piątek, 25 września 2020

Chodź na Chocz

Góry Choczańskie to stosunkowo niewielkie pasmo zaczynające się tuż przy zachodniej granicy Tatr czyli od przełęczy Huciańskiej (skądinąd wsie Huty, Wielkie Borowe i Małe Borowe, które tam leża to "wsie polskie", podobnie jak Zdziar na Spiszu). Stanowią z grubsza granicę między Orawą a Liptowem, a także łącznik między Małą i Wielką Fatrą a Tatrami. Składają się z kilku masywów, w sumie nie są zbyt wielkie ani jakoś drastycznie wysokie. Ale są bardzo ciekawe ;).

Odkryliśmy je kilka lat temu, w dniu w którym pogoda w Tatrach nie sprzyjała wędrówkom, a tam wedle prognoz (i naprawdę) nie padało. Wtedy zrobiliśmy wycieczkę do dol. Kwaczańskiej i dawnego tartaku w tzw. Obłazach. Była z nami moja kuzynka i zgodnie stwierdziłyśmy, że to są góry, w które będziemy chodzić jako wiekowe emerytki (o ile zdrowie pozwoli). Od tego czasu Góry Choczańskie trzymamy zawsze w odwodzie...

W tym roku, podobnie jak w poprzednim, dzieliliśmy górski urlop między Małą Fatrę a słowackie Tatry Zachodnie. W dniu zmiany noclegu (jakaś godzina jazdy) postanowiliśmy wykorzystać czas i około południa powędrowaliśmy niespiesznym krokiem z Wielkiego Borowego do dol. Prosieckiej.  Ja oczywiście wcześniej czytałam o tym, że ta dolina jest bardzo malownicza i miałam wielką ochotę ją zobaczyć, ale zaaferowana końcówką zbiórki filipińskiej i wymyślaniem/pisaniem w związku z nią postów na facebooka, nie wczytywałam się specjalnie... Stąd moje zaskoczenie.

Do dol. Prosieckiej szliśmy przez szerokie hale, mając przed oczyma  kopułę Wielkiego Chocza, a za plecami masyw Siwego Wierchu. Wiedziałam, że wejdziemy do doliny "od góry". Nic nie zapowiadało jednak tego, co znaleźliśmy niemal u samego jej początku, po wejściu w las...




 

Przepiękny wąwóz, wymyty w skałach osadowych, rewelacja. I mało ludzi (bo wrzesień i do tego piątek). Zeszliśmy, poszliśmy potem do wodospadziku (ok, piszą wodospad, ale po oglądanym w małej Fatrze był to wodospadzik), trochę w dół doliną, już nie tak spektakularnie i z powrotem do góry... Cudowne.



Niby podobne nieco do Słowackiego Raju, czy Dier w Małej Fatrze, ale jednak inne, bardziej kojarzące mi się z dolomitowymi wąwozami ukrytymi w zboczach Bobrowca po polskiej i słowackiej stornie, a także z wąwozem Między Ściany w Dol. Dudowej w masywie Kominiarskiego Wierchu.
To była zatem pierwsza tegoroczna niespodzianka Gór Choczańskich. Można w nich zrobić przepiękną pętlę przez doliny Kwaczańską i Prosiecką, my na to tym razem nie mieliśmy czasu. Ale podobno warto.

A co z tytułowym Choczem?

Kiedy spoglądamy ku południowemu zachodowi z grani Tatr Zachodnich, dokładnie rzecz biorąc z jej końcówki, mamy dwie wyraźne dominanty: przypominającą wulkan kopułę Wielkiego Chocza i dalej na zachód, rosochaty, skalisty szczyt Wielkiego Rozsutca w Małej Fatrze. Tu na zdjęciu widać pięknie Wielki Chocz z chmurą na czubku, widok z Brestowej:

 A tu widok z drugiej strony, z Małej Fatry, kopuła wyłania się z mgieł jak wyspa, na tle Tatr:

I trzeci widok - z drogi...

 

Nie jest to góra najwyższa z możliwych, ale ma bardzo dużą wysokość względną - niektóre prowadzące na nią szlaki mają ponad 1000 m podejścia. Obietnica wspaniałych widoków (wszędzie dookoła góry!) skłoniła nas do odbycia wycieczki na ten szczyt; nie da się ukryć, że kusi, gdy tak ogląda się go ze wszystkich stron...

Wycieczka nie była skomplikowana, ludzi nie za wiele (choć chyba w sezonie i w pogodne weekendy są tłumy), podejście spore, dwie możliwości wejścia na sam szczyt (nie trzeba schodzić ze szczytu tą sama drogą, potem jednak już zależy skąd i dokąd się idzie). Musieliśmy oczywiście wrócić do auta, więc część trasy odbyliśmy w obie strony tym samym szlakiem, ale i tak było warto. Okolice przypominają mi trochę dzieciństwo w dol. Chochołowskiej (wyjeżdżałam z rodzicami na cały miesiąc do schroniska, potem już na nieco krócej), te same rośliny, zapachy... Obłędne dziewięćsiły i ostrożenie... 

 








 Po drodze szczyt nie wygląda zbyt wymagająco (ale tak naprawdę podejście jest strome!)

 

A widok ze skalistego (i nawet ostro podciętego od wschodu) szczytu absolutnie bajeczny. Polecam!

 

Zanim zeszliśmy Tatry się nieco bardziej odsłoniły...

8 komentarzy:

  1. Tyle chodzę po górach, a tam nigdy nie byłam :D Trzeba będzie nadrobić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to Słowacja, pewnie dlatego nie byłaś. Ale od Was to w ogóle bardzo blisko :). I (poza tym jednym kawałkiem) przyjazne dla dzieci.

      Usuń
  2. Ależ tam pięknie. Natura potrafi nas zaskoczyć, pozytywnie zaskoczyć.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ależ tam pięknie! Spojrzałam na mapę, gdzie to dokładnie jest i zadziwiłam się strasznie, bo w okolicy byłam dwa razy. Raz w odroczonej podróży poślubnej (ślub był w lutym, a na Słowację pojechaliśmy w sierpniu), kiedy to przewędrowaliśmy Slovensky Raj, a potem z najmłodszą córką w Rużomberku. Córka ma na imię Róża, więc nie mogliśmy ominąć :). A o górach Choczańskich nie mieliśmy pojęcia. Może nadrobimy kiedyś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słowacja w ogóle zaskakuje często różnorodnością - no i tych góry tyle tam jest! A te Choczańskie takie malutkie przy wielkich Tatrach. ;) Ale na niespieszne wędrówki w sam raz!
      W tym roku zaskoczyła nas też bardzo pozytywnie stara sztolnia w dol. Żarskiej - to już Tatry.

      Usuń
  4. Tylko pozazdrościć :) pogoda dopisała, cudne widoki, przyroda, towarzystwo.... czego chcieć wiecej :) dzieki za wspolne wędrowanie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozdrawiam najserdeczniej. Może uda się i Wam w stosownym czasie :)

      Usuń

Miło będzie przeczytać Twój komentarz :)

Proszę jednak nie wykorzystywać komentarzy do reklam rozmaitych usług.
Komentarze z reklamą będę usuwać.

Thank you for commenting!
However, please do not use comments to advertise any products. Comments with advertisements will be removed.