czwartek, 30 listopada 2017

Doniesienia z manufaktury i... coś jeszcze

Gorąco było, oczywiście w przenośni.

Wyjątkowo wcześnie jak na mnie zabrałam się za kartki świąteczne.
I - to już dla mnie w tej kwestii typowe - postawiłam na prostotę i recycling.
Zastanowiło mnie, że w tym roku karteczki w całym zbiorze prezentują się ... bardzo optymistycznie. Wiosennie wręcz :)



A ponieważ kupiłam sztywne kartki nieco większe niz A4, intensywnie wykorzystywałam odcinane kawałki kartoników. Stąd dużo pasków i nawet nieco bardziej przestrzennie (w bardzo ograniczonym zakresie) czasem się robi. Dużo miałam z tym frajdy i w sumie trzeba było włączyć rozum, bo tak mogłabym kleić jeszcze kilka godzin. a wszak nie potrzebuję setki kartek....

Do zdjęcia rozłożylam je (prawie wszystkie) na podłodze.


Edit.
Na prośbę Oli kilka szczegółów. Tzn. zbliżenia ;)

 Najpierw taka zbiorówka. Podobne, ten sam motyw świateczny ale każda inna. Motyw ze strony openclipart.org. Gwiazdki też, choć oryginalna jest trochę inna, natomiast ta ta koślawa wycinana chyba od ręki

 Tę szopkę bardzo lubię - wskanowałam kiedyś pocztówkę otrzymaną od bardzo szacownej Cioci. Tu druk na kalce, a ponieważ okazało się, że toner się zaczyna kończyć, podmalowałam od spodu pisakiem. Kartka jest zielona, cztery paski doklejone. I dopiero na zdjęciu zobaczyłam, że te czerwone po bokach takie krzywe... :(



 Jeszcze jedna zbiorówka. Ten sam motyw (z recyclingu), zupełnie inny wynik. na górnej kartce jasny pasek ma delikatną fakturę, a pasek z paseczkami ma bardzo wyraźną fakturę. :)

 

 I wielbłady. Minimalistycznie. Motyw ze wspomnianej strony. Toner się kończy, więc trzej królowie wygladają jakby szli we mgle. Bardzo mi się podoba ;)
Jesli będę jeszcze dorabiać kartki, to z tym motywem ;)


 Taka zwykła...  Czarna gwiazdka z clipartów, ale z takim zapasem wycinana wygląda zupełnie inaczej.



 Tu  jest ciekawy efekt - dokleiłam najpierw niebieski pasek szeroki,a potem jeszcze węższy zielony.


 Tu w sumie też prościusieńko, że trudno o większą prostotę.
 

 A tutaj się pobawiłam. Kartka jest bladoniebieska, na to paski w różnych kolorach...
 
 Tu też idealnie prosto. Smak polega chyba na tym, że sukienka anioła jest w prawie takim samym kolorze jak kartka. (Cieniowania nie ma, to błąd zdjęcia)
 

A tutaj na uwagę zasługuje gwiazdka złożona z trzech, najbardziej na spodzie z matowego złotka od czekoladki. Paseczek z gwiazdkami sklejany z kilku części (ale na szczęście nie z pojedynczych kwadracików).
Olu, mam nadzieję, że spełniłam oczekiwania :) I że się za bardzo nie zawiodłaś. :)




I to "coś jeszcze".
Zasadniczo zwykle odzew na różne rodzaje zabawy czy wyzwań na tym blogu jest bardzo niewielki (o ile w ogóle jest),ale pomyślałam sobie, że taka okrągła (i nieprzegapiona!) liczba zasługuje na podkreślenie. Mianowicie, to jest osiemsetny wpis na tym blogu. Tak, cztery kółeczka, 800. W związku z tym każdy kto chce, może sobie zamówić zakładkę albo zawieszkę z monogramem. W ulubionych kolorach. Wystarczy napisać w komentarzu co i jak. Zapraszam!





wtorek, 28 listopada 2017

Leonard Cohen inaczej

I teraz chyba wyjdę na dinozaura...
No ale tak listopadowo i nastrojowo :)

Ballady Cohena nieodmiennie łączą mi się z czasem studiów, który generalnie wspominam bardzo dobrze i w ogóle z samymi sympatycznymi chwilami. (A jedną śpiewaliśmy nawet w liceum, choć jeszcze nie wiedziałam, że to Cohen, bo koledzy znali ją po polsku) Te stare i te nowe z kolejnych płyt.
Muzyka i teksty sa niezapomniane. Niektóre do dzis od ręki zagram na gitarze... Pamiętam wspólne słuchanie Cohena na uczelni w ciemnym audytorium, nie każdy miał wszak dostęp do płyt czy nagrań w tamtych czasach...

Oczywiście najchętniej słucham i słuchałam w oryginale. A po polsku na lata zdominowały Cohena przekłady Macieja Zembatego. Z pewnością zgrabne, choć nie idealne. Jakoś zawsze nie do końca byłam do nich przekonana. W gronie kolegów stworzyliśmy nawet kiedyś własny przekład "Zuzanny" - i pamiętam, że był na pewno wierniejszy i lepszy od tekstu Zembatego. No ale nas było kilkoro ;)

Z radością odkrywam więc (dzięki Mężowi)  Cohena po polsku w tłumaczeniu Michała Kuźmińskiego i wykonaniu Michała Łanuszki.

Nastrojowe, delikatne, piękne :)

Posłuchajcie.





poniedziałek, 27 listopada 2017

Morze zielone

Kiedyś widziałam morze w kolorze dziwnie zielonym, jasnozielonym. Usiłowałam znaleźć tę zapamiętaną barwę w palecie RGB i wyszło mi +/- tak: R - 60  G - 227  B - 135 (Odc - 98, Nas.- 181  Jaskr. - 135). Nieprawdopodobna zieleń jak na morze. A to było 1 maja, co jakiś czas sypało śniegiem i świeciło potem słońce.

Zatem zawieszka pozornie bliźniacza do pokazanej w poprzednim wpisie jest też zdecydowanie morska. A że o tej porze trochę zwykle u nas brakuje zieleni, może komuś się spodoba.






Szczególnie ta jasnozielona obwódka i sznureczek dodają smaku moim zdaniem. Plus oczywiscie odrobina zgaszonej czerwieni (taka nieoczywista) i "złota". Jak smuga bursztynu na plaży na wschód od Trójmiasta.

sobota, 25 listopada 2017

Znowu morsko

Tak, znowu morsko i w sam raz do oglądania w celu rozpraszania zaokiennych szarości.

Tak się zastanawiam, która to już morska zawieszka - a zawsze jest inaczej, kolory inaczej się układają, ogólny efekt też inny.


Czy Wam też przypomina wakacje? Robiłam tę zawieszkę we wrześniu, po wizycie nad morzem (tak przynajmniej wynika z daty zdjęcia), ale mam wrażenie, że ta kolorystyka w zakładkach i zawieszkach zachwyca mnie zawsze. Teraz co prawda używam innych kolorów, ale wiem już, że do tych morskości wrócę...

Miłej niedzieli :)

Z Mozartem, którego wczoraj słuchaliśmy na żywo :)



środa, 22 listopada 2017

Powtórka po latach

Tym razem rzeczywiście po paru latach. Bo kiedyś zrobiłam dwie zakładki gitarowe, choć każdą inną i nieco inne od tej. Zatem nie jest tak samo jak było.

Gitarowa zakładka dla konkretnej osoby (która tu nie zagląda, wiec mogę pokazać zanim ją otrzyma).
Wydaje mi się, że dobrze (lepiej niż poprzednio) odzwierciedla gryf gitary. I - co ważniejsze - progi są wypukłe :)


Przyznam, że była trochę nużąca w wykonaniu - zwłaszcza naszywanie strun mnie zmęczyło. Ale efekt mi się podoba.

niedziela, 19 listopada 2017

A może zbudujemy/wykopiemy studnię?

Już się kończy Światowy Dzięń Ubogich.
Ale może ktoś zechce pomóc Pakistankom, aby nie musiały daleko chodzić po wodę?

Znam osobiście Yaqooba, szefa Joy Foundation, która patronuje temu projektowi.
Link w podpisie obrazka.

http://www.misje.oaza.pl/index.php/2017/11/18/studnia-dla-pakistanu/
http://www.misje.oaza.pl/index.php/2017/11/18/studnia-dla-pakistanu/

sobota, 18 listopada 2017

Prostokąty i kwadraty

Dziś pokażę dwie zawieszki. Zrobione w tym samym stylu, takim samym kształcie - gdybym pokazywała je osobno, wszyscy pewnie uznaliby, że się powtarzam :)

Te zawieszki powstały z czystej przyjemności jaką daje wypełnianie kształtu kolorem. Serio. Fajnie jest "malować" jakiś kształt krzyżykami. Prostokąt czy kwadrat to te kształty najprostsze.

Chronologicznie pierwsze były prostokąty


A co się trzeba namęczyć żeby takie same kolory się nie spotykały! Uważny obserwator zauważy, że jest mały kiks z powodu nieparzytej liczby kolumn w zawieszce - tak to jest, jak się zaczyna działać bez szczegółowego planu :).

Prostokąty haftowało się tak miło, że jedna zawieszka nie wystarczyła. Druga była jednak bardziej przemyślana i nieparzystą liczbę kolumn przerobiła na atut.

No i kolory nie do końca takie same. Przy okazji można zobaczyć jak ogromną różnicę wprowadza kolor wstążeczki (obwódka na obu zawieszkach jest w tym samym kolorze).


Generalnie eksperyment uznałam za udany.
:)

czwartek, 16 listopada 2017

To samo ale inne

Pomysł na dwie strony zawieszki dość prosty.
Ten sam wzór, inne kolory.
I tyle.

Podoba mi się. Nawet jeśli na zdjęciu nie widać wszystkich niuansów kolorystycznych.


I w sumie nie bardzo wiem co dodać. Nie miał być to żaden konkretny kształt, choć można się dopatrzeć malutkiego żółtego kwiatka na górze po obu stronach tej zawieszki.

Znowu powinnam wziąć się za robienie zawieszkowo-zakładkowych zapasów, bo dotychczasowe się prawie całkiem rozeszły. Zaczynam się zastanawiać, czy nie powinnam zacząc zapisywać pomysłów na zakładki, bo potem zapominam... Na wpisy zresztą też...

poniedziałek, 13 listopada 2017

Z bieszczadzkich szlaków (2)

Właściwie z bieszczadzkich i podbieszczadzkich tym razem.
Wędrówka przez kilka cerkiewek. Tych zachowanych i żyjących. Czasem nawet udało się zajrzeć do środka...(przez szybkę, stąd słabe fotki)
Choć wszystkie składają się zasadniczo z trzech części (prezbiterium, nawa, babiniec) bywają zadziwiająco odmienne. Jeżeli ktoś chciałby poczytać coś więcej na temat budowy i rodzajów cerkwi drewnianych w Karpatach, zapraszam do przewodnika (klik), który znalazłam na GoogleBooks (opis zaczyna się na s. 42 (rozdział Drewniane budownictwo cerkiewne)


1. Chmiel
Cerkiew (obecnie kościół rzymskokatolicki) św. Mikołaja
Wzniesiona w 1906 r., ale ponoć już w XVI w. istniała w Chmielu cerkiew.
Z ciekawostek - została wybrana do nakręcenia pożaru Raszkowa przy tworzeniu "Pana Wołodyjowskiego"i  omal nie została spalona na potrzeby filmu. Trudno sobie coś takiego wyobrazić, ale zgodę wyraził konserwator sztuki z Rzeszowa!
W 1951 cerkiew (i opustoszała wieś) wróciła do Polski, był w niej magazym OSP, w 1969 przekazana parafii rzymskokatolickiej. (Jedna z dwóch ocalałych cerkwi w Bieszczadach Wysokich)



2. Smolnik
Cerkiew św. Michała Archanioła, obecnie kościół Wniebowzięcia NMP
Wzniesiona w 1791, wielokrotnie remontowana. Jedna z trzech zachowanych w Polsce cerkwi typu bojkowskiego (= budowanych przez zamieszkujących te tereny Bojków).

Widać, że zupełnie inna...



 3. Żłobek
Cerkiew Narodzenia Bogurodzicy, obecnie kościół Matki Bożej Nieustającej Pomocy
Wzniesiona 1830, po wojnie do 1976 r. służyła jako magazyn szyszek....
Ciekawa: jedna z licznych cerkwi budowanych w czasach austriackich za państwowe pieniądze, w stylu mocno uproszczonym. Jest to budowla dwudzielna, w środku pładki strop.


 To po lewej stronie w miejscu ołtarza bocznego to wrota diakońskie z ikonostasu...


 4. Rabe
Cerkiew św. Mikołaja, obecnie kościół św. Rodziny
Zbudowana w 1852, choć wcześniej już tu stała świątynia.
To również (jak wszystkie miescowości wyżej) teren, który wrócil do Polski w 1951 r., a mieszkańców wywieziono het w głąb ZSRR, z Rabego podobno aż nad Morze Azowskie)
Po wojnie był tu magazyn.


Wnętrze z zachowanym (acz nieco niekompletnym) ikonostasem, część wyposażenia pochodzi z nieistniejącej już cerkwi w Lutowiskach.
 

 5. Hoszów
Cerkiew św. Mikołaja, obecnie kościół bł. Bronisławy.
Informacje udało się sfotografować (tzn. były)




Z zewnątrz urokliwa, a z dawnego wyposażenia wnętrza nie zachowało się nic.


6. Krościenko
Cerkiew Narodzenia Bogurodzicy, obecnie kościół Narodzenia NMP.
Wzniesiona w 1794 r. (lub 1799), remontowana w XIX w., po wojnie magazyn (na obornik!), od 1971 r. własność parafii rzymskokatolickiej. Dawne wyposażenie jeszcze w 1951 r. było kompletne, ale nic się do dziś z niego nie zachowało...



7. Liskowate
Cerkiew Narodzenia Bogurodzicy, nieużywana, obecnie w remoncie
Według tradycji wzniesiona w 1832 r. ale historycy sztuki uważają, że jest znacznie starsza, bo konstrukcję ma typowż dla XVII w. W latach 50. XX w. magazyn, wnętrze przedzielono stropem.
Druga z trzech zachowanych cerkwi typu bojkowskiego (trzecia jest w skansenie w Sanoku). Bardzo nietypowa i cenna. Z racji remontu nie dało się podejść, ale ogromnie się cieszę, że jest remontowana.




I tyle na dziś chyba Wam wystarczy. Wszystkie powyższe cerkwie są na terenie, który Polska odzyskała (w zamian za ten, który straciła) w ramach wymiany terytoriów w 1951 r. (klik)
Na Wikipedii, w podanym linku, są mapy. Liskowate zalicza się już do terenów określonych jako Nadsanie i  Pogórza, a nie Bieszczady, no ale dla nas z daleka "Bieszczady" są czasem pojęciem szerszym :)

A ciąg dalszy nastąpi, bo mam jeszcze coś niezwykłego do pokazania....

piątek, 10 listopada 2017

Zwichrowana symetria

Miało być tak bardzo lustrzanie: te same kształty po obu stronach, ale kolory jakoś na przemian. To znaczy tak mi się wydaje, że tak miało być.
A wyszło prawie, prawie.
O tak:


Taki jakby order z kotwic? Jakoś tak dziwnie. Ale komuś się spodobała ta zawieszka :)

Dobrego świętowania jutro życzę :)



Co prawda sytuację mamy (zupełnie!) inną niż wtedy, gdy Goszczyński pisał ten wiersz ale idea jest bardzo piękna i aktualna: służba dla innych. I tak sobie myślę, że o coś takiego chodzi w miłosci Ojczyzny - patrzeć dalej niż czubek własnego nosa i dawać innym piękno. I zostawiać świat lepszym niż był zanim przezeń przeszliśmy. :)

środa, 8 listopada 2017

Z bieszczadzkich szlaków (1)

I o dziwo nie będzie o górach.

Pisałam już tu kiedyś, że Bieszczady są dla mnie ziemią pełną bólu, ziemią, z której wyrzucano ludzi, niszczono ich dorobek, niszczono kulturę. Mówią o tym nieliczne zachowane cerkwie, a o wiele bardziej mówią te, których nie ma. Mówią połamane krzyże, opuszczone groby "in the midst of nowhere", zdziczałe resztki sadów... granica państwowa biegnąca środkiem dawnych wsi... Tak się złożyło, że kiedy oglądaliśmy wielką planszę/panoramę dotyczącą historii Lutowisk (bolesnej wojennie i powojennie), stała obok nas pani, która jako małe dziecko została przesiedlona do tej wsi z Krystynopola w ramach "regulacji granic" w 1951 r. (rzecz jasna ocalałych z wojny dawnych mieszkańców Lutowisk wywieziono wcześniej w głąb ZSRR). Dla niej osoby ze zdjeć były realnym wspomnieniem, wyjaśniała kto jest kim, wspominała jak było...

Niestety nie mam zdjęcia tej tablicy, o której piszę, mam za to płyty upamiętniającej wywiezione rodziny bojkowskie.

 Cerkiewki, zagmatwana historia tych ziem, katolicyzm obrządku wschodniego, wszystko to bardzo mnie pociaga, interesuje. I mimo,że zasadniczo chodziliśmy po górach, z dużym zapałem (przynajmniej moim) po wędrówce pojeździliśmy nieco po wioskach odnajdując cerkwie wskazane w intensywnie przeze mnie studiowanym przewodniku "Cerkwie drewniane Karpat, Polska i Słowacja" wydawnictwa Rewasz. I tak zajechaliśmy do Bystrego. To niewielka wioska tuż przy granicy z Ukrainą. Z drogi dojazdowej widać w oddali błyszczące kopuły cerkwi wzniesionej w 1902 r. na miejscu poprzedniej.


Cerkiew św. Michała Archanioła zbudowano w charakterystycznym stylu zwanym ukraińskim stylem narodowym. 
 

Teren ten w 1951 r. wrócił do Polski i wówczas cerkiew miała kompletne wyposażenie. Nowi mieszkańcy próbowali korzystać z niej jako świątymi ale władze szybko zamknęły ją dla kultu. No i wtedy zaczęły się kradzieże... W 1962 r. ocalałe ikony wywieziono do skłądnicy ikon w Łańcucie... Cerkiew w Bystrem nie podzieliła jednak losu innych opuszczonych cerkwi bieszczadzkich, gdyż znaleźli się zapaleńcy otaczający ją do dziś opieką (oddział Bieszczadzkiego TOnZ).

Cerkiew zasadniczo jest zamknięta, wejść do środka można jedynie po uzgodnieniu w biurze w Ustrzykach Dln. Nam się jednak udało, gdyż kiedy tam dotarliśmy, teatr z Jarosławia przygotowywał się do przedstawienia i reżyser zaprosił nas do środka. Wnętrze robi jednak bardzo smutne wrażenie, gdyż widać głównie puste i niekompletne ramy ikonostasu...


 

Jest tu też sporo krzyży ocalonych z innych miejsc (cmentarzy i cerkwisk) - takie lapidarium krzyży.Te na zdjęciach niżej wyglądają na uratowane z kopuł cekiewnych.
 


 Przed cerkwią stoi charakterystyczna dla tych okolic dzwonnica parawanowa z 1939 r. ale bez dzwonów (największy zakopany podczas wojny pod podłogą prezbiterium został wykopany i wisi w Michniowcu, dwa pozostałe ukradli ubecy). Dzwonnicę w całości widać na zdjęciu wyżej, a jej górna część wygląda tak jak niżej :)

 
Po drugiej stronie drogi jest tzw nowszy cmentarz, a na nim kilkanaście odremontowanych nagrobków.




Natomiast w sąsiednim Michniowcu (też tuż przy granicy z Ukrainą) cerkiew Narodzenia Bogurodzicy jest obecnie kościołem p.w. Narodzenia św. Jana Chrzciciela. Zupełnie inna :) Zbudowana w 1863 r. świątynia była odnawiana w 1924 r., a potem historia jak wiadomo: w 1951 r teren ten wrócił do Polski, cerkiew zamknięto, była magazynem, wyposażenie częściowo rozkradzione, coś wywiezione do Łańcuta. W 1973 r. przekazano ją parafii rzymskokatolickiej i remont trwał aż do 1981 r. Niestety do środka nie udało się nam wejść. Budowla jest bardzo ciekawa, bo nawiązuje do budownictwa bojkowskiego, przypuszcza się też, że kiedyś obita była gontem. Bardzo żałuję, że nie zwiedzilismy wnętrza, bo jest tam nad nawą kopuła wsparta na słupach, co jest wielką rzadkością. I ikonostas...
Dzwonnica też jest niezwykła, powstała w 1904 r.



A na zakończenie krzyż (prawdopodobnie) misyjny z 1901 r.


Cieszę się ogromnie, że tam dotarliśmy.