W piątek nastała zima. Ciekawe na ile. Córa zaprosiła mnie na spacer po lesie i jestem jej ogromnie wdzięczna (do tego wybrała punkt spotkania tak, że mogłam uniknąć wjeżdżania i zjeżdżania po wąskich stromych i śliskich uliczkach). To taki dzień, w którym człowiek myśli ”warto byłoby mieć biegówki", a potem uświadamia sobie, że to drugi dzień z porządnym śniegiem tej zimy i nie wiadomo czy będzie trzeci. Kupowanie biegówek po to by korzystać z nich raz albo dwa razy każdej zimy (albo wcale) to byłaby zaiste fanaberia...
Okrążyłyśmy jeziorko. Nie ryzykowałyśmy oczywiście wchodzenia na lód, który tylko z pozoru wyglądał solidnie. Kaczek ani innego ptactwa nie było, cisza i spokój, tylko kilka osób spacerowało w tym nieco kopnym śniegu. Bałwanka nie ulepiłyśmy.