Wiem, że dla osób przeżywających obecnie żałobę wyznanie takie może być szokujące czy nawet gorszące, bo jakoś w potocznym spojrzeniu ten dzień zlał się z Dniem Zadusznym w tzw. "Święto Zmarłych". Z góry więc przepraszam, bo nie zamierzam nikogo urazić.
Lubię uroczystość Wszystkich Świętych chyba najpierw dlatego, że był to przez całe moje dzieciństwo dzień niezwykły, naznaczony oczywiście pewnym pośpiechem i trudem, ale niezwykły przez tradycję spotykania na cmentarzu całej szeroko rozumianej rodziny (mieszkającego w okolicy rodzeństwa rodziców z rodzinami, dalszych krewnych, bliskich znajomych rodziny...). Na grobie mojego Dziadka zapalaliśmy mnóstwo zniczy i świec, podobnie na sąsiednich grobach. Bukiety chryzantem, zapach topiącej się stearyny, złote liście prześwietlone słońcem lub podświetlone żywym ogniem (cmentarz jest w lesie, na górkach) i wspólna modlitwa (nieco więcej niż tradycyjny "wieczny odpoczynek"), czasem mróz, a nawet siąpiący deszcz, a potem wędrówka do mojej Mamy Chrzestnej na gorący barszcz (z czasem jedni samochodami, inni, młodsi, ciągle pieszo), czas na wspomnienia, czasem bardzo poważne rozmowy... Z pewnością trochę idealizuję, ale te wspomnienia, nawet gdy byłam okrutnie zmarznięta, są piękne. Dziś spora część tych, którzy się wówczas spotykali przebywa w lepszym świecie, a ja na ich groby niestety rzadko zaglądam z racji odległości i posiadania tu "własnego" miejsca, o które trzeba dbać. Brakuje mi spotkań na cmentarzu, ich niespiesznej, niezwykłej atmosfery i tej wspólnej modlitwy w szerszym gronie, ale tak widać musi być. Za to rodzi nam się własna tradycja rodzinnej pieszej wyprawy na odległy cmentarz (o ile pozwala pogoda), a spotkanie rodzinne przybiera nieco inną postać.
Pamiętam swoiste "odkrycie", że w liturgii 1 listopada jest uroczystością, podczas której wspominani są wszyscy święci. Czyli jest to dzień, w którym wszyscy mamy imieniny! Jestem wdzięczna rodzicom, że nie zaszczepili mi myślenia o śmierci jako o jakimś tabu, że to przerażająco trudne doświadczenie odchodzenia najbliższych przeżywane było i jest w duchu wiary w życie wieczne. Z nadzieją, że ci, którzy odeszli nie zginęli na wieki, ale dołączyli do grona świętych.
Dociera do mnie ostatnimi czasy na nowo świadomość przemijania pokoleń. Pamiętam, że pierwszy raz uzmysłowiłam to sobie na chrzcinach jednej z córek, gdy najstarszy uczestnik był już starszy od nas tylko o jedno pokolenie. A teraz to już my powoli zaczynamy liczyć się do - może nie najstarszych na szczęście ;) - ale tych uważanych za starszych :).
No i tak jakoś w duchu (uczciwie przynaję, nie do końca świadomie w duchu) tych przemyśleń powstała kolejna zakładka. Po namyśle opatrzyłam ją cytatem, choć nie jest przeznaczona na razie dla nikogo konkretnego.
A dlaczego taki cytat? Dlatego, że podoba mi się pewien zwyczaj celebrowany w niektórych znanych mi domach, a od bodajże dwóch lat i u nas.
Zwyczaj losowania błogosławieństw
Zwyczaj losowania błogosławieństw zaistniał we wspólnocie Niepokalanej Matki Kościoła pod koniec lat siedemdziesiątych. Dzisiaj trudno ustalić, kto był autorem tego zwyczaju; nie był nim Sługa Boży ks. Franciszek, ale zawsze w losowaniu błogosławieństw uczestniczył.
Inspirację stanowił niewątpliwie liturgiczny obchód uroczystości Wszystkich Świętych i czytana w tym dniu ewangelia z Mt 5, 1-12a, w której przypomina się fragment Chrystusowego kazania na górze z proklamacją ośmiu błogosławieństw. Wszyscy święci są właśnie tymi ludźmi, którzy dali przykład stosowania ich w codziennym postępowaniu. Sensem losowania błogosławieństw jest nakłonienie swego serca do szczególnego zastosowania tego jednego, wylosowanego błogosławieństwa we własnym życiu, do następnej uroczystości Wszystkich Świętych.
Losowanie można przeprowadzić w rodzinie, kręgu rodzin, grupie formacyjnej, a także i w innych środowiskach. Ważne jest, aby we wprowadzeniu do losowania ukazać cel – mianowicie przyjęcie w duchu wiary treści tego konkretnego błogosławieństwa jako szczególnego światła dla swojego życia na następny rok. Można też od razu po wylosowaniu błogosławieństwa podzielić się odkryciem treści w nim zawartej, jako konkretnej inspiracji do podjęcia „pracy nad sobą”.
PS. Gdyby ktoś miał ochotę na tę zakładkę czy na jakąś inną, to wystarczy napisać :))
Piękny zwyczaj...ja zawsze jestem jakoś wzruszona jak moja teściowa jak wychodzimy od niej zawsze błogosłąwi nas..za każdym razem:)
OdpowiedzUsuńDobra nigdy wokół nie za wiele
Mój Ojciec zawsze to robi - a ja za nim. Krzyżyk na czole robię nieraz nie tylko swoim dzieciom :)
UsuńCieszę się, że tu zajrzałaś i zapraszam częściej :)
będę....
Usuńdla mnie Święto Zmarłych zawsze było wyjątkowe. dzień pełen refleksji, powagi i spotkań z tymi, których już z nami nie ma i z tymi, których nie widujemy w ciągu roku. chyba ten dzień rozciąga swoją powagę na cały listopad, dlatego później tak trudno wytrwać do końca miesiąca i dlatego jest dla mnie najbardziej ponurym miesiącem w roku.
OdpowiedzUsuńKażdy inaczej patrzy przez pryzmat swoich doświadczeń. Listopad jest trudny przez te krótkie dni i szarugi. A jednak dla mnie nie jest ponury mimo wszystko.
UsuńWychodząc z domu zawsze proszę o błogosławieństwo moja Przełożona....
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judyta
U nas to "działa" tak małżeńsko... :)
UsuńUściski
Jakbym czytała o swoich własnych doświadczeniach.. U nas obchodziło sie ten dzień tak samo. Mnóstwo rodziny, wspólna modlitwa, a potem zmarznieci szliśmy do babci. Ledwo miescilismy sie przy stole, a babcia podawała ciepły żurek i jakieś przekąski. Każda z naszych mam piekła ciasto. A potem długo wspominalismy naszych zmarłych...
OdpowiedzUsuńTo sympatycznie. A zmarłym należy się pamięć...
UsuńKażdy dom ma swoje własne tradycje! Bardzo lubię Wszystkich Świętych, mimo, że od 9 lat nie żyje mój ukochany Tato, z którym jako dziecko stałam przez prawie cały ten dzień na grobie Jego Rodziców.
OdpowiedzUsuńTeraz stoję przy Jego grobie, na naszym cmentarzu jest odprawiana o 14 msza św. za wszystkim zmarłych, a ja dziękuję Bogu, że miałam takiego ojca, który nauczył mnie KOCHAĆ!
I te tradycje trzeba pielegnować, czasem dokładajac własne :)
UsuńChciałabym aby nasze dzieci mogły powiedzieć o nas to, co Ty o swoim Tacie!
Przed chwilą odebrałam telefon... rozmówca kończąc złożył mi życzenia z okazji jutrzejszego Święta :)
OdpowiedzUsuńDociera do mnie w tym roku, że bardzo mi brakuje możliwości pobycia z Najbliższymi, wspólnego odwiedzenia cmentarzy...
A napiszesz, jakie wylosowałaś?
Może :)
UsuńNa razie zrobiłam ładne karteczki. Mogę się podzielić :)
Bardzo poproszę :)
UsuńMy na Wszystkich Świętych też zwykle rodzinnie przy grobie Dziadków... nie wiem, jak będzie jutro, bo Asia jeszcze za mała, Martka chora...
OdpowiedzUsuńNa pewno pójdziemy do kościoła, no i liczę na wieczorną wyprawę na cmentarz. Ten nasz jest na górce, więc efekt wizualny niesamowity:) no i zawsze spotyka się tylu znajomych, którzy w ten jeden dzień w roku przychodzą tu po zmroku na spacer. W ogóle jakoś zawsze wtedy, w blasku świec, robi się taka atmosfera... złączenia dwóch światów.
Chyba też pierwszy raz przeżyję Wszystkich Świętych jako święto świętych. Wzbogaciłam się przez ten rok o dwie patronki, które poznałam bliżej, polubiłam i często się za ich wstawiennictwem modlę.
Fajny pomysł z losowaniem błogosławieństw. Tymczasem się wstrzymam, bo chętnych zbyt mało, ale za parę lat gdy młode podrosną? Zobaczymy:) Spokojnego i rodzinnego świętowania Agajo!
Ja też lubię wieczorne wyprawy na cmentarz. Jeden z dwóch, które obowiązkowo odwiedzamy jest włąśnie na górce - tyle, że bez drzew.
UsuńTo ładnie brzmi, to wzbogacenie się o patronki :)
Trochę za późno pomyślałam, można by było zrobić losowanie w gronie zainteresowanych bywalczyń tego bloga... Ale w sumie czemu nie?
serdeczności!