Gdy moje dzieci były małe, nie pisało się blogów. Aby zatrzymać czas, czy też utrwalić piękne chwile, założyłam każdemu z nich zeszyt, w którym spisywałam rozmaite sprawy, wklejałam przez pierwszy rok życia robione co miesiąc zdjęcie z misiem, uwieczniałam ciekawe słowa i ważne wydarzenia.
Nie da się ukryć, że w miarę jak dzieci rosły, czasu na notatki zaczynało brakować i Najmłodszy teraz wzdycha, że u niego notatek jest najmniej... Ale są!
Dziś przypomniałam sobie, że zeszyt Średniej z Kamzików powinien być u niej, a nie wciaż na mojej półce. Była więc okazja, by zajrzeć do zapisków. Rozczulające, jak się można domyśleć. I odświeżające to, czego już nie pamiętamy...
Na przykład taki dialog dziewczynek:
N.K: Tatusiu, skad Tatuś wziął Mamusię do ślubu, jeśli Tatuś mieszkał w X, a Mamusia w Y?
Ś.K: Przyjechał pociągiem.
Jak widać, logika zawsze była jej mocną stroną :))
Taki zeszycik prowadzę w tajemnicy! Wnusiowi, pokażę na roczek:-)
OdpowiedzUsuńFantastyczna niespodzianka!
Usuńno przecież to takie proste! ;)
OdpowiedzUsuńdzieci są rozbrajające w swojej prostocie :))))
Bystrzaki :)) Zaskakujące czasem :)
UsuńI ja tylko na początku miałam zapał i czas. Dokładnie spisywałam postępy w rozwoju i zabawne historie. A potem urodziło mi się drugie dziecko i tyle było mego pisania :)
OdpowiedzUsuńPierwszy rok chyba u całej trójki jest spisany dość porządnie. Posypałam się na dalszym etapie, więc mają co czytać, choć żal, że nie więcej. Ale i tak więcej niż ja ;)
Usuń