czwartek, 30 lipca 2020

Sielsko

Przedostatni tydzień był dla nas tygodniem remontowym. Co prawda malowaliśmy tylko jeden pokój, ale roboty było oczywiście mnóstwo. Najwięcej czasu zabiera zawsze oczywiście wynoszenie rzeczy i przestawianie mebli oraz zabezpieczanie tego, czego się nie da wynieść. Było co robić... Ale jest już czysto i ładnie(j) ;).
Kolejny tydzień i ten, który jeszcze trwa to mnóstwo pracy...
Takie zabiegane dni jednak od razu widać - nie pojawiają się wpisy na blogu.

Dwa dni temu wreszcie zgrałam zdjęcia z ostatnich chyba dziesięciu dni. Nie miałam jednak sił na dokończenie tego wpisu. Teraz już mam znowu zaległości. :D

Ale na razie jestem. Na początek zdjęcia z pól tuż pod naszym miastem.... Te kolory...

Pole przed burzą...


Pogrzmiewało, wiało... Dowiedziałam się przy okazji, że szelest liści kukurydzy (rosła w pobliżu tego pola)  daje taki sam odgłos jak deszcz...

Zanim jednak dobiegliśmy z Malątkiem do domu i zanim zaczęło w ogóle padać i grzmieć zrobiłam jeszcze zdjęcia kłosów. Takie pojedynczo albo parami wyrastające ponad okolicę są zawsze fascynujące! No i zboże nie zawsze rośnie grzecznie na własnym polu :).



A do kompletu zakładka.
Dopasowała się kolorystycznie wręcz idealnie :D.




piątek, 17 lipca 2020

Zapalmy sobie... :)

... świeczki :).


Bardzo lubię zapachowe świece. Takie dość poręczne kupuję czasem niedrogo w Ikei. Zostają po nich szklane pojemniki. Na szklanki jaki takie się nie nadają. Ale jako świeczniki na kolejne świece czy tealighty jak najbardziej. Próbowałam jakiś czas temu ozdobić je wyciętymi z serwetki serduszkami. Efekt nie był zachwycający. Dopiero niedawno, po "zabawie" ze słoikami (które niebawem pewnie też pokażę) pomyślałam, że mogę je po prostu pomalować farbami, które mam pod ręką. No to pomalowałam.


Serduszka były już pociągnięte lakierem, nie usuwałam ich. Nie przeszkadzają mi :)


Różowy zdecydowanie nie jest moim ulubionym kolorem. Ale jak się rozbieli moją ulubioną śliwkę (albo posiadaną na podorędziu fuksję), to też wychodzi coś na kształt różowego. :)

Na samej górze stoi nie tylko pusty świecznik - jest w nim prawdziwa świeczka, zrobiona przeze mnie z różnych ogarków. Ten świecznik podoba i się najbardziej. Zrobiłam go dawno temu z resztek serwetek w różyczki retro, które tu się już pojawiały i jeszcze pojawią. Wzory naklejane gęsto bezpośrednio na szkło (nie było malowane na biało) wyglądają naprawdę fajnie.

Tu w zbliżeniu - widać przy okazji wielkość.


Dawno nie pokazywałam dyndadełek, a sporo ich jest, do pokazania, sporo.
Zatem znowu będzie kilka. Do wyboru, do koloru :)




Akurat leżał na stole delikatny bieżnik z malowanymi kwiatami :). Świetnie się nadawał na tło zdjęć. ;)






Ostatnia z pokazanych tu zawieszek w moim katalogu nosi numer 300 :). Ale to nie ostatnia ;).

środa, 15 lipca 2020

Krajobraz z tęczą


Dawno nie widziałam tylu tęcz, co w miniony weekend. Ostatnia towarzyszyła nam przez jakieś 24 km, miejscami podwójna, miejscami szeroka i intensywnie kolorowa, chwilami widać było cały łuk kończący się na tle mijanych drzew. Coś pięknego!


Zdjęcie przez szybę samochodu....

I do kompletu zakładka. Co prawda nie tęcza na niej ale barw wiele ;) I jakoś się z tęczą trochę kojarzy. Wzięła się z wykańczania resztek nici... A potem pomyślałam,  że na tym tle można coś "narysować". I narysowałam kwiatki :).


niedziela, 12 lipca 2020

Pocztówka z Wisłą

To znaczy prawie z Wisłą.
Dokładnie rzecz biorąc - z doliną Wisły.


Gdzieś na Pomorzu.
Te niebieskie wzgórza są już za Wisłą.
Urzekł mnie ten widok.
Zdjęcie z jadącego samochodu (ale chyba otworzyłam okno) wykorzystujące opcję aparatu do fotografowania obiektów w ruchu. Odkryłam, że ta opcja pozwala zrobić zdjęcia, które przy normalnym ustawieniu byłyby nie do pokazania - zupelnie rozmazane.

Aczkolwiek, zoom jednak nieco rozmazuje... Jak te żurawie...


Pozdrawiam z tego baaardzo krótkiego wypadu...

piątek, 10 lipca 2020

W garści czy na dachu ;)

Rzecz dotyczy oczywiście wróbla i gołębia z polskiego przysłowia.

Nie wiem jak to jest mieć wróbla w ręku.... Ale blisko i na drzewie to i owszem. To jest foto pierwszego spotkanego w tym roku na moim osiedlu wróbla-wróbla - ostatnimi laty buszowały u nas tylko wróble-mazurki. Ale te "prawdziwe" wróciły, bo od czasu zrobienia tego zdjęcia widziałam już całe stadko.


Gołąb zaś jest nie tyle na dachu co na czubku wysokiej brzozy. :)


Z daleka wyglądał jak jakiś drapieżnik ;)





To ciekawe jak zmienia się przyroda.
Pamiętam, że w moim dzieciństwie zwykłe gołębie były głównie na krakowskim Starym Mieście ;). U na pewnie też. W innych częściach miasta na dziko zaczynały wówczas mieszkać sierpówki, powoli zasiedlające Polskę od południa, od lat 40. XX w. Pamiętam ich nawoływania. A gołębie grzywacze w mieście poznałam dopiero jakieś 20 lat temu - wcześniej ich nie spotykałam. Teraz są u nas bardzo powszechne. A sroki nie pozwalają in spokojnie gniazdować...

A jeśli coś w garści, to jeszcze oczywiście zakładka. Ale bez wróbli i gołębi :). Choć kolorystycznie może i by się udało jakieś nawiązania znaleźć.




środa, 8 lipca 2020

Dwie szufladki

Przy okazji rozmaitych porządków jeszcze sprzed okresu lockdownu opróżniły nam się z kaset trzy bardzo stare drewniane szufladki/skrzyneczki. Zostały odłożone na bok jako potencjalne tworzywo do decoupage'u. No i wreszcie na przełomie kwietnia i maja nadszedł ten właściwy czas.

Szufladki były trzy, tu pokażę dwie, które poszły w świat - a ta, która zostawiłam sobie musi na pokazanie poczekać ;).

Zaczęło się chyba od tego, że kupiłam jakiś czas temu piękne kolory farb akrylowych - m. in. fuksję. Bardzo mi do tej fuksjowej farby pasowała pasiasta serwetka.

Zaczęło się od malowania dna i ścianek bocznych. Wcale nie jest łatwo pokryć idealnie farbą taka płytę... Nauczona też doświadczeniem pomalowałam na biało boki, które miały być oklejone...


A potem już poszło...  Paski są bardzo sympatyczne - nie widać łączenia serwetek... A łączyć trzeba było, bo też i serwetka z tych mniejszych, a skrzynka spora całkiem... 34 x 26 cm.


Dno od środka też jest pomalowane - z doświadczenia wiem, że wyklejanie nie zawsze przynosi spodziewany efekt...


Na wierzch jak zwykle lakier...  Ciekawy efekt dało też zostawienie nieoklejonych a pomalowanych kolorem brzegów. W sumie całość po zakończeniu wydawała mi się... za bardzo różowa. Ale okazało się, że mam niemal pod ręką na miłośniczkę różowości :) i skrzyneczka/szufladka znalazła nową panią ;).


Drugą skrzynkę planowałam w niebieskościach. I niestety trafiły mi się schody, chyba przez to, że nie pomalowałam ścian na biało przed oklejaniem. Zatem pierwszy pomysł trzeba było przerabiać, kleić i doklejać różne paski...

Ostatecznie dno z obu stron jest błękitne, ściany pierwotnie pasiaste są... nadal pasiaste, ale o wiele dyskretniej pasiaste, pomalowane piękną chabrową (modrakową, bławatkową) farbą.


 

Postanowiłam wykorzystać jako ozdobę kupione kiedyś motylki. Zostały nierównomiernie pomalowane na niebiesko...


Wydaje mi się, że ostatecznie i ta skrzyneczka wyszła całkiem nieźle, choć trzeba się było więcej przy niej napracować i były chwile zniechęcenia.
Uważny obserwator zauważy, że nawet trzeba było zaingerować w dno i dokleić paski "graniczne". ;)


 A zanim poszły w nowe ręce obie szufladki/skrzyneczki wyglądały razem tak:


I teraz na podstawie tego zdjęcia można by się pytać  która z nich jest większa :) Ot, takie złudzenie optyczne ;).

I jeszcze - zupełnie bez związku z tym wpisem, ale bardzo na czasie... Świetnie pamiętam kiedy pojawiła się w naszym domu muzyka Ennio Morricone...


sobota, 4 lipca 2020

Kwiatek gigant

Od paru lat mam na swoim balkonie rojniki - mało wymagające, lubiące słońce i ... rosnące jak szalone. W tym roku kilkadziesiąt posadziłam w różnych miejscach poza balkonem, tyle było w skrzynce odnóżek...

Jednak najbardziej szalone rojniki rosną w donicy z tują - średnicą rozety przewyższają wszystko, co do tej pory widziałam - a posadziłam je tam prawdę mówiąc z litości - dlatego, że było mi żal wyrzucić takie dwie czy trzy "kapustki".

W tym roku jedna z tych gigant-kapustek zaczęła rosnąć wzwyż. Nie od razu się zorientowałam, że po prostu zamierza zakwitnąć....

W tej chwili właśnie kwitnie. :) Cała łodyga z pękiem kwiatów ma na razie ponad 60 cm wysokości - i nadal rośnie! Od tujki-gospodarza donicy jest już większa...
 



Śliczne słoneczka z tych kwiatów...

Dzisiejsze zdjęcie są nieco mniej czytelne z powodu cienia, ale kwiaty  nie tworzą już takiej zwartej kuli - rosną...



I na razie zapowiada się, że tej rojnik będzie jeszcze długo kwitł...


A do kompletu zakładki :).  Dwie, bo stanowią komplet i były niedawno ślubnym prezentem :).
Podobne, z tymi samymi kolorami, ale absolutnie nie identyczne :)




Tutaj razem:


I zbliżenie :)


 (I prawdę mówiąc mam nadzieję że młodym małżonkom się spodobały - wiem, że lubią niebieski kolor).