czwartek, 29 marca 2018

Wielkanoc 2018

Już zaraz, za chwilę (no ok, za parę godzin) wchodzimy w Triduum Paschalne, najkrótszy okres liturgiczny, największe prawdy chrześcijaństwa. męka, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa przeżywane jako jedna wielka tajemnica. Nie-do-ogarnięcia.

Nie wiem, czy tu bedę zaglądać, zatem życzę Wam głębokiego przeżycia tego czasu - niezależnie od wiary wszak są to święta mówiące o zwycięstwie miłości. Takiej niewyobrażalnie wielkiej, po ludzku niemożliwej.

"Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich."


 Wszelkiego błogosławieństwa!

wtorek, 27 marca 2018

Kartkowo jak zwykle

Zjadła mnie w tym roku praca i robiłam kartki dosłownie na ostatni moment. Sporo ich nawet zrobiłam, ale niestety tempo tempem i zdjęcia nie są jakieś spektakularne. Kartki wyszły różnie, choć kilka mi się spodobało bardziej. Wszystkie są dość proste (bardzo proste) i "recyclingowe". Niestety, kiedy przystąpiłam w niedzielę do produkcji okazało się, że zostały mi kartony w kolorach niekoniecznie kojarzących się z Wielkanocą...




 Pojedynczo... parę jest. Na szybko, położone na klawiaturze...












No i jeszcze wiosna z ogrodu mojej Teściowej :) Ten irys mnie rozczulił - to specjalny, cebulowy podobno. Niziutki.




niedziela, 25 marca 2018

O rozmawianiu

Co jakiś czas, zazwyczaj w kontekście jakichś wydarzeń z szeroko rozumianej polityki, zdarza mi się ostre zetknięcie z kompletnym niezrozumieniem i brakiem chyba nawet chęci porozumienia. Taki erzac rozmowy, z której nic nie wynika, tylko dostąję parę sloganów i sugestię, że rozmówca wie, co ja myślę (i oczywiście przypisuje mi - chyba - to co najgorsze potrafi wykombinować). Sporo mnie te sytuacje kosztują nerwów, nie ukrywam, bo nikt nie lubi być niesprawiedliwie i krzywdząco osądzany i oskarżany o miałkość myślenia. Przy czym mam wrażenie, że tak naprawdę nie ma tu zainteresowania tym, co rzeczywiście myślę.

Pewnie każdemu takie sytuacje w różnych kontekstach, niekoniecznie politycznych,  się zdarzają.

Pomyślałam sobie, że warto podzielić się tu pewnym obrazem, zaczerpniętym z pism Johna Powella. Nie chodzi o kompozytora, ani lekkoatletę, a o amerykańskiego psychologa, który potrafił przystępnie rozmawiać o miłości i relacjach.
U Powella ("Jak kochać i być kochanym") jest taka ilustracja poziomów komunikacji: Pięć płaszczyzn, na których spotykają się ludzie i na tych płaszczyznach, zależnie od poziomu, zachodzą różne relacje:

 Tak pokrótce:

1. Jesteśmy sobie zupełnie obcy
Na tym poziomie ludzie najczęściej posługują się powszechnie znanymi zwrotami (frazesami), które nic nie przekazują, nic nie znaczą typu: „Jak się masz ?”, „Co nowego ?” i w odpowiedzi słyszą zdawkowe: „Ok”, „Jakoś leci”, „Fajnie”, „Wszystko w porządku”. które tak naprawdę nie niosą informacji o nas.
O pogodzie, o sporcie możemy rozmawiać prawie z każdym. Ten poziom charakteryzuje się brakiem wzajemnego dzielenia się sobą w komunikacji, oraz wymaga od nas minimalnego stopnia otwartości. Po prostu wystarczy spotkać kogoś znajomego i zacząć z nim rozmowę o przysłowiowej pogodzie.

2. Rozmawiamy o faktach, o osobach trzecich (nie o nas samych)
Na tym poziomie informujemy się, co słychać w świecie, u wspólnych znajomych, panowie rozmawiają o sporcie, panie o modzie (no, upraszczam) rozmawiamy o innych często plotkując (tu jeszcze nadal nie ujawniamy siebie)
W tym przypadku człowiek dzieli się z drugim tym, co wie i wymaga to od niego trochę większej otwartości. Liczba potencjalnych słuchaczy faktów jest trochę mniejsza niż w przypadku komunikacji na poziomie banału, ale nadal jest spora.

3. Mówimy trochę o sobie, ale „bezpiecznie”,
czyli o niektórych planach czy wyobrażeniach, wypowiadamy opinie, uważnie przyglądając się rozmówcy, żeby nie powiedzieć za dużo.

4. Odkrywamy się 
mówimy nie tylko o swoich zamierzeniach, ale także o osobistych przemyśleniach i przeżyciach, ujawniamy swoje uczucia wobec kogoś lub czegoś, bez obaw mówimy o swoich lękach czy radościach, wyrażamy osobiste opinie i sądy, jesteśmy szczerzy, co jest konieczne, żeby zaistniało prawdziwe spotkanie – to podstawowy poziom komunikacji międzyludzkiej.

Głębszym poziomem komunikacji jest poziom uczuć. Pewnie z kilkoma dobrymi znajomymi będziemy  gotowi dzielić się tym, co czujemy. Wymaga to dużego zaufania i otwartości.

5. Porozumienie doskonałe, 
które wymaga całkowitej szczerości i zaufania, jesteśmy całkowicie autentyczni, nie nakładamy masek, nie obawiamy się odrzucenia i łatwo otwieramy się nawzajem, dopiero na tym poziomie możemy być prawdziwie  szczęśliwi
Na tym poziomie jesteśmy gotowi mówić o tym, kim tak naprawdę jesteśmy. Co jest naszą radością, a co jest naszą troską czy obawą.  Ten poziom komunikacji wymaga od nas bardzo dużego stopnia zaufania i otwartości i jest pewnie zarezerwowany dla prawdziwych przyjaciół.


Jeżeli mylimy poziomy komunikacji, bierzemy rozmowy o faktach za głębię relacji, oszukujemy siebie i innych uważając, że to wystarczy albo że mamy świetne relacje z innymi ludźmi podczas gdy tak naprawdę pozostajemy na bardzo niskim poziomie komunikacji (co wychodzi w trudnych momentach na przykład).


Daje do myślenia, prawda?

→ J. Powell, "Jak kochać i być kochanym", tłum T. Smiatacz, Bernardinum, Pelplin 2010 (?).

piątek, 23 marca 2018

Zbudowana

Taką zakładkę skończyłam jakiś tydzień temu. Haftowała się powoli, po kawałku. Tak prezentuje się w poziomie - tym razem nie miałam problemów  gdzie dół, a gdzie góra :D.


Dlaczego jednak napisałam w tytule "Zbudowana"? Bo kiedy postawi się ją pionowo, przypomina budowlę z klocków. Taką niezwykłą, baśniową, ale stawianą jak domy z klocków czy z kart :) - z uwagą, powoli, delikatnie, aby nic się nie przewróciło.


Budowanie jest niezłą metaforą życia. Potrzebny jest dobry fundament, dobry plan i uważny budowniczy, taki który ma fantazję, ale jest solidny i można na nim polegać ;) I stara się mieć wizję całości. I do tego potrafi z szacunkiem współpracować z innymi. :)

I tu się zatrzymam, żeby nie dawać ujścia zgryźliwości, która czasem się we mnie gromadzi... Zawsze miałam skłonność do utopijnej wiary, że można żyć, pracować i działać mądrze...


środa, 21 marca 2018

Kawałeczek kocyka :)

Uczciwie rzecz ujmując, na kocyk to jest za twarde trochę. Ale fakturą czy wyglądem jak najbardziej podobne.



W sumie to nie  ma co opowiadać - zawieszka jaka jest, każdy widzi ;) Podobają mi się niebieskości i efekt przeplatania kolorów. Choć robi też wrażenie trochę  - bo ja wiem - siermiężnej. Może z powodu niejednolitej obwódki.

Dziś przy pracy towarzyszył mi zespół (chór kameralny?) Clamavi De Profundis. Na ich kanale wychodzi ciekawa mieszanka religijnych motywów łacińskich i muzyki z Władcy pierścieni... Ale wydaje mi się, że robią kawał dobrej roboty.







poniedziałek, 19 marca 2018

Kwiatuszki, kwiatuszki

Ta zawieszka powstała w styczniu, zatem w środku zimy. I pokazuję ją też w środku zimy, choć już nie kalendarzowej a temperaturowej :). U nas co prawda nie ma śniegu, ale zimno okrutnie i wietrznie, natomiast przed paroma dniami szwagrostwo jechali przez Niemcy w zaspach i zawiei. Więc tak kontrastowo trochę do pogody (no dobra, u mnie świeci słońce).

Wiem, że podobna była niedawno, ale tak to jest, że te kwiatki zawsze chcą mieć towarzystwo. Tym razem nieco inaczej porozdzielałam kolory, tło i inne detale.
"Nieco"  jest tu słowem kluczowym ;)


Miało być optymistycznie. I chyba jest.

niedziela, 18 marca 2018

Góra czy dół

Cieszę się niezmiernie, że udało mi się ostatnio zrobić trochę zakładek. W pokazywaniu zawieszek mam ciągle zaległości, ale zakładki są już prawie na bieżąco.

W kolejnej, którą dziś pokażę, znowu wykorzystałam cieniowane nici, ale tym razem nie rzuca się to tak bardzo w oczy, bo haftowałam jeden krzyżyk nad drugim w jednej kolumnie. Zupełnie inny efekt. 

Kiedy już pracowicie splotłam i związałam "ogonek" uświadomiłam sobie, że... planowałam go zrobić z przeciwnej strony. Zawsze do tej pory było raczej tak, że "ogonek" wyznaczał górę zakładki, a kolory często rozjaśnialy się ku górze. Również tym razem - choć zaczęłam wyszywać od tego jaśniejszego końca, miało być na górze jaśniej. Po namyśle jednak zostawiłam wszystko bez zmian. W końcu, jeśli ta zakładka zyska właściciela, to zawsze może on/ona wybrać sobie, czy ogonek ma być na dole, czy na górze, prawda ;)



A sama zakładka ma w sobie trochę spokojnej elegancji. :)

piątek, 16 marca 2018

Inne małe

Niewielkie formy mają spore zalety. Przede wszystkim robi się je szybko ;), a więc niemal szast prast i już coś jest, co można potem komuś sprezentować. No i - jak już pewnie nieraz wspominałam - to bardzo miło, gdy szybko można oglądać efekt wykonywanej pracy.

Kolejna zawieszka taka właśnie jest - malutka. Zastanawiam się nawet, czy ten kawałek kanwy nie był kiedyś przycięty z myślą o kolczykach. Zawieszka w sam raz do pendrive'a, kolorowa ale stonowana, bez szaleństwa. Lubię białe czy jasne obwódki :)


I już chyba nic wiecej nie dodam. Pozdrowienia :)


środa, 14 marca 2018

Turkusowo w słońcu

Odcienie turkusowe w różnych wydaniach powracają jak bumerang. To chyba dlatego, że je po prostu lubię :).
Jest więc i taka zawieszka, turkusy w słońcu:


Przeplatana w stylu "kocykowym", z obu stron taka sama. Dzięki żółtym nitkom bardzo optymistyczna. Tak naprawdę to nie tylko turkusy tu są, jest też kilka odcieni niebieskiego :)
I bardzo dobrze, bo niebo nad głową szarobure ...

PS. Przyjrzałam się bliżej fotografii i to zdecydowanie jednak jest "siatka" a nie "kocyk". :D

wtorek, 13 marca 2018

Manhattan

W sumie nazwa mówi sama za siebie.

Otóż jedna z moich córek widziała jak wyszywam zieloną zakładkę z drapaczami chmur i stwierdziła, że chciałaby mieć podobną niebieską. Generalnie, jak wiemy z lekcji przyrody, to niebieski jest tym kolorem, który "nadaje się" do odzwierciedlania takich widoków, zgodziłam się więc, że niebieski by bardziej pasował.

A że pomysł zabawy wieżowcami nadal mi się podobał, powstała "amerykańska" zakładka.


Tym razem zrezygnowałam z grubych brzegów, dając jedynie lekkie świetliste obramowania. Powstało tak naprawdę miasto z jakiegoś snu, choć oczywiście kojarzy się z tytułowym Manhattanem. Nawet na zdjęciu widać złudzenie głębi.

Ale w sumie najważniejsze, że podoba się Właścicielce ;)

A ja miałam dużo radości z wyszywania, choć chyba powinnam trochę niebieskości dokupić.

niedziela, 11 marca 2018

Takie małe coś

Kolejna zakładka musi najpierw dotrzeć do miejsca (rąk) przenaczenia, więc na razie jej nie pokażę, choć mam wielką ochotę  :).
Zatem czas na zawieszkę z dalszego ciągu resztek kanwy po porzednim zakupie.
Malutka, zgrabna. Zdecydowanie ładniejsza w tzw.  realu niż na fotce (o ile pamietam dobrze). Skojarzenie dalekie z pawim piórem - naprawdę dalekie, ale jednak. Mam nadzieję, że będzie się dobrze używać :).


A wczoraj rano spotkałam wróbla (prawdziwego wróbla, nie mazurka) niosącego w dziobie jakieś coś puszysto-pierzaste - ani chybi do gniazda... I nisko nad naszym osiedlem leciały gęsi na północ. Niestety gęsi mają takie tempo, że zanim wyjęłam komórkę, aby je uwiecznić odleciały na tyle, że na zdjęciu są w charakterze czarnych kresek tylko. A szkoda, bo naprawdę nisko dość były. Zatem wiosna nie tylko wyłazi z ziemi w ogródkach moich sąsiadów (a wyłazi na potęgę).

Pozdrawiam słonecznie ;)

piątek, 9 marca 2018

Resztki resztek :)

Udało mi się zlikwidować całkiem spory kłąb złożony z odkładanych latami kawałków nitek. To taki miły moment, kiedy likwiadacja (choć zasadniczo oznacza, że coś przestało istnieć) okazuje się jakoś tam twórcza i przynosi wymierny efekt.

"Jakoś tam", bo generalnie to jednak ta zakładka nie jest specjalnie oryginalna czy twórcza. Dalekie (bardzo dalekie) pokrewieństwo być może łączy ją z malowidłami abstrakcyjnymi...


Niuansów kolorystycznych jak zwykle w realu jest wiecej niż na fotografii.
A mnie na dodatek ta zakładka jakoś pokrętnie kojarzy się też z całą sagą serialu "Downton Abbey", który udało mi się ostatnio obejrzeć :).

środa, 7 marca 2018

W zieleni

Chyba zaczęło się znowu od resztki cieniowanych nici :). Motyw oczywiście podobny, jak na zakładce z ESB. Jednym słowem jakś zmodyfikowany kawałek Manhattanu czy innego nieco przerażającego centrum. A może i nie przerażającego, skoro takie słoneczne brzegi? Może to z jakiejś bajki? Są takie?



Zieloności miłe są od czasu do czasu, sympatyczna odmiana. No i wpisuje się w ogólną tęsknotę za wiosną. U mnie wczoraj wieczorem nasypało mokrego śniegu, teraz sobie jeszcze leży na trawnikach i rozjaśnia widoki :).

piątek, 2 marca 2018

Kwiatuszki

Co prawda za oknem mróz, a do pierwszego dnia wiosny trzy tygodnie (no, prawie), ale słońce sprawia, że w ten mróz trochę trudno uwierzyć. Oczywiście, dopóki się nie wyjdzie z domu.
Dni jednak są już zdecydowanie duższe i dlatego uważam, że zawieszka z kwiatuszkami, po jednym z każdej strony, jest jak najbardziej na właściwym miejscu o tej porze.


Jest niewielka (dlatego tylko po jednym kwiatku), bo kończyła mi się kanwa. Takie maleństwa mają swój urok. Mam nadzieję, że ta zawieszka choć blady uśmiech wywoła i cień optymizmu (a naprawdę wiele go czasem w różnych aspektach potrzeba).

:)