Zaczęło się od tego, że rodzinne Malątko dorosło do momentu, w którym Rodzice uznali, że potrzebny by był mu stoliczek.
Natychmiast przypomniałam sobie biały stoliczek z mojego dzieciństwa, cudem uratowany z wojennej zawieruchy - pełnił niegdyś rolę stolika nocnego mojego Dziadka. Jakoś tak się złożyło, że nie zabieraliśmy go do siebie, kiedy nasze dzieci były małe. Pytanie brzmiało "Gdzie on jest?". Ze dwa telefony, szybkie konsultacje i się znalazł. Okazało się, że był (oczywiście) w czeluściach piwnicy mojej Mamy. Po wydobyciu i obmyciu z kurzu ukazała się nieco sfatygowany, ale wciąż pełen gracji mebelek... z naklejkami świadczącymi o tym, że musiały go używać moje dzieci podczas pobytów u Dziadków. Ale nikt tego nie pamięta...
Mebelek zdecydowanie wymagał odrestaurowania...
A ja nie zrobiłam zdjęcia poglądowego "jak było".
Spędziłam natomiast dwa urocze sierpniowe dni z opalarką, papierami ściernymi, skrobakami...
Co tu dużo mówić - łatwo nie było. Te wszystkie detale stanowiące o uroku stoliczka okazały się oczywiście koszmarem, jeśli chodzi o oczyszczanie z farby... Starałam się jak mogłam. Było prawie idealnie... Oczyma duszy widziałam jaki będzie piękny i nowiutki i co zrobię z rozklekotaną szufladą...
Samo dopieszczenie detali wzięli na siebie już Rodzice Malątka. I nawet sam nowy właściciel stoliczka się przykładał... :D.
Prawdę mówiąc zastanawiałam się, czy dna szuflady w ogóle nie wymienić, ale ostatecznie w ruch poszła szpachla do drewna...
I okazało się, że wszystko się dobrze trzyma.
Można było zatem wykończyć szufladkę tak, jak to sobie od początku wymarzyłam... Od spodu też ma paseczki.
I stoliczek już we właściwym miejscu. W dzieciństwie nie doceniałam jego uroku. Od początku był malowany na biało, ale myślę, że gdyby był pokryty fornirem czy politurą nadawałby się do eleganckiego salonu...
Zastanawiam się, czy mojemu Dziadkowi przyszło do głowy, że z tego stolika będzie korzystał jego praprawnuk... I w ogóle ciekawe kto ten stoliczek kiedyś kupił czy zamówił... ale tego już się nie dowiemy...
Jaki piękny. I te toczone nóżki mają w sobie tyle uroku. W dodatku drewno, jak widać solidne - wspaniałe są takie pamiątki.
OdpowiedzUsuńZaskakująco zdrowy i trwały. Toż on ma pewnie ze sto lat albo blisko tyle. Cieszę się, że znowu służy.
UsuńNawet ten uchwyt przy szufladzie jest toczony ;) A nóżki cudne faktycznie.
Uroczy <3
OdpowiedzUsuńTyle mi to radości sprawiło ;)
UsuńWyszedł naprawdę super. Pozdrawiam!^^
OdpowiedzUsuńDziękuję! Wspólnymi siłami - bo malowanie już nie moje - lubię takie rodzinne akcje :)
UsuńPrzecudny!!! Malątko jest szczęściarzem :)
OdpowiedzUsuńAno, ma świetnych rodziców i stoliczek po przodkach :D.
Usuńłał!!! Fantastycznie Ci wyszedł :) Jaką farbą pomalowałaś?
OdpowiedzUsuńCórka malowała, więc nie umiem powiedzieć. Ale taką nadającą się do mebli dla dzieci, została im po malowaniu łóżeczka.
UsuńBrawo, to metamorfoza genialna, no totalnie mi się spodobała. Ja bardzo podziwiam takie metamorfozy, brawo biję głośno i na stojąco. Idealna metamorfoza!!! :) <3
OdpowiedzUsuńOjej, dziękuję serdecznie. Ja się cieszę ogromnie z tego, że nam się udało.
UsuńMały Matejko, to znaczy metamorfoza bardzo udana.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Pracował papierem ściernym...
UsuńAgato wyszedł rewelacyjny !!!! Nogi to cały jego urok ale wiem jak trudno je oczyścić .... brawo za odwagę i determinację , było warto dac mu drugie życie!!!!
OdpowiedzUsuńWarto było - a jaka satysfakcja :)
UsuńCieszę się jak dziecko z niego.
Taki w starym stylu!, bardzo mi sie podoba:)
OdpowiedzUsuńNo stary jest, przedwojenny... :) Lubię starocie.
Usuń