Zasadniczo nie robię podkładek pod szklanki czy kubki. Tak jakoś wyszło. A przynajmniej nie robiłam w ogóle do niedawna.
Konkretnie do momentu, kiedy dałam się skusić drewnianemu kółku odciętemu z pnia starego drzewa owocowego przez syna moich przyjaciół. :)
Ten niewielki kawałek drewna służył mi długo w surowej postaci. Nawet znalazł się na jakimś zdjęciu z zakładką. I w końcu zaczął kusić. A ja uległam.
Środek pomalowałam delikatnie białą farbą. granicę stanowiła wyraźnie odznaczająca się kora. Potem po obu stronach podkładki nakleiłam elementy z motywu "staroświeckich różyczek". Każda strona jest inna, bo każdą kleiłam i uzupełniałam osobno. Zależało mi na tym, by nie były identyczne.
Nie przecierałam papierem ściernym, nie wygładzałam. Podkładka zachowała charakterystyczne wrąbki od zębów piły.
Na koniec oczywiście lakier. Lekko pociągnęłam też lakierem korę (ale tylko lekko).
Bardzo mi się ta podkładka podoba.
Z przyjemnością stawiam na niej kubek i z chyba jeszcze większą przyjemnością rzucam na nią okiem, kiedy nic na niej nie stoi :). Nie wiem czy chciałabym mieć cały komplet takich podkładek. Jedna jest unikalna przez swą jedyność ;).
I dobrego Wielkiego Tygodnia.