Dziękuję bardzo za zwerbalizowane skojarzenia w komentarzach do piaskowego wpisu.
Roślinki (bo było ich więcej) kiełkujące w plażowym piasku wyglądały zaskakująco. I - tak, tak - słodko. Pierwsze co pomyślałam, antropomorfizując, to to, że "takie dzielne" nasionka, na przekór niesprzyjającym warunkom kiełkują...
A potem jednak włączył się rozum. Nie jestem przyrodnikiem ani biologiem, więc mogę nie mieć racji, ale mam pewne doświadczenie empiryczne... Jako dziecko (i nie-dziecko) nie raz i nie dwa budowałam zamki i kopałam studnie na plaży i doskonale wiem, że pod tym cudownym suchym piaskiem jest.... mokry piasek (czasem odrobinę grubszy), a potem jest... słona woda i bardzo mokry piasek. Nasionko kiełkuje tam, gdzie jest ciemno (a tak jest pod piaskiem), ciepło i wilgotno. I owszem, wykiełkuje na piasku (wykiełkuje nawet na mokrej wacie, co pewnie część z nas będzie niedługo trenować), ale wykiełkować to jedno, a wyrosnąć w dorosłą roślinę, to drugie... I dlatego ta wzruszająca roślinka kojarzy mi się z tym nierozsądnym facetem z Biblii, który budował na piasku. A budowanie na piasku... Mam w rodzinie rozmaitej maści budowlańców i całe życie słucham różnych opowieści... Ba, rozmawiałam kiedyś z jedną panią architekt, która powiedziała mi, że nie podejmuje się projektowania domu, jeżeli inwestor nie zgadza się na przeprowadzenie badań stabilności gruntu (to określenie niefachowe, takie badanie podnosi koszt budowy i niektórzy woleliby je sobie podarować...). No i można sobie dalej rozwijać już na własny użytek pytania o to na czym budujemy i na jakiej skale.... (i tak, wiem, że piasek to też skała, ale to już jak z tą czekoladową sałatką...).
Pomyślałam sobie jeszcze, że sądzenie po pozorach ma dwa oblicza - można coś/kogoś/sytuację ocenić za nisko, ale można i za wysoko. Można źle ocenić miejsce kiełkowania... samo ciemno, ciepło i wilgotno, to może być trochę mało. Co ciekawe, czasem tak niewiele trzeba się przesunąć... te same nasionka kilka, czy kilkanaście metrów dalej już miałby szansę wyrosnąć... Bo parę metrów dalej pod piaskiem już jest ciut więcej niż mokry piasek...
No i tak mi się filozoficznie skojarzenia potoczyły...
Chyba już tęsknię za tym ↓ spokojem...
PS.
Najmłodszy Kamzik po przeczytaniu wpisu najpierw stwierdził "Gdyby to była palma, to byłoby Lazurowe Wybrzeże", a potem zrobił mi wykład o sukcesji pierwotnej :) W sumie dobrze wiedzieć, że dziecko jednak w miarę skutecznie uczy się do egzaminu... (i oby to nie było to pochopne ocenianie :P ).
Pomyslalam, to samo co Najmlodszy...
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judyta
Czyli ten sam duch.
UsuńSerdeczności mnóstwo!
Najmłodszy Kamzik ma dobre oko :)
OdpowiedzUsuńJa też już tęsknię... i choć wiem, że tego spokoju którego pragnę nie uzyskam, odliczam dni do czerwca ...
:*****
Trzeba łapać te spokojne momenty z dni bieżących. A "do reszty" kiedyś się wypocznie...
Usuń:****
Ależ Ci dobrze, choć nie wakacje, to jednak odwiedziłaś Wybrzeże :)))
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze. :) Chętnie bywałabym tam częsciej, ale nie zawsze jest to możliwe.
Usuńza morzem tęsknię zawsze :)
OdpowiedzUsuńmnie ciągle brakuje obcowania z przyrodą. czasami myślę, że mogłabym zamieszkać w szałasie w samym środku lasu :)
i racja, że żeby z nasionka cos wyrosło trzeba je posiać do właściwej gleby, a przede wszystkim nie zapominać o właściwej pielęgnacji. wszystko co jest zaniedbane, umiera
W szałasie to ja chyba już niekoniecznie jednak.... :)
UsuńJa chyba jeszcze bardziej niż za morzem tęsknię za spokojem...
mnie się jeszcze skojarzyła przypowieść o siewcy, ale nie chciałam przesadzić z interpretacjami :)
OdpowiedzUsuńTeż mi się kojarzyła, ale potem stwierdziałm, że nie do końca. I chyba byłam w błędzie, bo po prostu patrzyłam nie z tej strony co trzeba było.
UsuńEch.....poszłabym tą plażą
OdpowiedzUsuńOdliczam dni do urlopu
W jedną stronę plażą, w drugą klifem (różnca wysokości jest naprawdę spora). :)
UsuńTak patrzę na te nadmorskie zdjęcia i nabrałam chęci żeby pojechać właśnie teraz kiedy tak spokojnie na plażach.Szkoda że nie jest to możliwe z wielu powodów.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń