Gdzieś tam w komentarzach obiecałam pokazać
JAK robię te zakładki. Zatem przy wyszywaniu kolejnych robiłam zdjęcia i teraz uchylę rąbka tajemnicy ;). Będzie duuuugo.
To jest mój autorski pomysł na jeden z rodzajów dwustronnych zakładek, jakie robię. (Bo robię też oczywiście jednostronne, tradycyjnymi krzyżykami).
Po pierwsze potrzebna jest plastikowa kanwa. Kupuję ją w arkusikach A4, najczęściej w Internecie, najchętniej przezroczystą (oszczędza nici). Kanwę przycinam do odpowiedniej wielkości i tak, aby brzegi były w miarę gładkie. Lekko ścinam ukosem narożniki.
Do wyszywania potrzebne są nici - ja używam muliny - i igła. Po pewnym czasie i ratowaniu pokłutych palców kupiłam specjalne igły z tępym (bardziej tępym) końcem i wielkim oczkiem. Na zdjęciu moje ulubione nożyczki, używane tylko do nici i czasem obcięcia kawałka materiału ;).
Do wyszywania moich dwustronnych zakładek potrzebna jest oczywiście nitka odpowiedniej długości. Aby uniknąć (na ile się da) konieczności kamuflowania końcówek nici, przycinam kawałki o długości <3xdługość zakładki plus 4-5 cm>. To wystarcza na standardowe zygzaki. Na bardziej skomplikowane potrzeba więcej... Haftuję trzema pasmami muliny (na białej kanwie potrzeba czterech pasm), czyli taki kawałek jak na zdjęciu niżej rozdzielam na pół (wzdłuż).
No i teraz nawlekam igłę i zaczynam wyszywać. Najczęściej zaczynam od takiego zygzaka (liczę dziurki, aby się nie pomylić). Najpierw w jedną stronę, potem z powrotem. Zawsze zostawiam z jednego końca kawałki luźnej nitki - powstaje z tych końców potem charakterystyczna "miotełka".
Potem dodaję na przykład kolejny zygzak. Przecinający się z poprzednim albo i nie.
I tak dalej. Zygzaki mogą mieć różną wielkość... Poniżej niebieski zygzak jest innej wielkości niż żółty i czerwony..
I można dodać kolejny kolor. Albo ten sam...
Czasem zahaftowują powierzchnię zakładki konsekwentnie od jednego boku do drugiego, a czasem kombinuję... (A czasem robię symetrycznie)
Kiedy wymyśliłam kilka lat temu taki sposób robienia zakładek, stosowałam tylko małe zygzaki. Ostatnio więcej używam dużych, ale małe też mają jak najbardziej prawo bytu. Poprawiają efekt... Mogą być jednokolorowe, mogą wyglądać jak zestaw krzyżyków albo i nie...
Oprócz zygzaków stosują różne inne możliwości przeplatania nitek. Podobają mi się te poprzeczne proste...
Przy takich skomplikowanych splotach trudno jest uciąć kawałek nici odpowiedniej długości. Czasem trzeba sztukować. Oczywiście bez supełków. Chowamy końcówki pod nici... Tutaj jeszcze widać, że jest zostawiona końcówka...
A tutaj już prawie się schowała. Na gotowej zakładce nie umiałam znaleźć tego miejsca ;).
Na zdjęciu powyżej widać jeszcze plątaninę nitek tworzących "miotełkę". Widać też, że jak czasem mam dłuższą końcówkę nici, to przewlekam ją przez ostatnia dziurkę jeszcze raz i miotełka robi się grubsza. Obrębiając zakładkę na samym końcu przeszywam też w obie strony, dziurka o dziurce ostatni rządek przed miotełką. Kiedyś robiłam tam też zygzak, ale tak jest chyba prościej i lepiej. A potem obcinam miotełkę aby była równa Choć mam ochotę też zdobić jakąś bardziej fantazyjnie obciętą ;).
Tyle wyjaśnień. Oczywiście tu jeszcze dałoby się powiedzieć o innych trikach jak zrobienie zakładki bez obrzeżenia w innym kolorze, miotełka z obu stron, zygzaki zawijane - robiłam i takie. A każdy może jeszcze wymyślić własne patenty. A gdyby ktoś chciał spróbować, będzie mi miło, gdy wspomni, że to twórcze wykorzystanie moich pomysłów. :)
A gdyby ktoś jeszcze miał ochotę, zapraszam do poprzedniego wpisu po błogosławieństwo ;)