Najpierw były góry. Czerwieniejące, rudziejące i złocące się niezliczonymi odcieniami. Z domieszką purpury nawet, jak się dobrze przyjrzeć...
Potem był liść klonu znaleziony w pustej Kościeliskiej. W tym samym kolorycie. Udało się przywieźć go do domu. (Jak dobrze jest nosić ze sobą mapę, w której można przechować taki liść w plecaku ;) ) Na zdjęciu już spryskany lakierem dla trwałości i połysku.
Taki drobiazg.
Przywiozłam z wakacji pęczek kolorowych rzemyków. Kusiły i kusiły urodą, a nie miałam na nie pomysłu. Aż wreszcie wybrałyśmy się ze Średnim Kamzikiem do jednej z sieciówek w celu nabycia spódniczki. I tam zobaczyłam bransoletkę z cienkich (cieńszych niż moje) rzemyków, jednolitą w kolorze i beznadziejnie prostą w wykonaniu. Za stosowną sumę rzecz jasna. Gigantyczną, jeśli wiemy, że ja za każdy rzemyk płaciłam 50 groszy polskich. No i zaadaptowałam pomysł, przerobiłam ciut po swojemu, wykorzystałam srebrne koraliki z wisiorka, kóry niedawno "się" rozerwał... I mam coś, co daje mi wiele radości. O ile nie zapomnę założyć :)
Dostałam też pozwolenie na publiczne pochwalenie Najmłodszego Kamzika, który wykazał się szkolną pracą z zakresu decoupage'u. Dodajmy, iż do tej pory wydawało mi się, że prace ręczne nie są jego najulubieńszym zajęciem. A jednak... Kwiatek w wazoniku jest sztuczny.
Nie, nie lat.
Ot, uzbierało się pisaniny i to jest mój setny post na blogu.
Zastanawiałam się czy w ogóle coś pisać na ten temat. Znaczy o tej setce. Bo to jest owszem, okrągła liczba, ale cóż to za liczba wpisów, kiedy inni liczą je w tysiące!
Niemniej jest to dobra okazja do podziękowania Tym, Którzy Czytają, Tym, Którzy Komentują, a szczególnie Tym, którzy stają się osobami Coraz Bliższymi, a nawet Poznanymi w Realu.
Zatem
DZIĘKUJĘ!
P.S. T tak sobie jeszcze pomyślałam, że warto z tej okazji przypomnieć obietnicę złożoną jakiś czas temu. Jakoś taka zakurzona się zrobiła, więc warto zdmuchnąć kurz i może się przyda jeszcze. Jednym słowem - jeśli ktoś chciałby otrzymać zakładkę z unikalnej serii "z cytatem" (cytat można wybrać samemu albo zdać się na mnie ;) ), dla siebie lub dla kogoś innego, proszę o zgłoszenia. Dodam, że seria jest bardzo krótka, powstały dopiero trzy takie zakładki, pierwsza powędrowała do Bardzo Szacownej Osoby, dwie pozostałe do Kochanych D. i E. Sama Elita, w najlepszym znaczeniu tego słowa :)
Gdy zaczynałam wyszywać tę zakładkę, skojarzenie miałam takie właśnie jak w tytule - bo zaczynałam od ciemnych kwadratów połączonych dłuższym lub krótszym prostokątem. A w sumie wyszło coś ciut innego jednak niż (w moim odczuciu) sugeruje tytuł. Zakładka zrobiła się kolorowa, z wieloma odcieniami (wykorzystaniem resztek między innymi), pogodna, odstraszająca jesienne słoty (mam nadzieję że jeszcze mamy po drodze kolorowy październik).
Ach, gdyby tak udało mi się robić jedna zakładkę na tydzień przez całą jesień i zimę (i wiosnę)... Nierealne. Ale pomarzyć wolno :)
Za oknem słońce adekwatne do obrazka, który prezentuję niżej. I wciąż jeszcze zielono, zielono...
A ja muszę posprzątać i popracować :)
Cierpliwi Czytelnicy wiedzą o mojej dziwnej pasji-nie pasji oglądania i dokumentowania ciekawych znaków drogowych. Niektórzy nawet uzupełniają moje zbiory, za co należy im się szczególna wdzięczność! Nie każdy potrafi wspierać zwariowane pomysły i dziwactwa...
Tutaj jest jeden z wpisów na temat znaków, dotyczący panów w kapeluszach i gangsterów. Na Słowacji. Ponieważ w kwestii kapeluszy coś drgnęło, zamieszczam stosowne zdjęcie. Niektórzy pewnie nie wierzyli już, że kiedykolwiek będzie można przejść przez ulicę z innym nakryciem głowy... Pozostaje jednak bez odpowiedzi pytanie eNNki co mają robić kobiety...
I jeszcze jedno zdjęcie, które rozbawiło nas niepomiernie. Tym razem ostrzeżenie komu nie wolno wychodzić z parkingu... Czyż nie urocze? Naprawdę jestem pod wrażeniem. I ten zawadiacki krok...
Po wczorajszym koncercie, kiedy za oknem równa ściana drobnego deszczyku nad jeszcze wciąż zielonymi drzewami (z domieszką żółtego i odrobiną złota) uznałam, że warto wrzucić taki oto filmik:
I jeszcze jeden :)
A w ogóle to na początku to chciałam dać odesłanie do całej składanki, tylko nie wchodzi inaczej jak link.
Niby piosenki znane od prawie zawsze, a jednak warto wsłuchać się w słowa - niektóre obrazy, frazy, sformułowania są przepiękne. Poezja po prostu.
A kolejna zakładka robi się :)
PS.
Będę wdzięczna jeśli ktoś wesprze modlitwą M. i cała jej rodzinę. Szczegóły po prawej w Takich sobie mruczankach.
Najwyższy już czas na kolejną zakładkę. Okres rozjazdów wakacyjnych w moim przypadku nie sprzyja twórczości (w samochodzie ani podczas wędrowania po górach nie da się wyszywać, a nie jesteśmy już przyzwyczajeni do tego, że nasz rozmówca ma ręce zajęte robótką). Palce jednak świerzbią i tak powolutku powstawała zakładka nazwana przeze mnie zakopiańską - bardziej chyba od miejsca, choć wzór też jest jakimś dalekim krewnym podhalańskich parzenic (no naprawdę dalekim). Kolorków tu jest dużo, sporo różnych odcieni, niektóre z nich zawdzięczam eNNce, bo pęk otrzymanych od Niej nici zachęcał do natychmiastowego wykorzystania. Nie wiem czy te barwy wyjdą dobrze na zdjęciu, bo nawet w sztucznym świetle nie wszystkie są dobrze widoczne - różne róże zlewają się z różnymi fioletami itp. Z ciekawości zaczęłam liczyć i doliczyłam się w tej zakładce (+/-) czternastu różnych kolorów nici :) Emko kochana, a czy poznajesz tło? :)))
Takie wzory układają się "same" - zaczynam od środkowej kolumny czy kolumn i potem to już się jakoś dalej toczy. Powtarzalne wzory z jednej strony są sympatyczne, gdyż dobrze się haftują, z drugiej kuszą do zachwiania symetrii i równowagi. I chyba to świadczy o ich uroku. Zdecydowanie wolę takie układanie wzoru w miarę wyszywania od odtwarzania czegoś z góry zaprojektowanego. Co oczywiście nie znaczy, że tryb "najpierw projektujemy, potem wykonujemy" byłby czymś gorszym. :)
Na koniec powstała nowa wersja chwościka zaznaczającego symbolicznie górę zakładki. Najpierw były cienkie warkoczyki, potem grube warkoczyki, potem dwa warkoczyki, a teraz taki mutant :) Zawadiacki. Z rogatą góralską duszą po prostu :D
No to oczywiście nie jest prawda. Ściśle rzecz biorąc nie ma nikogo z nas. Przedwczoraj góry nas wygoniły deszczem z ostatniej wycieczki (ale co weszliśmy to nasze) - zaczęło padać dwie godziny wcześniej niż miało. Ale i tak doświadczyliśmy jak piękna potrafi być pusta Kościeliska (startowaliśmy z Kir o 8 rano). Choć nie jest to moja ulubiona dolina zdecydowanie.
Na pożegnanie gór nasz ulubiony słupek z Bobrowcem w tle :)
Dawno temu, kiedy starsze Kamziki* nie były jeszcze wcale kamzikami, tylko trzeba było je przekonywać do wędrowania opowiadaniem po drodze bajek, a Kamzik najmłodszy był jeszcze w dość mglistych planach, zrobiliśmy tu zdjęcie dwóch słodziaków w amarantowych kurteczkach. Po latach odszukaliśmy słupek i robimy przy nim zdjęcia, kiedy jesteśmy na Długim Upłazie, już pod Rakoniem. Tak oto tworzą się tradycje rodzinne :). Słupek jest jedyny w swoim rodzaju - przez te dwie kreski u góry nie da się go pomylić z żadnym innym po drodze.
A tu na absolutne pożegnanie gór widok z Zawratu ku wschodowi (z grubsza):
Dla chętnych niżej jest z opisem co widać :)
No i śpiewamy, śpiewamy. W doskonałym towarzystwie
Jedyne "niestety" to to, że Orkisz dośpiewuje "tylko my", a u mnie się śpiewa "oprócz nas". :)
-------------------------------
* Zastanawiam się czy to kiedyś już wyjaśniałam. Kamzik to po słowacku kozica :)
I zdjęcie z opisem:
1 - Gerlach
2 - Rysy, po ich prawej piramida Wysokiej
3 - Mięguszowieckie szczyty (przed nmi Cubryna)
4 - Koprowy Wierch - najwyższy do tej pory zdobyty przez Kamziki na własnych nogach (2363 n npm)
Ta wielka obła góra na bliższym planie to Miedziane, po prawej Szpiglasowa Przełęcz i Szpiglasowy Wierch.
No nie, nie będzie tu o marzeniu tak wzniosłym jak to Martina Luthera Kinga (a jakoś mi to pasowało do dnia wczorajszego w kwestii pokoju na świecie). Mam takie jedno marzenie, które z jednej strony jest intensywne, z drugiej świat się nie zawali jeśli nigdy spełnione nie zostanie. Ale miło mieć marzenia :) Liczyłam, że w naszym "roku jubileuszowym" może sie uda...
Marzenie to ta oto "górka":
Ta bardziej spiczasta, po lewej - tu całość grupy w porannym słonku.
Oczywiście chodzi o Łomnicę trzeci (niektórzy podają że drugi) co do wysokości szczyt Tatr - jedyne 2634 m npm. Można tam wejść z przewodnikiem - ale nie o tym marzę (znam swoje możliwości). Można tam również wjechać kolejką. Taką szalona kolejką, czerwonym wagonikiem, bez podpór po drodze.
W miniony słoneczny piątek wyruszyliśmy więc na Słowację z nadzieją, że może sie uda. Nadzieja była nie za wielka, bośmy ludzie myślący, a widzieliśmy pogodę, do tego znamy się na zegarze i umiemy wyciągać wnioski z połączenia tych danych... Był więc na wszelki wypadek plan B ;)
No i okazało się, że to plan B należy zastosować... Minus - jubileusz ze 400 m niżej, plus - kilkadziesiąt euro oszczędzone...