środa, 31 lipca 2013

Radośnie choć z powagą

Ostatnie dni obfitowały tu w różne ważkie wydarzenia i rozmaite spotkania. Czasem zupełnie zaskakujące.
Postanowiłam więc wrzucić jedną z fotek obrazujących przeżycia wczorajszego dnia.


Jak się ktoś uważnie przyjrzy, to na zdjęciu wyżej zobaczy czarnoskórego księdza z Kenii. Miałam okazję towarzyszyć mu trochę przez ostatnie kilkadziesiąt godzin i rozmawiać z nim. Bardzo wiele spraw wygląda w Kenii podobnie jak w Polsce, ale wiele innych jest znacznie trudniejszych. Przede wszystkim inne są  możliwości opieki nad nabiedniejszymi i inne są możliwości zapewnienia wyżywienia i wykształcenia (a czasem w ogóle utrzymania i ubrania) nierzadko osieroconym albo po prostu biednym dzieciom. Na pewno wiecie o możliwości bardzo konkretnej pomocy konkretnym dzieciom prowadzonej przez różne zakony i też przez organizacje świeckie.
Również w parafii ks. D. dzieci korzystają z takiej pomocy i on ogromnie za nią dziękował. Mówił, że gdyby nie pomoc z Polski, niektóre dzieci już by nie żyły. Pomyślałam wczoraj wieczorem, że o tym napiszę. A nuż ktoś może pomóc. Mnie się wydaje, że Adopcja na odległość jest szczególnie cenna, bo można budować więź z konkretnym dzieckiem, znać jego imię, otrzymywać relacje o jego postępach w nauce i w życiu, zobaczyć zdjęcie.... Dzieci mogą się cieszyć z przybranego czarnoskórego braciszka czy siostrzyczki.... wysłać mu/jej swoje zdjęcie... A dla tych dzieci tam daleko to nie tylko kwestia nauki i życia, ale też kwestia świadomości, że komuś na nich osobiście zależy, że są chciane, cenione, otoczone troską i miłością, choć z daleka, bo nie da się inaczej....


Pozdrawiam serdecznie.
A wkrótce będą już znowu wpisy robótkowe, dwa przynajmniej :)

poniedziałek, 29 lipca 2013

Z widokiem na Tatry

Wyprawa sprzed tygodnia. Nie było jeszcze tak straszliwie gorąco i postanowiliśmy spędzić niedzielę (częściowo) w górach. Najpierw były w planach Trzy Korony, ale po chwili zastanowienia przerzuciliśmy się na Gorce. Zatem wyprawa na Lubań czerwonym szlakiem, prosto spod naszego obecnego domu :)
Było pięknie, spokojnie i stosunkowo pusto. Wystarczy popatrzeć....














Mniam...


A wiecie jak pachnie taka rozsłoneczniona łąka?

sobota, 27 lipca 2013

Idziemy po muszelki (w Krainie Wikingów)

Muszelki są daleko od miejsca, w którym obecnie przebywam. Przebywam(y) nie do końca czysto wakacyjnie, ale z pewnymi obowiązkami. Dlatego wymyślone wpisy na bloga czekają na zapisanie i dlatego też ten wpis nie pojawił się w ubiegłą sobotę, choć na to liczyłam (tu, gdzie jestem, niespodziewane zajęcia zdarzają się wyjątkowo często). Niemniej wspomnienie o zebranych nie tak dawno muszelkach jest wciąż żywe. No i są zdjęcia, które zrobiłam przed wyjazdem, niestety zdjęcia nieoddające w pełni uroku tych muszli po ostrygach.
A muszelki znaleźliśmy na tej cudownej plaży z fatamorganą, opisanej w którymś z poprzednich postów. Bardzo, bardzo się starałam, aby nie wykopywać z piasku każdego kawałka muszli i nie sprawdzać, czy to przypadkiem nie jest ta najpiękniejsza, którą koniecznie trzeba zabrać ze sobą. Bo nie mieliśmy przy sobie żadnego rozsądnego pojemnika na muszelki...
Najpierw jeszcze jedno zdjęcie plaży bogatej w muszelki rozmaite (i odłamki muszelek w jeszcze większych ilościach).


niedziela, 14 lipca 2013

Pruski mur (w Krainie Wikingów)

Z racji miejsca na mapie, w którym się wychowywałam, dość wcześnie zaznajomiłam się z tzw. pruskim murem . Przy czym nie da się ukryć, że ten sposób budowy był (oczywiście z racji zaszłości historycznych) traktowany w rodzinie z rezerwą, pomimo wielkiej malowniczości, Dopiero nieco później okazało się, że pruski mur a szachulec* to nie to samo, choć po wykończeniu może wyglądać bardzo podobnie.
Te dawne rozważania powróciły w Krainie Wikingów, która generalnie wydaje się cała (prawie) zbudowana z cegły. Na przykład:

 





Szczególne jednak miejsce zajmuje w Krainie Wikingów niezwykle malowniczy mur pruski  i kilka takich domków chciałam tu pokazać. Przy czym wydaje mi się, że (co logiczne) im dalej na południe, tym takich konstrukcji więcej. Warto zwrócić uwagę na powybrzuszane elementy drewniane. A jednak jakoś się to wszystko trzyma.










Wydaje mi się że cechą charakterystyczną jest tam tynkowanie cegieł na różne kolory. U nas pruski mur to albo zostawiona "goła" cegła, albo ewentualnie biel. A tu mamy żywe i radosne żółcie i czerwienie :)
Zastanawiające przy tym, że w oknach nie ma kwiatów. Co najwyżej donice z zielenią wystawione są osobno. Pewnie z powodu silnych wiatrów i ostrego klimatu. Za to nierzadko przy samym murze rosną piękne pnące róże.

Miejscami smaku dodają wielkie strzechy. Strzecha z kolei kojarzy się nam z dość zgrzebną konstrukcją ze słomy. Te strzechy na pewno nie mają nic wspólnego ze zgrzebnością, są świetnymi izolatorami, natomiast ciągle nie mam pewności czy są rzeczywiście wykonane ze słomy, czy jednak - jak w Anglii - z trzciny (jeden i drugi materiał odpowiednio nowocześnie spreparowany, nasączony środkami zapobiegającymi spaleniu etc. Wystarczy popatrzeć jakie to śliczne:




Te zdjęcia były robione z samochodu, stąd wymagały wyprostowania. 

cdn
__________________________

* szachulec - niestety według Wikipedii, którą mam najbardziej pod ręką - typ ściany szkieletowej drewnianej, której wypełnienie stanowi glina wymieszana i zarobiona z sieczką, z trocinami lub wiórami czy też zarzucona na plecionkę z witek z łozy lub łodyg trzciny. 

piątek, 12 lipca 2013

Coś zupełnie innego - kontynuacja

Były sobie dawno temu takie posty jak ten i ten, wielce malownicze. Postanowiłam zaserwować kontynuację, nie wiem tylko ile P.T. Czytelnicy wytrzymają....

Okazuje się, że świat znaków drogowych bywa fascynujący nie tylko na Słowacji.
Ponieważ w poprzednim wpisie poruszyłam delikatnie kwestię zwierząt na drodze, pora na stwory nieco większe. Nie wiem czy zauważyliście, że u nas zazwyczaj zwierzątka, niezależenie od tego czy oswojone, czy też nie, przykładnie chodzą ze strony prawej na lewą. (Swoją drogą zawsze mnie intrygują znaki tego typu umieszczane przy ogrodzonej autostradzie). Otóż za naszą zachodnią granicą zwierzątkom wolno biegać w obie strony!



Nieco dalej na zachód i północ przez drogi (znowu z prawej na lewą) przebiegają jelenie o rozmaitym stanie tuszy i poroża. Sami popatrzcie:





Zdjęcia robione podczas jazdy są niestety nieostre i nieco rozmazane. Niemniej przyznam, że gracja tego ostatniego jelonka mnie zachwyca.

Przez jezdnie, miejmy nadzieję, że nie przez autostrady, przechodzą też oczywiście ludzie. O niektórych się tylko informuje, podając również - jak mi się wydaje - informacje co do kierunku i sposobu poruszania się. Mamy więc zarówno dziarskich studentów jak i nieśmiałe dzieci (?):



Przed innymi natomiast trzeba ostrzegać. Mogą bowiem nie tylko grzecznie wędrować po nauki, ale na przykład tańczyć po jezdni:





















Na koniec dzisiejszego wpisu mój prywatny hit, jeśli chodzi o światła dla pieszych. Ja chcę takie u nas!


Rodzi się jednak pytanie czy wolno przejść bez karabinu...

Cdn... ale niekoniecznie jutro, na jutro mam inne plany :)

czwartek, 11 lipca 2013

W Krainie Wikingów

Kraina Wikingów, choć ponoć zazwyczaj zimna i wietrzna, zaserwowała nam włoskie niebo i skwar. Przez bite pięć dni. (Niektórzy zastanawiają się, kto ma chody "tam na górze"). Cudowni Dobrzy Ludzie zaś zapewnili maksimum komfortu i atrakcji w Najlepszym (czyli swoim) Towarzystwie. Z tych naprawdę niezasłużonych i darowanych wakacji (daaaawno nikt mnie tak nie rozpuszczał) postanowiłam pokazać kilka fotek - inne jeszcze się będą na pewno przewijały później, bo mam pomysły na wpisy tematyczne....
Zaczniemy od portretu Agai wakacyjnej...




wtorek, 2 lipca 2013

Kwiatki na życzenie

Tak, na życzenie.

Najstarsza Latorośl, jak zwykle (bardzo) oszczędna w pochwałach, po rzuceniu okiem na zakładkę w paski orzekła, że kwiatki ładniejsze i w ogóle to kiedyś były takie ładne zakładki w kwiatki. No to ukłuta w ambicję matka  stwierdziła "Chcesz kwiatki, będą kwiatki". I - żeby rzecz dopowiedzieć do końca - nie są to kwiatki o specjalnym przeznaczeniu, będą spokojnie czekać na to aż się komuś spodobają.