Tytuł wpisu zaczerpnęłam oczywiście wiadomo skąd... Takie moje skojarzenie z tym zakładkowym obrazkiem :) I zgodnie ze skojarzeniem wpis zostanie opublikowany o świcie.... :)
niedziela, 28 grudnia 2014
Miasto ze snu się budzi..
Trzecie podejście (pierwsze skończyłam dopiero wczoraj i pokażę w stosownym czasie) zaowocowało wreszcie zakładką nadającą się na zamówiony prezent. Długo bardzo dłubałam, bo czas nie do końca sprzyjający robótkom nastał, ale wyszło chyba całkiem, całkiem. To znaczy nie wiem, czy oczekiwania do końca spełnione, ale... ;). Zakładka rozmaicie prezentuje się w rozmaitym świetle. Jedyne, co mnie nie satysfakcjonuje, to dobór zieleni. Powinna być bardziej intensywna, żeby ją w tym zestawie było dobrze widać.
Tytuł wpisu zaczerpnęłam oczywiście wiadomo skąd... Takie moje skojarzenie z tym zakładkowym obrazkiem :) I zgodnie ze skojarzeniem wpis zostanie opublikowany o świcie.... :)
Tytuł wpisu zaczerpnęłam oczywiście wiadomo skąd... Takie moje skojarzenie z tym zakładkowym obrazkiem :) I zgodnie ze skojarzeniem wpis zostanie opublikowany o świcie.... :)
piątek, 26 grudnia 2014
Tęczo-kolorowa
To było drugie podejście do zadanego tematu.
Tęcza.
Niby temat oczywisty, a jednak jakaś niemoc twórcza mnie ogarnęła i nie mogłam sobie poradzić. A to miał być prezent...
Pierwsze podejście okazało się niewypałem - dopiero kończę i wyszło coś zupełnie innego niż tęcza. A drugie mogę już pokazać. Za oknem jakieś minus 4, to może tak się cieplej zrobi :)) Jak przy kominku...
Tęcza.
Niby temat oczywisty, a jednak jakaś niemoc twórcza mnie ogarnęła i nie mogłam sobie poradzić. A to miał być prezent...
Pierwsze podejście okazało się niewypałem - dopiero kończę i wyszło coś zupełnie innego niż tęcza. A drugie mogę już pokazać. Za oknem jakieś minus 4, to może tak się cieplej zrobi :)) Jak przy kominku...
środa, 24 grudnia 2014
Święta
Tegoroczne Boże Narodzenie jest dla mnie podszyte nutką melancholii.
Ale jednocześnie jest radosne, pełne pokoju.
Wszystkim zaglądającym tutaj chcę życzyć pięknych Świąt.
Wprowadzających pokój, ład, głęboką radość.
Dających siłę i nadzieję.
Przemieniających.
Skłaniających do dzielenia się otrzymanym dobrem.
Od kilku lat czasu tradycyjnie oprócz kolęd zawsze obecna w naszej rodzinie jest "Wigilia na Syberii" Kaczmarskiego/Łapińskiego. Tylko w nieco innym, prywatnym wykonaniu (pianino, gitara, altówka, vocal). Oryginał brzmi tak (i zawsze się wzruszam):
Ale jednocześnie jest radosne, pełne pokoju.
Wszystkim zaglądającym tutaj chcę życzyć pięknych Świąt.
Wprowadzających pokój, ład, głęboką radość.
Dających siłę i nadzieję.
Przemieniających.
Skłaniających do dzielenia się otrzymanym dobrem.
Od kilku lat czasu tradycyjnie oprócz kolęd zawsze obecna w naszej rodzinie jest "Wigilia na Syberii" Kaczmarskiego/Łapińskiego. Tylko w nieco innym, prywatnym wykonaniu (pianino, gitara, altówka, vocal). Oryginał brzmi tak (i zawsze się wzruszam):
a wygląda tak:
"Malczewski wigilia na syberii" autorstwa Jacek Malczewski - www.pinakoteka.zascianek.pl. Licencja Domena publiczna na podstawie Wikimedia Commons.
wtorek, 23 grudnia 2014
Przedświatęcznie
sobota, 20 grudnia 2014
Takie coś
Kiedyś, dawno, pokazywałam "witacze" czyli coś w rodzaju szyldów, do powieszenia na drzwi. Zrobiłam ich całkiem sporo, ale jeszcze w czasach przedblogowych i nie mam większości na fotografiach. Tej jesieni z radością stwierdziłam, że u jednych znajomych mój napis "Witamy" wisi na drzwiach wejściowych. A kiedy od nich wychodziliśmy, zauważyliśmy, że któreś z dowcipnych dzieci przyczepiło do drzwi od środka malutką karteczkę z napisem "Do zobaczenia". W ten sposób zdobyłam pomysł na prosty prezent :) Tzn. prosty z pozoru, bo pierwsza wersja mi się nie podobała i skończyło się na poważnych przeróbkach z dodatkowymi wycinankami. I wyszło tak:
Nie chodziło mi jakośszczególnie o odsyłanie gości balonem - ten motyw po prsotu mi sie spodobał i pasował do okrągłego tła. A wszystkim i tak na pierwszy rzut oka kojarzyło się z bombką...
A poza tym życie zaskakuje, nie zawsze mile. Jak ja sięcieszę ze firanki wyprałam i okna pomyłam w pierwszym tygodniu grudnia... Nie wyrobiłabym jako żywo, a tak to już całkiem nieźle z przygotowaniami do świąt. Szczególnie gdy pomagają (cokolwiek wyrośnięte) krasnoludki, wykreślając zrobione prace z listy...
Nie chodziło mi jakośszczególnie o odsyłanie gości balonem - ten motyw po prsotu mi sie spodobał i pasował do okrągłego tła. A wszystkim i tak na pierwszy rzut oka kojarzyło się z bombką...
A poza tym życie zaskakuje, nie zawsze mile. Jak ja sięcieszę ze firanki wyprałam i okna pomyłam w pierwszym tygodniu grudnia... Nie wyrobiłabym jako żywo, a tak to już całkiem nieźle z przygotowaniami do świąt. Szczególnie gdy pomagają (cokolwiek wyrośnięte) krasnoludki, wykreślając zrobione prace z listy...
czwartek, 11 grudnia 2014
Czekanie
Tak sobie myślę, ile ładunku zawiera to słowo. I jak rozmaite może mieć wymiary. Czekać można z nadzieją, z radością, z ufnością, niecierpliwie. Ale można też z niepewnością, niepokojem, lękiem, trwogą.
Jak przemieniać niepokój w ufność? I czy zawsze się da? Dobre pytania na adwent... i nie tylko...
Uświadomiłam sobie, że czekanie to jest chyba to, czego ostatnio najwięcej robię...
A pomogło mi to zdjęcie. O wschodzie słońca (gdyby ktoś pytał albo i nie wierzył :P ).
Z wiarą, nadzieją i miłością czekam na to, co przyjdzie. A przynajmniej się staram.
Jak przemieniać niepokój w ufność? I czy zawsze się da? Dobre pytania na adwent... i nie tylko...
Uświadomiłam sobie, że czekanie to jest chyba to, czego ostatnio najwięcej robię...
A pomogło mi to zdjęcie. O wschodzie słońca (gdyby ktoś pytał albo i nie wierzył :P ).
Z wiarą, nadzieją i miłością czekam na to, co przyjdzie. A przynajmniej się staram.
piątek, 5 grudnia 2014
Ornitologicznie
Jak wiadomo, lubię wiedzieć. Może nie wszystko i nie zawsze, ale pewne kwestie budzą moją ciekawość. Na przykład jakie góry i jakiego ptaka widać.
No i podczas ostatnich ornitologicznych dociekań (teściowa ma książeczkę nowszą i bardziej szczegółową od mojej) dowiedziałam się, że istnieje taki ptak jak mewa romańska. Brzmi pięknie, prawda?
Ponieważ jednak jestem amatorem w tej dziedzinie, a niektóre (większość?) mewy okropnie są do siebie podobne (różnice w odcieniu żółtości nóg nawet dla kobiety nie są oczywiste), prezentuję poniższe zdjęce z nadzieją, że jest to naprawdę mewa romańska, a nie jakaś jej odrobinę odmienna bliska krewna....
Mewa zrobiła na nas kolosalne wrażenie, choć nie siedziała przy Koloseum i potraktowałam ją prawie jak niepowtarzalny widok z Brestowej, jeśli spojrzeć na ilość pstrykniętych zdjęć...
Taka wielka. Tak cudownie objętna na tłum. Tak malowniczo wkomponowana w otoczenie.
A dla porównania mewa z polskiego morza. Mewa srebrzysta jak sądzę.
A może jakiś znawca (znawczyni) wprowadzi poprawki...
No i podczas ostatnich ornitologicznych dociekań (teściowa ma książeczkę nowszą i bardziej szczegółową od mojej) dowiedziałam się, że istnieje taki ptak jak mewa romańska. Brzmi pięknie, prawda?
Ponieważ jednak jestem amatorem w tej dziedzinie, a niektóre (większość?) mewy okropnie są do siebie podobne (różnice w odcieniu żółtości nóg nawet dla kobiety nie są oczywiste), prezentuję poniższe zdjęce z nadzieją, że jest to naprawdę mewa romańska, a nie jakaś jej odrobinę odmienna bliska krewna....
Mewa zrobiła na nas kolosalne wrażenie, choć nie siedziała przy Koloseum i potraktowałam ją prawie jak niepowtarzalny widok z Brestowej, jeśli spojrzeć na ilość pstrykniętych zdjęć...
Taka wielka. Tak cudownie objętna na tłum. Tak malowniczo wkomponowana w otoczenie.
A dla porównania mewa z polskiego morza. Mewa srebrzysta jak sądzę.
A może jakiś znawca (znawczyni) wprowadzi poprawki...
środa, 3 grudnia 2014
Kunszt
Sztuka:
Wyobraźnia.
Cierpliwość.
Cierpliwość.
Cierpliwość.
Wytrwałość.
Wytrwałość.
Dbałość o detal.
Czas.
A wyniki potem ogląda się w muzeach
Wyobraźnia.
Cierpliwość.
Cierpliwość.
Cierpliwość.
Wytrwałość.
Wytrwałość.
Dbałość o detal.
Czas.
A wyniki potem ogląda się w muzeach
wtorek, 2 grudnia 2014
Kolory
Przepraszam bywalców przestworzy, jeśli ten wpis ich znudzi. Rzadko latam samolotem, a jeszcze rzadziej dzieje się to o wschodzie słońca. A do tego tym razem siedziałam od strony zachodniej, czyli mogłam robić zdjęcia. Nic to, że nad skrzydłem (ale nie udało się uniknąć tu reklamy linii niestety).
Prezentuję więc kolory:
I przepraszam za czarną plamę - nie mam photoshopa.
PS. Gdyby ktoś szukał pokarmu dla ducha, zapraszam TUTAJ
Prezentuję więc kolory:
Nie mogłam oderwać się od widoku na Tatry...
I przepraszam za czarną plamę - nie mam photoshopa.
PS. Gdyby ktoś szukał pokarmu dla ducha, zapraszam TUTAJ
poniedziałek, 1 grudnia 2014
Drobiazg
Rzeczywiście drobiazg. Bardzo chciałam przygotować jeszcze jakiś drobiazg na wyjazd, bo zawsze zdarzają się okazje, by komuś coś podarować. Niestety ten drobiazg skończyłam dopiero przedwczoraj, choć zaczęłam ok. 18 listopada. Ale podoba mi się i teraz spokojnie poczeka na jakąś okazję :). Co ciekawe, jest to dwudziesta wykonana przeze mnie zawieszka typu key-keep. Dwadzieścia brzmi całkiem dumnie, ale mnie się wydaje, że naprawdę niewiele ich zrobiłam. Czyli są to egzemplarze kolekcjonerskie :))
Początkowe kolory to trzy odcienie niebieskiego i złamana czerwień, ale potem skusiłam się na dodatek żółtego (dwa odcienie) i złamanej zieleni (bo taka była pod ręką). No wyszło tak:
Tradycyjnie każda strona inna. Jedna nawet ma w sobie coś z gwiazdki, czyli jakby na czasie :)))
Początkowe kolory to trzy odcienie niebieskiego i złamana czerwień, ale potem skusiłam się na dodatek żółtego (dwa odcienie) i złamanej zieleni (bo taka była pod ręką). No wyszło tak:
Tradycyjnie każda strona inna. Jedna nawet ma w sobie coś z gwiazdki, czyli jakby na czasie :)))
niedziela, 30 listopada 2014
sobota, 29 listopada 2014
Odkrycie
Człowiek uczy się całe życie.
Wśrod drzew rzymskiego ogrodu spotkaliśmy jedno zupełnie nam nieznane, z wąskimi, ostro zakończonymi liśćmi. I do tego owoce wyglądające jak nietypowe żołędzie. No ale dąb? Z takimi liśćmi?
Dziś dogrzebałam się nazwy tego drzewa. I jednak dąb. Dąb ostrolistny, Quercus ilex L. Zimozielony!
Śliczny.
Wśrod drzew rzymskiego ogrodu spotkaliśmy jedno zupełnie nam nieznane, z wąskimi, ostro zakończonymi liśćmi. I do tego owoce wyglądające jak nietypowe żołędzie. No ale dąb? Z takimi liśćmi?
Dziś dogrzebałam się nazwy tego drzewa. I jednak dąb. Dąb ostrolistny, Quercus ilex L. Zimozielony!
Śliczny.
piątek, 28 listopada 2014
Wtorek
To jest zdjęcie, które bardzo chciałam pokazać tu we wtorek rano. Ale się nie dało.
To dokładnie widziałam z okna, gdy wstałam ok. 6.30 :). I zero wiatru. Cisza i świat pod białą kołderką.
(i już wróciłam)
To dokładnie widziałam z okna, gdy wstałam ok. 6.30 :). I zero wiatru. Cisza i świat pod białą kołderką.
(i już wróciłam)
poniedziałek, 24 listopada 2014
poniedziałek, 17 listopada 2014
Noc
Ale nie ponuro mroczna.
Pogodna noc. Pełna nadziei. Być może mroźna nieco.
Z nici otrzymanych w prezencie, pozaplatanych staromodnie w warkocze.
Dużo radości dało mi haftowanie tej zakładki.
Trzy kolory, od błękitu po ciepły granat (plus odrobina czerwieni).
Pogodna noc. Pełna nadziei. Być może mroźna nieco.
Z nici otrzymanych w prezencie, pozaplatanych staromodnie w warkocze.
Dużo radości dało mi haftowanie tej zakładki.
Trzy kolory, od błękitu po ciepły granat (plus odrobina czerwieni).
sobota, 15 listopada 2014
Listopadowa
Aż chciałoby się powiedzieć: dwustronnie listopadowa.
Wybrałam wąski pasek kanwy, aby haftowanie tej zakładki nie trwało zbyt długo. Już robiąc poprzednią miałam ochotę na taką cieniowaną dwubarwność w nowo wymyślonym sposobie haftowania. Jako tło wystapił piękny odcień bordowy (albo buraczany) a wierzch uplótł sie z cieniowanej szarozielonej nici, która już kilka razy wykorzystywałam jako tło. Ponieważ ta praca polega bardziej na przeplataniu nitek w różne strony niż na stawianiu grzecznych krzyżyków, robi się ciekawie, z rozmaitymi efektami po drodze. No i bardzo trzeba pilnować, aby nie zgubić żadnego rządka, zwłąszcza pod koniec, a każdy przeplata się dwukrotnie.
Zakładka wyszła dość spokojna, ale jest w niej pewna dynamika. No i podoba mi się uzyskany efekt głębi czy trójwymiarowości.
.
W ogonku dodałam kilka ożywiających nitek :) Na zdjęciu nie do końca wyszły wszystkie cieniowania.
Wybrałam wąski pasek kanwy, aby haftowanie tej zakładki nie trwało zbyt długo. Już robiąc poprzednią miałam ochotę na taką cieniowaną dwubarwność w nowo wymyślonym sposobie haftowania. Jako tło wystapił piękny odcień bordowy (albo buraczany) a wierzch uplótł sie z cieniowanej szarozielonej nici, która już kilka razy wykorzystywałam jako tło. Ponieważ ta praca polega bardziej na przeplataniu nitek w różne strony niż na stawianiu grzecznych krzyżyków, robi się ciekawie, z rozmaitymi efektami po drodze. No i bardzo trzeba pilnować, aby nie zgubić żadnego rządka, zwłąszcza pod koniec, a każdy przeplata się dwukrotnie.
Zakładka wyszła dość spokojna, ale jest w niej pewna dynamika. No i podoba mi się uzyskany efekt głębi czy trójwymiarowości.
.
W ogonku dodałam kilka ożywiających nitek :) Na zdjęciu nie do końca wyszły wszystkie cieniowania.
czwartek, 13 listopada 2014
Jedni drugich
Jest taki tekst bibliny, który w ostatnim czasie towarzyszy mi bardzo, bardzo intensywnie. Trudny i wymagający - "Jeden drugiego brzemiona noście..." (Gal 6, 2).
Obrazek, który narzuca się najpierw wyobraźni jest prosty: ktoś niesie coś ciężkiego, no to trzeba mu pomóc. Ale kiedy wyjdzie się poza wymierny ciężar siatki z zakupami czy walizki, sprawa się komplikuje. Bo przecież są ciężary niewymierne, niedefiniowalne w pełni, przytłaczajace przez to jeszcze bardziej. Pomoc w niesieniu takiego ciężaru jest jeszcze bardziej niewymierna, czasem nawet nie do opisania. Nie jest łatwo uniknać banałów, nie jest łatwo znaleźć odpowiednie słowo w odpowienim czasie, nie jest łatwo nie przegapić najlepszej pory telefonu. A najtrudniej chyba usłyszeć w sercu jaka pomoc jest potrzebna - aby nie upierać się przy przenoszeniu walizki, gdy potrzebne jest przestawienie taboretu...
To oczywiście ma jeszcze drugą stronę, a jest nią postawa przyjmującego pomoc (bo można mieć wieczne pretensje, że ktoś robi coś inaczej niż by się chciało i nie dostrzegać przy tym jego najlepszych chęci). Teraz jednak bardziej interesuje mnie odczytywanie sposobu pomaganiu w niesieniu brzemion. Nie zastępowanie kogoś (bo jednak do końca się nie da zastąpić, jeśli nie jest to siatka z zakupami), ale jednak realne pomaganie. Żeby wyjść poza dobre chęci. I żeby nie szukać w tym własnej chwały, podreperowania nadwątlonego ego. Nie myśleć o sobie, nie zastanawiać się nad sobą. Być dla. Z cierpliwością i łagodnością znosić zniecierpliwienie i szorstkość. Łagodzić ból serca i duszy, tak często towarzyszący bólowi fizycznemu.
To trochę tak jak podnoszenie tego, czego podnieść się nie da.... I to jest na serio...
Obrazek, który narzuca się najpierw wyobraźni jest prosty: ktoś niesie coś ciężkiego, no to trzeba mu pomóc. Ale kiedy wyjdzie się poza wymierny ciężar siatki z zakupami czy walizki, sprawa się komplikuje. Bo przecież są ciężary niewymierne, niedefiniowalne w pełni, przytłaczajace przez to jeszcze bardziej. Pomoc w niesieniu takiego ciężaru jest jeszcze bardziej niewymierna, czasem nawet nie do opisania. Nie jest łatwo uniknać banałów, nie jest łatwo znaleźć odpowiednie słowo w odpowienim czasie, nie jest łatwo nie przegapić najlepszej pory telefonu. A najtrudniej chyba usłyszeć w sercu jaka pomoc jest potrzebna - aby nie upierać się przy przenoszeniu walizki, gdy potrzebne jest przestawienie taboretu...
To oczywiście ma jeszcze drugą stronę, a jest nią postawa przyjmującego pomoc (bo można mieć wieczne pretensje, że ktoś robi coś inaczej niż by się chciało i nie dostrzegać przy tym jego najlepszych chęci). Teraz jednak bardziej interesuje mnie odczytywanie sposobu pomaganiu w niesieniu brzemion. Nie zastępowanie kogoś (bo jednak do końca się nie da zastąpić, jeśli nie jest to siatka z zakupami), ale jednak realne pomaganie. Żeby wyjść poza dobre chęci. I żeby nie szukać w tym własnej chwały, podreperowania nadwątlonego ego. Nie myśleć o sobie, nie zastanawiać się nad sobą. Być dla. Z cierpliwością i łagodnością znosić zniecierpliwienie i szorstkość. Łagodzić ból serca i duszy, tak często towarzyszący bólowi fizycznemu.
To trochę tak jak podnoszenie tego, czego podnieść się nie da.... I to jest na serio...
środa, 12 listopada 2014
Trzeci klucz
Dawno temu powstały dwie zakładki z kluczem wiolinowym. Niedawno oglądała je znajoma i zapałała chęcią posiadania podobnej. Obiecałam, słowa dotrzymałam ;). Co prawda zakładka jeszcze jest u mnie, ale znajoma tutaj nie zagląda (o ile wiem), więc mogę pokazać. Zwłaszcza, że przy okazji pochwalę się zupełnie nowym wzorem, wariantem niedawno "odkrytych" zakładek identycznych po obu stronach. Tutaj niestety klucz jest w pełni widoczny tylko na prawej stronie, ale reszta jest jak najbardziej taka sama, niezależnie od położenia zakładki. Przy okazji wyszedl efekt trójwymiarowości, głębi, wyraźnie widać tło i krateczkę na nim. Fajne. Z lekka koronkowe.
Kombinowałam trochę z kolorami, Pewnie kolejne zakładki haftowane w taki sposób będą zgrabniejsze, bo to zawsze pierwsza jest eksperymentalna. Długo trwało zanim skończyłam. Ale warto było tak się bawić.
PS. Pamiętajcie o Puchatkach....
Kombinowałam trochę z kolorami, Pewnie kolejne zakładki haftowane w taki sposób będą zgrabniejsze, bo to zawsze pierwsza jest eksperymentalna. Długo trwało zanim skończyłam. Ale warto było tak się bawić.
PS. Pamiętajcie o Puchatkach....
poniedziałek, 3 listopada 2014
Niemaki listopadowe
Zdecydowanie nie są to maki, bo maki mają czarne środki. A tu żółciutko. Kwiatki wyszły radosne i optymistyczne. Jak zwykle zaczynałam z nieco inną wizją całości, która się w miarę postępowania pracy modyfikowała i rozwijała. Lubię asymetrię. Dochodzę do tego wniosku zawsze, gdy zmieniają sie pierwotne symetryczne plany :) Cały czas zastanawiam się, czy jestem zadowolona z ostatecznego wyniku. Ale chyba tak :). Takie ukoronowanie niełatwego tygodnia (skończyłam wyszywać we Wszystkich Świętych).
sobota, 1 listopada 2014
Na drugi brzeg
Z każdym rokiem chyba więcej myślę o tym Drugim Brzegu. Taki jakiś bliższy mi się wydaje z wielu względów.
Więc na dziś piosenka, która nieodmiennie sprawia, że coś mnie ściska w gardle.
Ale nadal lubię Uroczystość Wszystkich Świętych, od zeszłego roku nic się w tej materii nie zmieniło.
Więc na dziś piosenka, która nieodmiennie sprawia, że coś mnie ściska w gardle.
Ale nadal lubię Uroczystość Wszystkich Świętych, od zeszłego roku nic się w tej materii nie zmieniło.
czwartek, 30 października 2014
Świąteczne losowanie po raz drugi
Rok temu pisałam o zwyczaju losowania błogosławieństw związanym z Uroczystością Wszystkich Świętych. (Błogosławieni to znaczy szczęśliwi, a święci są szczęśliwi, bo są świętymi :) ).
Powtarzam opis, bo tak chyba łatwiej niż wędrować w tę i wewtę po blogu. :)
Zwyczaj losowania błogosławieństw
Zwyczaj losowania błogosławieństw zaistniał we wspólnocie Niepokalanej Matki Kościoła pod koniec lat siedemdziesiątych. Dzisiaj trudno ustalić, kto był autorem tego zwyczaju; nie był nim Sługa Boży ks. Franciszek, ale zawsze w losowaniu błogosławieństw uczestniczył.
Inspirację stanowił niewątpliwie liturgiczny obchód uroczystości Wszystkich Świętych i czytana w tym dniu ewangelia z Mt 5, 1-12a, w której przypomina się fragment Chrystusowego kazania na górze z proklamacją ośmiu błogosławieństw. Wszyscy święci są właśnie tymi ludźmi, którzy dali przykład stosowania ich w codziennym postępowaniu. Sensem losowania błogosławieństw jest nakłonienie swego serca do szczególnego zastosowania tego jednego, wylosowanego błogosławieństwa we własnym życiu, do następnej uroczystości Wszystkich Świętych.
Losowanie można przeprowadzić w rodzinie, kręgu rodzin, grupie formacyjnej, a także i w innych środowiskach. Ważne jest, aby we wprowadzeniu do losowania ukazać cel – mianowicie przyjęcie w duchu wiary treści tego konkretnego błogosławieństwa jako szczególnego światła dla swojego życia na następny rok. Można też od razu po wylosowaniu błogosławieństwa podzielić się odkryciem treści w nim zawartej, jako konkretnej inspiracji do podjęcia „pracy nad sobą”.
I podobnie jak w ubiegłym roku chciałabym zaproponować takie wirtualne losowanie błogosłąwieństw tym, którzy byliby zainteresowani.
Może ktoś zechce podjąć takie wyzwanie? Po raz pierwszy albo i drugi? Przyjąć jedno z ośmiu błogosławieństw jako wskazówkę do pracy nad sobą czy nad relacjami z innymi na cały rok? (oczywoiście nie chodzi o żadne wróżenie.)
Nadal myślę, że sam tekst jest na tyle uniwersalny w wymiarze czysto ludzkim, że to losowanie nie musi ograniczać się do osób uznających się za chrześcijan.
Można zaprosić do losowania innych.
Jak to będzie wyglądać od strony technicznej: ja przypiszę do każdego błogosławieństwa jakiś numer. Uczestnicy losowania napiszą wybrany numer (od 1 do 8) w komentarzu (dla siebie, kogoś z rodziny...). Można podać maila, jeśli nie jest widoczny w profilu. Ja na tego maila wyślę tekst wybranego błogosławieństwa. Taki do wydrukowania dla siebie. Numery są inne niż w ubiegłym roku.
Potem, jeśli ktoś zechce, może podzielić się jakąś refleksją - ale nie musi (nie chodzi wszak o nabijanie na siłę komentarzy!)
Zapraszam odważnych. :)
Czekam do niedzieli (2 XI) wieczór :)
poniedziałek, 27 października 2014
Kwiatkowa z inspiracji
Sobotni-niedzielny wyjazd może nie do końca był ściśłe wypoczynkowy (nie zawsze się da w pełni wypocząć, gdy pewne kwestie nieuchronnie są gdzieś "z tyłu głowy"), ale sprzyjał integracji z fajnymi ludźmi, poszerzaniu wiedzy, odpoczynkowi od prac domowych i haftowaniu. Tempo było duże, przy machaniu igiełką dobrze się słuchało i rozmawiało. I dlatego nie tylko skończyłam zakładkę in blue z poprzedniego wpisu, ale wykonałam też całkowicie nową. Z nową wersją (dla mnie) kwiatuszków, podpatrzoną u Pewnej Pani i zaadaptowaną. Nie da się ukryć, że twórczości sprzyjały też pochlebne, łaskoczące ego komentarze. Jednak człowiek jest łasy na komplementy. Zakładka od ręki znalazła nową właścicielkę, a ja już wiem, że na analogiczny wyjazd za rok powinnam zrobić zapasik.
Kwiatkowa z inspiracji wygląda mniej więcej tak (znowu zdjęcie komórkowe).
Kolorystyka nieco jesienna przez złamane zielenie i żółcie, Ten ciemny ni to bordowy, ni to fiolet wprowadził pewne interesujace napięcie. ;) Generalnie zakładka jest wesoła i optymistyczna.
Kwiatkowa z inspiracji wygląda mniej więcej tak (znowu zdjęcie komórkowe).
Kolorystyka nieco jesienna przez złamane zielenie i żółcie, Ten ciemny ni to bordowy, ni to fiolet wprowadził pewne interesujace napięcie. ;) Generalnie zakładka jest wesoła i optymistyczna.
niedziela, 26 października 2014
Zamówiona in blue
Zamówiona była niekoniecznie w błękitach, ale wiem, że zamawiająca ten kolor zawsze wybiera. Zatem nie było kłopotu ani z decyzją co do koloru, ani z głównym motywem (bo ten był zamówiony).
Co ciekawsze, udało się skończyć tak, że mogłam w sobotę wręczyć osobiście. To dopiero frajda!
Niestety zdjęcie komórką. O mało nie zapomniałam go zrobić. A zakładka nosi w kolekcji zakładkowych zdjęć numer 160.
Co ciekawsze, udało się skończyć tak, że mogłam w sobotę wręczyć osobiście. To dopiero frajda!
Niestety zdjęcie komórką. O mało nie zapomniałam go zrobić. A zakładka nosi w kolekcji zakładkowych zdjęć numer 160.
środa, 22 października 2014
Wczesnojesienna
Znajomi zamówili dla córki. Konieczne z rybką. No i wyszła rybka w jesiennych barwach. Wczesnojesiennych, bo jeszcze wiele zieleni. Ale już nie tej czystej. Nieuchronnie jesiennie.
I oczywiście w technice tradycyjnej tym razem.
Zdjęcie na talerzyku, bo pada i z dobrym światłem w domu problem.
I oczywiście w technice tradycyjnej tym razem.
Zdjęcie na talerzyku, bo pada i z dobrym światłem w domu problem.
poniedziałek, 20 października 2014
Zakręt
Zaczęło się niewinnie. Pomyliłam się. Skręciłam na pierwszym skrzyżowaniu zamiast na drugim. Ot, drobiazg. Teoretycznie do szybkiego naprawienia. Ale rzeczywistość okazała się inna niż teoria. Ta pierwsza niewłaściwa droga uniemożliwiała powrót, można było tylko jechać dalej. Pomyślałam, że w sumie co to szkodzi, wrócimy na właściwy szlak tylko kilkaset metów dalej. Ale za moment okazało się, że nie mamy pełnej swobody manewru, że tu zamknięte, tam zakaz wjazdu, ówdzie jeden kierunek, jeszcze gdzie indziej korek... I tak z każdym obrotem kół i przyciśnięciem pedału gazu oddalaliśmy się od celu podróży.
Nie, nie błąkamy się do tej pory. Orientacja w terenie pozwoliła w końcu do celu dotrzeć, a że był pewien zapas czasu, to nawet nie byliśmy specjalnie spóźnieni. Niemniej oboje mieliśmy natychmiast skojarzenie jakże na czasie: wystarczy czasem jeden z pozoru niewielki i łatwy do naprawienia błąd, by daleko odwieść nas od celu drogi...
Nie, nie błąkamy się do tej pory. Orientacja w terenie pozwoliła w końcu do celu dotrzeć, a że był pewien zapas czasu, to nawet nie byliśmy specjalnie spóźnieni. Niemniej oboje mieliśmy natychmiast skojarzenie jakże na czasie: wystarczy czasem jeden z pozoru niewielki i łatwy do naprawienia błąd, by daleko odwieść nas od celu drogi...
Zawsze jest pytanie dokąd dojdziemy daną drogą.... |
środa, 15 października 2014
Ptaszysko
Nie wiem, ciągle nie wiem jakie.
Poza tym, że cudne. I że moje.
Ptaszysko. Ptaszor.
Mam nieprawdopodobnie utalentowaną kuzynkę (no, niejedną taką mam, ale o jednej teraz napiszę). Między innymi (bardzo poważnymi innymi) lepi cudeńka z gliny. Oglądałam do tej pory większość na FB i tylko jednego stwora miałam okazję podziwiać i pogłaskać tydzień temu.
Wczoraj wreszcie udało nam się po dłuższym czasie spotkać z Utalentowaną. I dostalam prezent! Absolutnie niespodziewany i absolutnie zachwycający. A do tego wykonany przez nią własnoręcznie, od początku do końca (no dobra, tej gliny to sama nie kopała).
Zapraszam do podziwiania, bo jest co podziwiać. No i można zastanowić się jakie to ptaszysko (to znaczy jaki to gatunek :) )....
--------------------------------------
Dzisiaj już kończy się dzień dla wielu osób trudny i przywołujący bolesne wspomnienia, ale jednocześnie pomagający w uporaniu sie z trudnytmi przeżyciami i zwracajacy uwagę na ważny problem. http://www.chcemybycrodzicami.pl/artykuly/482/
Poza tym, że cudne. I że moje.
Ptaszysko. Ptaszor.
Mam nieprawdopodobnie utalentowaną kuzynkę (no, niejedną taką mam, ale o jednej teraz napiszę). Między innymi (bardzo poważnymi innymi) lepi cudeńka z gliny. Oglądałam do tej pory większość na FB i tylko jednego stwora miałam okazję podziwiać i pogłaskać tydzień temu.
Wczoraj wreszcie udało nam się po dłuższym czasie spotkać z Utalentowaną. I dostalam prezent! Absolutnie niespodziewany i absolutnie zachwycający. A do tego wykonany przez nią własnoręcznie, od początku do końca (no dobra, tej gliny to sama nie kopała).
Zapraszam do podziwiania, bo jest co podziwiać. No i można zastanowić się jakie to ptaszysko (to znaczy jaki to gatunek :) )....
--------------------------------------
Dzisiaj już kończy się dzień dla wielu osób trudny i przywołujący bolesne wspomnienia, ale jednocześnie pomagający w uporaniu sie z trudnytmi przeżyciami i zwracajacy uwagę na ważny problem. http://www.chcemybycrodzicami.pl/artykuly/482/
niedziela, 12 października 2014
Kocyk w malinach
Lubię cieniowane nici. Ostatnio nawet skusiłam sie na nie w pasmaterii. Urzekła mnie nieco złamana czerwień - jak w mocno dojrzałych malinach. I teraz już wiem, że z jednego motka muliny (z małym dodatkiem) wychodzi jedna zakładka, przynajmniej z tych dwustronnych.
W rozlicznych zawirowaniach ostatniego czasu powstała druga, z grubsza monochromatyczna, zakładka kojarząca mi się z kocykiem. Poprzedna była w błękitach, ta - jak głosi tytuł - w malinowej czerwieni.
Teraz chyba jednak wrócę do tradycyjnych krzyżyków, bo uzbierałam kilka zamówień i wypada sie z nich wywiązać...
W rozlicznych zawirowaniach ostatniego czasu powstała druga, z grubsza monochromatyczna, zakładka kojarząca mi się z kocykiem. Poprzedna była w błękitach, ta - jak głosi tytuł - w malinowej czerwieni.
Teraz chyba jednak wrócę do tradycyjnych krzyżyków, bo uzbierałam kilka zamówień i wypada sie z nich wywiązać...
sobota, 11 października 2014
czwartek, 9 października 2014
Z jakim rezultatem?
Krótka notka.
W niedzielne przedpołudnie spotkaliśmy taki oto znak.
Oczywiście to bardzo sympatycznie, że ktoś remontuje chodniki (należy im się) i jeszcze przeprasza za niedogodności.
Ale..
Nie sposób nie zastanowić się, czy po pracy z TAKIM narzędziem te chodniki nie wyglądałyby gorzej. No i ile czasu zajęłoby przesypanie tej kupki piasku we właściwe miejsce...
Pomijam już fakt, iż "pracownik" wygląda jakby się skradał i zamierzał wbić ten trójząb komuś w plecy... Swoją drogą, cóż to za wyraz równości - sam król morza przy tak prozaicznej pracy... Widać musi zarobić na chleb, samo stanie na fontannie nie starczy...
Złośliwostki złośliwostkami, ale w sumie uważam, że znak sympatyczny. I z chęcią upubliczniam :)
W niedzielne przedpołudnie spotkaliśmy taki oto znak.
Oczywiście to bardzo sympatycznie, że ktoś remontuje chodniki (należy im się) i jeszcze przeprasza za niedogodności.
Ale..
Nie sposób nie zastanowić się, czy po pracy z TAKIM narzędziem te chodniki nie wyglądałyby gorzej. No i ile czasu zajęłoby przesypanie tej kupki piasku we właściwe miejsce...
Pomijam już fakt, iż "pracownik" wygląda jakby się skradał i zamierzał wbić ten trójząb komuś w plecy... Swoją drogą, cóż to za wyraz równości - sam król morza przy tak prozaicznej pracy... Widać musi zarobić na chleb, samo stanie na fontannie nie starczy...
Złośliwostki złośliwostkami, ale w sumie uważam, że znak sympatyczny. I z chęcią upubliczniam :)
poniedziałek, 6 października 2014
Przelotem
"Starsi panowie dwaj..."
Nasi prywatni starsi panowie dwaj przysparzają nam ostatnio sporo emocji (nie z własnej winy oczywiście). Polecam się pamięci.
Nasi prywatni starsi panowie dwaj przysparzają nam ostatnio sporo emocji (nie z własnej winy oczywiście). Polecam się pamięci.
wtorek, 30 września 2014
Dwa oblicza
Tak jak w życiu. I jak u Kochanowskiego. Radość się z troską plecie. Tego doświadczamy bardzo mocno w ostatnim czasie. I taka powstała zakładka. Doskonale ilustrująca te dwie strony życia. A na dokładkę w ciekawym zestawieniu kolorystycznym. Zaś pożyczony (z zupełnie innej okazji) aparat umożliwił zrobienie zdjęcia dobrze to zestawienie oddającego.
Jakoś te dwustronne zakładki są wciągające. Może to działa jeszcze urok nowości? Coś niecoś znowu poszło w świat, warto zatem zwiększyć zapasy. Tylko z czasem nie zawsze będzie już tak prosto...
PS. A do tego ta zakładka doskonale mi pasuje do dzisiejszych czytań...
Jakoś te dwustronne zakładki są wciągające. Może to działa jeszcze urok nowości? Coś niecoś znowu poszło w świat, warto zatem zwiększyć zapasy. Tylko z czasem nie zawsze będzie już tak prosto...
PS. A do tego ta zakładka doskonale mi pasuje do dzisiejszych czytań...
piątek, 26 września 2014
Lodowa
Wiem, wiem, dopiero zaczęła się jesień i nie bardzo wypada o aż tak zimnych sprawach rozmawiać. Ale jednak powstała lodowa zakładka. Weszła mi w ręce bardzo stara mulina, przywieziona gdzieś w połowie lat 70. ubiegłego stulecia z Rumunii. Wtedy trudno było kupić mulinę w Polsce, Zapasy zostały zrobione przez moją zapobiegliwą Mamę takie, że jeszcze kilka rumuńskich motków mam w pudełku.
Z jednego motka, z niewielkim dodatkiem uzupełniającym brak powstała taka oto kratka:
Dlaczego lodowa? Skojarzyła mi się z zamarzniętym jeziorem oglądanym w mroźny dzień, gdy niebo jest zupełnie niebieskie. Taka mała zapowiedź zimy...
Z jednego motka, z niewielkim dodatkiem uzupełniającym brak powstała taka oto kratka:
Dlaczego lodowa? Skojarzyła mi się z zamarzniętym jeziorem oglądanym w mroźny dzień, gdy niebo jest zupełnie niebieskie. Taka mała zapowiedź zimy...
czwartek, 25 września 2014
Klocki
Uwielbiam.
Budować.
Klocki drewniane z mojego (a może i częściowo mojego Ojca) dzieciństwa ciągle jeszcze istnieją. Budowały z nich i moje dzieci.
Były też za moich dziecinnych czasów klocki plastikowe - nieco toporne naśladownictwo klocków Lego. Kapitalnie się z tego budowało. Doskonałe zapobieganie nudzeniu się... Przy czym największą frajdę sprawiało właśnie samo budowanie...
Oczywicie klocki wykorzystywałam też twórczo do rozwijania najrozmaitszych zabaw, niekoniecznie tylko wznoszenia budowli. A kiedy urodziły się dzieci, przyszły klocki Lego (duże i małe, i te polskie pasujace do nich). Nie te najdroższe zestawy tematyczne. Różne drobniejsze. I tak klocki kończyły w wielkim pudle (z czasem podzielone na wielkości, w dwóch pudłach). Teraz są spakowane, schowane. Ale gdybym miała czas....
Latem, dzięki deszczom, udało nam się obejrzeć wystawe budowli z klocków Lego. Jaką frajdę musieli mieć ci, którzy to wszystko konstruowali! I jaką frajdę miały Kamziki (zadziwił mnie Najmłodszy) odnajdując w gablotach najrozmaitsze postacie i sytuacje z książek i filmów.... Na przykład tu.
Czasem to zbudowane się ruszało...
Budować.
Klocki drewniane z mojego (a może i częściowo mojego Ojca) dzieciństwa ciągle jeszcze istnieją. Budowały z nich i moje dzieci.
Były też za moich dziecinnych czasów klocki plastikowe - nieco toporne naśladownictwo klocków Lego. Kapitalnie się z tego budowało. Doskonałe zapobieganie nudzeniu się... Przy czym największą frajdę sprawiało właśnie samo budowanie...
Oczywicie klocki wykorzystywałam też twórczo do rozwijania najrozmaitszych zabaw, niekoniecznie tylko wznoszenia budowli. A kiedy urodziły się dzieci, przyszły klocki Lego (duże i małe, i te polskie pasujace do nich). Nie te najdroższe zestawy tematyczne. Różne drobniejsze. I tak klocki kończyły w wielkim pudle (z czasem podzielone na wielkości, w dwóch pudłach). Teraz są spakowane, schowane. Ale gdybym miała czas....
Latem, dzięki deszczom, udało nam się obejrzeć wystawe budowli z klocków Lego. Jaką frajdę musieli mieć ci, którzy to wszystko konstruowali! I jaką frajdę miały Kamziki (zadziwił mnie Najmłodszy) odnajdując w gablotach najrozmaitsze postacie i sytuacje z książek i filmów.... Na przykład tu.
Czasem to zbudowane się ruszało...
poniedziałek, 22 września 2014
Moc w słabości
Lubię robić coś, w czym jestem w miarę dobra - chyba jak każdy.
Ale mam też pasję, w której jestem absolutnie najsłabsza wśród moich najbliższych. Otóż w chodzeniu po górach jestem zdecydowanie z tyłu za Kamzikami (co w sumie nie dziwi) i za MN. W sumie w czasach studenckich też chodziłam po górach (pod górkę) raczej powoli, ale to "powoli" było w odniesieniu do śmigających i zaprawionych w biegach na orientację kolegów, nie koleżanek. No i na płaskim kolegom dorównywałam. A teraz po płaskim owszem, umiem iść naprawdę szybko, ale nie mam już kondycji z czasow biegania za autobusem i do szkoły (a Kamziki mają). A pod górkę - powoli. Z górki czasem jeszcze wolniej, bo kolana przysztywnawe. No dobra, zasadniczo ciągle chodzę nieco szybciej niż napisano na drogowskazach (a był taki rok, kiedy się nie dawało szybciej), ale to jest nic w porównaniu z innymi.
Bycie takim najsłabszym ogniwem wycieczki nie jest proste. Inaczej się odbiera zasadę, że "wędrująca po górach grupa powinna dostosować się do najsłabszego uczestnika" wygłaszaną poza konkretnym kontekstem, a inaczej, gdy się samemu jest tym najsłabszym uczestnikiem i to do mnie inni się dostosowują. Świetne źródło frustracji (bo przeze mnie oni nie mogą...), a frustracja może zabić dobry humor i całą radość wędrowania. Zatem trzeba nie tylko przyjąć, że inni są lepsi i silniejsi, ale i pozbyć się zazdrości, fałszywej dumy, pokusy gorzknienia czy narzekania. A wiadomo, że takie uczucia są czepliwe, oj czepliwe.
Podziwiam MN, który cierpliwie wędruje moim tempem i jeszcze twierdzi, że lubi. Podziwiam Kamziki, które czekają w umówionych punktach (albo i w nieumówionych) i na mój widok nie wstają gotowe do dalszej drogi. Wzrusza mnie ich spontaniczna radość, że doszłam. Ich troska. Ich nienarzekanie, że beze mnie może doszliby dalej czy wyżej (nie słyszałam od nich w ogóle takiej propozycji, ale czasem dochodzą dalej i wyżej, bo zdarza się czasem zdobywanie szczytów "metodą himalajską", kiedy ja z własnej woli robię za ostatni obóz :) ).
W tym roku uświadomiłam sobie, że ta moja słabość jest też potrzebna nam wszystkim. Każdy czegoś się może nauczyć. I okazuje się, że dobrze nam razem, niezależnie od tempa wędrowania, Łatwiej w tej sytuacji przyjąć własne ograniczenia i pogodzić się z nimi.
Ale mam też pasję, w której jestem absolutnie najsłabsza wśród moich najbliższych. Otóż w chodzeniu po górach jestem zdecydowanie z tyłu za Kamzikami (co w sumie nie dziwi) i za MN. W sumie w czasach studenckich też chodziłam po górach (pod górkę) raczej powoli, ale to "powoli" było w odniesieniu do śmigających i zaprawionych w biegach na orientację kolegów, nie koleżanek. No i na płaskim kolegom dorównywałam. A teraz po płaskim owszem, umiem iść naprawdę szybko, ale nie mam już kondycji z czasow biegania za autobusem i do szkoły (a Kamziki mają). A pod górkę - powoli. Z górki czasem jeszcze wolniej, bo kolana przysztywnawe. No dobra, zasadniczo ciągle chodzę nieco szybciej niż napisano na drogowskazach (a był taki rok, kiedy się nie dawało szybciej), ale to jest nic w porównaniu z innymi.
Bycie takim najsłabszym ogniwem wycieczki nie jest proste. Inaczej się odbiera zasadę, że "wędrująca po górach grupa powinna dostosować się do najsłabszego uczestnika" wygłaszaną poza konkretnym kontekstem, a inaczej, gdy się samemu jest tym najsłabszym uczestnikiem i to do mnie inni się dostosowują. Świetne źródło frustracji (bo przeze mnie oni nie mogą...), a frustracja może zabić dobry humor i całą radość wędrowania. Zatem trzeba nie tylko przyjąć, że inni są lepsi i silniejsi, ale i pozbyć się zazdrości, fałszywej dumy, pokusy gorzknienia czy narzekania. A wiadomo, że takie uczucia są czepliwe, oj czepliwe.
Podziwiam MN, który cierpliwie wędruje moim tempem i jeszcze twierdzi, że lubi. Podziwiam Kamziki, które czekają w umówionych punktach (albo i w nieumówionych) i na mój widok nie wstają gotowe do dalszej drogi. Wzrusza mnie ich spontaniczna radość, że doszłam. Ich troska. Ich nienarzekanie, że beze mnie może doszliby dalej czy wyżej (nie słyszałam od nich w ogóle takiej propozycji, ale czasem dochodzą dalej i wyżej, bo zdarza się czasem zdobywanie szczytów "metodą himalajską", kiedy ja z własnej woli robię za ostatni obóz :) ).
W tym roku uświadomiłam sobie, że ta moja słabość jest też potrzebna nam wszystkim. Każdy czegoś się może nauczyć. I okazuje się, że dobrze nam razem, niezależnie od tempa wędrowania, Łatwiej w tej sytuacji przyjąć własne ograniczenia i pogodzić się z nimi.
niedziela, 21 września 2014
Złocista
Kolejna dwustronna. ;)
Trochę inna niż pierwotnie planowałam. Okazało się, że nie umiem ładnie wykonać tą techniką tego, co sobie wymyśliłam. Natomiast od pewnego czasu wchodziła mi w oczy piękna cieniowana nitka, przechodząca od bieli przez zółć i zieleń do pomarańczu. Niestety nie starczyło jej na całość, trzeba było dopasować jednobarwne nici, co może i wyszło na plus. Zrobię jeszcze kiedyś podobną z jednego motka cieniowanych nici, a na razie cieszę się kolorami tej zakładki. Zapowiadajacej złotą jesień. Wspominającej słoneczne lato. Z ogonkiem z poczwórngo warkoczyka.
Trochę inna niż pierwotnie planowałam. Okazało się, że nie umiem ładnie wykonać tą techniką tego, co sobie wymyśliłam. Natomiast od pewnego czasu wchodziła mi w oczy piękna cieniowana nitka, przechodząca od bieli przez zółć i zieleń do pomarańczu. Niestety nie starczyło jej na całość, trzeba było dopasować jednobarwne nici, co może i wyszło na plus. Zrobię jeszcze kiedyś podobną z jednego motka cieniowanych nici, a na razie cieszę się kolorami tej zakładki. Zapowiadajacej złotą jesień. Wspominającej słoneczne lato. Z ogonkiem z poczwórngo warkoczyka.
Subskrybuj:
Posty (Atom)