Ostatni dzień roku niespiesznie upływa nam na porządkowaniu i sprzątaniu. Najważniejsze jest tu słowo "niespiesznie". Błogosławiony dzień, w którym można coś robić niespiesznie...
Wpis planowałam pierwotnie zupełne inny, ale to inne może poczekać. A tu niech na koniec i początek, które zawsze splątują się nierozerwalnie, będzie coś dobrego.
Aniołki przyjechały z miasteczka oddalonego od nas o niecałe 20 km.
Jeden jest mój, drugi Najmłodszego Kamzika. (I to oczywiste który jest czyj - widzicie?).
Urocza niespodzianka przedśwąteczna. Podziwiajcie kunszt Autorki - nie umiałabym czegoś tak ślicznego zrobić. A to wszystko z ciasta solnego. Teraz kombinujemy jak je ładnie wyeksponować, żeby się nie pokruszyły... Niestety "głębokie" ramki do obrazków z Ikei są za płytkie...
Brawa dla M. zatem :)
Ten dolny aniołek wygląda lepiej gdy nieco odchylam do tyłu ekran laptopa.
Niech kolejny rok będzie dla Was wszystkich - w ostatecznym rozrachunku - dobry i owocny.
I pełen pokoju.
Miłości.
Nadziei.
Wszelkich potrzebnych Bożych łask.
:)
czwartek, 31 grudnia 2015
środa, 30 grudnia 2015
Taka tam... świąteczna
Trochę przekorny ten tytuł, bo nowa zawieszka jest świąteczna wyłącznie dlatego, że powstawała (głównie, choć nie tylko) w święta i w święta ją skończyłam. Przy "Władcy pierścieni", zrobiłyśmy sobie bowiem z Najstarszą z Kamzików świąteczne kino.
Zawieszka jest całkowicie bezmotywowa, niesymetryczna i w ogóle wszystko bez- i a-. Tylko kolory po obu stronach się powtarzają. I wyszło tak bardzo kolorowo i optymistycznie.
Ufam, że Wasze Święta były piękne i spokojne - jak u nas. Mam wrażenie, że nasze Wigilie są z roku na rok bogatsze w kolędy i jakoś wszyscy się tym wspólnym graniem i śpiewaniem cieszą. A siada nas do stołu ostatnio 13-14 osób. W tym roku nawet udało mi się zrobić zdjęcie jak obaj moi panowie grają razem na gitarach! Niekoniecznie kolędę co prawda, ale chyba pierwszy raz tak ich złapałam :).
Napawam się trwajacą ciszą i spokojem. Tylko trzy osoby w domu (Najmł. Kamzik w Walencji) i tak zupełnie, zupełnie inaczej...
Łapię te chwile, bo boję się, że za rogiem, tuż zaraz, za chwilę ruszy szaleństwo tysiąca spraw do załatwienia. Ba, ja wiem, że to szaleństwo ruszy...
Zawieszka jest całkowicie bezmotywowa, niesymetryczna i w ogóle wszystko bez- i a-. Tylko kolory po obu stronach się powtarzają. I wyszło tak bardzo kolorowo i optymistycznie.
Nie zaznaczyłam tym razem stron prawej i lewej ale to jest oczwiście jedna zawieszka tylko z dwóch stron sfotografowana. |
Ufam, że Wasze Święta były piękne i spokojne - jak u nas. Mam wrażenie, że nasze Wigilie są z roku na rok bogatsze w kolędy i jakoś wszyscy się tym wspólnym graniem i śpiewaniem cieszą. A siada nas do stołu ostatnio 13-14 osób. W tym roku nawet udało mi się zrobić zdjęcie jak obaj moi panowie grają razem na gitarach! Niekoniecznie kolędę co prawda, ale chyba pierwszy raz tak ich złapałam :).
Napawam się trwajacą ciszą i spokojem. Tylko trzy osoby w domu (Najmł. Kamzik w Walencji) i tak zupełnie, zupełnie inaczej...
Łapię te chwile, bo boję się, że za rogiem, tuż zaraz, za chwilę ruszy szaleństwo tysiąca spraw do załatwienia. Ba, ja wiem, że to szaleństwo ruszy...
wtorek, 29 grudnia 2015
Wszystkie dzieci są nasze
To jest wpis będący odpowiedzią na zaszczytną nominację Erraty. :)
Ważki problem i osoba, która w kwestiach z nim związanych jest dla mnie autorytetem.
Parę cytatów, reszta w linku.
I mam nadzieję, że Errata uzna iż wywiązałam się z zadania... pozytywnie :)
Mamy, które podejmują taką decyzję o oddaniu dziecka, trzeba zrozumieć, a nie oceniać (...)
Powody są bardzo różne. To na przykład brak stabilnej sytuacji życiowej - materialnej, mieszkaniowej, a także wsparcia od najbliższych. Kobiety mają wątpliwości, czy podołają wychowaniu dziecka. W przypadku bardzo młodych matek decydujące jest wsparcie rodziców, którzy czasem stoją na stanowisku, że to nie jest czas na dziecko i namawiają do oddania go. Przeszkodą w wychowaniu dziecka może też być kariera (...) Niektórych mam nie stać na wychowanie dziecka, inne u nas pozbywają się niechcianych dzieci, np. ze zdrady. (...)
Wszystkie mamy przeżywają oddanie dziecka, to jest strata porównywana z żałobą. Niektóre mamy „nie chcą czuć” i zaprzeczają więzi z dzieckiem już w momencie, gdy są w ciąży. To odbije się na ich psychice w przyszłości, ale też na psychice dziecka, pojawi się efekt odrzucenia. Część kobiet nie chce oglądać dziecka po urodzeniu, a my namawiamy - lepiej się z nim pożegnać, zobaczyć, przytulić, napisać list. Te mamy, które tęsknią za dzieckiem, płaczą, wyrażają swoje uczucia, mają szansę na przeżycie straty i powrót do równowagi. Problem pojawia się także, gdy w domu są już starsze dzieci, które widzą, że mama jest w ciąży, czekają na pojawienie się dziecka, a mama wraca do domu sama. Gdy mama nic na ten temat nie mówi, nie wyjaśni, co się stało z bratem czy siostrą, dzieci mogą mieć różne wyobrażenia… Matka często nie może później uwolnić się od tajemnicy. Proponujemy wsparcie dla mam, ale nie wszystkie chcą skorzystać. Tymczasem terapia to szansa poukładania sobie życia. (...)
Nie jestem zwolenniczką, ale nie jestem też przeciwniczką okien życia. Wolałabym, żeby nie istniały, ale byłoby to możliwe, gdyby dzieci nie były porzucane. Dopóki tak się dzieje, to okna życia muszą istnieć. To nie jest rozwiązanie systemowe, zarówno z punktu widzenia matki, jak i dziecka. (...)
Zachęcam do przeczytania całości TUTAJ.
Errato, dziękuję za nominację.
Ważki problem i osoba, która w kwestiach z nim związanych jest dla mnie autorytetem.
Parę cytatów, reszta w linku.
I mam nadzieję, że Errata uzna iż wywiązałam się z zadania... pozytywnie :)
Mamy, które podejmują taką decyzję o oddaniu dziecka, trzeba zrozumieć, a nie oceniać (...)
Powody są bardzo różne. To na przykład brak stabilnej sytuacji życiowej - materialnej, mieszkaniowej, a także wsparcia od najbliższych. Kobiety mają wątpliwości, czy podołają wychowaniu dziecka. W przypadku bardzo młodych matek decydujące jest wsparcie rodziców, którzy czasem stoją na stanowisku, że to nie jest czas na dziecko i namawiają do oddania go. Przeszkodą w wychowaniu dziecka może też być kariera (...) Niektórych mam nie stać na wychowanie dziecka, inne u nas pozbywają się niechcianych dzieci, np. ze zdrady. (...)
Wszystkie mamy przeżywają oddanie dziecka, to jest strata porównywana z żałobą. Niektóre mamy „nie chcą czuć” i zaprzeczają więzi z dzieckiem już w momencie, gdy są w ciąży. To odbije się na ich psychice w przyszłości, ale też na psychice dziecka, pojawi się efekt odrzucenia. Część kobiet nie chce oglądać dziecka po urodzeniu, a my namawiamy - lepiej się z nim pożegnać, zobaczyć, przytulić, napisać list. Te mamy, które tęsknią za dzieckiem, płaczą, wyrażają swoje uczucia, mają szansę na przeżycie straty i powrót do równowagi. Problem pojawia się także, gdy w domu są już starsze dzieci, które widzą, że mama jest w ciąży, czekają na pojawienie się dziecka, a mama wraca do domu sama. Gdy mama nic na ten temat nie mówi, nie wyjaśni, co się stało z bratem czy siostrą, dzieci mogą mieć różne wyobrażenia… Matka często nie może później uwolnić się od tajemnicy. Proponujemy wsparcie dla mam, ale nie wszystkie chcą skorzystać. Tymczasem terapia to szansa poukładania sobie życia. (...)
Nie jestem zwolenniczką, ale nie jestem też przeciwniczką okien życia. Wolałabym, żeby nie istniały, ale byłoby to możliwe, gdyby dzieci nie były porzucane. Dopóki tak się dzieje, to okna życia muszą istnieć. To nie jest rozwiązanie systemowe, zarówno z punktu widzenia matki, jak i dziecka. (...)
Zachęcam do przeczytania całości TUTAJ.
Errato, dziękuję za nominację.
niedziela, 27 grudnia 2015
Odprysk historii
Zastanawiam się gdzie szukać początku. Ale może gdzieś ok. roku 1915, kiedy kilkunastoletnia Joanna opuściła rodzinny dom i popłynęła w bardzo daleki świat - brat jej matki jakiś czas wcześniej zadomowił się w Stanach Zjednoczonych i zaproponował, że zabierze do siebie starsze siostrzenice. Ponieważ dzieci w domu było sporo, wydawało się to niezłym rozwiązaniem, choć w domu nie było szczególnie biednie. Ojciec był organistą, również pisarzem. W Polsce zostało z rodzicami czterech braci i mała siostra Joanny. Nie pamiętam w tym momencie czy wyjechały obie z Jadwigą razem, czy każda osobno (rzecz do sprawdzenia). Wiem jednak, że choć Jadwiga już jako dorosła osoba, żona i matka, odwiedziła rodzinę w kraju (nawet są zdjęcia), Joanna już nigdy w życiu nie zobaczyła ani rodziców, ani pozostawionego w Polsce rodzeństwa. Aż ciarki przechodzą.... Kontakty jednak (na miarę czasów) były utrzymywane, listy wędrowały w obie strony, w czasach kryzysów z Ameryki do polskiej rodziny szły paczki z potrzebnymi rzeczami, a dzieci i wnuki Joanny i Jadwigi uczyły się, że nie mogą myśleć tylko o sobie. Z tych paczek mamy w tej chwili ze Średnią Kamzikówną po sześć widelców - bez noży, bo noże były zapakowane do innego kartonu, który zaginął...
W tym roku po raz pierwszy powiesiliśmy na choince niezwykłą pamiątkę. Wnuczka Joanny wraz ze swoimi córkami (jedna z nich zadziwiająco podobna jest do o rok młodszej Najstarszej Kamzikówny, choć jako żywo Najstarsza Kamzikówna jest jednocześnie bardzo podobna do MN) zrobiła zawieszki do bombek. Wykorzystała do tego korale, które zostały jej po Babci...
Jest coś wzruszającego w tych odnawiających się kontaktach rodzinnych. Prawnuczki Joanny nie mówią już po polsku, łączą dziedzictwo polskie z irlandzkim ze strony Ojca i całym amerykańskim tyglem. Ale jednocześnie podczas pierwszej wizyty w Polsce odkryły, że tu też są u siebie. A śliczna dziewczyna z pogranicza Kurpiów i Mazowsza i znad Oceanu Atlantyckiego pewnie cieszy się z nieba tym, że o niej pamięta coraz więcej osób...
(Wpis przyggotowuję wcześniej, może potem uda się dołożyć zdjęcie z choinki :) )
Myślę, że to dobry temat na niedzielę Świętej Rodziny. Cenię więzi rodzinne, choć różnie się one układają i najbliższe relacje niekoniecznie ma się z najbliższymi krewnymi...
W tym roku po raz pierwszy powiesiliśmy na choince niezwykłą pamiątkę. Wnuczka Joanny wraz ze swoimi córkami (jedna z nich zadziwiająco podobna jest do o rok młodszej Najstarszej Kamzikówny, choć jako żywo Najstarsza Kamzikówna jest jednocześnie bardzo podobna do MN) zrobiła zawieszki do bombek. Wykorzystała do tego korale, które zostały jej po Babci...
Jest coś wzruszającego w tych odnawiających się kontaktach rodzinnych. Prawnuczki Joanny nie mówią już po polsku, łączą dziedzictwo polskie z irlandzkim ze strony Ojca i całym amerykańskim tyglem. Ale jednocześnie podczas pierwszej wizyty w Polsce odkryły, że tu też są u siebie. A śliczna dziewczyna z pogranicza Kurpiów i Mazowsza i znad Oceanu Atlantyckiego pewnie cieszy się z nieba tym, że o niej pamięta coraz więcej osób...
(Wpis przyggotowuję wcześniej, może potem uda się dołożyć zdjęcie z choinki :) )
Myślę, że to dobry temat na niedzielę Świętej Rodziny. Cenię więzi rodzinne, choć różnie się one układają i najbliższe relacje niekoniecznie ma się z najbliższymi krewnymi...
piątek, 25 grudnia 2015
Czy słyszysz to, co ja?
Znam to od wielu, wielu lat. Właśnie w tym wykonaniu. Miałam może z 15 lat, gdy dostaliśmy bożonarodzeniową płytę od rodziny z USA. (Mam ją do tej pory). Bing Crosby ze swoim szczególnym głosem wpisał się odtąd na zawsze w "moje" klimaty świąteczne. I zawsze, zawsze do głębi porusza mnie ta treść w tej pięknej oprawie.
Nie wiem czy ktoś tu w ogóle zajrzy w święta - wszak nie jest to czas na bieganie po blogach. Ale może jednak tak - i może ktoś tak jak ja głęboko odczuje tę treść. Tak aktualną...
Pamiętam jeszcze jak pracowicie spisywałam słowa ze słuchu (a przy winylowej płycie nie dawało sie swobodnie zatrzym,ać i odtwarzać na nowo bez ryzyka porysowania...), Największy problem miałam z ogonem gwiazdy :) . Myślałam, że nie chodzi o latawiec tylko o kota - i dlaczego kota?? ;)
Do You Hear What I Hear?
Said the night wind to the little lamb,
do you see what I see
Way up in the sky, little lamb,
do you see what I see
A star, a star, dancing in the night
With a tail as big as a kite
With a tail as big as a kite
Said the little lamb to the shepherd boy,
do you hear what I hear
Ringing through the sky, shepherd boy,
do you hear what I hear
A song, a song, high above the trees
With a voice as big as the sea
With a voice as big as the sea
Said the shepherd boy to the mighty king,
do you know what I know
In your palace warm, mighty king,
do you know what I know
A Child, a Child shivers in the cold
Let us bring Him silver and gold
Let us bring Him silver and gold
Said the king to the people everywhere,
listen to what I say
Pray for peace, people everywhere!
listen to what I say
The Child, the Child, sleeping in the night
He will bring us goodness and light
He will bring us goodness and light
czwartek, 24 grudnia 2015
Boże Narodzenie AD 2015
Zastanawiałam się, czy ten motyw muzyczny nie jest za bardzo oklepany. Ale przecież to piękne jest.
Więc składam wszystkim najlepsze życzenia: aby ten świąteczny czas wniósł w nasze życie nową jakość. Aby zaowocował dobrem, radością, pokojem (w sercu najpierw, potem dookoła i dalej).
Niech będzie to czas bogaty w dostrzeganie i przyjmowanie Bożej łaski, która jest na wyciągnięcie ręki dla każdego.
Błogosławionych Świąt!
Mary did you know that your baby boy
Will one day walk on water?
Mary did you know that your baby boy
Will save our sons and daughters?
Did you know that your baby boy
Has come to make you new?
This child that you've delivered
Will soon deliver you
Mary, did you know that your baby boy
Will give sight to a blind man?
Mary, did you know that your baby boy
Will calm a storm with his hand?
Did you know that your baby boy
Has walked where angels trod?
And when you kiss your little baby
You've kissed the face of God
Oh, Mary did you know
Ooh...
The blind will see,
the deaf will hear,
The dead will live again
The lame will leap,
the dumb will speak,
The praises of the lamb
Mary did you know that your baby boy
Is Lord of all creation?
Mary did you know that your baby boy
Will one day rule the nations?
Did you know that your Baby Boy
Is Heaven's perfect Lamb?
This sleeping child you're holding
Is the great I am
Więc składam wszystkim najlepsze życzenia: aby ten świąteczny czas wniósł w nasze życie nową jakość. Aby zaowocował dobrem, radością, pokojem (w sercu najpierw, potem dookoła i dalej).
Niech będzie to czas bogaty w dostrzeganie i przyjmowanie Bożej łaski, która jest na wyciągnięcie ręki dla każdego.
Błogosławionych Świąt!
Mary did you know that your baby boy
Will one day walk on water?
Mary did you know that your baby boy
Will save our sons and daughters?
Did you know that your baby boy
Has come to make you new?
This child that you've delivered
Will soon deliver you
Mary, did you know that your baby boy
Will give sight to a blind man?
Mary, did you know that your baby boy
Will calm a storm with his hand?
Did you know that your baby boy
Has walked where angels trod?
And when you kiss your little baby
You've kissed the face of God
Oh, Mary did you know
Ooh...
The blind will see,
the deaf will hear,
The dead will live again
The lame will leap,
the dumb will speak,
The praises of the lamb
Mary did you know that your baby boy
Is Lord of all creation?
Mary did you know that your baby boy
Will one day rule the nations?
Did you know that your Baby Boy
Is Heaven's perfect Lamb?
This sleeping child you're holding
Is the great I am
środa, 23 grudnia 2015
Wersja szyszki na choinkę
Tytuł stanowczo za długi w stosunku do treści.
Ponieważ świeczki z wieńca adwentowego utworzyły podczas niedzielnego obiadu malownicze jezioro z czterema knotami, postanowiłam go rozebrać. Nasz obecny wieniec jest kompilacją sztucznego wianka z autorskimi dodatkami: czerwone koła z nie wiem czego, jarzębina, dzika róża, srebrne żołędzie i cyprysowe szyszki. Oglądając te ostatnie zauważyłam, że mają ogonki... Zatem mamy nowe szyszki na choinkę :)). Jedna w wersji sauté pojechała do Średniego Kamzikostwa, druga w takiej samej wersji grzecznie wisi chwilowo na bożym drzewku, a trzecią postanowiłam pomalować.
I całkiem fajnie się prezentuje. :)
Dobrych ostatnich przygotowań :)
Ponieważ świeczki z wieńca adwentowego utworzyły podczas niedzielnego obiadu malownicze jezioro z czterema knotami, postanowiłam go rozebrać. Nasz obecny wieniec jest kompilacją sztucznego wianka z autorskimi dodatkami: czerwone koła z nie wiem czego, jarzębina, dzika róża, srebrne żołędzie i cyprysowe szyszki. Oglądając te ostatnie zauważyłam, że mają ogonki... Zatem mamy nowe szyszki na choinkę :)). Jedna w wersji sauté pojechała do Średniego Kamzikostwa, druga w takiej samej wersji grzecznie wisi chwilowo na bożym drzewku, a trzecią postanowiłam pomalować.
I całkiem fajnie się prezentuje. :)
Dobrych ostatnich przygotowań :)
wtorek, 22 grudnia 2015
Cudo
Myślę, że jest to dobry czas, by tu coś pokazać.
Nie jest to moje dzieło.
To jeszcze przedślubny prezent dla Śr. Kamzikówny. Wykorzystany z wielką wdzięcznością.
Dzieło KFA, która pisuje tu z rzadka, ale zagląda, więc stosowne i zasłużone pochwały przeczyta :).
To cudo powstawało przez pół roku co najmniej (! albo i dłużej...), od momentu wyznaczenia daty ślubu gdzieś do końca września...
To się nazywa ciotka!
Niestety nie dysponuję (jeszcze?) zdjęciem, na którym chusta w pełni prezentowałaby się na Pannie Młodej. Trzeba uwierzyć na słowo, że było super :)
Nie jest to moje dzieło.
To jeszcze przedślubny prezent dla Śr. Kamzikówny. Wykorzystany z wielką wdzięcznością.
Dzieło KFA, która pisuje tu z rzadka, ale zagląda, więc stosowne i zasłużone pochwały przeczyta :).
To cudo powstawało przez pół roku co najmniej (! albo i dłużej...), od momentu wyznaczenia daty ślubu gdzieś do końca września...
To się nazywa ciotka!
Niestety nie dysponuję (jeszcze?) zdjęciem, na którym chusta w pełni prezentowałaby się na Pannie Młodej. Trzeba uwierzyć na słowo, że było super :)
poniedziałek, 21 grudnia 2015
Trzypokoleniowo
Chwaliłam niedawno Kamziki za twórczość piernikową.
Twórczość doczekała się dalszego ciągu. Dzięki mojej Mamie, która zabrała się za kręcenie lukru..
Ozdób nie miałam w domu za wiele, ot trochę posypki czekoladowej i opakowanie perełek. Ale przypomniałam sobie o młynkach z czekoladą i cukrem cynamonowym (takich do kawy). Rezultat naszych prac (Kamzikówna N. też miała w nich swój udział) jest - częściowo - na zdjęciach. Większość jednak wykonała Mama, niemniej są to w tym momencie pierniki trzypokoleniowe.
Oczywiście kilka zostało przy okazji zjedzonych (w końcu trzeba sprawdzić...) ale zasadniczo zostaly znowu spakowane do pudełek i czekają...
A jaką miłą niespodziankę mieli niektórzy znajdując pudło polukrowanych pierniczków po powrocie z podróży... :))
Na kolorowej tacy jak abstrakcyjny obraz...
Twórczość doczekała się dalszego ciągu. Dzięki mojej Mamie, która zabrała się za kręcenie lukru..
Ozdób nie miałam w domu za wiele, ot trochę posypki czekoladowej i opakowanie perełek. Ale przypomniałam sobie o młynkach z czekoladą i cukrem cynamonowym (takich do kawy). Rezultat naszych prac (Kamzikówna N. też miała w nich swój udział) jest - częściowo - na zdjęciach. Większość jednak wykonała Mama, niemniej są to w tym momencie pierniki trzypokoleniowe.
Oczywiście kilka zostało przy okazji zjedzonych (w końcu trzeba sprawdzić...) ale zasadniczo zostaly znowu spakowane do pudełek i czekają...
A jaką miłą niespodziankę mieli niektórzy znajdując pudło polukrowanych pierniczków po powrocie z podróży... :))
Na kolorowej tacy jak abstrakcyjny obraz...
niedziela, 20 grudnia 2015
Manufaktura Dwa
Ostatkiem sił zabrałam się za produkcję pocztówek. Wszak ja też powinnam wysłać te kilka najważniejszych...
Kilka...
Wyszło mi ich 28, jedna została niezapakowana, co nie znaczy, że jej nie wyślę jeszcze.... Co ja bym zrobiła gdyby nie było poczty elektronicznej?
Przyznam, że mam prosty patent na świąteczne kartki: prostota i minimalizm. Klejenie i tak jest czasochłonne (szczególnie gdy zaczyna się od poszukiwań kolorowego brystolu, który lubi wędrować, choć zasadniczo ma stałe miejsce). Staram się więc uprościć kompozycje wykorzystując open-cliparty i czasem posiadane zdjęcia. Mamy też kilka ozdobnych dziurkaczy, wykorzystuję je rozmaicie - w tym roku prym wiodła śnieżynka. Udanym eksperymentem okazało sie wykorzystanie czarnego kartonu. Tylko jednak pilnowałam, aby czarnych kartek nie wysłać do bardzo konserwatywnych osób ;)
Wyszło jak na zdjęciach. W porównaniu z wypracowanymi, skomplikowanymi kartkami, które można oglądać na blogach pewnie nie za bardzo jest się czym chwalić. Ale nieskromnie powiem, że podobały mi się te moje tegoroczne kartki.
Mam nadzieję, że innym też.
I... zawsze, zawsze okazuje się, że komuś nie wysłałam choć chciałam/powinnam/wypada. Pomimo pracowicie odkreślanej listy... :(
Kilka...
Wyszło mi ich 28, jedna została niezapakowana, co nie znaczy, że jej nie wyślę jeszcze.... Co ja bym zrobiła gdyby nie było poczty elektronicznej?
Przyznam, że mam prosty patent na świąteczne kartki: prostota i minimalizm. Klejenie i tak jest czasochłonne (szczególnie gdy zaczyna się od poszukiwań kolorowego brystolu, który lubi wędrować, choć zasadniczo ma stałe miejsce). Staram się więc uprościć kompozycje wykorzystując open-cliparty i czasem posiadane zdjęcia. Mamy też kilka ozdobnych dziurkaczy, wykorzystuję je rozmaicie - w tym roku prym wiodła śnieżynka. Udanym eksperymentem okazało sie wykorzystanie czarnego kartonu. Tylko jednak pilnowałam, aby czarnych kartek nie wysłać do bardzo konserwatywnych osób ;)
Wyszło jak na zdjęciach. W porównaniu z wypracowanymi, skomplikowanymi kartkami, które można oglądać na blogach pewnie nie za bardzo jest się czym chwalić. Ale nieskromnie powiem, że podobały mi się te moje tegoroczne kartki.
Mam nadzieję, że innym też.
I... zawsze, zawsze okazuje się, że komuś nie wysłałam choć chciałam/powinnam/wypada. Pomimo pracowicie odkreślanej listy... :(
sobota, 19 grudnia 2015
Udał się
Udał się nam bukiet...
Cudowna Pani Kwiaciarka nawet zdobyła wymarzone elementy niebieskie (a już odżałowałyśmy...).
Warto więc go tu pokazać.
Teraz usiłuję go zasuszyć. Może coś się uda przechować? Ja z mojego bukietu mam już tylko wstążeczkę, choć zasuszone frezje przetrwały ładnych kilka lat.... Macie swoje bukiety?
A szklaneczkę udało mi się zbić tuż po błogosławieństwie dla Młodych :)))
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _
Nie pamiętam kiedy byłam tak potwornie, upiornie zmęczona...
Cudowna Pani Kwiaciarka nawet zdobyła wymarzone elementy niebieskie (a już odżałowałyśmy...).
Warto więc go tu pokazać.
Teraz usiłuję go zasuszyć. Może coś się uda przechować? Ja z mojego bukietu mam już tylko wstążeczkę, choć zasuszone frezje przetrwały ładnych kilka lat.... Macie swoje bukiety?
A szklaneczkę udało mi się zbić tuż po błogosławieństwie dla Młodych :)))
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _
Nie pamiętam kiedy byłam tak potwornie, upiornie zmęczona...
piątek, 18 grudnia 2015
Zaległość
Taka drobna zawieszka. Miała się pokazać już dawniej, ale czasu nie było na pisanie. Szarość nawet się ładnie skomponowała...
Nie mam siły więcej pisać.
Ale pozdrawiam wszystkich, którzy przed paroma dniami pili herbatę nalewaną z tego dzbanka ;))
Nie mam siły więcej pisać.
Ale pozdrawiam wszystkich, którzy przed paroma dniami pili herbatę nalewaną z tego dzbanka ;))
wtorek, 15 grudnia 2015
Wodospad
Kochać szalenie i do końca...
Chyba jeszcze mi się nie zdarzyło znać tylu osób występujących w jednym teledysku...
sobota, 12 grudnia 2015
środa, 9 grudnia 2015
Manufaktura
Co robi panna młoda przed ślubem?
Klei pocztówki :P.
No dobra, pakuje się też, trochę nawet sprząta...
Ale wczorajszy wieczór i dzisiejszy ranek poświęciłysmy na manufakturę. Ona kartki, ja wizytówki na stoły... Karteczki skromne i proste... Jak na debiut ilość powalająca :) Ponad 30.
Wizytówek nie pokażę, żeby była niespodzianka dla zainteresowanych...
A co najzabawniejsze, przed moim ślubem kleiliśmy całą rodziną w Wielkanoc... jeżyki z bibułki, takie jak na choinkę, bo znajomej plastyczce pasowały do wystroju sali (ślub był tuż po Świętach Wielkanocnych). Czyli w sumie tradycji stało się zadość :))
Klei pocztówki :P.
No dobra, pakuje się też, trochę nawet sprząta...
Ale wczorajszy wieczór i dzisiejszy ranek poświęciłysmy na manufakturę. Ona kartki, ja wizytówki na stoły... Karteczki skromne i proste... Jak na debiut ilość powalająca :) Ponad 30.
Wizytówek nie pokażę, żeby była niespodzianka dla zainteresowanych...
A co najzabawniejsze, przed moim ślubem kleiliśmy całą rodziną w Wielkanoc... jeżyki z bibułki, takie jak na choinkę, bo znajomej plastyczce pasowały do wystroju sali (ślub był tuż po Świętach Wielkanocnych). Czyli w sumie tradycji stało się zadość :))
poniedziałek, 7 grudnia 2015
Aniołki
Czasem, gdy mam tyle zajęć, że nie wiem w co włożyć ręce, wpada mi do głowy coś, co trzeba wykonać natychmiast... I robi się wesoło...
Aniołki "urodziły się" w planach już dawniej, przy okazji oglądania pierwszych choinkowych gadżetów w któymś ze sklepów. Bo tam były aniołki urokliwe z daleka, ale niestety tracące przy bliższym spotkaniu, bo jakość wykończenia niezbyt wysokiego lotu: tu nitka, tam strzępek... Ciekawe, że miałayśy z Najstarszą Kamzikówną identyczne skojarzenie (choć wcale nie byłyśmy tam razem): takie aniołki to można samemu zrobić.
Na początku ubiegłego tygodnia z przerażeniem stwierdziłam, że już zaraz 6 grudnia, a ja przecież planowałam aniołki właśnie z tej okazji... Ale była też okazyjna wizyta w pasmanterii (choć z koralami było trochę kłopotów, a jakoś nie przemawiała do mnie wizja aniołków o twarzyczkach w zieleni, błękicie czy purpurze). Skrawki materiałów, maszyna, włóczka, szydełko, klej, filc na skrzydła, stare rajstopy i kuleczki do wypchania...
Każdy jest trochę inny, technika doskonalona i teraz powinna mieć tylko czas na kolejne... Na co na razie się nie zanosi niestety.
Nie ośmieliłam się malować twarzyczek. Zeby nie popsuć...
Aniołki "urodziły się" w planach już dawniej, przy okazji oglądania pierwszych choinkowych gadżetów w któymś ze sklepów. Bo tam były aniołki urokliwe z daleka, ale niestety tracące przy bliższym spotkaniu, bo jakość wykończenia niezbyt wysokiego lotu: tu nitka, tam strzępek... Ciekawe, że miałayśy z Najstarszą Kamzikówną identyczne skojarzenie (choć wcale nie byłyśmy tam razem): takie aniołki to można samemu zrobić.
Na początku ubiegłego tygodnia z przerażeniem stwierdziłam, że już zaraz 6 grudnia, a ja przecież planowałam aniołki właśnie z tej okazji... Ale była też okazyjna wizyta w pasmanterii (choć z koralami było trochę kłopotów, a jakoś nie przemawiała do mnie wizja aniołków o twarzyczkach w zieleni, błękicie czy purpurze). Skrawki materiałów, maszyna, włóczka, szydełko, klej, filc na skrzydła, stare rajstopy i kuleczki do wypchania...
Każdy jest trochę inny, technika doskonalona i teraz powinna mieć tylko czas na kolejne... Na co na razie się nie zanosi niestety.
Nie ośmieliłam się malować twarzyczek. Zeby nie popsuć...
niedziela, 6 grudnia 2015
Obiecany komplet
Wreszcie - ze specjalną dedykacją dla Mysi.
Tak wyglądał komplet mniej więcej 10 dni temu temu. Już tak nie wygląda, bo większość zawieszek zdązżyła powędrować w świat. Ale zdjęcie kolorowe :)
A przy okazji znalazłą się fotka innego kompletu zawieszek, z początku wakacji. Też ładnie wyglądają :) No i widać różnice w wymiarach.
Tak wyglądał komplet mniej więcej 10 dni temu temu. Już tak nie wygląda, bo większość zawieszek zdązżyła powędrować w świat. Ale zdjęcie kolorowe :)
A przy okazji znalazłą się fotka innego kompletu zawieszek, z początku wakacji. Też ładnie wyglądają :) No i widać różnice w wymiarach.
sobota, 5 grudnia 2015
Uniwersalne Lego
Co prawda, jeśli chodzi o klocki plastikowe, to nie wychowywałam się na klockach Lego tylko na polskiej wersji zrobionej na ich wzór (jak sądzę) i pozbawionej wielu potrzebnych elementów. Brakowało nieraz tych wąskich i pojedynczych klocków, o figurkach czy innych dziwolągach nie wspominając. Niemniej sentyment pozostał i z radością bawiłam się Lego z moimi dziećmi. Ba, nawet teraz bym się pobawiła...
A Lego można wykorzystać bardzo twórczo. I wcale nie są do tego koniecznie wersje tematyczne.
Oto przykład:
(A u nas gorący czas...)
piątek, 4 grudnia 2015
Antycypująca
Takie trudne słowo.
Pomarańcze chyba zawsze będą mi się kojarzyć z Bożym Narodzeniem. Mandarynki też.
Z Bożym Narodzeniem i Pewną Panią :))
Zawieszka jest szalenie optymistyczna i radosna.
Motyw powtórzony w mniejszej wersji :)
A to zielone w doniczce to hiacynty.
Pomarańcze chyba zawsze będą mi się kojarzyć z Bożym Narodzeniem. Mandarynki też.
Z Bożym Narodzeniem i Pewną Panią :))
Zawieszka jest szalenie optymistyczna i radosna.
Motyw powtórzony w mniejszej wersji :)
A to zielone w doniczce to hiacynty.
A jak już zrobiłam, ucieszyłam się, to popatrzyłam i... skojarzenie było bezlitosne: kółko i krzyżyk. :(
czwartek, 3 grudnia 2015
Przedadwentowa
Sobotę i część niedzieli spędziliśmy w doborowym towarzystwie, na strawie głównie duchowej i nieco towarzyskiej (pogaduszki przy kawie... gdy nie trzeba myśleć o tym co na obiad... uwielbiam). Czas słuchania dzieliłam miedzy notowanie a wyszywanie. Jakiż to był pożyteczny czas :). W dwójnasób pożyteczny.
Co prawda moje zapasy znowu się uszczupliły (i znowu powinnam nadganiać) z jednej strony, ale też coś tam przybyło. Na przykład to:
Chwilowy powrót do niebieskości. I gwiazdki, gwiazdeczki. I odrobina brokatu na sam koniec, już w domu :)
Klamerka obrazuje wielkość "dzieła".
Jak już się wszystko przewali co ma się przewalić (i odpocznę), nauczę się obsługiwać Gimpa ;) (bądź posugiwac się Gimpem). Howgh.
Co prawda moje zapasy znowu się uszczupliły (i znowu powinnam nadganiać) z jednej strony, ale też coś tam przybyło. Na przykład to:
Chwilowy powrót do niebieskości. I gwiazdki, gwiazdeczki. I odrobina brokatu na sam koniec, już w domu :)
Klamerka obrazuje wielkość "dzieła".
Jak już się wszystko przewali co ma się przewalić (i odpocznę), nauczę się obsługiwać Gimpa ;) (bądź posugiwac się Gimpem). Howgh.
poniedziałek, 30 listopada 2015
803
Ciekawa jestem o czym pomysleliście widząc tę liczbę. No, o czym?
:)
Mała podpowiedź....
Chyba nie za wiele pomoże...
A więc - 803 pierniczki i jednego aniołka upiekły wczoraj wspólnie Kamzikówny. Aniołek jest dziełem Średniej.
Jestem zachwycona. Mój udział w pieczeniu ograniczył się do zamieszania raz łyżką w garnku i wydaniu werdyktu co do stopnia rozpuszczenia cukru w miodzie. I jeszcze odpowiadałam na pytanie czy na pewno rozpuszczoną masę trzeba studzić...
Powtórzę: jestem zachwycona.
Ciekawe, kiedy uda się nam je polukrować. I czy w ogóle to się uda....
:)
Mała podpowiedź....
Chyba nie za wiele pomoże...
A więc - 803 pierniczki i jednego aniołka upiekły wczoraj wspólnie Kamzikówny. Aniołek jest dziełem Średniej.
Jestem zachwycona. Mój udział w pieczeniu ograniczył się do zamieszania raz łyżką w garnku i wydaniu werdyktu co do stopnia rozpuszczenia cukru w miodzie. I jeszcze odpowiadałam na pytanie czy na pewno rozpuszczoną masę trzeba studzić...
Powtórzę: jestem zachwycona.
Ciekawe, kiedy uda się nam je polukrować. I czy w ogóle to się uda....
niedziela, 29 listopada 2015
sobota, 28 listopada 2015
piątek, 27 listopada 2015
czwartek, 26 listopada 2015
...ma w fartuszku pełno gwiazd
W tytule jeden z moich ulubionych wierzszyków z dzieciństwa ;))) Tzn. jego fragment. Znacie, prawda?
Taka zaokienna zawieszka zainspirowana gwiazdkami z poprzedniej.
Chyba na razie będzie moja i powisi trochę przy torebce (i tak w końcu powędruje pewnie do kogoś).
Najpierw powstała ta ciemna strona. Oczywiste skojarzenie z niebem pełnym gwiazd. A potem ta jasna strona jako niby-negatyw. To też może być gwiezdna noc - taka ze śniegiem ;))
Zamierzam jeszcze wykorzystać gwiezdny motyw, bo wdzięczny się okazał.
Ciekawe, kiedy będzie gotowa kolejna zawieszka :)) Albo coś innego...
Taka zaokienna zawieszka zainspirowana gwiazdkami z poprzedniej.
Chyba na razie będzie moja i powisi trochę przy torebce (i tak w końcu powędruje pewnie do kogoś).
Najpierw powstała ta ciemna strona. Oczywiste skojarzenie z niebem pełnym gwiazd. A potem ta jasna strona jako niby-negatyw. To też może być gwiezdna noc - taka ze śniegiem ;))
Zamierzam jeszcze wykorzystać gwiezdny motyw, bo wdzięczny się okazał.
Ciekawe, kiedy będzie gotowa kolejna zawieszka :)) Albo coś innego...
środa, 25 listopada 2015
Paski w gwiazdki
Oj, tytuł się zrobił prawie jak amerykańska flaga. Stars and stripes? Podświadomość? Niech już tak zostanie. :)
Paski mają działanie terapeutyczne. Tchną spokojem. Nie wiem czemu, ale tak jest.
Aby jednak nie było za spokojnie potrzebne są pewne urozmaicenia.
I pojawiły się niby-gwiazdki, które tak naprawdę najpierw miały być kolejną warstwą krzyżyków. No ale zawsze mówię, że moje haftowanie żyje trochę własnym życiem.
Początkowe plany symetrii wymagały minimalnego zaburzenia - znowu, żeby nie było nudno.
W sztucznym świetle ostatni kawałek czerwonej nici wydawał mi się nieodkrytym do tej pory kawałkiem w kolorze ciemnej fuksji. W sąsiedztwie fioletów nawet w dzień tak wygląda na pierwszy rzut oka.... Chyba jeszcze zatrzymam się w tej kolorystyce, choć już mnie kuszą oranże...
Paski mają działanie terapeutyczne. Tchną spokojem. Nie wiem czemu, ale tak jest.
Aby jednak nie było za spokojnie potrzebne są pewne urozmaicenia.
I pojawiły się niby-gwiazdki, które tak naprawdę najpierw miały być kolejną warstwą krzyżyków. No ale zawsze mówię, że moje haftowanie żyje trochę własnym życiem.
Początkowe plany symetrii wymagały minimalnego zaburzenia - znowu, żeby nie było nudno.
W sztucznym świetle ostatni kawałek czerwonej nici wydawał mi się nieodkrytym do tej pory kawałkiem w kolorze ciemnej fuksji. W sąsiedztwie fioletów nawet w dzień tak wygląda na pierwszy rzut oka.... Chyba jeszcze zatrzymam się w tej kolorystyce, choć już mnie kuszą oranże...
wtorek, 24 listopada 2015
Uporządkowana
Zawieszka niedzielna (ta z gry "5 sekund").
Uporządkowana, stateczna, stabilna. Z odrobiną szaleństwa w postaci koralików.
Dokonałam pewnych "odkryć" w zasobach koralowo-różowej muliny. Chyba je jeszcze poeksploatuję w kolejnych dniach.
Zdjęcie jak zwykle spłaszcza i zubaża kolory.
Nie widać też dodatku w postaci... pyłków brokatu. Chciałyśmy ze śr. Kamzikówna kupić złotą farbę w sprayu, był tylko brokat... NIe zastępuje złotej farby, ale sypie się i łapie wszystkiego co się da. Palce zabrudzone brokatem i wytarte w zawieszki dają ciekawe efekty :))
Mieni się zatem i migoce... Zapowiedź nadchodzącego Adwentu? :)
Uporządkowana, stateczna, stabilna. Z odrobiną szaleństwa w postaci koralików.
Dokonałam pewnych "odkryć" w zasobach koralowo-różowej muliny. Chyba je jeszcze poeksploatuję w kolejnych dniach.
Zdjęcie jak zwykle spłaszcza i zubaża kolory.
Nie widać też dodatku w postaci... pyłków brokatu. Chciałyśmy ze śr. Kamzikówna kupić złotą farbę w sprayu, był tylko brokat... NIe zastępuje złotej farby, ale sypie się i łapie wszystkiego co się da. Palce zabrudzone brokatem i wytarte w zawieszki dają ciekawe efekty :))
Mieni się zatem i migoce... Zapowiedź nadchodzącego Adwentu? :)
poniedziałek, 23 listopada 2015
Sezon na sowy
Upolować sowę nie było łatwo.
Znalazłam ją na jednym blogu. Spodobała mi się. Blog jednak po szczegóły odsyłał do kolejnego, tamten do kolejnego, ten kolejny odsyłał jeszcze dalej. Poczułam się jak przy otwieraniu rosyjskiej babuszki, ale w końcu dotarłam do źródła z tzw. tutorialem. Tenże tutorial rozgryzłyśmy wczoraj wspólnie ze Śr. Kamzikówną. Przy okazji Ważnych Zakupów zaopatrzyłyśmy się w koraliki odpowiedniej wielkości. I tak wreszcie w niedzielę, podczas rodzinnej gry w "5 sekund", kiedy ja produkowałam kolejną zawieszkę, powstała sowa nr 1. Może jeszcze trochę niewprawna, ale kolorowa i sympatyczna ;)
Tak wygląda z przodu:
A tak z tyłu:
W planach mamy obie rozliczne sowie rodzeństwo w rozmaitych kolorach i rozmiarach - kuszą mnie sówki kordonkowe, tylko nie wiem czy nie za malutkie będą... Śr. K. zastanawiała się, jak wyglądałaby choinka ubrana w same sowy... (ale jeszcze nie wiemy czy na pewno będzie miała ją gdzie postawić w tym roku).
Jeszcze musimy rozważyć wariant z bardziej widocznymi skrzydełkami.
I ciekawe co nam z tych zamiarów wyjdzie :)
Znalazłam ją na jednym blogu. Spodobała mi się. Blog jednak po szczegóły odsyłał do kolejnego, tamten do kolejnego, ten kolejny odsyłał jeszcze dalej. Poczułam się jak przy otwieraniu rosyjskiej babuszki, ale w końcu dotarłam do źródła z tzw. tutorialem. Tenże tutorial rozgryzłyśmy wczoraj wspólnie ze Śr. Kamzikówną. Przy okazji Ważnych Zakupów zaopatrzyłyśmy się w koraliki odpowiedniej wielkości. I tak wreszcie w niedzielę, podczas rodzinnej gry w "5 sekund", kiedy ja produkowałam kolejną zawieszkę, powstała sowa nr 1. Może jeszcze trochę niewprawna, ale kolorowa i sympatyczna ;)
Tak wygląda z przodu:
A tak z tyłu:
W planach mamy obie rozliczne sowie rodzeństwo w rozmaitych kolorach i rozmiarach - kuszą mnie sówki kordonkowe, tylko nie wiem czy nie za malutkie będą... Śr. K. zastanawiała się, jak wyglądałaby choinka ubrana w same sowy... (ale jeszcze nie wiemy czy na pewno będzie miała ją gdzie postawić w tym roku).
Jeszcze musimy rozważyć wariant z bardziej widocznymi skrzydełkami.
I ciekawe co nam z tych zamiarów wyjdzie :)
niedziela, 22 listopada 2015
Wieszadełko
Sobotni poranek nie dość, że deszczowy, to jeszcze zaskakujący stresującymi wieściami. Chodzi nie tylko o Brukselę. Nie jest źle, choć niewątpliwie przypomina mi się w takich momentach dowcip o pesymiście i optymiście (gorzej już być nie może - oj, może, może). Na razie zakładamy, że będzie lepiej.
A cóż pomaga lepiej znieść stresy, jak nie drobne robótki.
Wieszadełko wisi na największym w naszym domu kluczu od bardzo dawna. Nie pamiętam kiedy dokładnie je zrobiłam. Było to w czasach przed-zakładkowych jeszcze. O ile pamiętam wieszadełka z początku były dwa, a po jakimś czasie zostały połączone. Niestety jakieś nitki czy druciki puściły i ostatnio wieszadełko cześciej leżało niż wisiało. Należało więc je naprawić i w końcu się do tego zabrałam.
Trochę koralików, druciki, kordonek, nowy koralik na główkę (poprzednio były dwa podłużne brązowe), łańcuszek i jest nadzieja, że nic się za szybko nie przerwie. Nie wiem czy jestem do końca zadowolona z efektu, ale już tak będzie na razie. Może kiedyś przybędzie sznurków z koralikami?
A cóż pomaga lepiej znieść stresy, jak nie drobne robótki.
Wieszadełko wisi na największym w naszym domu kluczu od bardzo dawna. Nie pamiętam kiedy dokładnie je zrobiłam. Było to w czasach przed-zakładkowych jeszcze. O ile pamiętam wieszadełka z początku były dwa, a po jakimś czasie zostały połączone. Niestety jakieś nitki czy druciki puściły i ostatnio wieszadełko cześciej leżało niż wisiało. Należało więc je naprawić i w końcu się do tego zabrałam.
Trochę koralików, druciki, kordonek, nowy koralik na główkę (poprzednio były dwa podłużne brązowe), łańcuszek i jest nadzieja, że nic się za szybko nie przerwie. Nie wiem czy jestem do końca zadowolona z efektu, ale już tak będzie na razie. Może kiedyś przybędzie sznurków z koralikami?
Kilka zbliżeń:
sobota, 21 listopada 2015
Wrzosowisko geometryczne
Pisałam o śliwkach, to teraz w tej samej tonacji. I to pewnie nie tylko raz.
Wrzosowisko...
Bywają te naturalne - wiadomo, Cathy, Heathcliff, zwierzątka duże i małe... U nas też bywają piękne miejsca, choć może nie na aż taką skalę.... Ale są też wrzosowiska przydomowe, szalenie urozmaicone - znam jedno przepiękne osobiście, na dodatek rosną tam też poziomki!
Wrzosowiska raczej nie mają wiele wspólnego z geometrią (tak sadzę) dopóki toś nie zechce ich mierzyć. Ale ta moja zawieszka jest wybitnie geometryczna. I dobrze jej z tym.
Jak widać kolory troche zależą od oświetlenia (?). Na moim monitorze wkradły się żółcie - zamiast dwóch odcieni różowego czy łosowiowego. Trudno.
Wrzosowisko...
Bywają te naturalne - wiadomo, Cathy, Heathcliff, zwierzątka duże i małe... U nas też bywają piękne miejsca, choć może nie na aż taką skalę.... Ale są też wrzosowiska przydomowe, szalenie urozmaicone - znam jedno przepiękne osobiście, na dodatek rosną tam też poziomki!
Wrzosowiska raczej nie mają wiele wspólnego z geometrią (tak sadzę) dopóki toś nie zechce ich mierzyć. Ale ta moja zawieszka jest wybitnie geometryczna. I dobrze jej z tym.
Jak widać kolory troche zależą od oświetlenia (?). Na moim monitorze wkradły się żółcie - zamiast dwóch odcieni różowego czy łosowiowego. Trudno.
piątek, 20 listopada 2015
Śliwka
Śliwki to w ostatnich czasach moje ulubione tonacje, choć nie stronię od granatów czy czerni, a i żywsze kolory też chętnie widzę. I nawet odrobinę brązu. Kolor morski. Jednak w rozmaitych fazach "moich" kolorów jest teraz zdecydowanie czas śliwkowo-granatowy. I taki właśnie jest kolejny drobiazg.
Piszę "drobiazg" ale (jak i poprzednio) już jest większy od zawieszki nazwanej ostatnio "maleństwem".
Zastanawiam się, na ilę tę śliwkę widać po przepuszczeniu przez aparat w komórce i monitory komputerów. Cóż, trzeba uwierzyć mi na słowo ;)
Piszę "drobiazg" ale (jak i poprzednio) już jest większy od zawieszki nazwanej ostatnio "maleństwem".
Zastanawiam się, na ilę tę śliwkę widać po przepuszczeniu przez aparat w komórce i monitory komputerów. Cóż, trzeba uwierzyć mi na słowo ;)
czwartek, 19 listopada 2015
Z różowym
Tytuł może być mylący, gdyż w oczy na pewno rzuca się czerwona wstążeczka, ale tę zawieszkę zaczęłam od koloru różowego. Takiego ładnego, mniej typowego odcienia, który niestety i tak stracił swoją niezwykłość w towarzystwie czerwieni i granatu. Jednak ten nieco połyskliwy granat przydał z kolei różowościom szlachetności.
Zapominam ciągle o wykorzystywaniu koralików. Pamiętam jednak o "krzyżykach na krzyżykach", które moim zdaniem dodają uroku i może nawet głębi.
... ... ...
Spotkałam się w tych dniach z daleką Ciotką. Najmłodszą i jedyną żyjącą z licznego rodzeństwa... I tak sobie myślę, że chciałabym w jej wieku zachować taką jasność myślenia i siłę woli, która pozwala pokonywać ograniczenia fizyczne związane z wiekiem. 87 lat i samotne wyprawy pociągiem przez Polskę i przez Europę... Nic dla siebie, wszystko dla innych... To jedyna już chyba znana mi osoba, która siadając w fotelu czy na krześle nie opiera się, tylko siada jak dobrze wychowana panna na brzegu, z prostymi plecami. Tak jak ją nauczono w domu rodzinnym... Piękny człowiek, niech jakoś zagości na tych łamach :))
Zapominam ciągle o wykorzystywaniu koralików. Pamiętam jednak o "krzyżykach na krzyżykach", które moim zdaniem dodają uroku i może nawet głębi.
... ... ...
Spotkałam się w tych dniach z daleką Ciotką. Najmłodszą i jedyną żyjącą z licznego rodzeństwa... I tak sobie myślę, że chciałabym w jej wieku zachować taką jasność myślenia i siłę woli, która pozwala pokonywać ograniczenia fizyczne związane z wiekiem. 87 lat i samotne wyprawy pociągiem przez Polskę i przez Europę... Nic dla siebie, wszystko dla innych... To jedyna już chyba znana mi osoba, która siadając w fotelu czy na krześle nie opiera się, tylko siada jak dobrze wychowana panna na brzegu, z prostymi plecami. Tak jak ją nauczono w domu rodzinnym... Piękny człowiek, niech jakoś zagości na tych łamach :))
środa, 18 listopada 2015
Tempo, tempo
Małe rozmiary sprzyjają tempu pracy.
Małże zawieszki wydająsie tez bardziej poręczne... Choć nie wiem czy nie są za małe... Ale to też kwestia wykorzystywania już pociętych kawałków kanwy.
Maleństwo prezentuje się na kwiatkach, co daje jakieś wyobrażenie co do rozmiaru. Wesolutkie takie.
Muszę, muszę mieć dużo tych drobiazgów. :)
A potem zabiorę się za pomysł Emki z komentarza pod poprzednim wpisem. :))
O ile nic innego się nie wydarzy ;))
Małże zawieszki wydająsie tez bardziej poręczne... Choć nie wiem czy nie są za małe... Ale to też kwestia wykorzystywania już pociętych kawałków kanwy.
Maleństwo prezentuje się na kwiatkach, co daje jakieś wyobrażenie co do rozmiaru. Wesolutkie takie.
Muszę, muszę mieć dużo tych drobiazgów. :)
A potem zabiorę się za pomysł Emki z komentarza pod poprzednim wpisem. :))
O ile nic innego się nie wydarzy ;))
wtorek, 17 listopada 2015
Podłużna i do tego okrągły numer
Sypią się te zawieszki. Za niecały miesiąc będziemy mieli dużo gości i wiem, że na pewno będą tacy, kórym będę chciała coś dać (a jeszcze nie dostali ode mnie nic z tych moich robótek). Korzystam więc z odrobiny luźniejszego czasu, choć już inne prace też wołają, no i zawsze coś tam wyskakuje. A już przecież powoli trzeba myśleć o pieczeniu pierników i świątecznych prezentach (a i pewne porządki rozłożyć sobie w czasie).
Zawieszka szerokości tej samej co poprzednia, bo z tego samego kawałka kanwy. Ale zdecydowanie dłuższa. Wiązadełko dałam z boku, bo... zapomniałam o nim wcześniej i środki krótszego boku już były zahaftowane, gdy je doczepiałam.
Tytułowy okrągły numer to 50.
Tak, to pięćdziesiąta z moich zawieszek. Aż trudno mi uwierzyć.
Zawieszka szerokości tej samej co poprzednia, bo z tego samego kawałka kanwy. Ale zdecydowanie dłuższa. Wiązadełko dałam z boku, bo... zapomniałam o nim wcześniej i środki krótszego boku już były zahaftowane, gdy je doczepiałam.
Strasznie się namęczyłam z tymi fotkami a i tak daleko im do tego co być powinno.
Za to poniższe zdjęcie daje obraz wielkości tej zawieszki :)
Tytułowy okrągły numer to 50.
Tak, to pięćdziesiąta z moich zawieszek. Aż trudno mi uwierzyć.
poniedziałek, 16 listopada 2015
Błyskawiczna
Po poprzednich zawieszkach został kawałeczek kanwy. W zapasach znalazła się przycięta na zapas zakładka tej samej szerokości. I tak oto powstała zawieszka błyskawiczna, długa na szerokość poprzednich. Błyskawiczna również dlatego, że koniecznie chciałam zdążyć z wyszywaniem, aby można było wręczyć ją w prezencie. Udało się. Tylko już zdjęcia nie poprawię....
niedziela, 15 listopada 2015
Zachęta
Mama nakupiła marchewek, Takie były zachęcające, równiutkie (no, prawie). Najmł. Kamzik został poproszony o ich oskrobanie.
Kiedy wieczorem Mama weszła do kuchni, na stole było to:
I teraz nie wiadomo: czy cieszyć się, że marchewki tak szybko znikły, czy też się martwić....
Kiedy wieczorem Mama weszła do kuchni, na stole było to:
I teraz nie wiadomo: czy cieszyć się, że marchewki tak szybko znikły, czy też się martwić....
sobota, 14 listopada 2015
piątek, 13 listopada 2015
Skosy w lewo
Porównanie dwóch "skośnych" zawieszek przypomniało mi o wiecznych dyskusjach z Najst. Kamzikówną na temat kierunków akcentów w języku francuskim. Okazało się bowiem kiedyś, że to co u niej jest w lewo, dla mnie jest w prawo i vice versa. Ja bowiem rysuję akcenty od góry, a ona od dołu. Stąd te skośne linie na zawieszce poniżej moim zdaniem idą w lewo :).
Dopiero gdy wieszałam ją obok poprzedniej, uświadomiłam sobie, że nie do końca zrealizowałam zamiar. Skosy miały być bowiem ostrzejsze, a tu co najwyżej niektóre linie wyszły grubsze.
Nadal zadziwiają mnie interakcje kolorów - fiolet wygląda w odpowiednim towarzystwie na brąz...
Dopiero gdy wieszałam ją obok poprzedniej, uświadomiłam sobie, że nie do końca zrealizowałam zamiar. Skosy miały być bowiem ostrzejsze, a tu co najwyżej niektóre linie wyszły grubsze.
Nadal zadziwiają mnie interakcje kolorów - fiolet wygląda w odpowiednim towarzystwie na brąz...
czwartek, 12 listopada 2015
Powrót skosów
Takie w sumie wspomnienie z początków mojej zakładkowej przygody. Zainteresowani mogą zajrzeć na początek bloga - tam było sporo zakładek z motywem skośnego tła - w różnych wersjach.
Tym razem jest zawieszka. Zgrabniutka. Kolorowa jak marzenie. Niepokojąco nawiązująca do łowickich pasów tylko po to, by się od nich oderwać :). Skusiły mnie te ni to zielenie, ni to turkusy, a potem już poszło. Zadziwiające, jak kolory zmieniają się przez towarzystwo innych kolorów.
Chyba będą kolejne drobiazgi ze skosami, bo to motyw działający uspokajająco :)
Tym razem jest zawieszka. Zgrabniutka. Kolorowa jak marzenie. Niepokojąco nawiązująca do łowickich pasów tylko po to, by się od nich oderwać :). Skusiły mnie te ni to zielenie, ni to turkusy, a potem już poszło. Zadziwiające, jak kolory zmieniają się przez towarzystwo innych kolorów.
Chyba będą kolejne drobiazgi ze skosami, bo to motyw działający uspokajająco :)
środa, 11 listopada 2015
Biel i czerwień
Tak, flaga jeszcze wisi, choć po ciemku jej pewnie nie widać.
Dzień spotkania, które wciąż budzi w sercu ogromną wdzięczność.
Spokój.
Ciepło.
Uśmiech.
Kawa i szarlotka z lodami. Porcja tego ciasta spokojnie wystarcza na dwie osoby.
I chciało by się jeszcze więcej i dłużej.
Ale przecież to nie ostatni raz.
:)
Spacer na wietrze. Korale jarzębiny sypią się z drzew. Znowu kwitną bukietem fiołki.
Dzień spotkania, które wciąż budzi w sercu ogromną wdzięczność.
Spokój.
Ciepło.
Uśmiech.
Kawa i szarlotka z lodami. Porcja tego ciasta spokojnie wystarcza na dwie osoby.
I chciało by się jeszcze więcej i dłużej.
Ale przecież to nie ostatni raz.
:)
Spacer na wietrze. Korale jarzębiny sypią się z drzew. Znowu kwitną bukietem fiołki.
poniedziałek, 9 listopada 2015
Cieplutki
To trzeci szalik od początku pisania bloga. (Już? raczej dopiero, a nie wiadomo czy i kiedy pojawi się kolejny).
Szalik podróżny, powstający z przygodami.
Podróżny, bo w znacznej części powstał w podróżach.
A z przygodami...
Cóż.
Zaczęłam według planu sprawdzonego przy innym szaliku. Miała być forma prosta i szlachetna, Męska.
Po czym po zrobieniu kilku centymetrów szalika okazało się, że ta forma nie pasuje do wybranej kolorowej włóczki.
Sprułam.
Postanowiłam przeprosić się ze ściągaczem angielskim.
Ale coś mi sie poplątało (nawet w najprostszym ściegu jak widać może się poplątać).
Włączyłam zatem internet w komórce i... zachwyciłam się ściągaczem irlandzkim. A za chwilę otworzył mi się tutorial z jeszcze innym, efektownym, irlandzkim ściegiem. No to zaczęłam.
I okazało się, że taka kolorowa włóczka nie jest najlepszym materiałem do nauki ambitniejszego ściegu.
Sprułam.
Zaczęłam już grzecznie normalnym ściągaczem angielskim.
Pociąg szarpnął, chwila nieuwagi i oczka poleciały z drutów.
Coś poleciało, coś się spruło. próbowałam ratować. Eee...
Sprułam.
I w ten sposób po dwóch godzinach byłam ciągle w punkcie wyjścia.
Czwarty początek okazał się wreszcie skuteczny.
...
W drodze powrotnej skoncentrowałam się na robótce. Szłam jak burza. Skończyłam motek. I...
okazało się, że drugiego nie ma... (wtedy przeszłam do niebieskiej zakładki pokazywanej dwa wpisy wcześniej).
Motek-dowcipniś, jak się okazało później, został u mojej Mamy pod stolikiem. Teraz pewnie leży już na stoliku.
A ja kupiłam kolejny i wreszcie, wreszcie skończyłam szalik wczoraj. Jak zrobiło się ciepło :)
Właściciel jeszcze nie zdążył przymierzyć. Ale pokazać już mogę :)
Długość 120 cm szerokość 16 cm. Rozciągnie się...
Szalik podróżny, powstający z przygodami.
Podróżny, bo w znacznej części powstał w podróżach.
A z przygodami...
Cóż.
Zaczęłam według planu sprawdzonego przy innym szaliku. Miała być forma prosta i szlachetna, Męska.
Po czym po zrobieniu kilku centymetrów szalika okazało się, że ta forma nie pasuje do wybranej kolorowej włóczki.
Sprułam.
Postanowiłam przeprosić się ze ściągaczem angielskim.
Ale coś mi sie poplątało (nawet w najprostszym ściegu jak widać może się poplątać).
Włączyłam zatem internet w komórce i... zachwyciłam się ściągaczem irlandzkim. A za chwilę otworzył mi się tutorial z jeszcze innym, efektownym, irlandzkim ściegiem. No to zaczęłam.
I okazało się, że taka kolorowa włóczka nie jest najlepszym materiałem do nauki ambitniejszego ściegu.
Sprułam.
Zaczęłam już grzecznie normalnym ściągaczem angielskim.
Pociąg szarpnął, chwila nieuwagi i oczka poleciały z drutów.
Coś poleciało, coś się spruło. próbowałam ratować. Eee...
Sprułam.
I w ten sposób po dwóch godzinach byłam ciągle w punkcie wyjścia.
Czwarty początek okazał się wreszcie skuteczny.
...
W drodze powrotnej skoncentrowałam się na robótce. Szłam jak burza. Skończyłam motek. I...
okazało się, że drugiego nie ma... (wtedy przeszłam do niebieskiej zakładki pokazywanej dwa wpisy wcześniej).
Motek-dowcipniś, jak się okazało później, został u mojej Mamy pod stolikiem. Teraz pewnie leży już na stoliku.
A ja kupiłam kolejny i wreszcie, wreszcie skończyłam szalik wczoraj. Jak zrobiło się ciepło :)
Właściciel jeszcze nie zdążył przymierzyć. Ale pokazać już mogę :)
Długość 120 cm szerokość 16 cm. Rozciągnie się...
piątek, 6 listopada 2015
Na ponure dni
Na ponure dni dobra jest muzyka.
W sumie niby ponure te dni, a dziś oglądałam bezlistne drzewa i... kwitnące jeszcze róże w kolorze intensywnego ni to różu, ni to purpury. W połączeniu z intensywną zielenią żywotników i jałowców piękny widok. Moje pelargonie też ciągle czerwienią się dzielnie.
Ale muzyka jest dobra na zabieganie, na planowane wielkich uroczystosci i na spokojne dzierganie szalika... i na obawy o zdrowie i życie też....
Z dedykacją dla wszystkich umęczonych - oby znalazła się wspierajaca przyjazna dusza. Albo może żebyśmy umieli ją dostrzec obok siebie i docenić?
W sumie niby ponure te dni, a dziś oglądałam bezlistne drzewa i... kwitnące jeszcze róże w kolorze intensywnego ni to różu, ni to purpury. W połączeniu z intensywną zielenią żywotników i jałowców piękny widok. Moje pelargonie też ciągle czerwienią się dzielnie.
Ale muzyka jest dobra na zabieganie, na planowane wielkich uroczystosci i na spokojne dzierganie szalika... i na obawy o zdrowie i życie też....
Z dedykacją dla wszystkich umęczonych - oby znalazła się wspierajaca przyjazna dusza. Albo może żebyśmy umieli ją dostrzec obok siebie i docenić?
When troubles come and my heart burdened be;
Then I am still and wait here in the silence,
Until you come and sit awhile with me.
You raise me up, so I can stand on mountains;
You raise me up to walk on stormy seas;
I am strong when I am on your shoulders;
You raise me up to more than I can be.
You raise me up, so I can stand on mountains;
You raise me up to walk on stormy seas;
I am strong when I am on your shoulders;
You raise me up to more than I can be.
There is no life - no life without its hunger;
Each restless heart beats so imperfectly;
But when you come and I am filled with wonder,
Sometimes, I think I glimpse eternity.
You raise me up, so I can stand on mountains;
You raise me up to walk on stormy seas;
I am strong when I am on your shoulders;
You raise me up to more than I can be.
You raise me up, so I can stand on mountains;
You raise me up to walk on stormy seas;
I am strong when I am on your shoulders;
You raise me up to more than I can be.
You raise me up to more than I can be
wtorek, 3 listopada 2015
Schodki
Zaczęło się od uzupełnienia zapasów niebieskiej muliny, bo prawie cała, jak to się mówi, wyszła. Powstrzymałam się dzielnie od kupienia wszystkich możliwych kolorów, wybrałam ze trzy czy cztery.
Następnie zabrałam się za granatowe kwadraciki, a potem już samo poszło dalej.
To, co wydaje się białe nie jest białe, tylko w odcieniu między bladożółtym a kością słoniową. Odcieni niebieskiego jest cztery (granatu nie liczę), w tym jeden skłaniający się ku turkusowi. Czerwień była konieczna dla ożywienia całości.
Niestety, gdy patrzy się z bliska, przebija spod spodu biała kanwa (trzeba było haftować poczwórną nitką, zapomniałam...). Ale i tak mi się podoba. Wygląda trochę jak morze z bałwanami...
Następnie zabrałam się za granatowe kwadraciki, a potem już samo poszło dalej.
To, co wydaje się białe nie jest białe, tylko w odcieniu między bladożółtym a kością słoniową. Odcieni niebieskiego jest cztery (granatu nie liczę), w tym jeden skłaniający się ku turkusowi. Czerwień była konieczna dla ożywienia całości.
Niestety, gdy patrzy się z bliska, przebija spod spodu biała kanwa (trzeba było haftować poczwórną nitką, zapomniałam...). Ale i tak mi się podoba. Wygląda trochę jak morze z bałwanami...
piątek, 30 października 2015
Tradycyjne świąteczne losowanie
Już po raz trzeci zapraszam do świątecznego losowania Błogosławieństw. :)
Błogosławieni to znaczy szczęśliwi, a święci są szczęśliwi, bo są świętymi :)
O co chodzi.
Powtarzam opis, bo tak chyba łatwiej niż wędrować w tę i wewtę po blogu. :)
Zwyczaj losowania błogosławieństw
Zwyczaj losowania błogosławieństw zaistniał we wspólnocie Niepokalanej Matki Kościoła pod koniec lat siedemdziesiątych. Dzisiaj trudno ustalić, kto był autorem tego zwyczaju; nie był nim Czcigodny Sługa Boży ks. Franciszek, ale zawsze w losowaniu błogosławieństw uczestniczył.
Inspirację stanowił niewątpliwie liturgiczny obchód uroczystości Wszystkich Świętych i czytana w tym dniu ewangelia z Mt 5, 1-12a, w której przypomina się fragment Chrystusowego kazania na górze z proklamacją ośmiu błogosławieństw. Wszyscy święci są właśnie tymi ludźmi, którzy dali przykład stosowania ich w codziennym postępowaniu. Sensem losowania błogosławieństw jest nakłonienie swego serca do szczególnego zastosowania tego jednego, wylosowanego błogosławieństwa we własnym życiu, do następnej uroczystości Wszystkich Świętych.
Losowanie można przeprowadzić w rodzinie, kręgu rodzin, grupie formacyjnej, a także i w innych środowiskach. Ważne jest, aby we wprowadzeniu do losowania ukazać cel – mianowicie przyjęcie w duchu wiary treści tego konkretnego błogosławieństwa jako szczególnego światła dla swojego życia na następny rok. Można też od razu po wylosowaniu błogosławieństwa podzielić się odkryciem treści w nim zawartej, jako konkretnej inspiracji do podjęcia „pracy nad sobą”.
I podobnie jak w ubiegłym roku chciałabym zaproponować wirtualne losowanie błogosłąwieństw tym, którzy byliby zainteresowani.
Może ktoś zechce podjąć takie wyzwanie? Po raz pierwszy albo i drugi? Przyjąć jedno z ośmiu błogosławieństw jako wskazówkę do pracy nad sobą czy nad relacjami z innymi na cały rok? (oczywiście nie chodzi o żadne wróżenie.)
Nadal myślę, że sam tekst jest na tyle uniwersalny w wymiarze czysto ludzkim, że to losowanie nie musi ograniczać się do osób uznających się za chrześcijan.
Można zaprosić do losowania innych.
Od strony technicznej bedzie to wyglądać tak: ja przypiszę do każdego błogosławieństwa jakiś numer. Uczestnicy losowania napiszą wybrany numer (od 1 do 8) w komentarzu (dla siebie, kogoś z rodziny...). Można podać maila, jeśli nie jest widoczny w profilu. Ja na tego maila wyślę tekst wybranego błogosławieństwa. Taki do wydrukowania dla siebie. Numery są inne niż w ubiegłym roku.
Potem, jeśli ktoś zechce, może podzielić się jakąś refleksją - ale nie musi (nie chodzi wszak o nabijanie na siłę komentarzy!)
Zapraszam odważnych. :)
Czekam do poniedziałku (2 XI) wieczór :) ale wysyłać będę wcześniej, o ile będę przy komputerze :)
Błogosławieni to znaczy szczęśliwi, a święci są szczęśliwi, bo są świętymi :)
O co chodzi.
Powtarzam opis, bo tak chyba łatwiej niż wędrować w tę i wewtę po blogu. :)
Zwyczaj losowania błogosławieństw
Zwyczaj losowania błogosławieństw zaistniał we wspólnocie Niepokalanej Matki Kościoła pod koniec lat siedemdziesiątych. Dzisiaj trudno ustalić, kto był autorem tego zwyczaju; nie był nim Czcigodny Sługa Boży ks. Franciszek, ale zawsze w losowaniu błogosławieństw uczestniczył.
Inspirację stanowił niewątpliwie liturgiczny obchód uroczystości Wszystkich Świętych i czytana w tym dniu ewangelia z Mt 5, 1-12a, w której przypomina się fragment Chrystusowego kazania na górze z proklamacją ośmiu błogosławieństw. Wszyscy święci są właśnie tymi ludźmi, którzy dali przykład stosowania ich w codziennym postępowaniu. Sensem losowania błogosławieństw jest nakłonienie swego serca do szczególnego zastosowania tego jednego, wylosowanego błogosławieństwa we własnym życiu, do następnej uroczystości Wszystkich Świętych.
Losowanie można przeprowadzić w rodzinie, kręgu rodzin, grupie formacyjnej, a także i w innych środowiskach. Ważne jest, aby we wprowadzeniu do losowania ukazać cel – mianowicie przyjęcie w duchu wiary treści tego konkretnego błogosławieństwa jako szczególnego światła dla swojego życia na następny rok. Można też od razu po wylosowaniu błogosławieństwa podzielić się odkryciem treści w nim zawartej, jako konkretnej inspiracji do podjęcia „pracy nad sobą”.
I podobnie jak w ubiegłym roku chciałabym zaproponować wirtualne losowanie błogosłąwieństw tym, którzy byliby zainteresowani.
Może ktoś zechce podjąć takie wyzwanie? Po raz pierwszy albo i drugi? Przyjąć jedno z ośmiu błogosławieństw jako wskazówkę do pracy nad sobą czy nad relacjami z innymi na cały rok? (oczywiście nie chodzi o żadne wróżenie.)
Nadal myślę, że sam tekst jest na tyle uniwersalny w wymiarze czysto ludzkim, że to losowanie nie musi ograniczać się do osób uznających się za chrześcijan.
Można zaprosić do losowania innych.
Od strony technicznej bedzie to wyglądać tak: ja przypiszę do każdego błogosławieństwa jakiś numer. Uczestnicy losowania napiszą wybrany numer (od 1 do 8) w komentarzu (dla siebie, kogoś z rodziny...). Można podać maila, jeśli nie jest widoczny w profilu. Ja na tego maila wyślę tekst wybranego błogosławieństwa. Taki do wydrukowania dla siebie. Numery są inne niż w ubiegłym roku.
Potem, jeśli ktoś zechce, może podzielić się jakąś refleksją - ale nie musi (nie chodzi wszak o nabijanie na siłę komentarzy!)
Zapraszam odważnych. :)
Czekam do poniedziałku (2 XI) wieczór :) ale wysyłać będę wcześniej, o ile będę przy komputerze :)