środa, 30 listopada 2016

Alfabetycznie

Kolejni Państwo Młodzi (ślub już za tydzień!) mają imiona uszeregowane alfabetycznie. Kamzik Najm. zobaczywszy załączniki do "telegramu" (tak się u nas nazywa kartkę z życzeniami) zapytał, czy będę robić zawieszki z całym alfabetem :).
No więc - nie będę.
To znaczy, może i w końcu kiedyś uzbiera się alfabet...

Na razie zagospodarowane są literki A, B, D, G, H, J, K, L, M, P, U, W. Niektóre kilkakrotnie, nie wszystkie jeszcze pokazałam. Czyli 11 na 25 (licząc Ł a nie licząc ą, ę, ś, ć, ź, ż, ó). Chociaż imię na ś jest )np. Ścibor - czy ktoś zna jakiegoś Ścibora?) na ż może być gdy zapiszemy fonetycznie, ale to chyba jest uznane w PL (Żaneta), jedna na pozostałe literki chyba już nie. O ile nie tolerujemy błędów (Ździsław :D)
C jest w trakcie zagospodarowywania :)

Ale wracamy do alfabetycznych prawie-nowożeńców.
Zawieszki są takie:




Wydają mi się sympatyczne. Niestety znowu jedna literka jest cit mniejsza. mam nadzieję, że to nikomu nie będzie przeszkadzać :) Nieskromnie powiem, że podoba mi sie fantazyjność i zadziorność tego B :)

Mam już zamówienie na kolejne literki (powtarzają się, żadnego x w planach), ale na razie odkładam "na zaś". Jakiś weekend na pewno się znajdzie. Kiedyś...



poniedziałek, 28 listopada 2016

Minimalistyczny początek Adwentu

Lubię Adwent, choć co roku wzdycham, że mija tak szybko.
W tym roku w sobotni wieczór (czyli liturgicznie już Adwent) schodziliśmy z Jasnej Góry pustą i ciemną "międzyparkową" aleją, a przed nami w oddali świeciły się ubrane delikatnie lampkami szpalery drzew. Coś ślicznego, obrazującego piękny i nastrojowy początek nowego okresu, czas oczekiwania, najpierw w perspektywie wieczności, a potem już konkretnie świątecznie.
W Adwencie ubrane lampkami drzewa na ulicach już jakoś pasują, są wyrazem oczekiwania (przynajmniej w moim odbiorze).

W wielu domach pojawiają się wieńce adwentowe. Podoba mi się ten zwyczaj przemierzania tygodni światłem, choć w moim rodzinnym domu jako (podobno) niemiecki był nieobecny. Zbytnio kojarzył się Rodzicom z okupacją i wojną. (Podobnie zresztą nie śpiewało się u nas "Cichej nocy". Zbyt bolesne wspomnienia).

U nas jednak wieniec adwentowy jest - kiedyś zapalaliśmy z MN jedną odświętnie przystrojoną świecę (taka nasza wersja pośrednia), od dawna już są cztery. Ale forma wianka i świec bywa różna. Wczoraj wieczorem dopiero mogłam się tym zająć. Kombinowałam rozmaicie i skończyło się na wersji absolutnie mnimalistycznej. Szokująco nawet. Ale rodzina zaakceptowała. Uff.




Przypuszczam, że gdyby dzieci były małe, ten wianek byłby bardziej konwencjonalny. a tak to sztuczny wianek, który od jakiegoś czasu był bazą tej dekoracji zawisł (odpowiednio wzbogacony) w holu wejściowym, a tu mamy minimalizm. Wszak najistotniejsze są cztery świece* :).

Ale żeby nie było tylko o skrajnym minimalizmie, pokazuję pierwszą partię kartek świątecznych... (i oczywiście okazało się, że drukarka strajkuje, zawsze tak ma jak bardzo potrzebuję...). Kartki jak zwykle jak najprostsze (i trochę recyklingowe, nie da się ukryć).


Dobrego Adwentu Wszystkim!

---------------

* MN był parę lat temu w Adwencie w Niemczech. W oknie sklepu czy kawiarni stała piękna dekoracja z .... sześcioma świecami. Właścicielka kompletnie nie rozumiała dlaczego coś nie pasuje...
Warto więc tłumaczyć co, jak i dlaczego :)

piątek, 25 listopada 2016

No to znowu myślimy!

Pewnie znowu ktoś natychmiast odpowie.
:D
Ale ta zagadka (czytadełko.pl należy uznać za źródło, ja znalazłam na FB) spodobała mi się w swej idealnej prostocie.
Taka niewymagająca.

No to tak:

2 = 6
3 = 12
4 = 20
5 = 30
6 = 42
9 = ??

Fajne, prawda?
Żeby to tak jeszcze każde 2 złote równało się 6 :D.



środa, 23 listopada 2016

Niestraszne mu przeszkody....

Słońce świeci, dobry czas na chwilę górskich wspomnień.

Kilka lat temu nasze zbiory map wzbogaciły się o mapę Gór Choczańskich. Założę się, że pewnie nikt, albo prawie nikt z zaglądających tu o nich nie słyszał. :) A to jest nazwa grupy górskiej, składającej się z kilku masywów, tuż koło Tatr, od ich zachodniej czy południowo-zachodniej raczej, strony. Jak wiemy z lekcji geografii, Tatry kończą sie na Huciańskiej Przełęczy i właściwie tuż za nią (tzn. szosa prowadzi przez Wyżnią Huciańską Przełęcz) można skręcić na Wielkie Borowe. Ale można tez jechać dalej do Kwaczan albo jeszcze dalej :).

Intrygowały mnie te góry (czy górki w porównaniu do tatrzańskich olbrzymów) od jakiegoś czasu, czytałam o pięknych miejscach, trasach, zjawiskach krasowych... Ale jakoś nigdy nie było na nie czasu. Albo inaczej: nie było takiego dnia, żeby nie dało się pójść w Tatry a dało w inne góry. Do tego roku.

Prognoza była jednoznaczna: w Tatrach leje. No, może w końcu nie lało aż tak bardzo, ale było mglisto i ponuro (Najst., Kamzikówna spędziła ten dzień m. in. łażąc z koleżanką po jaskiniach... przynajmniej z góry nie padało szczególnie). Ale już na Chočské vrchy prognoza była całkiem niezła. Zabraliśmy więc niespodziewanie odkrytą w Zakopanem przyjaciółkę (nie wiedzieliśmy wcześniej, że nam się urlopy zazębiły) i ruszyliśmy podbijać nowy kawałek świata :)

Szliśmy zdaje się mniej typową trasą, bo większość ludzi wędruje doliną Kwaczańską, a my do niej doszliśmy jakby od tyłu. Dzięki temu na kawałku trasy mieliśmy trochę więcej spokoju ;).

Nie są to góry wielkie ani drastycznie wysokie. Mają w sobie jednak ten spokój i przestrzeń.

Na rysunku i w całości prezentują sie tak:


A w naturze wyruszaliśmy w taką drogę:


Dla mnie ten widok tchnie nieopisanym spokojem.
A możliwości wędrowania było nawet trochę :)



I takie kuszące miejsce... W bok od bocznej doliny...


Bardzo żałowałam, że ta drabina nie nadawała sie do włażenia. I już skróciła się...

Zawędrowaliśmy do niejako serca Kwaczańskiej Doliny - na tzw. Obłazach stoją dwa młyny (wodne, zajmowały się obróbką drewna) odnawiane przez zapaleńców, można zobaczyć jak działały, jak cięto drewno... Tam już było sporo ludzi (ale jeszcze nie tłumy), całe rodziny, bo to świetne miejsce na wyprawę z dziećmi. I były też kozy, bardzo zainteresowane naszymi plecakami i zapasami jedzenia :).

A przedtem i potem były widoki. Trochę mi żal,  że samą Doliną Kwaczańską idzie się starą drogą (jeszcze w latach 60. jedynym połączeniem Liptowa z Orawą. nie do uwierzenia!) i co prawda co jakiś czas otwierają się piękne widoki na skały i leżące z 80 m niżej dno doliny, ale jakoś bardziej by się chciało tego dotknąć. W dolinie Borowianki, którą szliśmy najpierw, było pod tym względem zdecydowane lepiej i nawet były widoki na strumień żłobiący sobie w podłożu fantastyczne kotły i przełomy.

Właśnie z tej bocznej doliny pochodzi tytułowy bohater...

Brzeg drogi zabezpieczają wbite pionowo ceowniki połączone grubą żelazną liną. Stare. Naprawdę stare. Na poboczu wyrosło drzewo.... Przypuszczam, że w którymś momencie grubiejący pień trafił na linę - to było nieuniknione. I poradził sobie tak...



 Natura w zderzeniu z cywilizacją...

Coś mi się zdaje, że jeszcze tam wrócimy. Może tym razem w Dolinę Prosiecką, sporo zjawisk krasowych jeszcze na nas tam czeka... :)


A w ogóle to będę tam chodzić jak będę na emeryturze :) Doskonałe miejsce dla starszych pań i panów :D






poniedziałek, 21 listopada 2016

Pa, pa para, para

Mamy bogaty sezon ślubno-jubileuszowy, powstają zatem pary spersonalizowanych zawieszek. Żeby się nie rozwlekać niepotrzebnie, pokażę tym razem od razu całą (kolejną) parę.
Panna Młoda lubi rozmaite odcienie fioletu, zakładam, że Pan Młody kochając Pannę Młodą też lubi :)

Powstało zatem coś takiego:



W sumie tradycyjnie: dwie zawieszki w zbliżonych rozmiarach (niestety tym razem nie identyczne) i w podobnej kolorystyce oraz charakterze.
Przyznam, że jakoś nie miałam do nich serca i wydawało mi się, że wyjdą paskudne. Nawet było mi przykro trochę, bo Pannę Młodą ogromnie lubię. Ale jak już skończyłam pracę, uznałam, że wbrew moim obawom, wcale nie wyszło źle.

Przyznam, że nie jest łatwo tak powtarzać te motywy i nie wejść w monotonię (w sumie wszystkie moje prace można uznać za monotonne, ciągle tak samo nitki w kanwie). Kolory na ekranie Bloggera są trochę zmienione, dominanta to taki ciepły fiolet, z bielą dookoła (oczywiście barw jest sporo).

Prawdę mówiąc, ciekawa jestem do czego będą te zawieszki przyczepione - i do czego przyczepiają je inni mający analogiczne komplety... Pierwszy powstał chyba już ze trzy lata temu :).

A i jeszcze taka wiadomość  - w moich zbiorach zdjęć zawieszek - a zbiór ten jest kompletny, w przeciwieństwie do zbioru zdjęć zakładek - zawieszki te noszą numer 99 i 100! Sama nie mogę uwierzyć, że tyle tego zrobiłam...

sobota, 19 listopada 2016

Najpiękniejsze

Im jestem starsza, tym bardziej widzę, że to miasto jest najpiękniejsze...

Nie twierdzę, że dużo świata widziałam, ot trochę i tylko w Europie. Na pewno nie wszystko, co bym chciała... I są takie miejsca,do których czuję wielki sentyment i chętnie bym pojechała kolejny raz (Salamanko, wiem, że czekasz na mnie). I kolejny, i kolejny...

No ale to jedno jakoś zawsze inaczej chwyta za serce. :)

Więc szybkie migawki z mojego najpiękniejszego....

Uwaga: najpiękniejsze wcale nie znaczy idealne :D






Baroku tam niewiele, gotyk i renesans w ilościach dowolnych niemal. I wcale mi tak bardzo nie przeszkadza,że to w większości odbudowane po wojnie (wyzwoliciele zza Buga wyzwolili, ale zbombardowali...)

To takie szybkie fotki wykonane mimochodem, po drodze. Może jeszcze kiedyś uda mi się własna sesja... kiedyś, jak będę miała (albo pożyczę!) aparat :D..

A które miasto/a dla Was najpiękniejsze?

czwartek, 17 listopada 2016

Ósemki

Ze zdziwieniem odkryłam, że wrzucenie takiego wyrazu w google-grafika zaleje mnie lawiną zdjęć o charakterze szkieletowo-krwawo-stomatologicznym...
A tymczasem

Przy zmaganiach bardziej humanistycznych warto czasem poćwiczyć mózg w innej dziedzinie. Ostatni modne jest zwracanie uwagi na to, że umysł trzeba ćwiczyć, aby nie stracił sprawności (ba, wszyscy wiemy,że jak się mózgu nie używa to zanika.. :) )
No to  takie zadanko wyszperane w zagadkach matematycznych:

Masz do dyspozycji osiem ósemek i wszystkie dostępne działania matematyczne. Znajdź takie równanie, którego wynikiem będzie liczba 1000.

Brzmi trochę przerażająco, prawda?
Ja zrobiłam błąd i zerknęłam na rozwiązanie. :( Zatem wiem na pewno, że się da.

Jakieś pomysły? :)

Lubię ósemki, takie okrąglutkie są i sugerują nieskończoność...

Taką smakowitą ósemkę znalazłam na http://www.galerialimonka.pl

wtorek, 15 listopada 2016

...powiedz przecie...

To był dzień, w którym nie lubiły nas autobusy.
Jeden nie przyjechał wcale, inne dwa podstępnie odjechały tuż przed naszym dojściem na przystanek. A nie jeździły zbyt często...

Kiedy czekaliśmy na ten, który w ogóle nie przyjechał (skończyło się na przejściu trzech przystanków pieszo, bo od stania bolą plecy...) zwróciłam uwagę na bramę po drugiej stronie ulicy.


Wyglądało to mniej więcej tak, jak na tym zdjęciu. Brama jak brama, ale... Co tam stoi? Lustro? Obraz? Co to jest?
Autobusu nie było widać, podeszłam bliżej.
Rzeczywiście ktoś wystawił (Chyba?) stare lustro z nadzieją, że ktoś inny je zabierze.


Całkiem przyzwoite lustro. Tak sobie smętnie stało oparte o hydrant.
Ciekawa jestem czy ktoś zabrał, czy też ciągle przeglądają się w nim chmury.

O takim lustrze to by można bajkę napisać. Bo wygląda jak brama do innego świata. Może to tamtędy wychodzą wieczorami krasnoludki?

A może to taki zakamuflowany podgląd na to co za bramą? Ktoś siedzi w tym domku i to jest jego okno na świat?

:))

poniedziałek, 14 listopada 2016

Do kompletu czyli rocznicowa nr 2 i ... coś się zmienia

Jest podobna do nr 1 w charakterze i kolorystyce.


Na froncie kwiatek przy literce, a co tu jest "z tyłu" to już naprawdę nie mam pojęcia. Rycerz? Anioł? Motyl?
Chyba nieważne :)

Mam jeszcze dwa gotowe komplety zawieszek  do pokazania. Kolejne "się robią" - jak dobrze, że są weekendy. Teraz jeszcze trzeba znaleźć czas na przegranie i opisanie zdjęć...

Mam nadzieję.że "Wasza" zima nie dokucza za bardzo zimnem... zawsze jest mi trudno przywyknąć do tych temperatur okołozerowych...

No i... kto ogląda księżyc?


PS.
Skoro księżyc taki niezwykły, to i mały lifting.
Od pewnego czasu mocno uwierał mnie tytuł bloga. Nie pasował mi. Nie wiem czy ten zostanie, czy nie zmienię jednak jeszcze...  To jak nowe buty, czasem trzeba pochodzić w nich i przekonać się, czy pasują... A jak buty to i sukienka nowa... ;)

sobota, 12 listopada 2016

Rocznicowa nr 1

Zaproszono nas na obchody 30 rocznicy małżeństwa. Huczne jak rozumiem - jest wszak się z czego cieszyć. :)
Zatem jest to okazja do sprezentowania PT Jubilatom spersonalizowanych zawieszek. Udało mi się je zrobić jeszcze przed nawałem pracy (uff, ale kolejne muszę kończyć...). Dziś pierwsza z nich:

 

Tradycyjnie z jednej strony pierwsza literka imienia, z drugiej coś kolorowego. Spodobał mi się ten zgaszony granat, który tu jest w tle. Minikwiatek jest drugim elementem wiążącym oprócz kolorystyki - jest obecny też na drugiej zawieszce.

Tak teraz patrzę na zdjęcie świeżym okiem (bo zawieszka powstała jakiś czas temu) i chyba na "tylnej"(R) stronie udało mi się wyhaftować jakiegoś robota albo przybysza z kosmosu :D.
Ciekawe, czego dopatrzę się na drugiej zawieszce jak będę ją tu pokazywać :D.

piątek, 11 listopada 2016

Pamiątka

Nie planowałam na dziś wpisu, ale jakoś tak...
Niedawno "wszedł" mi w ręce, a dziś rzucił się w oczy. Wstążeczka nieco wyblakła, ale i tak zadziwiająco trwały kolor. Toż minęło ponad 30 lat... może i 35?

Pamiątka z czasów, gdy 11 listopada był datą zakazaną, a przypięcie takiego drobiazgu (i wyjście z nim z domu do centrum miasta) wymagało odwagi i było jednak nieco ryzykowne.


Dobrze, że można dziś świętować.
Obyśmy umieli doceniać to, co mamy.... i mądrze, z szacunkiem zadbać o tych, którym jest ciężko.

Nie lubię przesadnej pompy, triumfalizmu i ostentacji, obce jest mi budowanie świadomości jakiejkolwiek grupy przeciwko wrogowi (zamiast wokół jakiejś pozytywnej idei). Trudno odnaleźć się w niektórych lansowanych wizjach patriotyzmu. A przecież jest coś takiego jak duma narodowa niemająca nic wspólnego z wynoszeniem się nad innych.

I przypominają się słowa Franciszka z Częstochowy:
"Wasz naród pokonał na swej drodze wiele trudnych chwil w jedności. Niech Matka, mężna u stóp krzyża i wytrwała w modlitwie z uczniami w oczekiwaniu na Ducha Świętego, zaszczepi pragnienie wyjścia ponad krzywdy i rany przeszłości i stworzenia komunii ze wszystkimi, nigdy nie ulegając pokusie izolowania się i narzucania swej woli. (...)  Na niewiele się zda przejście między dziejami przed i po Chrystusie, jeśli pozostanie jedynie datą w kronikach. Oby dokonało się dla wszystkich i każdego z osobna przejście wewnętrzne, Pascha serca ku stylowi Bożemu ucieleśnionemu przez Maryję: działać w małości i w bliskości towarzyszyć, z prostym i otwartym sercem".



Gdy dziś widzę, ile w niektórych ludziach nienawiści, serce boli.


~~


A wczoraj zmarł Leonard Cohen.
(usiłowałam dobrać muzykę do dnia...)



~~

PS. A u Miśki poczytajcie o św. Marcinie :D

czwartek, 10 listopada 2016

Wiek

Późnowieczorna odtrutka po pracy: słucham youtube'owej składanki Kabaretu Starszych Panów i zawzięcie macham igłą zerkając to na robótkę, to na ekran.
Najmł. Kamzik wraca z koncertu.
Zaciekawiony zagląda do mnie (Kraftówna śpiewa "W czasie deszczu dzieci się nudzą") i ze zdziwieniem w głosie pyta:
"Ale dlaczego Mamusia słucha tak starych piosenek? Przecież one już były stare jak Mama była mała dziewczynką!'
Po czym lekko speszony dodaje:
"No ale nie chciałem powiedzieć, że Mamusia tak bardzo dawno była małą dziewczynką".

Hm, czasem mi się wydaje, że małą dziewczynką to byłam jakoś tak chyba przedwczoraj... bo wczoraj to tak jakoś po dwudziestce...



środa, 9 listopada 2016

Idzie zima

No wiem, tak groźnie taki tytuł wygląda.
Choc o tej porze zima kojarzy mi się z pięknym zimowym grudniem, roratami i adwentowym oczekiwaniem. :) A co życie przyniesie, zobaczymy. Choć nie da się ukryć że coraz bardziej zaczynam myśleć o świętach, choć jeszcze tyyyle po drodze się wydarzy.


Czemu zaś mam takie skojarzenia ciągle jeszcze na początku listopada? Bowiem w miniony sobotni poranek na przestrzeni 50 km spotkaliśmy cztery (!) klucze dzikich gęsi. Dwa leciały grzecznie na południe, dwa na zachód. Mam taki odruch, że gdy widzę klucz dzikich gęsi staram się "ustawić" sobie strony świata i sprawdzić skąd i dokąd lecą (chodzi o strony świata). Co prawda przekorny Najmł. Kamzik usilnie próbował mnie przekonać, że to pewnie jeden klucz leciał zygzakiem :D, ale na pewno były aż cztery.

Na pocieszenie więc przed tą zimą takie ładne foto z kluczem, wykonane jeszcze w październiku, skądinąd podczas sprzątana na cmentarzu :). Tu przynajmniej było gęsi nie tylko widać ale i słychać.


Hmm. Chyba jednak trzeba sobie powiększyć zdjęcie żeby ten klucz zobaczyć.... Za to można poćwiczyć rozpoznawanie drzew...

A w ogóle to już rano trzeba skrobać auta. Idzie zima, jak nic. Damy radę :)

poniedziałek, 7 listopada 2016

Patchworkowa

To słowo chyba najlepiej opisuje najnowszą z wykonanych zakładek, do której pokazania zabieram się co najmniej od tygodnia.
Wygląda rzeczywiście jak pozszywana z  kawałków łatek. Ale jest przy tym energetyczna i radosna.


Dużą frajdę sprawiło mi haftowanie, choć był moment, ze wątpiłam czy dobrze dobierałam kolory.

Nie wiem kiedy będzie następna zakładka (na razie drobniejsze formy muszą się skończyć albo znaleźć czas na opisanie), bo teraz na długo mam bardzo dużo pracy. Cieszę się więc, że ta na razie ostatnia jest taka wesoła. Rozprasza ponurości zaokienne :). I nie tylko zaokienne.

czwartek, 3 listopada 2016

Niezwykły pomnik

Podczas naszej krótkiej wycieczki do Berlina pokazaliśmy Mamie pomnik Pomordowanych Żydów.
Bardzo to niezwykłe miejsce. Zajmuje cały kwartał (czyli przestrzeń miasta ograniczoną czterema ulicami) w centrum Berlina, niedaleko Bramy Brandenburskiej. Był to teren przylegający do berlińskiego muru, więc zanim postawiono ten pomnik chyba był po prostu pusty (pewnie wyburzony po zbudowaniu muru lub jeszcze wcześniej, podczas wojny).
Z góry (pewnie na przykład  z okien okolicznych domów) wygląda to tak:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Pomnik_Pomordowanych_%C5%BByd%C3%B3w_Europy#/media/File:HolocaustMahnmalLuft.jpg
Pomnik składa się z 2711 szarych betonowych steli - prostopadłościanów o różnej wysokości (najwyższe mają blisko 5 m, najniższe są mają ok. 20 cm), pustych w środku. Wszystkie maja taka samą podstawę 0,95 x 2,38 m. Ustawione są w równoległych rzędach i szeregach, wybrukowane przejścia między nimi mają prawie metr szerokości (za stroną histmag.org i Wiki). Tych stel jest tyle, ile stron w Talmudzie. Pod spodem (w podziemiach) znajduje się Centrum Informacji i księgarnia. Teren nie jest płaski, faluje.





Wrażenie robi to zadziwiające, ogromne. Na pierwszy rzut oka gigantyczny cmentarz. A potem: opuszczone miasto. W centrum Berlina jest hałas. Tuż obok (za tymi drzewami po lewej) jest ruchliwa ulica oddzielająca tę cześć miasta od parku Tiergarten. Gdy wchodzi się między te betonowe bloki, w miarę jak rosną zaczyna człowieka ogarniać cisza. Idzie się krok za krokiem, zagląda w kolejne "przecznice", nigdy nie wiadomo czy i kogo się w nich zobaczy. Chodnik prowadzi raz w górę raz w dół... Można się naprawdę zgubić (choć twórcy uważają, że nie). Ale też jest to doświadczenie wejścia jakby w inny świat. Świat, którego nie ma.


O tym jakie idee przyświecały twórcom pomnika czytam na stronie histmag.org i cieszę się, że nie czytałam tego opisu wcześniej. Bo dzięki tej niewiedzy doświadczyłam czegoś niezwykłego - pomnik przemówił sam.
Warto jednak poczytać opis zamieszczony na przywołanej stronie, bo podsuwa więcej skojarzeń i interpretacji.

Pierwszy raz byliśmy tam razem z dziećmi, już dość dawno. Bardziej skupialiśmy się na tym, by ich nie zgubić... Teraz mogłam doświadczyć niezwykłości i... bolesności tego miejsca. Przemawia może nieco inaczej niż rozłożysta lipa stojąca pośrodku pustki, która kiedyś była wielką i tętniącą życiem  wsią w Bieszczadach, ale w sumie budzi podobne emocje. A to chyba najlepsze świadectwo, że artyści stworzyli coś niezwykłego.