Tradycyjne losowanie na Uroczystość Wszystkich Świętych.
Basia pamiętała, więc będzie na czas!
Spójrzmy w niebo! :D
O co chodzi?
Nie każdy wie, nie każdy pamięta, więc wklejam opis na nowo.
Zwyczaj losowania błogosławieństw
Zwyczaj losowania błogosławieństw zaistniał we Wspólnocie Niepokalanej Matki Kościoła pod koniec lat siedemdziesiątych. Dzisiaj trudno ustalić, kto był autorem tego zwyczaju; nie był nim Czcigodny Sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki, ale zawsze w losowaniu błogosławieństw uczestniczył.
Inspirację stanowił niewątpliwie liturgiczny obchód uroczystości Wszystkich Świętych i czytana w tym dniu ewangelia z Mt 5, 1-12a, w której przypomina się fragment Chrystusowego kazania na górze z proklamacją ośmiu błogosławieństw. Wszyscy święci są właśnie tymi ludźmi, którzy dali przykład stosowania ich w codziennym postępowaniu. Sensem losowania błogosławieństw jest nakłonienie swego serca do szczególnego zastosowania tego jednego, wylosowanego błogosławieństwa we własnym życiu, do następnej uroczystości Wszystkich Świętych.
Losowanie można przeprowadzić w rodzinie, kręgu rodzin, grupie formacyjnej, a także i w innych środowiskach. Ważne jest, aby we wprowadzeniu do losowania ukazać cel – mianowicie przyjęcie w duchu wiary treści tego konkretnego błogosławieństwa jako szczególnego światła dla swojego życia na następny rok. Można też od razu po wylosowaniu błogosławieństwa podzielić się odkryciem treści w nim zawartej, jako konkretnej inspiracji do podjęcia „pracy nad sobą”.
I podobnie jak w ubiegłych latach chciałabym zaproponować wirtualne losowanie błogosławieństw tym, którzy byliby zainteresowani.
Może ktoś zechce podjąć takie wyzwanie? Po raz pierwszy albo i drugi? Przyjąć jedno z ośmiu błogosławieństw jako wskazówkę do pracy nad sobą czy nad relacjami z innymi na cały rok? (Uwaga: oczywiście nie chodzi o żadne wróżenie!)
Nadal myślę, że sam tekst jest na tyle uniwersalny w wymiarze czysto ludzkim, że to losowanie nie musi ograniczać się do osób uznających się za chrześcijan.
Można zaprosić do losowania innych.
Od strony technicznej będzie to wyglądać tak: ja przypiszę do każdego błogosławieństwa jakiś numer. Uczestnicy losowania napiszą wybrany numer (od 1 do 8) w komentarzu (dla siebie, kogoś z rodziny...). Można podać maila, jeśli nie jest widoczny w profilu. Ja na tego maila wyślę tekst wybranego błogosławieństwa. Taki do wydrukowania dla siebie. Numery są inne niż w ubiegłym roku.
Potem, jeśli ktoś zechce, może podzielić się jakąś refleksją - ale nie musi (nie chodzi wszak o nabijanie na siłę komentarzy!)
Zapraszam odważnych. :)
Czekam do środy (2 XI) wieczór :) ale wysyłać będę wcześniej, o ile będę przy komputerze :)
niedziela, 30 października 2016
sobota, 29 października 2016
Jak szaleć, to szaleć
:D
Kończą się powoli może większe możliwości robótkowe (pod względem czasu).
Ale jeszcze mam coś niecoś do pokazania :)
Taka szalona zakładka (kolejna). Podobna do poprzednich, ale trochę inna. I przede wszystkim węższa. A jak węższa to trochę szybciej się robiła. :) Kolory trochę ciemniejsze, wiec wydaje się bardziej stonowana. Pasująca do pogody za oknem (niby słońce ale jakieś takie trochę chłodniejsze).
Kończą się powoli może większe możliwości robótkowe (pod względem czasu).
Ale jeszcze mam coś niecoś do pokazania :)
Taka szalona zakładka (kolejna). Podobna do poprzednich, ale trochę inna. I przede wszystkim węższa. A jak węższa to trochę szybciej się robiła. :) Kolory trochę ciemniejsze, wiec wydaje się bardziej stonowana. Pasująca do pogody za oknem (niby słońce ale jakieś takie trochę chłodniejsze).
Ale i tak ogrzewa serce ;).
wtorek, 25 października 2016
Jaka jest ostatnia...
Zagadka znaleziona na FB (Dom Zagadek).
Spodobała mi się, sama nie od razu wyłapałam wszystko co należy wziąć pod uwagę...
No to jaka jest ta ostatnia?
poniedziałek, 24 października 2016
Finał
Początek 15 Konkursu Wieniawskiego (pozwolę sobie użyć potocznej nazwy) jeszcze nas nie poderwał ale a z każdym etapem byliśmy bardziej zainteresowani.
Do znawcy muzyki bardzo mi daleko, a już szczególnie podziwiam każdego, kto potrafi wydobywać składne dźwięki z instrumentów smyczkowych (włączając w to własne dzieci), bo o ile obejmuję jakoś rozumem (a częściowo i umiejętnościami w ograniczonym zakresie) fortepian, gitarę i instrumenty dęte, o tyle smyczki są dla mnie abrakadabrą.
Fragmenty przesłuchań widziałam w tv przy okazji jakiś odwiedzin, czwarty etap oglądałam już częściowo na kanale na YT. Jak dobrze widzieć coś, gdzie ludzie się nie kłócą (pomijając głupoty wrzucane czasem na czacie, ale to norma, niektórzy nie umieją bez obscenów), gdzie naprawdę najważniejsza jest muzyka. (i w sumie spory i czystość dźwięku i głębię intonacji przebiegały o kilka(set) poziomów szlachetniej niż inne dyskusje, które zdarza mi się czytać...)
Koncert finałowy - zachwycający.
Najlepiej oglądać od czasu 26:32, już po wszystkich przemówieniach...
No i jeszcze sama Veriko, z czwartego etapu.
Jak dobrze, że są nagrania i można do nich wrócić.
Galę dzięki Dobremu Człowiekowi oglądaliśmy na żywo - niezapomniane przyżycie, a które jestem niewypowiedzianie wdzięczna...
Ach..
Lubicie skrzypce?
Do znawcy muzyki bardzo mi daleko, a już szczególnie podziwiam każdego, kto potrafi wydobywać składne dźwięki z instrumentów smyczkowych (włączając w to własne dzieci), bo o ile obejmuję jakoś rozumem (a częściowo i umiejętnościami w ograniczonym zakresie) fortepian, gitarę i instrumenty dęte, o tyle smyczki są dla mnie abrakadabrą.
Fragmenty przesłuchań widziałam w tv przy okazji jakiś odwiedzin, czwarty etap oglądałam już częściowo na kanale na YT. Jak dobrze widzieć coś, gdzie ludzie się nie kłócą (pomijając głupoty wrzucane czasem na czacie, ale to norma, niektórzy nie umieją bez obscenów), gdzie naprawdę najważniejsza jest muzyka. (i w sumie spory i czystość dźwięku i głębię intonacji przebiegały o kilka(set) poziomów szlachetniej niż inne dyskusje, które zdarza mi się czytać...)
Koncert finałowy - zachwycający.
Najlepiej oglądać od czasu 26:32, już po wszystkich przemówieniach...
No i jeszcze sama Veriko, z czwartego etapu.
Jak dobrze, że są nagrania i można do nich wrócić.
Galę dzięki Dobremu Człowiekowi oglądaliśmy na żywo - niezapomniane przyżycie, a które jestem niewypowiedzianie wdzięczna...
Ach..
Lubicie skrzypce?
sobota, 22 października 2016
Niezwykła wystawa
Najbardziej żałowałam, że dowiedziałam się o niej tak późno. Bo można było (może) pojechać w lipcu lub na początku września. A tak to wybór terminu był już niewielki, wystawa czynna do końca października :(
El Siglo de Oro. The Age of Velázquez - złoty wiek malarstwa i rzeźby w Hiszpanii. Wystawa w berlińskiej Galerii Malarstwa (Gemäldegalerie). El Greco (dla samego El Greca warto było jechać), Velazquez, Murillo, Zurbarán... Nogi bolały, oczy nie mogły się napatrzeć... do tego niezły przewodnik audio w cenie biletu. Jeśli jeszcze kogoś stać na szaleństwo, to naprawdę warto.
Zwłaszcza, że o ile tylko ktoś rozumie język niemiecki/angielski/francuski/hiszpański/i chyba jakiś jeszcze, nie pamiętam, to nie poprzestanie na samym oglądaniu obrazów, ale jeszcze sporo się dowie. O historii i życiu w Hiszpanii w XVII w.
Niestety zdjęć nie wolno było robić, a reprodukcji obrazów, które najbardziej mi się podobały nie było wśród pocztówek oferowanych w wystawowym sklepiku.
Najpiękniejszy dla mnie obraz wystawy - nie ma jednego. Choć oczywiście El Greco (kocham obrazy El Greca): Niepokalane Poczęcie. To jest fragment na Wiki Commons więc chyba mogę wkleić... Ale to naprawdę nie oddaje, kompletnie nie oddaje kolorów, rozmachu i wizji oryginału...
A to nie był jedyny jego obraz na wystawie...
Przypomniała mi się wyprawa do Hiszpanii sprzed wielu, wielu lat, kiedy to El Greca "odkryłam".
(Obrazu Ecce Homo Murilla ani innych już nie wklejam, bo nie znalazłam w sieci zadowalającej reprodukcji... albo nie mam siły szukać).
Plany zwiedzania zaczynają nam się teraz rozszerzać i krystalizować... Bo z tej wystawy do wyjścia trzeba było przejść przez kilka sal stałej ekspozycji, a tam Rembrandt, Rubens etc... A w Berlinie muzeów wszak więcej jest.. :)
Najbardziej zaś cieszę się, że udało nam się wyciągnąć na wyprawę Teściową i jest zadowolona.
Warto było zaszaleć.
A w Gemäldegalerie szykuje się od 11 listopada kolejna wystawa: Hieronymus Bosch and His Pictorial World in the 16th and 17th century.
Już się cieszę.
:)
El Siglo de Oro. The Age of Velázquez - złoty wiek malarstwa i rzeźby w Hiszpanii. Wystawa w berlińskiej Galerii Malarstwa (Gemäldegalerie). El Greco (dla samego El Greca warto było jechać), Velazquez, Murillo, Zurbarán... Nogi bolały, oczy nie mogły się napatrzeć... do tego niezły przewodnik audio w cenie biletu. Jeśli jeszcze kogoś stać na szaleństwo, to naprawdę warto.
Zwłaszcza, że o ile tylko ktoś rozumie język niemiecki/angielski/francuski/hiszpański/i chyba jakiś jeszcze, nie pamiętam, to nie poprzestanie na samym oglądaniu obrazów, ale jeszcze sporo się dowie. O historii i życiu w Hiszpanii w XVII w.
Niestety zdjęć nie wolno było robić, a reprodukcji obrazów, które najbardziej mi się podobały nie było wśród pocztówek oferowanych w wystawowym sklepiku.
Najpiękniejszy dla mnie obraz wystawy - nie ma jednego. Choć oczywiście El Greco (kocham obrazy El Greca): Niepokalane Poczęcie. To jest fragment na Wiki Commons więc chyba mogę wkleić... Ale to naprawdę nie oddaje, kompletnie nie oddaje kolorów, rozmachu i wizji oryginału...
A to nie był jedyny jego obraz na wystawie...
Przypomniała mi się wyprawa do Hiszpanii sprzed wielu, wielu lat, kiedy to El Greca "odkryłam".
(Obrazu Ecce Homo Murilla ani innych już nie wklejam, bo nie znalazłam w sieci zadowalającej reprodukcji... albo nie mam siły szukać).
Plany zwiedzania zaczynają nam się teraz rozszerzać i krystalizować... Bo z tej wystawy do wyjścia trzeba było przejść przez kilka sal stałej ekspozycji, a tam Rembrandt, Rubens etc... A w Berlinie muzeów wszak więcej jest.. :)
Najbardziej zaś cieszę się, że udało nam się wyciągnąć na wyprawę Teściową i jest zadowolona.
Warto było zaszaleć.
A w Gemäldegalerie szykuje się od 11 listopada kolejna wystawa: Hieronymus Bosch and His Pictorial World in the 16th and 17th century.
Już się cieszę.
:)
czwartek, 20 października 2016
Kocyki są fajne
... zwłaszcza w wersji mini.
Zawieszka tylko z pozoru spokojna.
Kolory są nasycone, choć nie wszystkie jaskrawe.
Dowieszam do innych (kilku tylko) zawieszek czekających na właściciela ;). Życie pokazuje, że może zjawić się lada chwila :), choć nie wiem kto nim będzie.
Zawieszka tylko z pozoru spokojna.
Kolory są nasycone, choć nie wszystkie jaskrawe.
Dowieszam do innych (kilku tylko) zawieszek czekających na właściciela ;). Życie pokazuje, że może zjawić się lada chwila :), choć nie wiem kto nim będzie.
środa, 19 października 2016
Ogniście i z przytupem
Kolejna szalona zakładka.
O taka:
Nawet nie tak wiele kolorów, ale łączenie ich na różne sposoby daje fantastyczne efekty.
Kojarzy mi się z jakimiś wzorami, haftami czy materiałami z dalekich stron. Tylko nie umiem konkretnie ich nazwać.
Żywe kolory i dynamiczny wzór kojarzą sie z tańcami - jakiś szalony oberek na przykład...
:D
O taka:
Nawet nie tak wiele kolorów, ale łączenie ich na różne sposoby daje fantastyczne efekty.
Kojarzy mi się z jakimiś wzorami, haftami czy materiałami z dalekich stron. Tylko nie umiem konkretnie ich nazwać.
Żywe kolory i dynamiczny wzór kojarzą sie z tańcami - jakiś szalony oberek na przykład...
:D
wtorek, 18 października 2016
Tylko pozornie tak samo
Weekend sprzyjał robótkom, bo brałam udział w ciekawych spotkaniach, w których ręce spokojnie mogły być zajęte, a nie przeszkadzało to nikomu.
Między innymi powstała ta zawieszka.
Na pierwszy rzut oka te "kocykowe" są wszystkie podobne do siebie, jak ze zwariowanego tartanu (bo żaden Szkot takiego szaleństwa na tartanie nie popełnił), a jednak każda jest inna i ma inny, hm... charakter. Tutaj bardzo wiele zrobiło użycie jasnej nici w połączeniu z morskim i granatem. Zawieszka od razu zrobiła się dystyngowana i ma w sobie to coś nieuchwytnego, co sprawia, że aż chce się ją gdzieś przywiesić :)
Między innymi powstała ta zawieszka.
Na pierwszy rzut oka te "kocykowe" są wszystkie podobne do siebie, jak ze zwariowanego tartanu (bo żaden Szkot takiego szaleństwa na tartanie nie popełnił), a jednak każda jest inna i ma inny, hm... charakter. Tutaj bardzo wiele zrobiło użycie jasnej nici w połączeniu z morskim i granatem. Zawieszka od razu zrobiła się dystyngowana i ma w sobie to coś nieuchwytnego, co sprawia, że aż chce się ją gdzieś przywiesić :)
poniedziałek, 17 października 2016
I znowu zaszalałam
To chyba jakaś podświadoma reakcja na zaokienną szarość.
I pójście na żywioł.
Naprawdę, siadam do zakładki i nie wiem co mi wyjdzie ;).
Teraz chciałam zrobić coś szybko, więc wróciłam do zakładek dwustronnych.
Zero symetrii, szaleństwo, duże tempo pracy...
I teraz nie mogę się nacieszyć tym, co wyszło!
Będą kolejne, bez dwóch zdań ;)
Ale to chyba zrozumiałe, prawda?
I pójście na żywioł.
Naprawdę, siadam do zakładki i nie wiem co mi wyjdzie ;).
Teraz chciałam zrobić coś szybko, więc wróciłam do zakładek dwustronnych.
Zero symetrii, szaleństwo, duże tempo pracy...
I teraz nie mogę się nacieszyć tym, co wyszło!
Będą kolejne, bez dwóch zdań ;)
Ale to chyba zrozumiałe, prawda?
niedziela, 16 października 2016
Pracochłonny klombik
Nie da się ukryć.
Ze pracochłonny.
Te kwiatuszki-krzyżyki zabierają mnóstwo czasu. Szczególnie gdy się chce uniknąć pomyłek i mieć porządek po lewej stronie.
I udało się. Jedyne dwie pomyłki wyłapałam tak, że udało się je poprawić - i pomyłek nie ma! a po lewej stronie są grzeczne poziome ściegi - wyłącznie - i przewleczone nitki w kolorze. Ideał niemal :)
Zdjęcie jak zwykle nieco spłaszczone - i trzeba mi uwierzyć na słowo, że jest tu siedem odcieni nici. W tzw. realu bardziej się chyba przenikają, to co ja na monitorze widzę różowe wcale tak bardzo różowe nie jest.
No i jeszcze jest "ogonek" z koralików. Trochę ciężki, wiec zakładka z tych, co to zwieszać się powinny ku dołowi...
Ze pracochłonny.
Te kwiatuszki-krzyżyki zabierają mnóstwo czasu. Szczególnie gdy się chce uniknąć pomyłek i mieć porządek po lewej stronie.
I udało się. Jedyne dwie pomyłki wyłapałam tak, że udało się je poprawić - i pomyłek nie ma! a po lewej stronie są grzeczne poziome ściegi - wyłącznie - i przewleczone nitki w kolorze. Ideał niemal :)
Zdjęcie jak zwykle nieco spłaszczone - i trzeba mi uwierzyć na słowo, że jest tu siedem odcieni nici. W tzw. realu bardziej się chyba przenikają, to co ja na monitorze widzę różowe wcale tak bardzo różowe nie jest.
No i jeszcze jest "ogonek" z koralików. Trochę ciężki, wiec zakładka z tych, co to zwieszać się powinny ku dołowi...
sobota, 15 października 2016
czwartek, 13 października 2016
Odpowiedź zna wiatr...
Tak mi ta wiadomość właściwie mimochodem weszła na ekran...
No ale warto to jakoś zaznaczyć, prawda?
I choć ma rację Puchatek pisząc, że to nie za ten wiersz Dylanowi należy się Nobel...
Nie wiem czy znacie to wykonanie. O niebo lepsze tłumaczenie od tego, które w mojej młodości dominowało przy ogniskach.
Tłumaczenie Tymoteusz Kondrak:
Jak wiele dróg człowiek przejść musi sam,
by móc człowiekiem się stać?
Jak wiele mórz przebyć ma biały ptak,
nim do snu wtuli się w piach?
Jak wiele kul ile razy ma gnać,
Nim trafią na zakaz po kres?
Odpowiedź zna wiatr,
Odpowiedź niesie wiatr,
Odpowiedź, mój Bracie, niesie wiatr...
Jak wiele lat mogą stać szczyty gór,
nim zmyte będą do mórz?
Jak długo muszą niektórzy tu trwać,
By móc wolnymi się stać?
Jak często człek może odwracać się,
udawać,że nie widzi nic?
Odpowiedź zna wiatr,
Odpowiedź niesie wiatr,
Odpowiedź, mój Bracie, niesie wiatr...
Ileż to razy ma człek podnieść wzrok,
by niebo dostrzegać mógł?
Jak wiele uszu powinien on mieć,
By ludzki móc słyszeć płacz?
Jak wielu śmierci potrzeba mu,by,
By zdał, że zbyt wiele ich...
Odpowiedź zna wiatr,
Odpowiedź niesie wiatr,
Odpowiedź, mój Bracie, niesie wiatr...
a takie jest tłumaczenie Stanisława Barańczaka:
Ile oddziela nas granic i rzek
Od sensu, który jest w nas?
Ile mórz ujrzy ptak, nim ocali go brzeg
I długi sen w ciszy gwiazd?
Ile jeszcze eksplozji ogłuszy ten wiek,
Tę ziemię zasieków i krat?
Odpowiedź zna wiatr, odpowiedź gwiżdże wiatr,
Odpowiedź, odpowiedź gwiżdże wiatr.
Ile ostrości powinien mieć wzrok,
By dojrzeć niebo zza chmur?
Ile razy słuch złowi czyjś jęk albo szloch,
Nim wreszcie dosłyszy w nim ból?
Ilu jeszcze na zawsze zagłębi się w mrok,
w ten mrok, co w nich samych się wkradł?
Odpowiedź zna wiatr, odpowiedź gwiżdże wiatr,
Odpowiedź, odpowiedź gwiżdże wiatr.
Ile przeminie imperiów i lat,
Nim góry skruszą się w pył?
Ile człowiek znieść może poniżeń i zdrad,
Nim z łaski pozwolą, by żył?
Ile jeszcze zostało mu woli i sił,
By godzić się wciąż na ten świat?
Odpowiedź zna wiatr, odpowiedź gwiżdże wiatr,
Odpowiedź, odpowiedź gwiżdże wiatr.
I ślę najlepsze życzenia zaglądającym tu Nauczycielom!
No ale warto to jakoś zaznaczyć, prawda?
I choć ma rację Puchatek pisząc, że to nie za ten wiersz Dylanowi należy się Nobel...
Nie wiem czy znacie to wykonanie. O niebo lepsze tłumaczenie od tego, które w mojej młodości dominowało przy ogniskach.
Tłumaczenie Tymoteusz Kondrak:
Jak wiele dróg człowiek przejść musi sam,
by móc człowiekiem się stać?
Jak wiele mórz przebyć ma biały ptak,
nim do snu wtuli się w piach?
Jak wiele kul ile razy ma gnać,
Nim trafią na zakaz po kres?
Odpowiedź zna wiatr,
Odpowiedź niesie wiatr,
Odpowiedź, mój Bracie, niesie wiatr...
Jak wiele lat mogą stać szczyty gór,
nim zmyte będą do mórz?
Jak długo muszą niektórzy tu trwać,
By móc wolnymi się stać?
Jak często człek może odwracać się,
udawać,że nie widzi nic?
Odpowiedź zna wiatr,
Odpowiedź niesie wiatr,
Odpowiedź, mój Bracie, niesie wiatr...
Ileż to razy ma człek podnieść wzrok,
by niebo dostrzegać mógł?
Jak wiele uszu powinien on mieć,
By ludzki móc słyszeć płacz?
Jak wielu śmierci potrzeba mu,by,
By zdał, że zbyt wiele ich...
Odpowiedź zna wiatr,
Odpowiedź niesie wiatr,
Odpowiedź, mój Bracie, niesie wiatr...
a takie jest tłumaczenie Stanisława Barańczaka:
Ile oddziela nas granic i rzek
Od sensu, który jest w nas?
Ile mórz ujrzy ptak, nim ocali go brzeg
I długi sen w ciszy gwiazd?
Ile jeszcze eksplozji ogłuszy ten wiek,
Tę ziemię zasieków i krat?
Odpowiedź zna wiatr, odpowiedź gwiżdże wiatr,
Odpowiedź, odpowiedź gwiżdże wiatr.
Ile ostrości powinien mieć wzrok,
By dojrzeć niebo zza chmur?
Ile razy słuch złowi czyjś jęk albo szloch,
Nim wreszcie dosłyszy w nim ból?
Ilu jeszcze na zawsze zagłębi się w mrok,
w ten mrok, co w nich samych się wkradł?
Odpowiedź zna wiatr, odpowiedź gwiżdże wiatr,
Odpowiedź, odpowiedź gwiżdże wiatr.
Ile przeminie imperiów i lat,
Nim góry skruszą się w pył?
Ile człowiek znieść może poniżeń i zdrad,
Nim z łaski pozwolą, by żył?
Ile jeszcze zostało mu woli i sił,
By godzić się wciąż na ten świat?
Odpowiedź zna wiatr, odpowiedź gwiżdże wiatr,
Odpowiedź, odpowiedź gwiżdże wiatr.
I ślę najlepsze życzenia zaglądającym tu Nauczycielom!
środa, 12 października 2016
Gdzie jest słoń? (z zagadką w tle)
No gdzie? Najpierw przekraczamy wodę :)
...
...
...
...
...
...
...
...
...
...
...
...
...
...
...
To oczywiste - schowany w jarzębinie, bo ma czerwone oczy...
(znacie ten dowcip, prawda).
Ponoć Kamzik Najmł. wciąż się o słonia dopytywał :P.
Jarzębin w górach dużo :)
A w ramach zapowiedzianej zagadki, to przy szukaniu jarzębinowych zdjęć weszła mi pod myszkę ta góra. Kto wie co to jest? Dość charakterystyczna i często oglądana na panoramach, choć nie zawsze w całości jak tutaj.
Autorem zdjęć (poza filiżanką) jest Najmł, Kamzik.
...
...
...
...
...
...
...
...
...
...
...
...
...
...
...
To oczywiste - schowany w jarzębinie, bo ma czerwone oczy...
(znacie ten dowcip, prawda).
Ponoć Kamzik Najmł. wciąż się o słonia dopytywał :P.
Jarzębin w górach dużo :)
A w ramach zapowiedzianej zagadki, to przy szukaniu jarzębinowych zdjęć weszła mi pod myszkę ta góra. Kto wie co to jest? Dość charakterystyczna i często oglądana na panoramach, choć nie zawsze w całości jak tutaj.
Autorem zdjęć (poza filiżanką) jest Najmł, Kamzik.
wtorek, 11 października 2016
Przewleczony ogonek
Głupawy ten tytuł, ale nie umiem nic sensownego wymyślić.
Kolejna zawieszka jest w kolorystyce zdecydowanie morska.
Jak zwykle monitor nie uwydatnia wszystkich odcieni. Ale jest morsko, niebieskozielono z odrobiną piany :). I do tego spokoju konieczny był element ożywiający. Tę rolę spełnił doczepiony sznureczek i "frędzelek" z koralików. Rzeczywiście wygląda tak, jakbym te rudości/czerwoności przewlokła przez cała zawieszkę :) Podoba mi się tak. Zawieszka z charakterem. (Kolejna).
Kolejna zawieszka jest w kolorystyce zdecydowanie morska.
Jak zwykle monitor nie uwydatnia wszystkich odcieni. Ale jest morsko, niebieskozielono z odrobiną piany :). I do tego spokoju konieczny był element ożywiający. Tę rolę spełnił doczepiony sznureczek i "frędzelek" z koralików. Rzeczywiście wygląda tak, jakbym te rudości/czerwoności przewlokła przez cała zawieszkę :) Podoba mi się tak. Zawieszka z charakterem. (Kolejna).
poniedziałek, 10 października 2016
Jesteśmy jagódki..
czarne jagódki
mieszkamy w lesie zielonym.
Oczka mamy czarne, buźki granatowe,
spódniczki zielone i seledynowe.
A kiedy dzień nadchodzi... (itd.)
Nie chodziłam do przedszkola. Piosenki o jagódkach nauczyłam się podczas radosnych wygłupów w czasach studenckich :)) Przypomniała mi się, gdy zabrałam się do tego wpisu ;)
A będzie o jagodach. Albo - jak mówią w Małopolsce - borówkach. Zastanawiam się dlaczego w innych częściach Polski to,co botanika nazywa borówką czarną nazywane jest jagodą. Dla mnie borówki zawsze będą czerwone (borówka brusznica) a czarne to jagody. I tak, wiem, że ściśle rzecz ujmując jagoda to rodzaj czy typ owocu (banan też jest jagodą).
Jednak nie o rozważania leksykalne chodzi. Do tej pory wydawało mi się, że ewenementem było zbieranie przeze mnie kiedyś jagód we wrześniu - zasadniczo wszak jagody to czerwiec, początek lipca, w górach ewentualnie sierpień... Hm. jak pomyślę to jednak wrzesień też, bo mam jakieś zdjęcia z dzieciństwa ze zbierania jagód gdzieś w Tatrach Zachodnich... Ale bardzo mocno tkwią w mej pamięci ogromne jagody, które zbierałam z moją przyjaciółką we wrześniu na Prehybie (Beskid Sądecki). Duże, okrągłe, słodkie i w nieprzeliczonych ilościach. Ideał jagód.
I oto na początku października podczas wędrówki przez kaszubski las zauważyłam, że jagodowe krzewinki wcale nie są puste. Granatowe kulki nie dość że są liczne, to jeszcze wcale pokaźnych rozmiarów! Zmrok zapadł wówczas szybko, ale następnego dnia okazało się, że las jest pełen jagód!
Mniam :) Październikowe jagódki :)
mieszkamy w lesie zielonym.
Oczka mamy czarne, buźki granatowe,
spódniczki zielone i seledynowe.
A kiedy dzień nadchodzi... (itd.)
Nie chodziłam do przedszkola. Piosenki o jagódkach nauczyłam się podczas radosnych wygłupów w czasach studenckich :)) Przypomniała mi się, gdy zabrałam się do tego wpisu ;)
A będzie o jagodach. Albo - jak mówią w Małopolsce - borówkach. Zastanawiam się dlaczego w innych częściach Polski to,co botanika nazywa borówką czarną nazywane jest jagodą. Dla mnie borówki zawsze będą czerwone (borówka brusznica) a czarne to jagody. I tak, wiem, że ściśle rzecz ujmując jagoda to rodzaj czy typ owocu (banan też jest jagodą).
Jednak nie o rozważania leksykalne chodzi. Do tej pory wydawało mi się, że ewenementem było zbieranie przeze mnie kiedyś jagód we wrześniu - zasadniczo wszak jagody to czerwiec, początek lipca, w górach ewentualnie sierpień... Hm. jak pomyślę to jednak wrzesień też, bo mam jakieś zdjęcia z dzieciństwa ze zbierania jagód gdzieś w Tatrach Zachodnich... Ale bardzo mocno tkwią w mej pamięci ogromne jagody, które zbierałam z moją przyjaciółką we wrześniu na Prehybie (Beskid Sądecki). Duże, okrągłe, słodkie i w nieprzeliczonych ilościach. Ideał jagód.
I oto na początku października podczas wędrówki przez kaszubski las zauważyłam, że jagodowe krzewinki wcale nie są puste. Granatowe kulki nie dość że są liczne, to jeszcze wcale pokaźnych rozmiarów! Zmrok zapadł wówczas szybko, ale następnego dnia okazało się, że las jest pełen jagód!
Jagody chyba się chowały przed zdjęciem. :) Naprawdę było duuuużo.
Zarządziłam zbiory...
Były jednak czasem bardzo nietrwałe i niektóre się rozmazywały w palcach. Za to duże jak na zdjęciu.
To jest urobek zebrany naprawdę w krótkim czasie. Choć plecy bolały... Duży słoik po kawie (gdyby ktoś pytał).
A tu już chyba umyte...
Mniam :) Październikowe jagódki :)
niedziela, 9 października 2016
Bardzo
Bardzo soczyście kolorowa zawieszka.
Się zrobiła.
O taka:
Nie wiem, czy w ogóle ktoś zauważył, że umiem robić ten dwustronny haft w taki sposób, że powstają plamy koloru, że nitka jednego koloru nie musi już wędrować od brzegu do brzegu. Tzn. myślę, że nikt nie zauważył :)
Pilnowałam, by kolory były zdecydowane.
I udało się.
W sam raz na słotne dni :D.
Się zrobiła.
O taka:
Nie wiem, czy w ogóle ktoś zauważył, że umiem robić ten dwustronny haft w taki sposób, że powstają plamy koloru, że nitka jednego koloru nie musi już wędrować od brzegu do brzegu. Tzn. myślę, że nikt nie zauważył :)
Pilnowałam, by kolory były zdecydowane.
I udało się.
W sam raz na słotne dni :D.
sobota, 8 października 2016
Ciekawostka i nie haft
Przyrodnicza.
I pouczająca.
Zaczęło się (to ten element pouczający) od wnikliwego wczytywania się w mapę. Zamontowałam w telefonie nową a ciekawą aplikację z mapami (ciągle wolę mapy od GPSa, ale opcją lokalizacji i wyszukiwania drogi nie gardzę), z których można dowolnie korzystać bez podłączenia do internetu. Znaczy: raz ściągam odpowiedni kawałek i mam w dowolnej niemal skali, zależnie od rozciągania placami po ekranie :). No i na tej mapie znalazłam napis "skrzyżowanie rzek". Fascynujące, prawda? Skrzyżowanie to skrzyżowanie, ale rzek? Na mapie narysowane dwie niebieskie linie przecinające sie pod kątem prostym. Jak t tak? Rzeki? Krzyżują się?
Nie trzeba było daleko zbaczać z trasy.
Poszukałam trochę więcej na ten temat w internecie, Oglądałam już miejsce, w którym łączą sie wody trzech rzek i dokładnie widać to po kolorze (Pasawa/Passau), ale skrzyżowanie - to z trudem mieści się w głowie.
No i tak:
Przede wszystkim określenie "bifurkacja" nie jest tu użyte właściwie, bo bifurkacja to rozdzielenie rzeki na (co najmniej) dwa ramiona płynące do różnych dorzeczy. A tu Nielba i tak wpada do Wełny, tylko trochę dalej. Więc "skrzyżowanie" jak najbardziej.
Nie jest to zjawisko naturalne. To skrzyżowanie zostało wykonane w XIX w. (ok. 1830) podczas prac melioracyjnych. Wągrowiec był siedzibą opactwa cystersów (przeniesionego z Łękna) i to właśnie cystersi te prace zlecili/wykonali w celu ochrony miasta przed powodziami i utrzymania odpowiednio wysokiego poziomu wody w Wełnie, bo tego potrzebował młyn.
Wody rzek rzeczywiście nie mieszają się. Jak podaje portal miasta Wągrowiec "jest to możliwe dzięki odmiennym właściwościom fizykochemicznym takim jak temperatura, natlenienie, odczyn pH, obecność takich zanieczyszczeń jak fosfor czy związki azotu. Cechy te umożliwiają wodom jednej rzeki płynąć pod wodami drugiej".
Bardzo to ciekawe. Teren dookoła nie jest może szczególnie porywający, ale są tu ścieżki dla spacerowiczów, rowerzystów i biegaczy i ławeczki do odpoczynku. I są kaczki :). Jeśli będziecie w okolicy kiedyś, nawet przejazdem - warto zajechać, to jest blisko obwodnicy miasta.
I pouczająca.
Zaczęło się (to ten element pouczający) od wnikliwego wczytywania się w mapę. Zamontowałam w telefonie nową a ciekawą aplikację z mapami (ciągle wolę mapy od GPSa, ale opcją lokalizacji i wyszukiwania drogi nie gardzę), z których można dowolnie korzystać bez podłączenia do internetu. Znaczy: raz ściągam odpowiedni kawałek i mam w dowolnej niemal skali, zależnie od rozciągania placami po ekranie :). No i na tej mapie znalazłam napis "skrzyżowanie rzek". Fascynujące, prawda? Skrzyżowanie to skrzyżowanie, ale rzek? Na mapie narysowane dwie niebieskie linie przecinające sie pod kątem prostym. Jak t tak? Rzeki? Krzyżują się?
Nie trzeba było daleko zbaczać z trasy.
Niżej jest moje zdjęcie: "pionowo" płynie Nielba, a "poziomo" Wełna. I rzeczywiście tak jest - obserwowałam płynące Wełną liście i patyczek: nic nie zboczyły, popłynęły wedle nazwy rzeki :)
Poszukałam trochę więcej na ten temat w internecie, Oglądałam już miejsce, w którym łączą sie wody trzech rzek i dokładnie widać to po kolorze (Pasawa/Passau), ale skrzyżowanie - to z trudem mieści się w głowie.
No i tak:
Przede wszystkim określenie "bifurkacja" nie jest tu użyte właściwie, bo bifurkacja to rozdzielenie rzeki na (co najmniej) dwa ramiona płynące do różnych dorzeczy. A tu Nielba i tak wpada do Wełny, tylko trochę dalej. Więc "skrzyżowanie" jak najbardziej.
Nie jest to zjawisko naturalne. To skrzyżowanie zostało wykonane w XIX w. (ok. 1830) podczas prac melioracyjnych. Wągrowiec był siedzibą opactwa cystersów (przeniesionego z Łękna) i to właśnie cystersi te prace zlecili/wykonali w celu ochrony miasta przed powodziami i utrzymania odpowiednio wysokiego poziomu wody w Wełnie, bo tego potrzebował młyn.
Wody rzek rzeczywiście nie mieszają się. Jak podaje portal miasta Wągrowiec "jest to możliwe dzięki odmiennym właściwościom fizykochemicznym takim jak temperatura, natlenienie, odczyn pH, obecność takich zanieczyszczeń jak fosfor czy związki azotu. Cechy te umożliwiają wodom jednej rzeki płynąć pod wodami drugiej".
Bardzo to ciekawe. Teren dookoła nie jest może szczególnie porywający, ale są tu ścieżki dla spacerowiczów, rowerzystów i biegaczy i ławeczki do odpoczynku. I są kaczki :). Jeśli będziecie w okolicy kiedyś, nawet przejazdem - warto zajechać, to jest blisko obwodnicy miasta.
czwartek, 6 października 2016
To jeszcze raz z ogniem
Trochę podobna do pokazywanej wcześniej. Ale jednocześnie inna. :)
Tradycyjnie wciągnęło mnie kombinowanie z kolorami i ich przenikanie się. Szkoda, że nie da sie nakręcić filmu z wyszywaniem takiej zawieszki, bo wówczas byłoby widać wszystkie stadia pośrednie i to jak się zmienia.
Tak, to, że te zawieszki robią się szybko jest ich ogromną zaletą. Ale muszę już zaplanować takie z tradycyjnymi krzyżykami. Ale na razie jeszcze są inne do pokazania :)
Tradycyjnie wciągnęło mnie kombinowanie z kolorami i ich przenikanie się. Szkoda, że nie da sie nakręcić filmu z wyszywaniem takiej zawieszki, bo wówczas byłoby widać wszystkie stadia pośrednie i to jak się zmienia.
Tak, to, że te zawieszki robią się szybko jest ich ogromną zaletą. Ale muszę już zaplanować takie z tradycyjnymi krzyżykami. Ale na razie jeszcze są inne do pokazania :)
środa, 5 października 2016
W sercu
W sercu Kaszub. Tam, gdzie tablice przy drogach umieszczane są w dwóch językach. Tam, gdzie jeziora, lasy i miejsca znajome z grzybobrań i prób rzucania spinningiem. Jest w tej ziemi coś, co chwyta za serce. I piękno, i historia, i ...
Jest tam też miejsce, w którym odpoczywam jak nigdzie indziej, ostatni ukochany przez mojego Tatę kawałek ziemi... :)
Ale tu będzie o takim jednym miasteczku. Kiedy byłam tam pierwszy raz nie pamiętam. Pamiętam za to wyprawę do kościoła w niedzielę w latach 80. z paczką znajomych, wyprawę, bo najpierw kawał pieszo przez las, potem autobusem (a czy przyjedzie?). Jakoś nie pamiętam powrotu, ale przecież wróciliśmy. ;) Został mi w pamięci olbrzymi kościół z cegły z niezwykłą, z daleka widoczną wieżą. Widok kościoła z zewnątrz utrwaliłam sobie, bo niejednokrotnie przejeżdżaliśmy obok. Ale na zajrzenie do środka nie było czasu. Dopiero teraz.
Brusy/Brusë stanowią centrum jednego z regionów Kaszub zwanego Zabory - jak głosi przykościelna tablica. Jest to jedna z najstarszych parafii na Pomorzu, pierwsza wzmianka z 1351 r. Istniejący obecnie kościół jest oczywiście którymś kolejnym, wzniesionym w XIX w. wewnątrz jednak są zabytki starsze, z XV i XVIII w.
Wieże - dwa hełmy więc mówi się o dwóch wieżach a tak naprawdę to jest jedna z dwoma hełmami. Nietypowa. Pamiętam jak kiedyś z jakiejś dziwnej perspektywy widziałam tylko jeden hełm (nałożyły się) i nie mogłam zrozumieć gdzie podziała się druga wieża :)
Cały kościół jest naprawdę o-grom-ny.
W środku są trzy nawy, środkowa znacznie wyższa od bocznych. I ciekawy drewniany sufit. To zdjęcie zrobione jest z końca kościoła zza ostatnich ławek. widać jaki jest długi.
A tu widok z mniej więcej połowy kościoła w tył.
Sufit w bocznej nawie.
I taka ciekawostka: nad łukami ściany oddzielającej nawy wizerunki 12 apostołów, przy czym zamiast Judasza jest Paweł, a nie Maciej. Skojarzyło mi się z... posągami apostołów w rzymskich bazylikach :)
I taki detal. Nie zabytek raczej ale ciekawy :)
A na koniec wiersz o bruskim kościele. Mam nadzieję, że widać.
Jak dobrze, że tradycja i język są tam przechowywane i szanowane...
A nawet samo odczytywanie nazw miejscowości (najlepiej przeczytać je sobie głośno) i porównywanie z nazwą polską jest bardzo pouczające - dla miłośników języków oczywiście :)
Jest tam też miejsce, w którym odpoczywam jak nigdzie indziej, ostatni ukochany przez mojego Tatę kawałek ziemi... :)
Ale tu będzie o takim jednym miasteczku. Kiedy byłam tam pierwszy raz nie pamiętam. Pamiętam za to wyprawę do kościoła w niedzielę w latach 80. z paczką znajomych, wyprawę, bo najpierw kawał pieszo przez las, potem autobusem (a czy przyjedzie?). Jakoś nie pamiętam powrotu, ale przecież wróciliśmy. ;) Został mi w pamięci olbrzymi kościół z cegły z niezwykłą, z daleka widoczną wieżą. Widok kościoła z zewnątrz utrwaliłam sobie, bo niejednokrotnie przejeżdżaliśmy obok. Ale na zajrzenie do środka nie było czasu. Dopiero teraz.
Brusy/Brusë stanowią centrum jednego z regionów Kaszub zwanego Zabory - jak głosi przykościelna tablica. Jest to jedna z najstarszych parafii na Pomorzu, pierwsza wzmianka z 1351 r. Istniejący obecnie kościół jest oczywiście którymś kolejnym, wzniesionym w XIX w. wewnątrz jednak są zabytki starsze, z XV i XVIII w.
Wieże - dwa hełmy więc mówi się o dwóch wieżach a tak naprawdę to jest jedna z dwoma hełmami. Nietypowa. Pamiętam jak kiedyś z jakiejś dziwnej perspektywy widziałam tylko jeden hełm (nałożyły się) i nie mogłam zrozumieć gdzie podziała się druga wieża :)
Cały kościół jest naprawdę o-grom-ny.
W środku są trzy nawy, środkowa znacznie wyższa od bocznych. I ciekawy drewniany sufit. To zdjęcie zrobione jest z końca kościoła zza ostatnich ławek. widać jaki jest długi.
A tu widok z mniej więcej połowy kościoła w tył.
Sufit w bocznej nawie.
I taka ciekawostka: nad łukami ściany oddzielającej nawy wizerunki 12 apostołów, przy czym zamiast Judasza jest Paweł, a nie Maciej. Skojarzyło mi się z... posągami apostołów w rzymskich bazylikach :)
I taki detal. Nie zabytek raczej ale ciekawy :)
A na koniec wiersz o bruskim kościele. Mam nadzieję, że widać.
Jak dobrze, że tradycja i język są tam przechowywane i szanowane...
A nawet samo odczytywanie nazw miejscowości (najlepiej przeczytać je sobie głośno) i porównywanie z nazwą polską jest bardzo pouczające - dla miłośników języków oczywiście :)
wtorek, 4 października 2016
W ogniu
Ponieważ ostatnio dominowały fiolety i niebieskości, postanowiłam choć na chwilę zmienić kolorystykę.
Przy okazji zrobiło się też i inne tło (pomalowany stołek suszył się na balkonie).
Zawieszka jest płomienna, w oranżach i czerwieniach głównie, co pewnie nie do końca widać na zdjęciu. Koraliki, inne niż ostatnio, posłużyły jako wykończenie czegoś w rodzaju chwościka.
Kolejne prace przede mną :)
Przy okazji zrobiło się też i inne tło (pomalowany stołek suszył się na balkonie).
Zawieszka jest płomienna, w oranżach i czerwieniach głównie, co pewnie nie do końca widać na zdjęciu. Koraliki, inne niż ostatnio, posłużyły jako wykończenie czegoś w rodzaju chwościka.
Kolejne prace przede mną :)
poniedziałek, 3 października 2016
Krzyczały...
Oj jak krzyczały. Darły się po prostu. Przy takiej ilości był to straszliwy jazgot. Ale jednocześnie przepiękne doświadczenie. Zapadający zmrok, ciemna ściana lasu, jasne jezioro i one. Główne bohaterki, słyszalne z daleka.
Wracaliśmy już w kompletnej ciemności. Warto było :)
Wracaliśmy już w kompletnej ciemności. Warto było :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)