Lubicie się kłócić? Dyskutować do upadłego, na noże?
Ja nie. Nie znoszę. Ostrzejsze dyskusje, które w życiu (ogólnie, nie myślę tu o życiu małżeńskim) są nieuniknione nierzadko odchorowuję (nie mogę spać i takie tam). I w sumie wszystko jedno czy to dyskusje w realu czy wirtualne. Oczywiście nie wszystkie, nie wszystkie. Na szczęście.
Bo problem nie leży w tym, że ktoś myśli inaczej niż ja - przecież ma prawo myśleć inaczej. Czasem to może i boli, ale cóż, tak jest. Problem się pojawia, gdy rozmówca od razu próbuje mnie ustawiać na jakiejś pozycji. Powiedziałeś A? No to na pewno myślisz/jesteś B. C, D. I E. Bo nie podoba ci się M, N, L i S (Że o tym nie mówiłeś? Ależ nie musisz już nic mówić, my to wiemy, bo przecież powiedziałeś A). Już wiemy kim jesteś. I w ogóle jak możesz. No nie myślisz. Bo przecież to oczywiste, że popierasz B, C, D. I E. A nie interesuje cię M, N, L i S. Bo przecież powiedziałeś A.
I tak naprawdę czuję się w takiej sytuacji bezradna. Bo ktoś zaczyna dyskutować nie z moim zdaniem, nie z moją opinią, tylko z tym, co jemu się wydaje, że ja myślę. Schemacik, szufladka, etykietka. Że niby nieładnie przypinać etykietki? Przecież to w słusznej sprawie, bo ty B, C, D. I E. Ewentualnie oburzenie "Jak tak możesz?". Albo lecą już sformułowania obraźliwe. I nie słucha. Przestaje być ważne, że ja A, ale już nie B, a na pewno nie E, za to M i N jak najbardziej tak. Tak naprawdę nie jest ważne, co ja mam do powiedzenia. Ważne jest, co ta druga osoba myśli, że ja myślę. I łubudu.
Wiem, że w sumie nie należy spodziewać się za wiele po dyskusjach w internecie (a czasem i w realu). Byłam przez kilka lat moderatorem na jednym forum (jak fora były jeszcze szczytem komunikacji). Mam zaprawę.
Ale wiem też, że przy odrobinie dobrej woli można się dogadać nawet w internecie. Że jeśli się myśli nad doborem słów i stara zrozumieć drugą stronę, jest szansa na zachowanie wzajemnego szacunku.
No i wiem, że między C a D jest jeszcze Ć, a po N jest Ń i jeszcze gdzieś tam wciska się Ó i Ś. :)
I nie wiem czy to dar czy przekleństwo. Że widzę, iż poza pewnymi aksjomatami jest wiele barw. Że każdą sytuację trzeba starać się oglądać z różnych stron. Że trzeba się starać rozumieć ludzi...
Nawet starać się zrozumieć czemu oni mnie w te schemaciki i szufladki.
Jak łatwo byłoby żyć w świecie czarno-białym...
A czarne lub białe mogą być często tylko fundamenty...
I kurczę wiem, że najlepiej się nie odzywać. Czasem gryzę się w język i klawiaturę. Ale nie zawsze się da, a czasem nie wypada się nie odezwać.
Ale, co tam dyskusje. Przez noc rozkwitły forsycje :)