Góry Choczańskie to stosunkowo niewielkie pasmo zaczynające się tuż przy zachodniej granicy Tatr czyli od przełęczy Huciańskiej (skądinąd wsie Huty, Wielkie Borowe i Małe Borowe, które tam leża to "wsie polskie", podobnie jak Zdziar na Spiszu). Stanowią z grubsza granicę między Orawą a Liptowem, a także łącznik między Małą i Wielką Fatrą a Tatrami. Składają się z kilku masywów, w sumie nie są zbyt wielkie ani jakoś drastycznie wysokie. Ale są bardzo ciekawe ;).
Odkryliśmy je kilka lat temu, w dniu w którym pogoda w Tatrach nie sprzyjała wędrówkom, a tam wedle prognoz (i naprawdę) nie padało. Wtedy zrobiliśmy wycieczkę do dol. Kwaczańskiej i dawnego tartaku w tzw. Obłazach. Była z nami moja kuzynka i zgodnie stwierdziłyśmy, że to są góry, w które będziemy chodzić jako wiekowe emerytki (o ile zdrowie pozwoli). Od tego czasu Góry Choczańskie trzymamy zawsze w odwodzie...
W tym roku, podobnie jak w poprzednim, dzieliliśmy górski urlop między Małą Fatrę a słowackie Tatry Zachodnie. W dniu zmiany noclegu (jakaś godzina jazdy) postanowiliśmy wykorzystać czas i około południa powędrowaliśmy niespiesznym krokiem z Wielkiego Borowego do dol. Prosieckiej. Ja oczywiście wcześniej czytałam o tym, że ta dolina jest bardzo malownicza i miałam wielką ochotę ją zobaczyć, ale zaaferowana końcówką zbiórki filipińskiej i wymyślaniem/pisaniem w związku z nią postów na facebooka, nie wczytywałam się specjalnie... Stąd moje zaskoczenie.
Do dol. Prosieckiej szliśmy przez szerokie hale, mając przed oczyma kopułę Wielkiego Chocza, a za plecami masyw Siwego Wierchu. Wiedziałam, że wejdziemy do doliny "od góry". Nic nie zapowiadało jednak tego, co znaleźliśmy niemal u samego jej początku, po wejściu w las...
Przepiękny wąwóz, wymyty w skałach osadowych, rewelacja. I mało ludzi (bo wrzesień i do tego piątek). Zeszliśmy, poszliśmy potem do wodospadziku (ok, piszą wodospad, ale po oglądanym w małej Fatrze był to wodospadzik), trochę w dół doliną, już nie tak spektakularnie i z powrotem do góry... Cudowne.
Niby podobne nieco do Słowackiego Raju, czy Dier w Małej Fatrze, ale jednak inne, bardziej kojarzące mi się z dolomitowymi wąwozami ukrytymi w zboczach Bobrowca po polskiej i słowackiej stornie, a także z wąwozem Między Ściany w Dol. Dudowej w masywie Kominiarskiego Wierchu.
To była zatem pierwsza tegoroczna niespodzianka Gór Choczańskich. Można w nich zrobić przepiękną pętlę przez doliny Kwaczańską i Prosiecką, my na to tym razem nie mieliśmy czasu. Ale podobno warto.
A co z tytułowym Choczem?
Kiedy spoglądamy ku południowemu zachodowi z grani Tatr Zachodnich, dokładnie rzecz biorąc z jej końcówki, mamy dwie wyraźne dominanty: przypominającą wulkan kopułę Wielkiego Chocza i dalej na zachód, rosochaty, skalisty szczyt Wielkiego Rozsutca w Małej Fatrze. Tu na zdjęciu widać pięknie Wielki Chocz z chmurą na czubku, widok z Brestowej:
A tu widok z drugiej strony, z Małej Fatry, kopuła wyłania się z mgieł jak wyspa, na tle Tatr:
I trzeci widok - z drogi...
Nie jest to góra najwyższa z możliwych, ale ma bardzo dużą wysokość względną - niektóre prowadzące na nią szlaki mają ponad 1000 m podejścia. Obietnica wspaniałych widoków (wszędzie dookoła góry!) skłoniła nas do odbycia wycieczki na ten szczyt; nie da się ukryć, że kusi, gdy tak ogląda się go ze wszystkich stron...
Wycieczka nie była skomplikowana, ludzi nie za wiele (choć chyba w sezonie i w pogodne weekendy są tłumy), podejście spore, dwie możliwości wejścia na sam szczyt (nie trzeba schodzić ze szczytu tą sama drogą, potem jednak już zależy skąd i dokąd się idzie). Musieliśmy oczywiście wrócić do auta, więc część trasy odbyliśmy w obie strony tym samym szlakiem, ale i tak było warto. Okolice przypominają mi trochę dzieciństwo w dol. Chochołowskiej (wyjeżdżałam z rodzicami na cały miesiąc do schroniska, potem już na nieco krócej), te same rośliny, zapachy... Obłędne dziewięćsiły i ostrożenie...
Po drodze szczyt nie wygląda zbyt wymagająco (ale tak naprawdę podejście jest strome!)
A widok ze skalistego (i nawet ostro podciętego od wschodu) szczytu absolutnie bajeczny. Polecam!
Zanim zeszliśmy Tatry się nieco bardziej odsłoniły...