Na pożegnanie gór nasz ulubiony słupek z Bobrowcem w tle :)
Dawno temu, kiedy starsze Kamziki* nie były jeszcze wcale kamzikami, tylko trzeba było je przekonywać do wędrowania opowiadaniem po drodze bajek, a Kamzik najmłodszy był jeszcze w dość mglistych planach, zrobiliśmy tu zdjęcie dwóch słodziaków w amarantowych kurteczkach. Po latach odszukaliśmy słupek i robimy przy nim zdjęcia, kiedy jesteśmy na Długim Upłazie, już pod Rakoniem. Tak oto tworzą się tradycje rodzinne :). Słupek jest jedyny w swoim rodzaju - przez te dwie kreski u góry nie da się go pomylić z żadnym innym po drodze.
A tu na absolutne pożegnanie gór widok z Zawratu ku wschodowi (z grubsza):
Dla chętnych niżej jest z opisem co widać :)
No i śpiewamy, śpiewamy. W doskonałym towarzystwie
Jedyne "niestety" to to, że Orkisz dośpiewuje "tylko my", a u mnie się śpiewa "oprócz nas". :)
-------------------------------
* Zastanawiam się czy to kiedyś już wyjaśniałam. Kamzik to po słowacku kozica :)
I zdjęcie z opisem:
1 - Gerlach
2 - Rysy, po ich prawej piramida Wysokiej
3 - Mięguszowieckie szczyty (przed nmi Cubryna)
4 - Koprowy Wierch - najwyższy do tej pory zdobyty przez Kamziki na własnych nogach (2363 n npm)
Ta wielka obła góra na bliższym planie to Miedziane, po prawej Szpiglasowa Przełęcz i Szpiglasowy Wierch.
Kamziki:)))))
OdpowiedzUsuńNo i cudna taka, na dodatek wspólna rodzinna, pasja.
My jeżeli chodzi o chodzenie po górach to zupełne mięczaki jesteśmy i już nam raczej się to nie zmieni, a szkoda, szkoda wielka. Choć gdzieś w sercu to mi się marzy taka wspólna wyprawa, oczywiście nie w aż takie szczyty! :)
Pasja rzeczywiscie daje wiele radości (jak pewnie każda dzielona rodzinnie pasja) ale oczywiście wymagała trochę pracy i cierpliwości, porzezwyciężania lenistwa :)
UsuńA wyprawy mogą być przecież fantastyczne i po płaskim ;) My lubimy chodzić razm na spacery do lasu. Albo na sanki - też tradycja :)
A kamziki dlatego, że prują po tych górach na wyścigi. Kiedyś nam się zrodziła refleksja, że człowiek rodzi dzieci, wychowuje, a potem okazuje się, że to jakieś kozice i nie da się za nimi nadążyć. :))
UsuńZnaczy słupek jest z tego szlaku, od którego ja w tym roku startowałam :)))
OdpowiedzUsuńZresztą to była dokładnie moja pierwsza w życiu trasa po górach. W tym roku był na nią powrót po... ponad 18 latach. Zwróciłam uwagę na te słupki (choć może nie dokładnie na ten "Wasz"), bo szedł obok tata z córką, który tłumaczył córce, co oznaczają słupki, co znaczy numeracja... A ja tak sobie szłam i podsłuchiwałam, i potem patrzyłam na kolejną numerację :)
Świetna rodzinna tradycja :)))
No prosze, to szliśmy tam górą po Twoich śladach. Bo startowaliśmy ze Słowacji i wracaliśmy na słowacką stronę.
UsuńJeśli chodzi o szlaki to przypuszczam, że był to też pierwszy mój szlak w górach w dzieciństwie (choć wtedy nie chodziło się wyłącznie szlakami). Nie powiem ile lat temu :P
W każdym razie te widoki mają coś z sięgania do pierwszej miłości...
A gdy byłam dzieckiem słupki graniczne były czymś fascynującym. Na dodatek za nimi był inny, niezbyt dostępny świat... Ile emocji dostarczało "przejście" na czechosłowacką wówczas stronę...
UsuńA wiesz, że w niektórych moejscach w górach te słupki są namalowane na skałach?
Agaja i mnie te słupki dostarczają od dziecka wiele emocji. Ba kiedyś za takie właśnie "przejście" zostaliśmy całą rodziną złapani przez pana granicznika a potem deportowani oficjalnie do Polski. Oj a my tylko jagody zbieraliśmy w odległości może metra po ichniejszej stronie.
UsuńAuu. Tak poważnie przez przejście graniczne? To musiał być służbista do n-tej potęgi. Albo byliście poważnym zagrożeniem - jagody zabieraliście!
UsuńJa sobie bardzo cenię to, że obecnie granicę w górach można przekraczać w dowolnym miejscu.
Ale korci mnie by przytoczyć dialog z daaawnyc hczasów, kiedy z Chochołowskiej chodziło się "na lewo" na Rohacze. Mieszkaliśmy z męzem w "szóstce" z symaptycznymi chłopakami, rok przed rozpadem ZSRR. No i wiadomo było gdzie chłopcy idą następnego dnia. Mój mąż trochę złośliwie podpytuje:
- A co powiecie gdy spotkacie słowackiego wopistę?
Chłopiec myśli, myśli, po czym z nutą zadumy odpowiada:
- Ahoooj!
(dla niezorientowanych, to słowacku tyle co "cześć" - tak się pozdrawiają prawdziwi turyści na szlakach (albo też mówią "dzień dobry")
Mogę dodać tylko jedno... "Świetna rodzinna tradycja" :)
OdpowiedzUsuńbuziaki wielkie :****
Ha, miło mi, chocto tradycja nie zawsze łatwa do sięganai po nią :)
UsuńŚciskam!
no cóż
OdpowiedzUsuńnie pozostaje mi nic innego, jak dodać: Świetna rodzinna tradycja :)))
Umówiłyście się? :))
UsuńMyślę, że już za rok możecie podobną zacząć wprowadzać w życie. ;)
Zaczęłam sie zastanawiać czy nasze dzieci swoim dzieciom też tam będą robić zdjęcia :)
Takie tradycje rodzinne to tak :) Nie dość że piekne to jeszcze zdrowe :)
OdpowiedzUsuń:))
UsuńZaczęłam sie zastanawiać na d tym, co napisałaś, no i rzeczywiscie pewnie można mieć niezdrowe tradycje. Ale mnie to określenie kojarzy się jakoś tak zawsze pozytywnie, że tradyucja rodzinna to coś wartego pielegnowania (i tworzenia).
No ale u mnie szklanka zawsze jest do połowy pełna - staram się przynajmniej.
Dzęi. NIe byo źle, bo w sumie ani razu nie zlało nas porządnie. A było kilka rewelacyjnie słonecznych dni.
OdpowiedzUsuńSuper tradycja - dla nas to..Dni Ułana;)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, żeby były wspólne chwile, to bardzo zacieśnia więzi;)
Uściski;)
A na koniu/koniach czy w roli widzów?
UsuńUściski odwzajemniam :))
Są, są ludzie, mój syn robił przedwczoraj zdjęcia ślubne w Tatrach!
OdpowiedzUsuńRewelacja plener!
Zauważyliśmy tę nową modę. Współczułam pannie młodej wykręcającej obcasy na kamieniach ;)
Usuń