Taka ciekawostka.
Wspomniałam o tym daaawno temu, kiedy jeszcze nikt nie czytywał mojego bloga. Wprawki w haftowaniu. Wiedziałam, że gdzieś to mam... Znalazłam dopiero niedawno. I w sumie z rozczuleniem obejrzałam ten trochę pożółkły kawałek płótna. Pamiętam jak Mama zachęcala mnie i usiłowała zmobilizować do równego wyszywania i jak dała piekny cieniowany kordonek
Dygresja: Z takiego kordonka moja Babcia zrobiła kiedyś na szydełku urocze koszyczki na szklanki. Na pewno jeszcze gdzieś są u Rodziców, a w sumie nigdy nie były używane, bo u nas piło się herbatę z filiżanek. Więc jeśli są, są jak nowe i na pewno moża wymyśłić dla nich fantastyczne zastosowanie...hmmm...
To jest dowód na prawdziwość przysłowia "Never say never" (nigdy nie mów nigdy). Gdyby mi ktoś wtedy powiedział, że będę lubiła wyszywanie i na dodatek znajdę w tym olbrzymim świecie haftu coś absolutnie własnego, wyśmiałabym go. I na pewno nie uwierzyłabym...
Po mozolnej sobocie życzę miłej (i może nie tak wietrznej) niedzieli .
OOO ja tez takie cos kiedys robilam - najlepiej wychodzil mi scieg lancuszkowy - i potem to cwiczenie w pewnych okolicznosciach mojego zycia bardzo mi pomoglo - gdy musialam wyszywac bardzo duzo numerkow - wlasnie na materiale :)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem kiedy przestano tego wymagać w szkołach :) Bo moje dzieci już haftów nie miały...
Usuńżycie potrafi zaskakiwać :))))
OdpowiedzUsuńpiękna pamiątka :)
Buziaki niedzielne :*********
Uściski wieczorne :**
UsuńFajne takie "mrugnięcie" z przeszłości.
OdpowiedzUsuńJa widzę, że już wtedy talent do tego miałaś. Tylko ukryty taki ;)
Ehm. Ja właśnie widzę, że miałam lepsze wyobrażenie o tym jak to wtedy zrobiłam :)))
UsuńJa także mam takie wyszywanki na sumieniu, ale niestety dowody gdzieś przepadły, a szkoda... A że zycie porafi zaskakiwać, przekonalam się nie jeden raz. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWyszywanki z przesłości miła rzecz. Zaskoczenia też - byle dobre :)
Usuńw tym temacie mówię kategoryczne nigdy:)))
OdpowiedzUsuńNawet robienie szalika na drutach wykraczało poza moją cierpliwość;)
Koślawy wyszedł jak nie wiem co;)
dobrej niedzieli;)
Pierwszy szalik ma prawo być koślawy. Nie chciałabyś oglądać mojej pierwszej próby cerowania...
Usuńże tak to ujmę: taki kawałeczek szmateczki, a tyle wzruszenia wywołuje :)))
OdpowiedzUsuńśliczny ten kordonek cieniowany :)
Kawałeczek a miło ;P
UsuńTak kordonek jest z tego najpiękniejszy (ściśle rzecz biorąc to są dwa kordonki, jeden z pomarańczą a drugi z kakaem ;) )
Mnie moje pierwsze próby się nawet podobały, ale później mi zdecydowanie przeszło :(
OdpowiedzUsuńnie mam cierpliwości
A ja chyba do tego to mam więcej niż kiedyś. Do czego innego mniej...
UsuńJa haftowałem na tzw. ZPT
OdpowiedzUsuńZ tego co pamiętam mojej mamie całkiem nieźle to wychodziło ;-) Prawie tak dobrze jak rysowanie obrazków w zeszycie od religii :P
Ani jednego ani drugiego do dzisiaj nie umiem, ale to da się obejść przy pomocy odpowiedniej żony
Litościwa mama... :)
UsuńMuszę w takim razie chyba zachęcić Najmłodszego Kamzika do poszerzenia myślenia o kandydatce na przyszłą żonę... Bo podejrzewam, że tych kwestii nie ujął w swoim rozumieniu słowa "odpowiednia" :P
:))
Cenna pamiątka,ktoś tu wspomniał o cerowaniu .Tak ,w szkole na tzw. "pracach ręcznych" uczyłam się tej sztuki.O efektach wolę nie wspominać.Nauka łańcuszka też była i nawet wyszyłam sobie na grubym lnie kolorowe rybki i uszyłam ręcznie torbę plażową.Tylko dlaczego po latach ją wyrzuciłam? Teraz byłoby co wspominać.Może wyhaftuj naokoło fajną rameczkę i będziesz miała taki wspomnieniowy wzornik.
OdpowiedzUsuńJa umiem ładnie cerować, nawet mój Ojciec woli mnie dać coś do zacerowania niż Mamie (nie żeby Mama nie umiała, ale nie lubi przesadnie), ale początki były trudne.
UsuńTak to jakoś jest, że czasem wyrzucamy różne rzeczy, a potem załujemy, by chciałoby sią przekazać coś na pamiątkę potomnym... Czy to zbędny sentymentalizm?