Zaczęło się - oczywiście - od serwetek. To w sumie zadziwiające, bo choć mam w rodzinie admiratorów zieleni, nie jest to kolor, który z gruntu uznałabym za swój ulubiony. Ale jednak nie mogłam przejść obojętnie obok serwetek w listki paproci.
A jak już były to kusiły, oj kusiły.
No to zaopatrzyłam się w pudełka ;).
I zaczęło się. Najpierw malowanie (na biało a czasem na zielono) potem klejenie, wycinanie, docinanie, klejenie i na końcu malowanie lakierem.
Zielonych pudełek w sumie zrobiłam na razie cztery (!).
I teraz będzie dużo zdjęć - jak mam to i pokażę :D.
Początki pierwszego pudełka... z zielonym środkiem i zielonym dnem.
Taśma malarska jest bardzo przydatnym akcesorium... Nie zawsze łatwo jest wykleić wszystkie otworki...
Pamiętałam wcześniej, że mam piękną szmaragdową farbę. Bałam się nieco, czy się nie zestarzała, ale na szczęście wszystko było ok.
Bardzo sympatycznie taka zielona od środka skrzynka wygląda. Maluję zwykle gąbeczką - najtrudniej jest poradzić sobie z miejscami łączenia ścianek - żeby było równo i jednolicie....
A potem można już zdjąć taśmę :D
Cztery skrzyneczki to dwie mniejsze i dwie większe. Małe mają zielone środki, duże są od wewnątrz białe. Spody, poza tą pierwszą skrzynką, wszystkie są białe. Z serduszkiem z resztek :).
No to kilka zdjęć przed dalszą opowieścią :D.
Tu są te dwie większe.
Pudełka/skrzyneczki kupowałam w dwóch różnych miejscach. Okazało się, że choć wielkość jest ta sama i pomysł ten sam, pudełka są inne. Różnią się... kształtem serduszka!
Co widać wyraźnie na zdjęciach niżej.
Różnica w sumie nieistotna, o ile tylko pudełka nie mają stać gdzieś obok siebie. A ja akurat zaplanowałam z,e dwa z nich będą stać na biurku w roli szufladek pod półką... (Nie mam zdjęcia). Zatem trzeba było odpowiednio dobrać komplety. Jedno z większych pudełek pojechało do mojej Mamy, a pozostałe przydają się na miejscu.
To jedno jedyne z bardziej płaskim serduszkiem dopasowało się idealnie do filetowego, chyba drugiego w ogóle pudełka, jakie zrobiłam ;).
We wzorach tego typu najtrudniejsze chyba jest ułożenie ich tak, by w narożnikach wzór był dopasowany. Tutaj wszystko się udało, choć pewnego wysiłku wymagało takie układanie serwetek, by na jedną skrzyneczkę nie schodziły cztery - no bo najłatwiej jest kleić wzór od brzegu....
No ale musi być jakieś wyzwanie.
Bardzo sympatyczne są te paprotki (a może to liście jesionu?) i chyba jeszcze kiedyś. do nich wrócę.