Chyba jeszcze nie było tak, żeby niemal cała zakładka powstała w podróży. Jest w tej więc coś wyjątkowego. Droga wiodła w różne strony, w sumie daleko (choć do tych planowanych 2 tys. nie dobiliśmy - na szczęście). Trochę w tłoku (za wąskie te nasze autostrady na piątkowy ruch...), trochę w pustce (niedziela, ach niedziela), z bajecznymi złocistościami za oknami (rzepak! żarnowce!), z kolosalnymi zmianami klimatu... Dobrze podróżuje się z kimś z kim można i pogadać, i pomilczeć. I z kim dzieli się gusta muzyczne :).
A zakładka obfotografowana jeszcze w aucie wygląda tak:
Styl etno :)
piątek, 29 maja 2015
czwartek, 28 maja 2015
Losowanie
Nie było bardzo trudne. Zważywszy na niewielką liczbę uczestników każda z Pań miała sporą szansę na wylosowanie zakładki. Dokładnie 12,5% szansy.
Uczestniczki w kolejności zgłoszeń:
1. Basia (5porroku.blogspot.com)
2. Polly Anna (mojadroga-blog.blogspot.com oraz dolnyslaskturystyka.blogspot.com)
3. Emka (blogemki.blogspot.com)
4. Julia K (na-koncu-flesza.blogspot.com)
5. Tesa57 (tessart57.blogspot.com)
6. Małgorzata B (sutaszgochy-artsmak.blogspot.com)
7. Mika (zapach-dnia.blogspot.com)
8. Mysia (mysianorka1.blogspot.com)
Bardzo Wam dziękuję! A wszystkich zapraszam do odwiedzenia ich blogów - warto :)
Losy zostały umieszczone w mini-filiżance,
zaś roli Sierotki podjął się Najmł. Kamzik.
And the Winner is...
Julio droga, proszę o przesłanie adresu na maila kontaktdoagai(at)gmail.com ;)
Oczywiście jak będziesz mogła...
Raz jeszcze dziękuję za udział :)
Uczestniczki w kolejności zgłoszeń:
1. Basia (5porroku.blogspot.com)
2. Polly Anna (mojadroga-blog.blogspot.com oraz dolnyslaskturystyka.blogspot.com)
3. Emka (blogemki.blogspot.com)
4. Julia K (na-koncu-flesza.blogspot.com)
5. Tesa57 (tessart57.blogspot.com)
6. Małgorzata B (sutaszgochy-artsmak.blogspot.com)
7. Mika (zapach-dnia.blogspot.com)
8. Mysia (mysianorka1.blogspot.com)
Bardzo Wam dziękuję! A wszystkich zapraszam do odwiedzenia ich blogów - warto :)
Losy zostały umieszczone w mini-filiżance,
W tle Kamzik-Sierotek :) |
zaś roli Sierotki podjął się Najmł. Kamzik.
And the Winner is...
Gratulacje :)
Julio droga, proszę o przesłanie adresu na maila kontaktdoagai(at)gmail.com ;)
Oczywiście jak będziesz mogła...
Raz jeszcze dziękuję za udział :)
środa, 27 maja 2015
Mama czy nie mama
Na fali obchodów Dnia Matki, jak dla nas w pewnym sensie wyjątkowego, bo obie nasze Mamy zdołaliśmy ucałować w tym samym dniu, choć dzieli je 300 km, przypomniały mi się wyczytane gdzieś dywagacje na temat zwracania się do matki męża/żony per "Mamo". Byłam zaskoczona prezentowaną przez rozmaite panie (nie kojarzę, by wypowiadał się pan, ale nie wykluczam) siłą oburzenia i buntu. Byłam zaskoczona, bo mnie ślub kojarzy się z przyjęciem wybranka/wybranki dziecka do rodziny. Dwustronnym - jeśli mogę tak powiedzieć. Wciąż mam w uszach głos mojej Babci, która uradowana listem mojego męża wysłanym z wojska. mówiła "To przecież mój wnuk, no nie rodzony, ale wnuk" (czy jakoś podobnie, sens był ten w każdym razie) - i sama do niego pierwsza napisała.... I pamiętam panią na ślubie syna cieszącą się, że "będzie córka" (i miała na myśli żonę syna, a nie dziecko w drodze, bo takowego nie było).
Ale oburzenie i bunt w przywołanych wyżej wypowiedziach naprawdę mnie zastanowiły. I tak próbuję sobie ułożyć, dlaczego zwracam się do Teściowej per "Mamo" a nawet "Mamusiu".
Niewątpliwie rolę odgrywa tu tradycja, że tak się mówi do matki żony/męża (i analogicznie do ojca). No ale dlaczego tak się mówi? Myślę, że to wynika z podejścia do małżeństwa. Że jeżeli "biorę sobie ciebie za męża/żonę" to biorę z całym życiem i całą historią życia i - tak, tak - z Twoją rodziną. Zaczynamy tworzyć coś unikalnego, nowego (małżeństwo to coś o wiele więcej niż związek partnerski), jedynego w swoim rodzaju. I to "stajemy się jedno" ma również ten wymiar, że stajemy się jakby dziećmi tych samych rodziców. Stąd naturalne jest mówienie do nich tak samo, jak mówi ich rodzone dziecko. Rodziców ma się na zawsze (czy żyją, czy nie, jestem dzieckiem tych samych rodziców). W małżeństwo wchodzi się (a przynajmniej powinno się wchodzić) z założeniem, że to na zawsze - z założeniem, że dotrzymamy dawanego sobie słowa (czy to tego dawanego w kościele czy tego dawanego w USC).
Natomiast gdybym nie miała takiego podejścia do małżeństwa, albo odżegnywała się od małżeństwa w ogóle, to chyba rzeczywiście nie pasowałoby mi mówienie "mamo/tato".
Nie chcę tu mówić o sytuacjach skrajnych, w których dziecko z takich czy innych powodów odcina się od rodziny i to "mamo, tato" nawet temu dziecku nie zawsze przechodzi przez usta.
Nie twierdzę też, że to łatwo jest zacząć mówić "mamo, tato" do kogoś do kogo wcześniej mówiło się "proszę pani, proszę pana". ;) Mnie przynajmniej nie było łatwo. Tak jak i Teściom pewnie nie było łatwo zacząć myśleć o mnie jako członku rodziny ;) (to jest wzajemne, na pewno).
Ale oburzenie i bunt w przywołanych wyżej wypowiedziach naprawdę mnie zastanowiły. I tak próbuję sobie ułożyć, dlaczego zwracam się do Teściowej per "Mamo" a nawet "Mamusiu".
Niewątpliwie rolę odgrywa tu tradycja, że tak się mówi do matki żony/męża (i analogicznie do ojca). No ale dlaczego tak się mówi? Myślę, że to wynika z podejścia do małżeństwa. Że jeżeli "biorę sobie ciebie za męża/żonę" to biorę z całym życiem i całą historią życia i - tak, tak - z Twoją rodziną. Zaczynamy tworzyć coś unikalnego, nowego (małżeństwo to coś o wiele więcej niż związek partnerski), jedynego w swoim rodzaju. I to "stajemy się jedno" ma również ten wymiar, że stajemy się jakby dziećmi tych samych rodziców. Stąd naturalne jest mówienie do nich tak samo, jak mówi ich rodzone dziecko. Rodziców ma się na zawsze (czy żyją, czy nie, jestem dzieckiem tych samych rodziców). W małżeństwo wchodzi się (a przynajmniej powinno się wchodzić) z założeniem, że to na zawsze - z założeniem, że dotrzymamy dawanego sobie słowa (czy to tego dawanego w kościele czy tego dawanego w USC).
Natomiast gdybym nie miała takiego podejścia do małżeństwa, albo odżegnywała się od małżeństwa w ogóle, to chyba rzeczywiście nie pasowałoby mi mówienie "mamo/tato".
Nie chcę tu mówić o sytuacjach skrajnych, w których dziecko z takich czy innych powodów odcina się od rodziny i to "mamo, tato" nawet temu dziecku nie zawsze przechodzi przez usta.
Nie twierdzę też, że to łatwo jest zacząć mówić "mamo, tato" do kogoś do kogo wcześniej mówiło się "proszę pani, proszę pana". ;) Mnie przynajmniej nie było łatwo. Tak jak i Teściom pewnie nie było łatwo zacząć myśleć o mnie jako członku rodziny ;) (to jest wzajemne, na pewno).
Ilość dowcipów o relacjach teściowa-synowa pokazuje, że nie zawsze jest to relacja łatwa. Przyznam, że boli mnie bezmyślne powielanie tych dowcipów, bo jednak mam przeświadczenie, że dobrych teściowych i dobrych synowych jest nieporównanie więcej niż złych. a byłoby jeszcze więcej, gdy one same nie dawały wiary dowcipom... :)
czwartek, 21 maja 2015
Dyplomowa
Niespodziewanie dyplomowa :).
Nie, nie napisałam doktoratu (i chyba raczej nie nie napiszę).
Egzamin dyplomowy będzie miał Najmł. Kamzik we wtorek. A właściwie będzie go grał :).
Wykonanie do wtorku zakładki z kluczem altowym (i najlepiej jeszcze drugiej z wiolinowym) byłoby zapewne możliwe, gdybyśmy nie mieli w planie zrobienia od piątku do poniedziałku blisko 2000 km albo i wiecej (jak to jest, że te wyjazdy się tak kumulują, pierwotne plany były na tysiąc zaledwie, a teraz wyjdzie cała Polska południkowo i to ze dwa razy i nawet trochęe na skos) . Zatem "Pani od instrumentu" otrzyma zakładkę, którą skończylam w niedzielę i która ogromnie mi się podoba. Może dlatego, że znowu jest trochę inna od poprzednich. Wklejam tu zdjęcie jednej strony, wykonane komórką, co nadało mu ciekawy efekt, jakby było rysowane kredkami czy malowane. Ale zapewniam, że to jest wyhaftowana zakładka, obie strony identyczne, z tej "drugiej", niewidocznej na zdjęciu jest tylko więcej żółtego w pióropuszu.
Chyba zacznę kolejną w samochodzie jutro...
Nie, nie napisałam doktoratu (i chyba raczej nie nie napiszę).
Egzamin dyplomowy będzie miał Najmł. Kamzik we wtorek. A właściwie będzie go grał :).
Wykonanie do wtorku zakładki z kluczem altowym (i najlepiej jeszcze drugiej z wiolinowym) byłoby zapewne możliwe, gdybyśmy nie mieli w planie zrobienia od piątku do poniedziałku blisko 2000 km albo i wiecej (jak to jest, że te wyjazdy się tak kumulują, pierwotne plany były na tysiąc zaledwie, a teraz wyjdzie cała Polska południkowo i to ze dwa razy i nawet trochęe na skos) . Zatem "Pani od instrumentu" otrzyma zakładkę, którą skończylam w niedzielę i która ogromnie mi się podoba. Może dlatego, że znowu jest trochę inna od poprzednich. Wklejam tu zdjęcie jednej strony, wykonane komórką, co nadało mu ciekawy efekt, jakby było rysowane kredkami czy malowane. Ale zapewniam, że to jest wyhaftowana zakładka, obie strony identyczne, z tej "drugiej", niewidocznej na zdjęciu jest tylko więcej żółtego w pióropuszu.
Chyba zacznę kolejną w samochodzie jutro...
środa, 20 maja 2015
350 - jak w życiu: radość z troską
Zastanawiałam się, czy publikować "jubileuszowy" wpis. Zdecydowałam, że tak, bo jest to okazja do podziękowania tym, którzy czytają i kibicują, w szczególności tym, którzy znajdują dobre słowo i chwilę na napisanie komentarza. I tym, którzy "obserwują".
Jestem bardzo wdzięczna za znajomości zawarte dzięki blogowi, znajomości z których kilka przerodziło się nawet w znajomość w tzw. realu. Chciałabym móc spotkać się cześciej, ale wiadomo: czas, odległości etc.
Nie sądziłam, że prowadzenie bloga będzie tak korzystne dla mnie samej. Że pomoże stanąć w prawdzie, odkryć w sobie pewne (niekoniecznie dobre) cechy i skłonić do pracy na nimi. Albo - skłoni do tego, by starać się pogodzić z tym, co wydawało się, że wyglada inaczej.... ("a myśmy sie spodziewali..." - takie spodziewanie sie czasem prowadzi na manowce...) Ale też pomoże czasem w precyzowaniu opinii, stanowiska (niekoniecznie nawet potem upublicznianego na blogu).
Tyle jubileuszowo. Gdyby ktoś chciał, to jeszcze otwarte są w poprzednim wpisie zapisy na zakładkę (o ile się podoba).
W cieniu tej obrzydliwej (tak, nie waham się użyć tego słowa) kampanii wyborczej, której odpryski docierają do mnie przez FB (nie oglądam telewizji - na szczęście) ginie inna poważna sprawa. (Nie, nie mówię że wybory prezydenta nie są poważne, Są. Tylko czemu z takim brudem?)
Dlatego wklejam w całości:
Szanowna Pani Premier,
piszemy do Pani z prośbą o pomoc.
Mijają cztery lata, odkąd w Syrii rozpoczęła się wojna. Wskutek walk armii reżymu Baszara al-Asada z oddziałami opozycji – a następnie ofensywy tzw. Państwa Islamskiego – cierpienia doświadczyły w tym kraju miliony niewinnych ludzi.
Według danych Organizacji Narodów Zjednoczonych wojna pochłonęła co najmniej 220 tys. ofiar. Ponad 10 milionów Syryjczyków musiało uchodzić z domów – z czego prawie 4 miliony uciekło za granicę. Konflikt zapoczątkował największą od dekad katastrofę humanitarną na świecie.
W dniach, w których piszemy do Pani Premier ten list, walki wkraczają w decydującą fazę. Mnożą się doniesienia o starciach między armią rządową a oddziałami Państwa Islamskiego. Przybywa wiadomości o zwycięstwach tych drugich. Islamiści są już na przedmieściach stolicy kraju, Damaszku. Wielu jego mieszkańców może wkrótce podzielić los innych Syryjczyków-niemuzułmanów, którzy w minionych miesiącach, pozostając na terenach zajętych przez Państwo Islamskie, ginęli bądź byli prześladowani z powodu swojego wyznania.
Islamiści podjęli bowiem bezwzględną walkę z chrześcijaństwem oraz innymi wyznaniami. Według raportu World Watch 2015 Syria znajduje się w pierwszej trójce państw, w których prześladowania chrześcijan są najcięższe. Burzone i bezczeszczone są kościoły. Ludobójcza polityka – którą w specjalnej uchwale we wrześniu 2014 r. potępił Sejm Rzeczypospolitej Polskiej – nie oszczędza nawet najbardziej bezbronnych: dzieci.
W obliczu zagrożenia ofensywą Państwa Islamskiego, zwracamy się do Pani Premier z pilnym apelem o umożliwienie natychmiastowego przesiedlenia do Polski 300 rodzin chrześcijańskich z Damaszku, Homs i Aleppo (około 1500 osób), którym w najbliższych miesiącach grożą śmierć i prześladowania. Wśród wyczekujących pomocy są katolicy, prawosławni i protestanci. Przedstawiciele tych rodzin pozostają w stałym kontakcie z sygnatariuszami tego listu.
Dzięki prywatnym darczyńcom środki finansowe konieczne do sprowadzenia i pokrycia kosztów ich pobytu w Polsce zostały już zgromadzone. Brakuje wyłącznie decyzji politycznej – rozporządzenia Ministra Spraw Wewnętrznych, które umożliwiłoby wdrożenie procedury przesiedlenia syryjskich chrześcijan.
Polska zgłaszała już chęć pomocy: podczas spotkania ministerialnego w Genewie w grudniu 2014 r. jej przedstawiciel zadeklarował możliwość przyjęcia przez nasz kraj 100 uchodźców syryjskich w latach 2016–2020. Uważamy jednak, że wspomniana deklaracja jest niewspółmierna w stosunku do naszych możliwości oraz roli, którą Polska chce odgrywać w rodzinie demokratycznych krajów europejskich.
Za rok może być też za późno. Z miejsc najbardziej zagrożonych ofensywą islamskich ektremistów ludzi tych należy wydostać jak najszybciej. Dlatego wnosimy o jak zastosowanie procedury przesiedlenia, która umożliwiłaby szybkie sprowadzenie ich do naszego kraju.
Zdajemy sobie sprawę z tego, że nasz kraj coraz bardziej pomaga ofiarom wojen i konfliktów na świecie – dość przypomnieć, że schroniło się u nas wielu mieszkańców wschodniej Ukrainy, nie tylko polskiego pochodzenia. Jesteśmy jednak przekonani, że w obliczu tragedii rozgrywającej się na Bliskim Wschodzie, Polska powinna podjąć bardziej zdecydowane działania.
Pragniemy także zwrócić uwagę Pani Premier, że w najbliższych tygodniach będą się decydować losy propozycji Komisji Europejskiej dotyczącej tzw. unijnej agendy ds. migracji. Wiele wskazuje na to, że nasz kraj zostanie zobowiązany do przyjęcia pewnej liczby uchodźców z krajów Afryki, Azji i Bliskiego Wschodu. Jesteśmy pewni, że przesiedlenie 300 rodzin chrześcijańskich z Syrii zwiększyłoby rolę naszego kraju w kształtowaniu polityki azylowej Unii Europejskiej.
Szanowna Pani Premier, Polacy – tak szczególnie doświadczeni okrucieństwem II wojny światowej oraz czasów komunuzmu – posiadają wyjątkowe tradycje sprzeciwu wobec niesprawiedliwości. Bohaterowie wolnej Polski, tacy jak Jan Karski czy prof. Władysław Bartoszewski, w najtrudniejszych chwilach zabiegali o ukazanie światu prawdy o obozach koncentracyjnych, udzielali też pomocy skazanym na zagładę Żydom. Naszym pragnieniem jest, aby ukształtowane przez nich wzorce zachowania stały się stałym elementem polskiej polityki zagranicznej.
Dlatego właśnie – w obliczu tragedii syryjskich chrześcijan – prosimy Panią o pomoc dla 1500 mieszkańców Damaszku, Homs i Aleppo.
s. Małgorzata Chmielewska,
„Tygodnik Powszechny”
i Fundacja Estera
Jestem bardzo wdzięczna za znajomości zawarte dzięki blogowi, znajomości z których kilka przerodziło się nawet w znajomość w tzw. realu. Chciałabym móc spotkać się cześciej, ale wiadomo: czas, odległości etc.
DZIĘKUJĘ :)
Bukiet smagliczki w podziękowaniu :) |
Nie sądziłam, że prowadzenie bloga będzie tak korzystne dla mnie samej. Że pomoże stanąć w prawdzie, odkryć w sobie pewne (niekoniecznie dobre) cechy i skłonić do pracy na nimi. Albo - skłoni do tego, by starać się pogodzić z tym, co wydawało się, że wyglada inaczej.... ("a myśmy sie spodziewali..." - takie spodziewanie sie czasem prowadzi na manowce...) Ale też pomoże czasem w precyzowaniu opinii, stanowiska (niekoniecznie nawet potem upublicznianego na blogu).
Tyle jubileuszowo. Gdyby ktoś chciał, to jeszcze otwarte są w poprzednim wpisie zapisy na zakładkę (o ile się podoba).
~~~
W cieniu tej obrzydliwej (tak, nie waham się użyć tego słowa) kampanii wyborczej, której odpryski docierają do mnie przez FB (nie oglądam telewizji - na szczęście) ginie inna poważna sprawa. (Nie, nie mówię że wybory prezydenta nie są poważne, Są. Tylko czemu z takim brudem?)
Dlatego wklejam w całości:
Szanowna Pani Premier,
piszemy do Pani z prośbą o pomoc.
Mijają cztery lata, odkąd w Syrii rozpoczęła się wojna. Wskutek walk armii reżymu Baszara al-Asada z oddziałami opozycji – a następnie ofensywy tzw. Państwa Islamskiego – cierpienia doświadczyły w tym kraju miliony niewinnych ludzi.
Według danych Organizacji Narodów Zjednoczonych wojna pochłonęła co najmniej 220 tys. ofiar. Ponad 10 milionów Syryjczyków musiało uchodzić z domów – z czego prawie 4 miliony uciekło za granicę. Konflikt zapoczątkował największą od dekad katastrofę humanitarną na świecie.
W dniach, w których piszemy do Pani Premier ten list, walki wkraczają w decydującą fazę. Mnożą się doniesienia o starciach między armią rządową a oddziałami Państwa Islamskiego. Przybywa wiadomości o zwycięstwach tych drugich. Islamiści są już na przedmieściach stolicy kraju, Damaszku. Wielu jego mieszkańców może wkrótce podzielić los innych Syryjczyków-niemuzułmanów, którzy w minionych miesiącach, pozostając na terenach zajętych przez Państwo Islamskie, ginęli bądź byli prześladowani z powodu swojego wyznania.
Islamiści podjęli bowiem bezwzględną walkę z chrześcijaństwem oraz innymi wyznaniami. Według raportu World Watch 2015 Syria znajduje się w pierwszej trójce państw, w których prześladowania chrześcijan są najcięższe. Burzone i bezczeszczone są kościoły. Ludobójcza polityka – którą w specjalnej uchwale we wrześniu 2014 r. potępił Sejm Rzeczypospolitej Polskiej – nie oszczędza nawet najbardziej bezbronnych: dzieci.
W obliczu zagrożenia ofensywą Państwa Islamskiego, zwracamy się do Pani Premier z pilnym apelem o umożliwienie natychmiastowego przesiedlenia do Polski 300 rodzin chrześcijańskich z Damaszku, Homs i Aleppo (około 1500 osób), którym w najbliższych miesiącach grożą śmierć i prześladowania. Wśród wyczekujących pomocy są katolicy, prawosławni i protestanci. Przedstawiciele tych rodzin pozostają w stałym kontakcie z sygnatariuszami tego listu.
Dzięki prywatnym darczyńcom środki finansowe konieczne do sprowadzenia i pokrycia kosztów ich pobytu w Polsce zostały już zgromadzone. Brakuje wyłącznie decyzji politycznej – rozporządzenia Ministra Spraw Wewnętrznych, które umożliwiłoby wdrożenie procedury przesiedlenia syryjskich chrześcijan.
Polska zgłaszała już chęć pomocy: podczas spotkania ministerialnego w Genewie w grudniu 2014 r. jej przedstawiciel zadeklarował możliwość przyjęcia przez nasz kraj 100 uchodźców syryjskich w latach 2016–2020. Uważamy jednak, że wspomniana deklaracja jest niewspółmierna w stosunku do naszych możliwości oraz roli, którą Polska chce odgrywać w rodzinie demokratycznych krajów europejskich.
Za rok może być też za późno. Z miejsc najbardziej zagrożonych ofensywą islamskich ektremistów ludzi tych należy wydostać jak najszybciej. Dlatego wnosimy o jak zastosowanie procedury przesiedlenia, która umożliwiłaby szybkie sprowadzenie ich do naszego kraju.
Zdajemy sobie sprawę z tego, że nasz kraj coraz bardziej pomaga ofiarom wojen i konfliktów na świecie – dość przypomnieć, że schroniło się u nas wielu mieszkańców wschodniej Ukrainy, nie tylko polskiego pochodzenia. Jesteśmy jednak przekonani, że w obliczu tragedii rozgrywającej się na Bliskim Wschodzie, Polska powinna podjąć bardziej zdecydowane działania.
Pragniemy także zwrócić uwagę Pani Premier, że w najbliższych tygodniach będą się decydować losy propozycji Komisji Europejskiej dotyczącej tzw. unijnej agendy ds. migracji. Wiele wskazuje na to, że nasz kraj zostanie zobowiązany do przyjęcia pewnej liczby uchodźców z krajów Afryki, Azji i Bliskiego Wschodu. Jesteśmy pewni, że przesiedlenie 300 rodzin chrześcijańskich z Syrii zwiększyłoby rolę naszego kraju w kształtowaniu polityki azylowej Unii Europejskiej.
Szanowna Pani Premier, Polacy – tak szczególnie doświadczeni okrucieństwem II wojny światowej oraz czasów komunuzmu – posiadają wyjątkowe tradycje sprzeciwu wobec niesprawiedliwości. Bohaterowie wolnej Polski, tacy jak Jan Karski czy prof. Władysław Bartoszewski, w najtrudniejszych chwilach zabiegali o ukazanie światu prawdy o obozach koncentracyjnych, udzielali też pomocy skazanym na zagładę Żydom. Naszym pragnieniem jest, aby ukształtowane przez nich wzorce zachowania stały się stałym elementem polskiej polityki zagranicznej.
Dlatego właśnie – w obliczu tragedii syryjskich chrześcijan – prosimy Panią o pomoc dla 1500 mieszkańców Damaszku, Homs i Aleppo.
s. Małgorzata Chmielewska,
„Tygodnik Powszechny”
i Fundacja Estera
czwartek, 14 maja 2015
Idzie o zakład(kę)
Wiem, że pisuję rzadko, krótko i nieregularnie. I równie rzadko i nieregularnie pokazuję ostatnio zakładki. Dziś właśnie jeden z tych rzadkich momentów. Zakładka z bogactwem kolorów, które da się docenić w pełni wyłącznie w tzw. realu. Wypracowana - bardzo długo ją robiłam. Elegancka i spokojna - tak, pomimo zdawłloby się ostrych kontrastów kolorystycznych sprawia na mnie wrażenie stabilności. No i ma fakturę, nie jest jednolicie płaska.
Dlaczego tak zachwalam?
Otóż wielkimi krokami zbliża się wpis nr 350. (To następny). Postanowiłam zaprosić z tej okazji do zabawy. Można wylosować tęże właśnie zachwalaną zakładkę. (Bez wierszy Emily Dickinson, bez). Tradycyjnie proszę o zgłoszenia w komentarzach oraz o zamieszczenie banerka z linkiem na swoim blogu (ale jeśli ktoś nie prowadzi bloga, też oczywiście może uczestniczyć w losowaniu).
Zabawa potrwa do północy 26 maja - do tego czasu można się zgłaszać. Potem losowanie.
A tu banerek:
Zapraszam.
A tu jeszcze komplecik już zdekompletowany, bo zakładki (poza tą jedną, na zdjęciu jeszcze nieskończoną) poszły w świat. Ale powstaje kolejna, znowu z nieco innymi elementami :)
Dlaczego tak zachwalam?
Otóż wielkimi krokami zbliża się wpis nr 350. (To następny). Postanowiłam zaprosić z tej okazji do zabawy. Można wylosować tęże właśnie zachwalaną zakładkę. (Bez wierszy Emily Dickinson, bez). Tradycyjnie proszę o zgłoszenia w komentarzach oraz o zamieszczenie banerka z linkiem na swoim blogu (ale jeśli ktoś nie prowadzi bloga, też oczywiście może uczestniczyć w losowaniu).
Zabawa potrwa do północy 26 maja - do tego czasu można się zgłaszać. Potem losowanie.
A tu banerek:
Zapraszam.
A tu jeszcze komplecik już zdekompletowany, bo zakładki (poza tą jedną, na zdjęciu jeszcze nieskończoną) poszły w świat. Ale powstaje kolejna, znowu z nieco innymi elementami :)
poniedziałek, 11 maja 2015
T-owad
Dziś, wchodząc za którymś razem do domu, zmalazłam takie "cóś" wygrzewajace się przy drzwiach wejściowych, tuż nad przyciskami domofonu. Nie sposób przegapić. Żywe toto. W jednolitej kolorystyce jak na zdjęciu. Przypuszczam, że latające... Jakieś 2 x 4 cm.
Czy ktoś wie, co to jest? Chyba nigdy nie widziałam takiego cudaczka. :)
Czy ktoś wie, co to jest? Chyba nigdy nie widziałam takiego cudaczka. :)
czwartek, 7 maja 2015
Wartość
Słuchałam niedawno wykładu, który mocno zapadł mi w pamięć i dał do myślenia. Rzecz dotyczyła naszego (ludzkiego) poczucia własnej wartości. Myślę, że nie ulega wątpliwości, iż poczucie własnej wartości to sprawa niebłaha i bardzo wiele zależy od tego, czy jest ono prawidłowo ukształtowane. Bo źle jak go za mało i źle też jak za wiele...
Co okazało się dla mnie ważne, to zwrócenie uwagi na trzy błędy (albo pokusy) polegające na czerpaniu swego poczucia wartości z niewłaściwego źródła.
1. Jestem wartościowy tylko przez to, co robię.
2. Jestem wartościowy tylko przez to, co inni o mnie myślą/mówią.
3. Jestem wartościowy tylko przez to, co posiadam.
Jeżeli w swoim myśleniu o swojej wartości opieramy się na którymś z tych punktów (albo jakiejś ich kombinacji), to przeważnie jest to źródłem rozmaitych frustracji, lęków, stresów itd. I oczywiście nie chodzi o to, aby ignorować zdanie innych ludzi, nic nie robić, czy żyć w nędzy. Chodzi o to dlaczego coś robię, dlaczego przywiązujęwagę do zdania tej czy tamtej osoby (a innej nie), dlaczego chcę coś mieć/kupić...
Nie jestem w stanie powtórzyć wykładu słowo po słowie, mam nadzieję, że streszczenie jest w miarę jasne i łapie najważniejszy sens.
Jestem wartościowy/a jako ja, człowiek, chrześcijanin powie - jako dzieło Boga (i dziecko Boga).
Czy muszę działać, słuchać innych, mieć, by wiedzieć kim jestem?
Czy też jest odwrotnie: wiem kim jestem i dlatego działam, słucham, mam (albo nie mam).
Naprawdę, dużo do myślenia...
A ilustracja będzie nastrojowa.
Mnóstwo wspomnień wiąże się z tą piosenką... I nie, nie dotyczą Londynu :)
Co okazało się dla mnie ważne, to zwrócenie uwagi na trzy błędy (albo pokusy) polegające na czerpaniu swego poczucia wartości z niewłaściwego źródła.
1. Jestem wartościowy tylko przez to, co robię.
2. Jestem wartościowy tylko przez to, co inni o mnie myślą/mówią.
3. Jestem wartościowy tylko przez to, co posiadam.
Jeżeli w swoim myśleniu o swojej wartości opieramy się na którymś z tych punktów (albo jakiejś ich kombinacji), to przeważnie jest to źródłem rozmaitych frustracji, lęków, stresów itd. I oczywiście nie chodzi o to, aby ignorować zdanie innych ludzi, nic nie robić, czy żyć w nędzy. Chodzi o to dlaczego coś robię, dlaczego przywiązujęwagę do zdania tej czy tamtej osoby (a innej nie), dlaczego chcę coś mieć/kupić...
Nie jestem w stanie powtórzyć wykładu słowo po słowie, mam nadzieję, że streszczenie jest w miarę jasne i łapie najważniejszy sens.
Jestem wartościowy/a jako ja, człowiek, chrześcijanin powie - jako dzieło Boga (i dziecko Boga).
Czy muszę działać, słuchać innych, mieć, by wiedzieć kim jestem?
Czy też jest odwrotnie: wiem kim jestem i dlatego działam, słucham, mam (albo nie mam).
Naprawdę, dużo do myślenia...
A ilustracja będzie nastrojowa.
Mnóstwo wspomnień wiąże się z tą piosenką... I nie, nie dotyczą Londynu :)
piątek, 1 maja 2015
Różne
Różne oblicza długiego weekendu...
Zdjęcia kamzikowe są tak śliczne, że muszę je pokazać...
A u matki...
Ale jednak będzie obiad z MN. Choć trochę majówkowo. ;)
Zdjęcia kamzikowe są tak śliczne, że muszę je pokazać...
I tak, zimą ta ukochana panorama wygląda nieco inaczej, ale i tak znam je po imieniu... |
A to już zdjęcie moje, ale na zdjęciu innokamzikowa ekipa wodna :)
A u matki...
Ale jednak będzie obiad z MN. Choć trochę majówkowo. ;)