wtorek, 30 września 2014

Dwa oblicza

Tak jak w życiu. I jak u Kochanowskiego. Radość się z troską plecie. Tego doświadczamy bardzo mocno w ostatnim czasie. I taka powstała zakładka. Doskonale ilustrująca te dwie strony życia. A na dokładkę w ciekawym zestawieniu kolorystycznym. Zaś pożyczony (z zupełnie innej okazji) aparat umożliwił zrobienie zdjęcia dobrze to zestawienie oddającego.


Jakoś te dwustronne zakładki są wciągające. Może to działa jeszcze urok nowości? Coś niecoś znowu poszło w świat, warto zatem zwiększyć zapasy. Tylko z czasem nie zawsze będzie już tak prosto...

PS. A do tego ta zakładka doskonale mi pasuje do dzisiejszych czytań...

piątek, 26 września 2014

Lodowa

Wiem, wiem, dopiero zaczęła się jesień i nie bardzo wypada o aż tak zimnych sprawach rozmawiać. Ale jednak powstała lodowa zakładka. Weszła mi w ręce bardzo stara mulina, przywieziona gdzieś w połowie lat 70. ubiegłego stulecia z Rumunii. Wtedy trudno było kupić mulinę w Polsce, Zapasy zostały zrobione przez moją zapobiegliwą Mamę takie, że jeszcze kilka rumuńskich motków mam w pudełku.
Z jednego motka, z niewielkim dodatkiem uzupełniającym brak powstała taka oto kratka:


Dlaczego lodowa? Skojarzyła mi się z zamarzniętym jeziorem oglądanym w mroźny dzień, gdy niebo jest zupełnie niebieskie. Taka mała zapowiedź zimy...

czwartek, 25 września 2014

Klocki

Uwielbiam.
Budować.
Klocki drewniane z mojego (a może i częściowo mojego Ojca) dzieciństwa ciągle jeszcze istnieją. Budowały z nich i moje dzieci.
Były też za moich dziecinnych czasów klocki plastikowe - nieco toporne naśladownictwo klocków Lego. Kapitalnie się z tego budowało. Doskonałe zapobieganie nudzeniu się... Przy czym największą frajdę sprawiało właśnie samo budowanie...
Oczywicie klocki wykorzystywałam też twórczo do rozwijania najrozmaitszych zabaw, niekoniecznie tylko wznoszenia budowli. A kiedy urodziły się dzieci, przyszły klocki Lego (duże i małe, i te polskie pasujace do nich). Nie te najdroższe zestawy tematyczne. Różne drobniejsze. I tak klocki kończyły w wielkim pudle (z czasem podzielone na wielkości, w dwóch pudłach). Teraz są spakowane, schowane. Ale gdybym miała czas....

Latem, dzięki deszczom, udało nam się obejrzeć wystawe budowli z klocków Lego. Jaką frajdę musieli mieć ci, którzy to wszystko konstruowali! I jaką frajdę miały Kamziki (zadziwił mnie Najmłodszy) odnajdując w gablotach najrozmaitsze postacie i sytuacje z książek i filmów.... Na przykład tu.


Czasem to zbudowane się ruszało...


poniedziałek, 22 września 2014

Moc w słabości

Lubię robić coś, w czym jestem w miarę dobra - chyba jak każdy.
Ale mam też pasję, w której jestem absolutnie najsłabsza wśród moich najbliższych. Otóż w chodzeniu po górach jestem zdecydowanie z tyłu za Kamzikami (co w sumie nie dziwi) i za MN. W sumie w czasach studenckich też chodziłam po górach (pod górkę) raczej powoli, ale to "powoli" było w odniesieniu do śmigających  i zaprawionych w biegach na orientację kolegów, nie koleżanek. No i na płaskim kolegom dorównywałam. A teraz po płaskim owszem, umiem iść naprawdę szybko, ale nie mam już kondycji z czasow biegania za autobusem i do szkoły (a Kamziki mają). A pod górkę - powoli. Z górki czasem jeszcze wolniej, bo kolana przysztywnawe. No dobra, zasadniczo ciągle chodzę nieco szybciej niż napisano na drogowskazach (a był taki rok, kiedy się nie dawało szybciej), ale to jest nic w porównaniu z innymi.


Bycie takim najsłabszym ogniwem wycieczki nie jest proste. Inaczej się odbiera zasadę, że "wędrująca po górach grupa powinna dostosować się do najsłabszego uczestnika" wygłaszaną poza konkretnym kontekstem, a inaczej, gdy się samemu jest tym najsłabszym uczestnikiem i to do mnie inni się dostosowują. Świetne źródło frustracji (bo przeze mnie oni nie mogą...), a frustracja może zabić dobry humor i całą radość wędrowania. Zatem trzeba nie tylko przyjąć, że inni są lepsi i silniejsi, ale i pozbyć się zazdrości, fałszywej dumy, pokusy gorzknienia czy narzekania. A wiadomo, że takie uczucia są czepliwe, oj czepliwe.

Podziwiam MN, który cierpliwie wędruje moim tempem i jeszcze twierdzi, że lubi. Podziwiam Kamziki, które czekają w umówionych punktach (albo i w nieumówionych) i  na mój widok nie wstają gotowe do dalszej drogi. Wzrusza mnie ich spontaniczna radość, że doszłam. Ich troska. Ich nienarzekanie, że beze mnie może doszliby dalej czy wyżej (nie słyszałam od nich w ogóle takiej propozycji, ale czasem dochodzą dalej i wyżej, bo zdarza się czasem zdobywanie szczytów "metodą himalajską", kiedy ja z własnej woli robię za ostatni obóz :) ).

W tym roku uświadomiłam sobie, że ta moja słabość jest też potrzebna nam wszystkim. Każdy czegoś się może nauczyć. I okazuje się, że dobrze nam razem, niezależnie od tempa wędrowania, Łatwiej w tej sytuacji przyjąć własne ograniczenia i pogodzić się z nimi.


niedziela, 21 września 2014

Złocista

Kolejna dwustronna.  ;)
Trochę inna niż pierwotnie planowałam. Okazało się, że nie umiem ładnie wykonać tą techniką tego, co sobie wymyśliłam. Natomiast od pewnego czasu wchodziła mi w oczy piękna cieniowana nitka, przechodząca od bieli przez zółć i zieleń do pomarańczu. Niestety nie starczyło jej na całość, trzeba było dopasować jednobarwne  nici, co może i wyszło na plus. Zrobię jeszcze kiedyś podobną  z jednego motka cieniowanych nici, a na razie cieszę się kolorami  tej zakładki. Zapowiadajacej złotą jesień. Wspominającej słoneczne lato. Z ogonkiem z poczwórngo warkoczyka.


środa, 17 września 2014

Kwadraty ascetycznie

Jak w tytule.
Trochę się przeciągnęło, bo skończyła mi się ta jasnobeżowa (z pozoru brudnobiała) nić i trzeba było wybrać się do pasmanterii.
Sympatycznie się toto haftowało :) Lubię od czasu do czasu zapełniać jednym kolorem większe płaszczyzny :))


A skoro ascetycznie, to i pisać więcej nie trzeba :)))

wtorek, 16 września 2014

Dwustronna po raz pierwszy

Tak.
Powstała pierwsza w moim wykonaniu zakładka całkowicie dwustronna. Sposób wykonania siłą rzeczy trochę inny niż zwykle, choć nadal należy uznać, że to jest haft krzyżykowy. Tak mi się przynajmniej wydaje.
Z początku wyglądało to bowiem tak:


Taka przeplatanka. Oszczędzająca nici. Sprawiająca kłopot pt. "Jak schować końcówki?". Niestety widać pewne niedoskonałości w tej kwestii (jeszcze się wprawię :) ).
Sama zakłądka z uwagi na sposób wykonania jest nieco ciensza i bardziej elastyczna niż haftowane tradycyjnymi krzyżykami. Właściwie kojarzy mi się bardziej z kawałkiem utkanego materiału (dalekie wspomnienie kiltu) niż czymś wyszywanym. I o to chodziło.

Pierwsze zdjęcie z lampą, drugie bez lampy, każde ma pewne zalety.



Myślę, że jeszcze będę korzystać z tej techniki, mam bowien pewien pomysł, który się powinien sprawdzić.

poniedziałek, 15 września 2014

W samo południe

Takie kowbojsko-filmowe miałam skojarzenie spoglądając na  poniższe znaki. No bo ten facet na znaku za chwilę wyciągnie kolty. Jasny i prosty przekaz, co grozi za niedostosowanie się do ograniczenia prędkości.


No dobra, nie widać sterczących na biodrach kolb, ale pozycja gościa mówi wyraźnie, co się zaraz stanie.

Znak ten doskonale wpisuje się w stylistykę skradających się gangsterów na przejściach dla pieszych, takich jak ten poniżej:



Czasem, czasem jednak pan kowboj subtelnieje, układa ręce jak baletmistrz, ale nadal jest groźny. Jak zaparkujesz tam, gdzie nie wolno, to...
;

:))

sobota, 13 września 2014

Teresa z Avili - 500

Ta niezwykła kobieta urodziła się w 1515 r. Łatwo więc policzyć, że wkrótce przypadnie 500 rocznica jej urodzin. (Ciekawe swoją drogą czy i ją uczczą Google?). Na Deonie znalazłam informację o ciekawym projekcie muzycznym związanym z tą rocznicą. TU można poczytać, a posłuchać tego, co mi się bardzo spodobało niżej ;))



PS. Nieśmiało, nieustannie, proszę o pamięć.

piątek, 12 września 2014

Co jest potrzebne?

Nasza rodzina i okolice (zapraszani są różni znajomi) dzięki Najst. Kamzikowi odkryła urokliwą i niegłupią grę Pytaki. To jest rodzinna gra integracyjna, można sobie o niej poczytać tutaj. Wymaga chyba odrobiny dystansu do siebie i na pewno zaufania do wpółgraczy (że nikt nie zamierza nikogo wykorzystywać etc.), które w rodzinie powinno być rzeczą naturalną. Myślę, że jeśli ktoś może to warto się w Pytaki pobawić, na pewno można dowiedzieć się ciekawych rzeczy o sobie nawzajem, no i jest to okazją do szczerych rozmów (u nas odpowiedzi na niektóre pytania spontanicznie przeradzały się w ciekawą rozmowę) i daje dużo radości. U nas dodatkowy efekt humorystyczny powstawał, gdy kontynuowaliśmy grę podczas podróży samochodem. Robię więc reklamę, bo naprawdę warto.

Ale wpis powstaje nie po to by reklamować, a dlatego, że przypomniało mi się jedno z pytań z gry:
Co twoim zdaniem jest potrzebne, aby być dobrymi rodzicami? (Może ciut parafrazuję, nie mam czasu teraz szukać.) Bardzo interesujące było to, co miały do powiedzenia dorosłe już Kamziki (m. in. o konsekwencji). One skupiły się raczej na postępowaniu. A moje pierwsze skojarzenie brzmiało cierpliwość i miłość.

Chętnie poczytałabym o innych pierwszych skojarzeniach.

Dol. Koprowa w niektórych miejscach przypomina Chochołowską sprzed +/- 40 lat. Tylko asfalt lepszy i sama jest jeszcze dłuższa....


środa, 10 września 2014

Melanż w błękitach

Wreszcie jest nowa zakładka. Długo bardzo powstawała, bo czas nie sprzyjał haftowaniu. Pomysły rodziły się co prawda rozmaite, ale nie miały szans na realizację. Przez ostatnie kilka tygodni, w kradzionych chwilach powstawał więc ten jeden melanż. Okazuje się bowiem, że są sytuacje, w któych nawet na przesuwanie igły nie ma czasu albo nie ma siły.
Ale teraz zamierzam powoli zbudować nową kolekcję zakładek do rozdawania (bo chyba już absolutnie żadnej ze swoich nie mam w domu). Może się uda. Powoli i niespiesznie. :)


wtorek, 9 września 2014

Długopis

Kiedy chłopiec już wyszedł z domu, uświadomił sobie, że nie zabrał żadnego długopisu. A przed nim siedem lekcji. Powrót po narzędzie do pisania nie wchodził w grę - autobus odjeżdża raczej  punktualnie. Na szczęście po drodze na przystanek wybudowali "Biedronkę". Chłopiec wpadł do sklepu i zapytał pierwszej spotkanej pani z obsługi, gdzie leżą najtańsze długopisy i ile kosztują. Sześć złotych okazało się ceną wygórowaną - nie miał przy sobie tyle gotówki. Zapytał więc:
- Idę do szkoły i nie mam przy sobie długopisu, czy Pani mogłaby mi pożyczyć?

I pani pożyczyła.

Wracajac ze szkoły chłopiec wstąpił do Biedronki" i oddał długopis.

Takie drobiazgi mogą przywrócić wiarę w dobroć człowieka ;))


Korzystając z okazji przedstawiam Komisia (na pierwsze Mundek), dzieło szalenie utalentowanej Joanny, który w tym momencie pilnuje długopisów i ołówków na naszym biurku. Miś przyjechał do mnie jeszcze w lipcu, ale dopiero teraz zdołał zawędrować na blog.


poniedziałek, 8 września 2014

Jedzie pociąg z daleka

W piosence nie czeka, na mnie czekał. A nawet czekały. Rozliczne.

Być może ktoś pamięta mój zachwyt nad słowacką ciuchcią, któremu dałam wyraz już półtora roku temu. Ponieważ od dłuższego czasu nosiłam się z myślą napisania o tych znakach, zaczęłam wnikliwiej im się przyglądać w tym roku i dokonałam pewnego odkrycia, Otóż do tej pory sądziłąm, że te lokomotywy są jednakowe. Nic bardziej mylnego, Urocza i pociągająca twórczość, którą tak się zachwycałam przy opisach rozmaitych postaci na znakach drogowych (i nadal zachwycam), dotyczy również pociągów! Doskonale to widać na poniższym zestawieniu. Można wręcz bawić się w  wyszukiwanie różnic. Wydaje mi się, że nie ma tu dwóch identycznych lokomotyw...


Co ciekawe, czasem znaki z ciuchcią umieszczone są po obu stronach drogi i nawet wówczas niekoniecznie są identyczne. Żeby nie było nudno zapewne.


Od czasu do czasu lokomotywy rosną. Chciałoby się powiedzieć  - dorośleją. I wówczas wyglądają na przykład tak

albo tak


czyli już bardziej standardowo i podobnie do przeciętnej lokomotywy polskiej, o takiej:


Skądinąd mam wrażenie, że projektanci znaków w PL znacznie bardziej przyłożyli się do szczegółów lokomotywy niż do postaci ludzkich ...

Z zamieszczonych wyżej zdjęć wynika, że w Polsce i Słowacji wciąż jak archetyp pociągu króluje ciuchcia żywcem wyjęta z wiersza Tuwima (para buch, koła w ruch). I nikomu nie przeszkadza, że parowozy należą do zabytków (ja ostatni raz jechałam na regularnej linii - nie wycieczkowo-zabytkowej - pociągiem ciągniętym przez lokomotywę parową w 1991 r.). Tymczasem za naszą zachodnią granicą projektanci znaków są ekologiczni i gryzącego dymu na obrazkach nie zamieszczają...


Ale koło za kołem nadal się kręci.


środa, 3 września 2014

Pankot

Przedstawiam spotkanego wczoraj Pankota.

Okoliczności tzw. losowe poprowadziły mnie na Wybrzeże. Wczoraj późnym wieczorem okazało się, że Ciotka szyjąca do tej pory urocze kurki zmieniła repertuar na koci (w końcu też na k). A że szukałam prezentu dla pewnej bliskiej czasowo solenizantki, uznałam, że będzie jak znalazł.

Pankot jest kotem kanapowym, który jednak potrafi znaleźć sobie i inne miejsca. Wybrażam sobie, że moje dzieci wysłałyby go na pewno na karnisz od firanki w salonie, bo pasuje kolorystycznie (a wszak koty lubią się wspinać). Na drzwiach fantastyczne wrażenie robiła cała pięciokotowa rodzinka (każdy trochę inny, to samo umaszczenie tułowia), ale całej rodzinki nie biorę. Zasugerowałam tylko Ciotce różne wielkości przyszłych kotów, aby było więcej egzemplarzy kolekcjonerskich :)). Propozycje kolorystyczne ma przygotowane świetne.
Tadam...







poniedziałek, 1 września 2014

Żaba

Zanim nadrobię zaległości i zanim wyjadę, jeden obrazek.

Proszę Państwa, oto jedyna w swoim rodzaju żaba tatrzańska, Rana tatrensis.
Znawcy na pewno wiedzą, w którym miejscu można ją spotkać. Prawda?