Zastanawiałam się nad tytułem. Od kiedy ostatnie z naszych dzieci zdało maturę, słowo "wakacje" przestało się w praktyce łączyć z miesiącami tradycyjnie letnimi (bo tak słownikowo, to wiadomo wakacje = lipiec+sierpień). Zatem postanowiłam nie pisać o ostatnim dniu wakacji, bo nasze wakacje wreszcie się zaczęły parę dni temu! Lipiec i prawie cały sierpień, podobnie jak poprzednie miesiące, był okresem bardzo wytężonej pracy, do której już czasem brakowało sił. A teraz się zastanawiam, czy już zaczęłam odpoczywać, czy jeszcze nie...
Zatem na ostatni dzień sierpnia, u mnie bez burz, aczkolwiek z wichurą, chmurami i nawet deszczem-który-nas-nie-zmoczył, z ciepłymi myślami o wszystkich (nauczycielach, uczniach i rodzicach) zaczynających szkołę w tym trudnym czasie, ślę fotograficzne życzenia umiejętności dostrzegania piękna i patrzenia w dal, odwagi i wytrwałości...
I spieszę donieść, że na naszej platformie uzbierało się już 77,85 % planowanej kwoty.
Nie wyobrażacie sobie ile we mnie zachwytu i wdzięczności - to również zasługa Czytelników tego bloga. Zbiórkę przedłużono o tydzień - do 7 września.
Mam jeszcze jedną genialną maseczkę na zbyciu na ten cel... gdyby ktoś był zainteresowany, proszę na priv :).
https://wspieram.oaza.pl/campaigns/pomoc-dla-filipin/
poniedziałek, 31 sierpnia 2020
sobota, 29 sierpnia 2020
Pocztówka zawęźlona
:)
Tego bym sama nie wymyśliła chyba. Oto jak rośnie drzewo :)
I prowokuje do myślenia o zapuszczaniu korzeni... I o tym jak ważne jest by mieć korzenie. Ze to jest potrzebne - a jednocześnie one nie mogą być totalnym ograniczeniem... Ot taka wędrówkowa filozofia...
Pozdrawiam
Tego bym sama nie wymyśliła chyba. Oto jak rośnie drzewo :)
I prowokuje do myślenia o zapuszczaniu korzeni... I o tym jak ważne jest by mieć korzenie. Ze to jest potrzebne - a jednocześnie one nie mogą być totalnym ograniczeniem... Ot taka wędrówkowa filozofia...
Pozdrawiam
środa, 26 sierpnia 2020
Za ciosem :)
Poprzedni wpis nie wyczerpał motywu różyczek.
Bo... zrobiłam jeszcze jeden słoik.
To znaczy słoików zrobiłam w ogóle ostatnio więcej, ale jeszcze jeden w różyczki. W ostatni weekend.
Tak sobie ten słoik po kawie stał samotnie w kuchni. Chyba go przywiozłam od Mamy, ale równie dobrze mogłam go wyjąć z szafy z jakiegoś powodu, tylko tego nie pamiętam.
Patrzyłam na niego i patrzyłam, i w którymś momencie stwierdziłam, że te ścianki całkiem interesująco się układają... A ponieważ właśnie miałam rozłożone malowanie - pomalowałam go.
Tak nietypowo pomalowałam.
Na zdjęciu tego chyba nie widać, ale taki słoik ma wyodrębnione ścianki, wyraźnie są widoczne granice między nimi. Stąd pomysł tych czterech okienek, albo też czterech filarów - zależy jak patrzeć ;).
Zastanawiałam się, jaki wzór wybrać i w końcu uznałam, że te nieśmiertelne róże będą idealne. Może nawet wolałam je mieć w błękitach... ale nie mam. ;)
Poszczególne elementy wzoru były wycinane osobno i docinane wedle potrzeby.
Każda "kolumienka" jest inna...
Niektóre elementy celowo wychodzą poza biel.
Ostatnią fazą projektu (poza lakierowaniem) było zagospodarowanie zakrętki. Początkowo zostawiłam złotą, ale zdecydowanie mi nie pasowała. Pomalowałam więc ją na biało i dodałam dekorację tylko na wierzchu, świadomie zostawiając puste boki. I świadomie "spuszczając" parę listków w dół. Uważny obserwator zdoła wypatrzeć sztukowania wzoru, ale nie będzie to łatwe ;).
Teraz powinnam chyba upiec jakieś ciasteczka, aby słoik nie stał pusty ;)
Bo... zrobiłam jeszcze jeden słoik.
To znaczy słoików zrobiłam w ogóle ostatnio więcej, ale jeszcze jeden w różyczki. W ostatni weekend.
Tak sobie ten słoik po kawie stał samotnie w kuchni. Chyba go przywiozłam od Mamy, ale równie dobrze mogłam go wyjąć z szafy z jakiegoś powodu, tylko tego nie pamiętam.
Patrzyłam na niego i patrzyłam, i w którymś momencie stwierdziłam, że te ścianki całkiem interesująco się układają... A ponieważ właśnie miałam rozłożone malowanie - pomalowałam go.
Tak nietypowo pomalowałam.
Na zdjęciu tego chyba nie widać, ale taki słoik ma wyodrębnione ścianki, wyraźnie są widoczne granice między nimi. Stąd pomysł tych czterech okienek, albo też czterech filarów - zależy jak patrzeć ;).
Zastanawiałam się, jaki wzór wybrać i w końcu uznałam, że te nieśmiertelne róże będą idealne. Może nawet wolałam je mieć w błękitach... ale nie mam. ;)
Poszczególne elementy wzoru były wycinane osobno i docinane wedle potrzeby.
Każda "kolumienka" jest inna...
Niektóre elementy celowo wychodzą poza biel.
Ostatnią fazą projektu (poza lakierowaniem) było zagospodarowanie zakrętki. Początkowo zostawiłam złotą, ale zdecydowanie mi nie pasowała. Pomalowałam więc ją na biało i dodałam dekorację tylko na wierzchu, świadomie zostawiając puste boki. I świadomie "spuszczając" parę listków w dół. Uważny obserwator zdoła wypatrzeć sztukowania wzoru, ale nie będzie to łatwe ;).
Teraz powinnam chyba upiec jakieś ciasteczka, aby słoik nie stał pusty ;)
poniedziałek, 24 sierpnia 2020
Powrót róż retro
Były już co najmniej trzy wpisy z tym motywem, ale jest tak wdzięczny, że będzie się pojawiał dopóki mi starczy serwetek...
Różyczki retro dają wiele możliwości wykorzystania.
W tacy-szufladzie (to trzecia z opisywanych tutaj: (klik) wykorzystałam serwetki "jak leci" czyli w całości.
Niestety serwetki są z tych mniejszych, zatem nie obyło się bez sztukowania.
Dno od zewnątrz ciemnobrązowe. Od niego zaczynałam. Reszta oczywiście przed oklejeniem była malowana na biało.
Całość jest klimatyczna i bardzo lubię te tacę/pudełko/szufladkę. Myślę, że będzie mi długo służyć. (Na wierzchu oczywiście lakier i to kilka warstw, aby nie było chropowatości).
Kolejna praca - niekoniecznie chronologicznie kolejna) to duży słoik. (Aj. właśnie widzę, że kolory zdjęć coś nie za bardzo dobre).
Robiłam już podobny (klik), ale tym razem zaczęłam wycinać poszczególne motywy z serwetki i naklejać je tak, by wypełnić tło.
Efekt bardzo ciekawy.
Ozdobiłam też pokrywkę i widać, że to kompozycja z motywów serwetki - a nawet z fragmentów motywów.
I trzecia rzecz, którą pokaże dzisiaj to świecznik z butelki. Butelka stała u nas od wielu lat. Zatrzymałam ją bo choć fason taki sobie, to ciekawa była faktura - matowy beż, nieco chropawy. w mini kropeczki. Stała jako podstawka do świeczki, ale postanowiłam wreszcie zrobić z niej coś innego. Chyba dlatego, że z różyczkami tak dobrze się pracuje :).
Zatem okleiłam butelkę wycinanymi wzorami. I polakierowałam ;).
Ze świeczką wygląda w tym momencie tak. Ale już z bordową świecą efekt byłby zupełnie inny ;).
Aby używać takiej delikatnej butelki jako świecznika warto wsypać coś do środka, choćby piasek, aby była stabilna. :)
Uff, no to pokazałam trochę zaległości. Ale to nie koniec różyczek :). Cdn :)
Różyczki retro dają wiele możliwości wykorzystania.
W tacy-szufladzie (to trzecia z opisywanych tutaj: (klik) wykorzystałam serwetki "jak leci" czyli w całości.
Niestety serwetki są z tych mniejszych, zatem nie obyło się bez sztukowania.
Dno od zewnątrz ciemnobrązowe. Od niego zaczynałam. Reszta oczywiście przed oklejeniem była malowana na biało.
Całość jest klimatyczna i bardzo lubię te tacę/pudełko/szufladkę. Myślę, że będzie mi długo służyć. (Na wierzchu oczywiście lakier i to kilka warstw, aby nie było chropowatości).
Kolejna praca - niekoniecznie chronologicznie kolejna) to duży słoik. (Aj. właśnie widzę, że kolory zdjęć coś nie za bardzo dobre).
Robiłam już podobny (klik), ale tym razem zaczęłam wycinać poszczególne motywy z serwetki i naklejać je tak, by wypełnić tło.
Efekt bardzo ciekawy.
Ozdobiłam też pokrywkę i widać, że to kompozycja z motywów serwetki - a nawet z fragmentów motywów.
I trzecia rzecz, którą pokaże dzisiaj to świecznik z butelki. Butelka stała u nas od wielu lat. Zatrzymałam ją bo choć fason taki sobie, to ciekawa była faktura - matowy beż, nieco chropawy. w mini kropeczki. Stała jako podstawka do świeczki, ale postanowiłam wreszcie zrobić z niej coś innego. Chyba dlatego, że z różyczkami tak dobrze się pracuje :).
Zatem okleiłam butelkę wycinanymi wzorami. I polakierowałam ;).
Ze świeczką wygląda w tym momencie tak. Ale już z bordową świecą efekt byłby zupełnie inny ;).
Aby używać takiej delikatnej butelki jako świecznika warto wsypać coś do środka, choćby piasek, aby była stabilna. :)
Uff, no to pokazałam trochę zaległości. Ale to nie koniec różyczek :). Cdn :)
sobota, 22 sierpnia 2020
Albo albo
Jak widać z częstości wpisów doszłam do etapu albo-albo. Albo praca i lekkie ogarnięcie domu, albo blog. Jeszcze trochę do urlopu - jak zawsze nawarstwia się w takim okresie sporo spraw. Wąskim gardłem są też oczywiście zdjęcia - zrobienie to jeszcze, ale zgranie, opisanie...
W ostatnim czasie jakoś mniej haftuję, ale też powstało kilka prac dekupażowych (a inne czekają i czekają).
Dziś różowe pudełko. Różowe albo fioletowawe? Z motywem hortensji, który mi się bardzo podoba i w sumie chciałam to pudełku zatrzymać sobie. No ale córka jechała w odwiedziny do znajomej, która lubi fiolety i tak jakoś pudełko pojechało z nią :). I podobno się przyda, wiec cieszę się ogromnie, Sobie zawsze mogę zrobić podobne...
Tradycyjnie najpierw biała farba...
Dno od środka po różnych doświadczeniach wolę zostawiać pomalowane...
Ta biel tu dodaje lekkości.
Dno od spodu też jest oklejone. Mogłoby oczywiście zostać białe - w wersji oszczędnej, ale takie oklejone ma swój urok.
Serduszkowe otwory w tej skrzyneczce są dość duże, więc nieco łatwiej było je wykończyć. Jakoś ten rok naznaczony jest stratami... nożyczek. Najpierw na lotnisku w Manili bardzo uprzejmy pan zdecydowanie skonfiskował mi moje maleńkie ulubione nożyczki z żurawiem czy czaplą, które wcześniej latały różnymi samolotami bez problemu. No a on uznał, że to maleńkie ostrze jest zagrożeniem... W sumie cieszyłam się, że kabli od ładowarek nie zakwestionował, bo potem widzieliśmy plakaty, z których wynikało, że i to mogło być możliwe... A w domu zapodziały się gdzieś moje ulubione nożyczki do wycinania takich różnych otworków - w sumie niby zwykłe nożyczki do paznokci czy skórek, zaokrąglone, ale używane tylko do tego celu. Skończyło się na kupnie nowych. ;) Bowiem takie małe półokrągłe nożyczki są przy dekupażu dla mnie niezbędne.
A to serduszko ma ładny kształt, prawda?
Jeśli będę miała kiedyś ogród, chciałabym mieć w nim hortensje. No ale to może być dopiero w niebie :D.
Na dobry weekend jeszcze trochę muzyki. To jest muzyka filipińska, ludowe pieśni czy piosenki w języku Hiligaynon (inaczej Ilongo), którym jako ojczystym posługuje się większość moich filipińskich znajomych. Wczoraj dowiedziałam się o śmierci żony jednego ze znajomych, zmarła jeszcze zanim przyszedł wynik testu na Covid. On jest na kwarantannie, czeka na wynik testów. Na "naszej" wyspie Negros w niektórych miejscach wprowadzane są ponownie ograniczenia, sytuacja jest trudna. Wiem, że już pomogliście w zbieraniu na jedzenie, ale może ktoś z Waszych znajomych dorzuciłby się na jedzenie dla jednej osoby na jeden dzień na przykład - 20 zł... Mamy na platformie uzbieraną połowę, jeszcze nieco ponad tydzień nam zostało...
https://wspieram.oaza.pl/campaigns/pomoc-dla-filipin/
Te piosenki są zawsze z taka nutą melancholii...
W ostatnim czasie jakoś mniej haftuję, ale też powstało kilka prac dekupażowych (a inne czekają i czekają).
Dziś różowe pudełko. Różowe albo fioletowawe? Z motywem hortensji, który mi się bardzo podoba i w sumie chciałam to pudełku zatrzymać sobie. No ale córka jechała w odwiedziny do znajomej, która lubi fiolety i tak jakoś pudełko pojechało z nią :). I podobno się przyda, wiec cieszę się ogromnie, Sobie zawsze mogę zrobić podobne...
Tradycyjnie najpierw biała farba...
Dno od środka po różnych doświadczeniach wolę zostawiać pomalowane...
Ta biel tu dodaje lekkości.
Dno od spodu też jest oklejone. Mogłoby oczywiście zostać białe - w wersji oszczędnej, ale takie oklejone ma swój urok.
Serduszkowe otwory w tej skrzyneczce są dość duże, więc nieco łatwiej było je wykończyć. Jakoś ten rok naznaczony jest stratami... nożyczek. Najpierw na lotnisku w Manili bardzo uprzejmy pan zdecydowanie skonfiskował mi moje maleńkie ulubione nożyczki z żurawiem czy czaplą, które wcześniej latały różnymi samolotami bez problemu. No a on uznał, że to maleńkie ostrze jest zagrożeniem... W sumie cieszyłam się, że kabli od ładowarek nie zakwestionował, bo potem widzieliśmy plakaty, z których wynikało, że i to mogło być możliwe... A w domu zapodziały się gdzieś moje ulubione nożyczki do wycinania takich różnych otworków - w sumie niby zwykłe nożyczki do paznokci czy skórek, zaokrąglone, ale używane tylko do tego celu. Skończyło się na kupnie nowych. ;) Bowiem takie małe półokrągłe nożyczki są przy dekupażu dla mnie niezbędne.
A to serduszko ma ładny kształt, prawda?
Jeśli będę miała kiedyś ogród, chciałabym mieć w nim hortensje. No ale to może być dopiero w niebie :D.
Na dobry weekend jeszcze trochę muzyki. To jest muzyka filipińska, ludowe pieśni czy piosenki w języku Hiligaynon (inaczej Ilongo), którym jako ojczystym posługuje się większość moich filipińskich znajomych. Wczoraj dowiedziałam się o śmierci żony jednego ze znajomych, zmarła jeszcze zanim przyszedł wynik testu na Covid. On jest na kwarantannie, czeka na wynik testów. Na "naszej" wyspie Negros w niektórych miejscach wprowadzane są ponownie ograniczenia, sytuacja jest trudna. Wiem, że już pomogliście w zbieraniu na jedzenie, ale może ktoś z Waszych znajomych dorzuciłby się na jedzenie dla jednej osoby na jeden dzień na przykład - 20 zł... Mamy na platformie uzbieraną połowę, jeszcze nieco ponad tydzień nam zostało...
https://wspieram.oaza.pl/campaigns/pomoc-dla-filipin/
Te piosenki są zawsze z taka nutą melancholii...
sobota, 15 sierpnia 2020
Pod igłą?
Cudowny wypoczynkowy weekend. Cały czas można być na dworze...
Siedzę i myślę... u Kochanowskiego było "siądź pod mym liściem..." To ja mam jednak "siądź pod mą igłą..."
Pozdrawiam najserdeczniej...
Siedzę i myślę... u Kochanowskiego było "siądź pod mym liściem..." To ja mam jednak "siądź pod mą igłą..."
Pozdrawiam najserdeczniej...
I cały dzień towarzyszy nam w piosenkach Ewa Demarczyk. Te nagrania są ponadczasowe..
piątek, 7 sierpnia 2020
Zebra?
No, jednak chyba niezupełnie zebra. A już zupełnie nie zwierzątko :)
Z okazji 25-lecia śluby znajomych powstała niewielka tacka. Wykorzystałam kupione kiedyś serwetki, które miały posłużyć do innego projektu - a przydały się teraz. Tacka jest nieduża, z grubsza na dwa kubki (były dołączone do prezentu, ładne i nietuzinkowe). Serwetka z tych małych, więc trzeba było kombinować klejenie skosem, by nie sztukować. :) .
Początkowo chciałam, aby dno było z wierzchu białe a od spodu czarne, ale niestety coś ta biel kiepsko wyszła, jakieś prószki się doczepiły., Ostatecznie zatem wykorzystałam serwetkę i tutaj.
Boczne ścianki mają nietypowy kształt, co dodaje uroku
Układ tych nieregularnych pasków dodaje głębi i nawet złudzenie trójwymiarowości :D.
Aha, kolory takie, bo szarości, czernie i biele to ulubiony zestaw kolorystyczny jubilatki - chyba nigdy jej nie widziałam w kolorowej sukience :D.
Cieszę się, że pamiętałam o zrobieniu tych zdjęć :).
A do kompletu były jeszcze oprócz urokliwych kubków oczywiście zakładki, jako że oboje jubilaci należą do ludzi czytających :).
Nie ta, co poniżej, inne (np. ta zbożowa z któregoś z poprzednich wpisów). Ale tutaj przy tych czerniach i bielach taki kolorowy akcent się przyda.
Z okazji 25-lecia śluby znajomych powstała niewielka tacka. Wykorzystałam kupione kiedyś serwetki, które miały posłużyć do innego projektu - a przydały się teraz. Tacka jest nieduża, z grubsza na dwa kubki (były dołączone do prezentu, ładne i nietuzinkowe). Serwetka z tych małych, więc trzeba było kombinować klejenie skosem, by nie sztukować. :) .
Początkowo chciałam, aby dno było z wierzchu białe a od spodu czarne, ale niestety coś ta biel kiepsko wyszła, jakieś prószki się doczepiły., Ostatecznie zatem wykorzystałam serwetkę i tutaj.
Boczne ścianki mają nietypowy kształt, co dodaje uroku
Układ tych nieregularnych pasków dodaje głębi i nawet złudzenie trójwymiarowości :D.
Aha, kolory takie, bo szarości, czernie i biele to ulubiony zestaw kolorystyczny jubilatki - chyba nigdy jej nie widziałam w kolorowej sukience :D.
Cieszę się, że pamiętałam o zrobieniu tych zdjęć :).
A do kompletu były jeszcze oprócz urokliwych kubków oczywiście zakładki, jako że oboje jubilaci należą do ludzi czytających :).
Nie ta, co poniżej, inne (np. ta zbożowa z któregoś z poprzednich wpisów). Ale tutaj przy tych czerniach i bielach taki kolorowy akcent się przyda.
wtorek, 4 sierpnia 2020
Pierwszy sierpniowy
Pierwszy sierpniowy wpis, tytuł mało odkrywczy, a zdjęcia raczej jeszcze z lipca.
Ostatnie soboty są u nas dzięki mężowi czasem umiarkowanie długich a ciekawych wycieczek rowerowych. A jak wycieczka, to i odkrycia....
Na przykład takiego ogromnego stwora... Do tej pory zastanawiamy się czy ktoś go po prostu wypuścił, czy też uciekł z zoo... Nie wygląda na żółwia błotnego......
A tu odkrycie zupełnie innego rodzaju. Na mapie było widać, że powinniśmy móc przekroczyć tory ale ten wiadukt nas mile zaskoczył...
Trzecie foto to już nie odkrycie, tylko urokliwe wróble mazurki przestrzegające nakazu zachowania dystansu... Marzy mi się zrobienie kiedyś zdjęcia ptaszków siedzących na drutach, które układają się w nuty i pięciolinię...
I - jako że dominuje tutaj zieleń - na zakończenie serii zdjęć przyrodniczych kukurydza, która szumiała w poprzednim wpisie. :) Nie wiem czy na wszystkich urządzeniach będzie widać, że z przodu świeciło słońce a tle czaiła się burza...
No i jeszcze zakładka... A z nią cała historia ;). Dawno, dawno temu wyhaftowałam dwie górskie zakładki. Są na samym dole w tym wpisie [klik] (Przy okazji można zobaczyć jak inne były kiedyś moje zakładki...)
Od jakiegoś czasu już miałam ochotę wrócić do motywu górskiego. I w końcu wróciłam, ale... inaczej. I mam ochotę to powtórzyć, bo bardzo mi się spodobało :).
Ostatnie soboty są u nas dzięki mężowi czasem umiarkowanie długich a ciekawych wycieczek rowerowych. A jak wycieczka, to i odkrycia....
Na przykład takiego ogromnego stwora... Do tej pory zastanawiamy się czy ktoś go po prostu wypuścił, czy też uciekł z zoo... Nie wygląda na żółwia błotnego......
A tu odkrycie zupełnie innego rodzaju. Na mapie było widać, że powinniśmy móc przekroczyć tory ale ten wiadukt nas mile zaskoczył...
Trzecie foto to już nie odkrycie, tylko urokliwe wróble mazurki przestrzegające nakazu zachowania dystansu... Marzy mi się zrobienie kiedyś zdjęcia ptaszków siedzących na drutach, które układają się w nuty i pięciolinię...
I - jako że dominuje tutaj zieleń - na zakończenie serii zdjęć przyrodniczych kukurydza, która szumiała w poprzednim wpisie. :) Nie wiem czy na wszystkich urządzeniach będzie widać, że z przodu świeciło słońce a tle czaiła się burza...
No i jeszcze zakładka... A z nią cała historia ;). Dawno, dawno temu wyhaftowałam dwie górskie zakładki. Są na samym dole w tym wpisie [klik] (Przy okazji można zobaczyć jak inne były kiedyś moje zakładki...)
Od jakiegoś czasu już miałam ochotę wrócić do motywu górskiego. I w końcu wróciłam, ale... inaczej. I mam ochotę to powtórzyć, bo bardzo mi się spodobało :).