce same zaczęły kocykową przeplatankę i żal było pruć.
Nie sam róż, samego bym chyba nie zdzierżyła.
Fiolet i purpura ratują przed cukierkowatością. Przenikające się kolory prowokują do przyglądania się i szukania kontynuacji - jak w labiryncie..
PS. Specjalistki od szydełka zapraszam do udziału w wyzwaniu Moniki, o tu [klik]
poniedziałek, 3 czerwca 2019
Kolorowa bez supełków
Radości życia rodzinnego zajmują nam od soboty niemal wszystkie myśli :).
Nowy członek rodziny, choć kochany od wielu miesięcy, dopiero od soboty daje się w pełni obejrzeć :)
A praca goni.
Zatem szybko pokazuję zakładkę, o której już wspominałam poprzednio.
Samo spojrzenie na zdjęcie zachęca mnie do szukania głębi i przenikających się kolorów. Co, gdzie, jak...
Pozdrawiam wszystkich Czytających i śmigam do pracy...
Nowy członek rodziny, choć kochany od wielu miesięcy, dopiero od soboty daje się w pełni obejrzeć :)
A praca goni.
Zatem szybko pokazuję zakładkę, o której już wspominałam poprzednio.
Samo spojrzenie na zdjęcie zachęca mnie do szukania głębi i przenikających się kolorów. Co, gdzie, jak...
Pozdrawiam wszystkich Czytających i śmigam do pracy...