Pokazywanie postów oznaczonych etykietą historia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą historia. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 25 listopada 2024

Pocztówka z krzyżem

Taka szybka pocztówka z krzyżem, który mnie zachwycił. Wisi nad prezbiterium w katedrze w mieście Cuernavaca (tak, ja też do niedawna nie wiedziałam o jej istnieniu). Bardzo piękne miejsce.

Na ścianach zachowane fragmy fresków z historią męczenników z Nagasaki, reszta bardzo ascetyczna i minimalistyczna - a ze smakiem. (Oryginalne wyposażenie nie istnieje).




środa, 4 września 2024

Z historią

 Było trochę odpoczynku od zakładek, to mogę pokazać kolejną.

Kolorystycznie nieco odmienna (chyba) od poprzednich, choć nadal - jak widać - preferuję kolory mocne i zdecydowane. I na pewno jeszcze przez jakiś czas tak będzie.


Zakładka z tych odrobinę szerszych, nieco ciemniejsza i z dodatkiem filetu, którego dawno nie było. Więcej przeplatania, trochę poza oczywistym schematem.

A dlaczego z historią?

Zakładka leży na stoliku używanym przez nas jako stolik do kawy przy sofie (choć można go rozłożyć i podjechać do góry). Stolik przykryty jest mięsistym obrusem w fiołki, którego używam bardziej jako serwety. Obrus jest prawie idealnie kwadratowy, wiec doskonale nadaje się na okrągły stolik. Dostałam dwa takie obrusy - ten drugi w inny wzór - od mojej Szwagierki, która stwierdziła, że ona sama nie ma szans, by używać stołu w kuchni w formie nierozłożonej i nie ma sensu, by obrusy u niej leżały. I przy którychś odwiedzinach Teściowej, gdy podałam kawę, okazało się, że to jest obrus, który moja Teściowa kupiła ponad 60 lat temu za pierwszą pensję (czy jedną z pierwszych). Nie macie pojęcia jak się ucieszyła, że obrusiki są w użyciu. (W tym drugim jest mała dziurka, więc raczej nie jest dla gości, ale użyteczny jak najbardziej, wszak nie musi by na stole ;). 

Jeszcze dwa zdjęcia fiołków na obrusie. 



Miłe są takie historie.

sobota, 4 maja 2024

Pocztówka z Wojtkiem

 Myślę, że znacie historię niedźwiedzia Wojtka, który wędrował z żołnierzami generała Andersa, brał udział w walce o Monte Cassino i ostatecznie zamieszkał w Edynburgu, gdzie dokonał żywota. Najprostszym źródłem jego  historii będzie Wikipedia -> o tutaj

Wojtek ma swój pomnik w Edynburgu, w parku pod zamkiem.

Dziś odkryłam, że ma też pomnik w Sopocie, za kościołem św. Jerzego, przy deptaku Bohaterów Monte Cassino 🙂.

Zobaczcie jak miło wygląda.



wtorek, 26 maja 2020

Moje drzewa 1/20

Historia w sumie prawdziwy początek ma kilkanaście lat temu, kiedy to po Polsce, idąc od południa, szalała zaraza na kasztanowcach - motylek noszący wdzięczne miano szrotówek kasztanowcowiaczek (ten kasztanowcowiaczek brzmi tak przyjaźnie! - a to takie bydlę) niszczył uparcie drzewa, sprawiał, że w połowie lata opadały z nich brązowe liście... no po prostu dramat. Odwiedzaliśmy wówczas Wujostwo pod Krakowem, nieżyjąca od półtora roku Ciocia była jeszcze w pełni sił i wzdychała ciężko, jak to małe stworzenie niszczy ich ukochane, rosnące na obrzeżach rozległego ogrodu i sadu, kasztanowce, wyhodowane przez dzieci ze zbieranych w parku kasztanów. Dzieci Wujostwa, jako należące do mojego pokolenia, były już wówczas w słusznym wieku, ale posiadłość liczy sobie lat wiele, obsadzanie jej drzewami sięga naszego dzieciństwa, czy bardzo wczesnej młodości (pamiętam jak pod koniec podstawówki pieliłam tam róże), zatem kasztanowce były już te kilkanaście lat temu całkiem potężne.
Czasy się zmieniły, motylek jakoś zaprzestał intensywnej inwazji, drzewa nadal rosną, a ja wciąż gdzieś pamiętałam o kasztanowcach wyhodowanych z kasztanów. Była to pamięć pasywna jednak, bierna.

Do ubiegłego roku.

W ubiegłym roku bowiem, ciesząc się jak zawsze kasztanami (ach, ach takie piękne, jak tu ich nie podnieść) i upychając je po kieszeniach, zrobiłam wreszcie to, co zamierzałam od dawna. Wetknęłam kilka kasztanów do stojącej na balkonie skrzynki z ziemią po jakichś roślinkach. Pewnie po koleusach, ale nie jestem pewna. Zerkałam, czy coś nie kiełkuje, ale nie kiełkowało. Skrzynka stanęła na zimę w kącie zasłoniętym donicami winobluszczu i tui. A ja o tych kasztanach kompletnie, totalnie, całkowicie zapomniałam.

Któregoś cieplejszego dnia w marcu czy na początku kwietnia wsadziłam do tej schowanej w kącie pustej skrzynki ukorzenioną sadzonkę zielistki, z nadzieją, że przetrzyma ewentualne mrozy - nie miałam w domu świeżej ziemi, ani też ochoty na mnożenie domowych zielistek.

Po jakimś czasie zajrzałam tam i skonstatowałam, że zielistka ma się dobrze, ale z ziemi wylazł brązowy patyk. Zastanawiałam się, czy to mogą być jakieś opóźnione o dobry rok lilie (kiedyś miałam) czy co?
I dopiero gdy pojawiły się na "patyku"  zielone piórka liści, przypomniałam sobie o kasztanach... że chyba tam jednak je włożyłam...

Ostatecznie zielistka została pospiesznie wyekspediowana w inne miejsce, bowiem okazało się, że patyki są trzy, a w dodatku mają liście w różnych kształtach (zakończone na okrągło i na ostro) i rosną całkiem żwawo.

Zatem mam zaczątek własnego parku :).

Zdjęcia są ułożone chronologicznie, choć nie dysonuję zapisem etapu "brązowego patyka".

To ten z okrągłymi liśćmi, który wyszedł z  ziemi jako pierwszy, ale wcale nie jest największy teraz :). Stan na 18 maja.


Ten przepychał się przez zielistkę, listki ma zakończone ostro i rośnie na potęgę. Potem wyrósł obok niego jeszcze jeden kolega ;). Stan na 18 maja.


Widok na te same drzewka cztery dni później, 22 maja.



 A to jest stan na dziś, 26 maja. Musiałam odsunąć skrzynkę od ściany...


Mam nawet pomysł gdzie dwa z nich posadzić jak podrosną... Ciekawe, czy je zdołamy wyhodować na wielkie drzewa...

Edit. 27.05
Wyłazi z ziemi czwarty!!!

Edit. 29.05
Jest piąty!!!




poniedziałek, 18 maja 2020

Napięcie i harmonia

Myślę, że ta zakładka dobrze pokazuje o co mi chodziło w poprzednim wpisie, gdy mówiłam o nowej, intensywnej kolorystyce moich prac. Tu widać zestaw kolorów raczej rzadko spotykany w moich zakładkach (do tej pory), widać niemal ruch tych wszystkich poprzeplatanych nitek.


Może to zabrzmi dziwnie - ale wstawiając zdjęcia z pewnym opóźnieniem (to jest zakładka dokładnie sprzed dwóch miesięcy) mam szansę patrzeć na moje "dzieła" z zewnątrz, stąd czasem łatwiej jest je opisać tak, jakby nie były zrobione przeze mnie.

Patrzę więc na nią i widzę - oczywiście - czerwonawą ziemię, palmy kokosowe, mahoniowce... i uśmiechy Przyjaciół.
I widzę też ludzi, którzy teraz niestrudzenie zbierają i pakują w torby ryż, ryby, konserwy, jakieś owoce i zawożą albo zanoszą do najbiedniejszych. Wędrują w upale chroniąc się pod parasolami, byle w okolicy, parafii, diecezji nikt nie był głodny... Którzy zajmują się uziemionymi w domach dziećmi i starszymi, zastanawiając się jak wytrzymać w upale, gdy nawet wentylator niewiele pomaga (a klimatyzacji nie ma)...
Którzy organizują życie on-line - czasem dla większej grupy, a czasem dla najbliższych przyjaciół...
I tych, którzy mobilizują się, by odnaleźć ostatnie kontakty chorego, którzy zmarł poprzedniego dnia, a teraz dopiero przyszedł dodatni wynik testu...

I wiele jeszcze opowiada ta zakładka...

- - -  - - - - - -

A że dziś 18 maja i wiadome 100 lat, to przypomniał mi się jeden dawny wpis :). [tu KLIK]




czwartek, 1 sierpnia 2019

Dzień szczególny

Zanim zawyją o 17 syreny...

Nie wiem czy znacie to miejsce w sieci:

ARCHIWUM HISTORII MÓWIONEJ

Warto zajrzeć, poczytać lub posłuchać...

I może wspomnieć tych, którzy już te czasy wspominają z nieba... Serce mi się ściska...

No i czytam tu też wspomnienia moich Wujostwa... Przypomina się historia mojej najbliższej rodziny... Nie potrafię spokojnie o tym myśleć...






Oby nigdy więcej...

poniedziałek, 18 marca 2019

Secesja

Lubię secesję. Te zwariowane wygięcia, zaskakujące dekoracje....

Jak pięknie byłoby mieć taki balkon....


 Albo na przykład taki....


 Albo taką dekorację nad oknem


 Czy nad drzwiami...


 Śliczne, prawda? I ile można się nazachwycać na krótkie przechadzce po mieście... Byle nie patrzeć wyłącznie pod nogi... :)

Ileż wyobraźni mieli ci artyści...

czwartek, 27 grudnia 2018

Setna rocznica

Dziś przypada setna rocznica wybuchu Powstania Wielkopolskiego. Jako wnuczce powstańca i żonie wnuka powstańca wręcz nie wypada mi o tej rocznicy nie wspomnieć...

Powstanie wielkopolskie zdaje się mało romantyczne, jakby niepolskie, również dlatego, że było jednym z nielicznych zwycięskich. Co o tym zdecydowało? Najlepiej odpowiedzieć na to pytanie poprzez odwołanie do przytoczonego powyżej zdania księcia Adama: powstanie zwyciężyło, bo było powszechne i „w porę zrobione”. 

zapraszam do lektury całego artukułu TUTAJ  






czwartek, 13 grudnia 2018

Kolorowy brzeg i historia o przepowiedni

Była zakładka, to czas na zawieszkę :)
Też z cyklu "kocykowych", nie za duża. Takie są dobre do robienia na wyjazdach czy podczas wykładów. Wydaje mi się, że wymagają nieco mniejszej uwagi z mojej strony. Oczywiście poza końcowym etapem pracy, kiedy trzeba dokładnie sprawdzić, czy nie zostały jakieś niedokończone krzyżyki gdzieś w środku.


Zrobiłam tutaj kolorowe wykończenie, prawdę mówiąc nie pamiętam czy dlatego, że kończyła się któraś nitka, czy z innego powodu. Efekt wydaje mi się zadowalający, dobrze zagrało powtórzenie kolorów z zawieszki zarówno na obrzeżeniu, jak i w sznurku do zawieszenia.



Dziś 13 grudnia - jak wielu mam i ja swoją historię z tego dnia, a właściwie nocy z 12 na 13 grudnia. Historię niegroźną na szczęście, groźnie to było kiedy indziej :).

W sobotę 12 grudnia zakończył się strajk studencki na mojej uczelni. Na wieczór umówiliśmy sie u koleżanek w akademiku na spotkanie świętujące to wydarzenie. Mój Tato zaproponował, iż przyjedzie po mnie, gdy zadzwonię, że chcę już wracać (W akademikach u nas bywały automaty telefoniczne no i czasem było można korzystać z telefonu w portierni, chyba płacąc złotówkę). Natomiast ja wychodząc uprzedzałam Mamę, aby się nie denerwowała, jeśli nie zadzwonię. Mama nieco oburzona zapytała dość ostro "A dlaczego byś miała nie zadzwonić?". Na co ja beztrosko rzuciłam "Mogą przecież wyłączyć telefony".
Nieco po północy usiłowałam dodzwonić się do domu, najpierw z jednego akademika, potem z drugiego. Sygnał jeszcze był, ale dodzwonić już sie nie dało. Wygląda na to, że właśnie wyłączali telefony... (tam jeszcze była taka zabawna historia, że zapodział się gdzieś moj jeden zimowy but i abym mogła zadzwonić z drugiego akademika chłopak koleżanki niósł mnie z budynku do budynku i z powrotem na rękach :D - na dworze leżał śnieg).
Skończyło się na powrocie z jednym z kolegów pieszo przez puściutkie białe ulice gdzieś między 1 a 2 w nocy. Na szczęście nie spotkaliśmy nikogo... A rano obudziłam się w innym świecie...

I jednak nie uważam się za prorokinię, choć to żartem rzucone zdanie okazało się tak prawdziwe....

sobota, 10 listopada 2018

Kolor nadziei

Tak się mówi o zielonym - że to kolor nadziei.
Tutaj ta zieleń może taka mniej trawiasta, mniej oczywista, ale z całą pewnością optymistyczna i wzbudzająca nadzieję.


Jeśli chodzi o nadzieję, to mnie jest bliskie myślenie Abrahama, "uwierzył wbrew nadziei".
W tych dniach, które powinny jakoś jednoczyć tak wiele jest spraw, w których coraz mniej realne wydaje mi pozytywne zakończenie czy rozwiązanie...

Ale za to mam coś interesującego w prezencie :)

Co prawda do 100 rocznicy wybuchu Powstania Wielkopolskiego jeszcze trochę czasu musi upłynąć, ale skoro już jutro 11 listopada, myślę, że warto polecić ciekawą lekturę.

Dobrego świętowania :)

sobota, 27 stycznia 2018

Miejsce

Miejsce z zasady kojarzące się z zadumą, a nawet smutkiem. Bólem rozstania. Ale i wiarą w życie wieczne.
Takim miejscem z natury jest cmentarz i odnosi się to również do tego, który dane nam było odwiedzić w tym tygodniu. Nie byłam tam nigdy wcześniej i aż trudno w to uwierzyć (mnie samej).

Cmentarz Salwatorski w Krakowie.

Przepięknie położony u stóp Sikornika, przy alei prowadzącej na Kopiec Kościuszki, istniejący od połowy XIX w. (pewnie mniej więcej), dawny cmentarz parafialny i dziś w sumie też parafialny (pod zarządem parafii), choć jednocześnie miejsce spoczynku wielu sławnych osób.

Z przyczyn oczywistych zwiedzanie cmentarza zostawiliśmy sobie na inny czas. Niemniej nawet przejście do kaplicy (nowej, starsza jest tuż przy wejściu na teren cmentarza) najkrótszą drogą pokazało nam kilka znanych nazwisk...

Cały ten wstęp prowadzi jednak do tego, co zmotywowało mnie do poczynienia niniejszego wpisu. Otóż pierwszy raz chyba mogę powiedzieć, że bardzo spodobała mi się kaplica na cmentarzu. Już samo wezwanie jest piękne: Wszystkich Świętych ;).
Kaplica nowoczesna, z zewnątrz oszczędna w formie, choć wysmakowana (ten portal!)

Zdjęcie z Wikipedii

nie zawodzi po wejściu do środka - nadal mamy minimum środków artystycznych i piękną wymowę.

Zdjęcia z wnętrza są tutaj (klik), ja z przyczyn oczywistych nie robiłam fotografii.
Zachwyca postać Chrystusa, właściwie sylwetka, umieszczona na krzyżu - jest szalenie dynamiczna, to postać Chrystusa Zmartwychwstałego, czy może zmartwychwstającego? Jak naszkicowana piórkiem...
A w tle, na ścianie za krzyżem, złote litery układają się w litanię do wszystkich świętych, nieskończoną i chyba niekoniecznie obejmującą tylko świętych oficjalnie kanonizowanych (święta Grażyna na przykład...) .

Bardzo to do mnie przemawiało.

A na sam Cmentarz Salwatorski warto wrócić, by spotkać tych, którzy tam właśnie oczekują zmartwychwstania, a których znamy przeważnie z kart historii, z literatury, teatru... Sami zobaczcie,
(kopiuję listę z Wikipedii):  Stanisław Batruch, Karol Bunsch, Bronisław Chromy,  Wiesław Dymny,  Kornel Filipowicz,  Antoni Gołubiew,  Franciszek Górski,  Ludwik Górski,  Roman Stanisław Ingarden,  Antoni Kępiński,  Tomasz Kolbusz,  Feliks Koneczny,  Krzysztof Kozłowski,  Ryszard Krzyżanowski,  Bronisław Kwiatkowski,  Juliusz Kydryński,  Stanisław Lem,  Ferdynand Machay (młodszy),  Ferdynand Machay (starszy),  Włodzimierz Maciąg,  Albin Małysiak,  Janusz Meissner,  Juliusz Osterwa,  Stanisław Pigoń,  Zbysław Popławski,  Eugeniusz Romer,  Karol Hubert Rostworowski,  Jan Ślaski,  Juliusz Ślaski,  Izydor Stella-Sawicki,  Andrzej Szczeklik,  Piotr Szczęsny,  Jan Sztaudynger,  Andrzej Wajda,  Andrzej Wróblewski,   Kazimierz Wyka...
i jeszcze ks. Maliński, Karol Frycz, Jerzy Harasymowicz...


~~


Kłebi się we mnie wiele myśli i wspomnień po tym pogrzebie. Trudno je uporządkować. Jedno może zapiszę: chciałabym aby i mnie kiedyś żegnano z taką miłością....

A że dziś trzecia rocznica odejścia mojego Taty, refleksja jeszcze bardziej na czasie...



poniedziałek, 13 listopada 2017

Z bieszczadzkich szlaków (2)

Właściwie z bieszczadzkich i podbieszczadzkich tym razem.
Wędrówka przez kilka cerkiewek. Tych zachowanych i żyjących. Czasem nawet udało się zajrzeć do środka...(przez szybkę, stąd słabe fotki)
Choć wszystkie składają się zasadniczo z trzech części (prezbiterium, nawa, babiniec) bywają zadziwiająco odmienne. Jeżeli ktoś chciałby poczytać coś więcej na temat budowy i rodzajów cerkwi drewnianych w Karpatach, zapraszam do przewodnika (klik), który znalazłam na GoogleBooks (opis zaczyna się na s. 42 (rozdział Drewniane budownictwo cerkiewne)


1. Chmiel
Cerkiew (obecnie kościół rzymskokatolicki) św. Mikołaja
Wzniesiona w 1906 r., ale ponoć już w XVI w. istniała w Chmielu cerkiew.
Z ciekawostek - została wybrana do nakręcenia pożaru Raszkowa przy tworzeniu "Pana Wołodyjowskiego"i  omal nie została spalona na potrzeby filmu. Trudno sobie coś takiego wyobrazić, ale zgodę wyraził konserwator sztuki z Rzeszowa!
W 1951 cerkiew (i opustoszała wieś) wróciła do Polski, był w niej magazym OSP, w 1969 przekazana parafii rzymskokatolickiej. (Jedna z dwóch ocalałych cerkwi w Bieszczadach Wysokich)



2. Smolnik
Cerkiew św. Michała Archanioła, obecnie kościół Wniebowzięcia NMP
Wzniesiona w 1791, wielokrotnie remontowana. Jedna z trzech zachowanych w Polsce cerkwi typu bojkowskiego (= budowanych przez zamieszkujących te tereny Bojków).

Widać, że zupełnie inna...



 3. Żłobek
Cerkiew Narodzenia Bogurodzicy, obecnie kościół Matki Bożej Nieustającej Pomocy
Wzniesiona 1830, po wojnie do 1976 r. służyła jako magazyn szyszek....
Ciekawa: jedna z licznych cerkwi budowanych w czasach austriackich za państwowe pieniądze, w stylu mocno uproszczonym. Jest to budowla dwudzielna, w środku pładki strop.


 To po lewej stronie w miejscu ołtarza bocznego to wrota diakońskie z ikonostasu...


 4. Rabe
Cerkiew św. Mikołaja, obecnie kościół św. Rodziny
Zbudowana w 1852, choć wcześniej już tu stała świątynia.
To również (jak wszystkie miescowości wyżej) teren, który wrócil do Polski w 1951 r., a mieszkańców wywieziono het w głąb ZSRR, z Rabego podobno aż nad Morze Azowskie)
Po wojnie był tu magazyn.


Wnętrze z zachowanym (acz nieco niekompletnym) ikonostasem, część wyposażenia pochodzi z nieistniejącej już cerkwi w Lutowiskach.
 

 5. Hoszów
Cerkiew św. Mikołaja, obecnie kościół bł. Bronisławy.
Informacje udało się sfotografować (tzn. były)




Z zewnątrz urokliwa, a z dawnego wyposażenia wnętrza nie zachowało się nic.


6. Krościenko
Cerkiew Narodzenia Bogurodzicy, obecnie kościół Narodzenia NMP.
Wzniesiona w 1794 r. (lub 1799), remontowana w XIX w., po wojnie magazyn (na obornik!), od 1971 r. własność parafii rzymskokatolickiej. Dawne wyposażenie jeszcze w 1951 r. było kompletne, ale nic się do dziś z niego nie zachowało...



7. Liskowate
Cerkiew Narodzenia Bogurodzicy, nieużywana, obecnie w remoncie
Według tradycji wzniesiona w 1832 r. ale historycy sztuki uważają, że jest znacznie starsza, bo konstrukcję ma typowż dla XVII w. W latach 50. XX w. magazyn, wnętrze przedzielono stropem.
Druga z trzech zachowanych cerkwi typu bojkowskiego (trzecia jest w skansenie w Sanoku). Bardzo nietypowa i cenna. Z racji remontu nie dało się podejść, ale ogromnie się cieszę, że jest remontowana.




I tyle na dziś chyba Wam wystarczy. Wszystkie powyższe cerkwie są na terenie, który Polska odzyskała (w zamian za ten, który straciła) w ramach wymiany terytoriów w 1951 r. (klik)
Na Wikipedii, w podanym linku, są mapy. Liskowate zalicza się już do terenów określonych jako Nadsanie i  Pogórza, a nie Bieszczady, no ale dla nas z daleka "Bieszczady" są czasem pojęciem szerszym :)

A ciąg dalszy nastąpi, bo mam jeszcze coś niezwykłego do pokazania....

środa, 8 listopada 2017

Z bieszczadzkich szlaków (1)

I o dziwo nie będzie o górach.

Pisałam już tu kiedyś, że Bieszczady są dla mnie ziemią pełną bólu, ziemią, z której wyrzucano ludzi, niszczono ich dorobek, niszczono kulturę. Mówią o tym nieliczne zachowane cerkwie, a o wiele bardziej mówią te, których nie ma. Mówią połamane krzyże, opuszczone groby "in the midst of nowhere", zdziczałe resztki sadów... granica państwowa biegnąca środkiem dawnych wsi... Tak się złożyło, że kiedy oglądaliśmy wielką planszę/panoramę dotyczącą historii Lutowisk (bolesnej wojennie i powojennie), stała obok nas pani, która jako małe dziecko została przesiedlona do tej wsi z Krystynopola w ramach "regulacji granic" w 1951 r. (rzecz jasna ocalałych z wojny dawnych mieszkańców Lutowisk wywieziono wcześniej w głąb ZSRR). Dla niej osoby ze zdjeć były realnym wspomnieniem, wyjaśniała kto jest kim, wspominała jak było...

Niestety nie mam zdjęcia tej tablicy, o której piszę, mam za to płyty upamiętniającej wywiezione rodziny bojkowskie.

 Cerkiewki, zagmatwana historia tych ziem, katolicyzm obrządku wschodniego, wszystko to bardzo mnie pociaga, interesuje. I mimo,że zasadniczo chodziliśmy po górach, z dużym zapałem (przynajmniej moim) po wędrówce pojeździliśmy nieco po wioskach odnajdując cerkwie wskazane w intensywnie przeze mnie studiowanym przewodniku "Cerkwie drewniane Karpat, Polska i Słowacja" wydawnictwa Rewasz. I tak zajechaliśmy do Bystrego. To niewielka wioska tuż przy granicy z Ukrainą. Z drogi dojazdowej widać w oddali błyszczące kopuły cerkwi wzniesionej w 1902 r. na miejscu poprzedniej.


Cerkiew św. Michała Archanioła zbudowano w charakterystycznym stylu zwanym ukraińskim stylem narodowym. 
 

Teren ten w 1951 r. wrócił do Polski i wówczas cerkiew miała kompletne wyposażenie. Nowi mieszkańcy próbowali korzystać z niej jako świątymi ale władze szybko zamknęły ją dla kultu. No i wtedy zaczęły się kradzieże... W 1962 r. ocalałe ikony wywieziono do skłądnicy ikon w Łańcucie... Cerkiew w Bystrem nie podzieliła jednak losu innych opuszczonych cerkwi bieszczadzkich, gdyż znaleźli się zapaleńcy otaczający ją do dziś opieką (oddział Bieszczadzkiego TOnZ).

Cerkiew zasadniczo jest zamknięta, wejść do środka można jedynie po uzgodnieniu w biurze w Ustrzykach Dln. Nam się jednak udało, gdyż kiedy tam dotarliśmy, teatr z Jarosławia przygotowywał się do przedstawienia i reżyser zaprosił nas do środka. Wnętrze robi jednak bardzo smutne wrażenie, gdyż widać głównie puste i niekompletne ramy ikonostasu...


 

Jest tu też sporo krzyży ocalonych z innych miejsc (cmentarzy i cerkwisk) - takie lapidarium krzyży.Te na zdjęciach niżej wyglądają na uratowane z kopuł cekiewnych.
 


 Przed cerkwią stoi charakterystyczna dla tych okolic dzwonnica parawanowa z 1939 r. ale bez dzwonów (największy zakopany podczas wojny pod podłogą prezbiterium został wykopany i wisi w Michniowcu, dwa pozostałe ukradli ubecy). Dzwonnicę w całości widać na zdjęciu wyżej, a jej górna część wygląda tak jak niżej :)

 
Po drugiej stronie drogi jest tzw nowszy cmentarz, a na nim kilkanaście odremontowanych nagrobków.




Natomiast w sąsiednim Michniowcu (też tuż przy granicy z Ukrainą) cerkiew Narodzenia Bogurodzicy jest obecnie kościołem p.w. Narodzenia św. Jana Chrzciciela. Zupełnie inna :) Zbudowana w 1863 r. świątynia była odnawiana w 1924 r., a potem historia jak wiadomo: w 1951 r teren ten wrócił do Polski, cerkiew zamknięto, była magazynem, wyposażenie częściowo rozkradzione, coś wywiezione do Łańcuta. W 1973 r. przekazano ją parafii rzymskokatolickiej i remont trwał aż do 1981 r. Niestety do środka nie udało się nam wejść. Budowla jest bardzo ciekawa, bo nawiązuje do budownictwa bojkowskiego, przypuszcza się też, że kiedyś obita była gontem. Bardzo żałuję, że nie zwiedzilismy wnętrza, bo jest tam nad nawą kopuła wsparta na słupach, co jest wielką rzadkością. I ikonostas...
Dzwonnica też jest niezwykła, powstała w 1904 r.



A na zakończenie krzyż (prawdopodobnie) misyjny z 1901 r.


Cieszę się ogromnie, że tam dotarliśmy.