środa, 27 marca 2013

Wielkanoc 2013


Śmierć zwarła się z życiem i w boju, o dziwy,
Choć poległ Wódz życia, króluje dziś żywy. (...)

Wiemy, żeś zmartwychwstał, że ten cud prawdziwy,
O Królu Zwycięzco, bądź nam miłościwy.


Wszystkim tu zaglądającym z całego serca życzę 
błogosławionych Świąt Zmartwychwstania. 
Dobrego, głębokiego przeżycia czasu, który daje nadzieję - nawet wbrew nadziei.
Agaja


A obrazek ten namalowała dla nas parę lat temu Magda :)

wtorek, 26 marca 2013

Na TEN tydzień

 TEN jedyny i wyjątkowy tydzień. I zakładka, pierwsza z nowej serii według pomysłu eNNki. Inny cytat chyba nie mógłby się pojawić na Pierwszej Zakładce z Cytatem.


Słowa chyba najwłaściwsze na ten czas.

I tak sobie pomyślałam, że gdyby ktoś z zaglądających tu chciał mieć zakładkę z cytatem (wedle uznania, można zamówić gamę kolorystyczną, wzór będzie unikalny i taki jaki mi przyjdzie do głowy :) ) to ja taką zrobię i wyślę. Howgh. :)

A na deser link do posłuchania. Zapewniam, że warto.
I już zmykam spać. Wyprasowałam wszystko, co miałam (dziś) wyprasować. Do miłego!

PS. To drugi historyczny Wielki Wtorek w moim życiu. Dziś historyczny bo inauguracja nowej serii. A ten pierwszy, 19 lat temu, to był Naprawdę Historyczny - prosto z wieczornych rekolekcji pojechaliśmy urodzić naszą drugą Córę :) (nie, dziś nie ma urodzin).
:)

poniedziałek, 25 marca 2013

Witacze

Nie wiem tak naprawdę jaka nazwa byłaby właściwa. Więc niech będą witacze. Właściwie znają je wszycy odwiedzający małe (i pewnie większe też) miasteczka w Niemczech czy w Austrii - możliwe, że i w innych krajach, ale jakoś te dwa kojarzą mi się przede wszystkim. Witacze, czyli miłe i serdeczne napisy umieszczone przy wejsciu do domu bądź ogrodu.  Czasem są to wizytówki, a czasem po prostu witacze :) Takie jak na przykład te:




Chętnie bym umieściła coś podobnego przed swoimi drzwiami... ale nie mieszkam w domu z ogrodem i pewnie to się już nie zmieni....
Dużo rozmaitych oglądaliśmy, bardzo podobały sie naszym dzieciom, szczególnie Najstarszej. A że potem były jej urodziny.... powstało w ubiegłym roku takie coś:


Wisi na drzwiach od pokoju dziewczyn. Matka coś tam wtedy słyszała o decoupage'u, więc zrobiła jak umiała i z czego umiała. Podkładka korkowa, farba akrylowa, lakier "dekupażowy", obrazki, koraliki. Wisi, więc chyba się spodobało. Po angielsku, bo latorośl wielojęzyczna jest i tak mi pasowało. Druga strona jest mniej efektowna, zatem nie bedę jej tu prezentować.

No i potem się zaczęło. Bo witacze spodobały się innym. Powstały różne wersje, dla naszych dzieci, dla siostrzeńców, dla Siostry i chyba też dla Teściowej, dla przyjaciółek Średniej, dla dzieci przyjaciół...Większość poszła w świat "incognito", bo oczywiscie nie pomyślałam o fotografowaniu, a teraz raczej nie będę biegać po domach i pokojach... No może z jednym wyjątkiem, jak mi się uda to sfotografuję przy okazji obrazek na drzwiach mojego chrześniaka, bo był chyba najbardziej udany ze wszystkich.

A te, które mogę pokazać wyglądają tak:

Na deseczce (takiej do krojenia :) ), napis na zielonym tle na zamówienie:



Na korkowej podkładce:


Rewers ma wiele znaczeń i należy go odczytywać jak najbardziej pozytywnie.

Były też oczywiście napisy w j. polskim - łącznie z moim ulubionym "Tu się pracuje!" kwitowanym złośliwymi uśmieszkami rodzeństwa obdarowanej... Przyznam, że zrobiło mi się miło, kiedy zobaczyłam, że "mój" napis "Witamy" wisi nad drzwiami u Szwagrostwa.

Zdaję sobie sprawę, że nie są to arcydzieła i wiele osób zaglądających tu zrobiłoby to lepiej i ciekawiej. Ale ja nie jestem wielką artystką i nie zawsze umiem przetworzyć w konkret to, o sobie wymyślę. Czasem tylko się to udaje.




niedziela, 24 marca 2013

Kusudama po raz drugi

To w sumie tak dla porządku. Kwiatki, które jakiś czas temu pokazywałam, dostały (w ramach chwili oddechu podczas wczorajszego sprzątania) złote środki i wyglądają lepiej. Na zdjęciu zrobiony wtedy kwiatek w wersji maxi, który nie był pokazywany wcześniej. Wykonany z kalki technicznej prezentuje się ciekawie, choć materiał to niezbyt wdzięczny do prac tego typu. Ale za to duży wilczomlecz zakwitł :).


sobota, 23 marca 2013

Prezentowo

Tak mnie jakoś naszło. Pokazać pewne prezenty. Więc w pewnym sensie to jest rękodzieło, ale moje (nasze) jedynie przez fakt otrzymania, posiadania. Jeden gwiazdkowy, dwa z rocznicy ślubu. I chyba trochę się wzruszyłam robiąc i obrabiając te zdjęcia...

Gwiazdkowy (parę lat temu) był tak naprawdę dwoma prezentami, które dopiero razem stanowią całość. Wisi toto w kuchni :). Ciężko zrobić zdjecie, bo w antyramach odbija się światło.



A to wnętrze laurki rocznicowej sprzed dwóch lat...


 I cała laurka sprzed roku..


W sumie monotematycznie.... :)
To chyba dzisiejsze słońce tak mnie sentymentalnie nastroiło :) I pewna smutna rozmowa z wczorajszego wieczoru.

piątek, 22 marca 2013

Ubranko

Ubranko na komórkę. Zrobione jakiś czas temu, z tego co było w domu - stąd kolor jest jaki jest (czyt. wolałabym inny).Mięciutkie, z cieniutkiego kordonka. Podwójna nitka. Jedyny mankament to to, że trochę ciężko wyjmuje się telefon, kiedy trzeba to zrobić szybko. Ale jest :).
Reakcje domowników były różne. od "Ale fajne!" (szczery zachwyt) po "Ale dla mnie takiego nie rób!" :)
Wykonanie idealne nie jest. Purystow szydełkowych uprasza się o niezwracanie uwagi na drobiazgi.




PS. Przeczytałam przed chwilą, że bociany wracają. To może jednak będzie wiosna tej wiosny?


czwartek, 21 marca 2013

Klucz

Ano właśnie klucz. Do czego? Do pięknego świata. A jednocześnie dzięki swej pozwijanej formie symbol. Ani klucz basowy, ani altowy nie działają tak na wyobraźnię jak klucz wiolinowy.- tak mi sie przynajmniej wydaje. Pamiętam niepradne próby rysowania go w podstawówce, potem zachwycały mnie zgrabne klucze mojej pani od pianina. Sama oczywiscie też nauczyłam się go rysować, tak by był elegancki i miał ten wyjątkowy wdzięk.

Muzyki u nas w domu jest dużo. Udało się jakoś rozsądnie przetrwać nieuchronne kryzysy (najpierw jest "Tak, tak chcę grać", potem "Dlaczego muszę" i płacz nad pianinem) występujace zawsze z grubsza w tym samym wieku - co pamiętam z mojej własnej edukacji językowej, też miałam swego czasu kryzys. No i po przetrwaniu kryzysu do głosu coraz bardziej dochodzi pasja. A czasem ćwiczenie tego, czego nie musi się ćwiczyć, wychodzenie ponad obowiązki. Dla rodziców radość (choc jak mi niespodziewanie zabrzmi nad uchem Toccata Bacha to mam czasem dość). Tak, może to dziwnie zabrzmi, ale fakt, że moje dzieci grają (śpiewają też) i robią to z własnej woli i z radością uważam za jeden z  sukcesów rodzicielskich. Dlatego, że wiem ile to wymagało pracy. Ale - bez łamania woli. Jedną z największych trudności rodzicielstwa jest dla mnie wyłapanie równowagi między wymaganiem (bo rodzice muszą wymagać i być konsekwentni) a zrezygnowaniem z tego co w danym momencie niekoniecznie jest niezbędne i nieodzowne... Czasem trzeba być twadym, czasem trzeba odpuścić.  Wszystkie nasze dzieci podjęły samodzielnie decyzje o nauce w szkołach muzycznych  - więc chyba się udało :) Zobaczymy jak (i co) będzie dalej...
A po przydługim wstępie zakładki.
Najpierw chronologicznie, czyli pierwsza:

i druga:

 A potem obie razem:


Jak widać klucze trochę się różnią i w sumie sama nie wiem który mi sie bardziej podoba. Teraz czas na nuty... (jak kupię kanwę, bo został mi mały kawałek na jedną wąską zakładkę...

A że dziś pierwszy dzień wiosny, na zakończenie kwiatek z ogródka moich Teściów (nie z tego roku, niestety), zdjęcie K.:





wtorek, 19 marca 2013

Na pozór zwykłe przejście... (informacyjnie)

Ciąg dalszy znaków drogowych :). Przejście dla pieszych. Standard niby, prawda? A jednak bywają przejścia tylko dla gangsterów. O, na przykład tu:


Temu panu brakuje tylko spluwy w garści - ale może on z subtelniejszej mafii? Ten pan poniżej też wyraźnie się skrada...


A ten chyba jeszcze bardziej... Oczywiście zawsze w kapeluszu. Czy mężczyzna bez kapelusza może przejść przez ulicę?


Tu natomiast jest droga dla zdecydowanie szczuplejszych. Mam jednak wrażenie, że ten pan zaraz obróci się w stronę patrzącego i zacznie strzelać:


A na tym znaku już zupełnie inny nastrój. (Przepraszamy za brak ostrości). Tak energicznie, tanecznie kroczy ten młody człowiek, prawie słychać muzykę...


Te zdjęcia robione są z samochodu, stąd nie zawsze są super ostre. Brakuje oczywiście znaków ostrzegawczych, pewnie pojawią się po kolejnej wyprawie. Dodam tylko ciekawostkę. Zasadniczo znaki te, umieszczane po prawej stronie jezdni, pokazują pana przechodzącego z prawej (strony) na lewą - jak zapewne w większości krajów, w których panuje ruch taki jak u nas. Ale kiedyś jechaliśmy przez spory kawałek Słowacji, od Niedzicy po Barwinek i w jednej wiosce było odwrotnie. Wszyscy panowie w kapeluszach szli z lewej na prawą!

A dla wytrwałych bonusik. Nie chcielibyście, aby i u nas były takie śliczne ciuchcie?


Ta znajduje się w Kieżmarku. Skądinąd bawi mnie zawsze anachroniczność tego znaku i obecność w naszym myśleniu archetypu lokomotywy. Ciekawa jestem jakie pociągi rysują dziś przedszkolaki. Choć może też takie - bardziej na bazie wiersza Tuwima niż własnych doświadczeń...

poniedziałek, 18 marca 2013

Kolorowo w pochmurny dzień

Może nie przesadnie kolorowo, ale na pewno weselej niż ta zimna szarość za oknem. (Skądinąd na szarą zakładkę też miałam kiedyś pomysł, warto by zrealizować). Najpierw liliowe błękity. Miało być bardzo regularnie, ale gdzieś się na samiutkim początku pomyliłam, potem pomyliłam się jeszcze raz,  więc nie jest do końca regularnie . Za to optymistycznie.


Robienie takich równych (w miarę) skosów sprzyja myśleniu i porządkowaniu świata :). Może to brzmi dziwnie ale ten powtarzający się rytm (znaczy wzór) ma jakiś sens terapeutyczny.

Druga z dzisiejszych zakładek jest "papieska" - kończyłam ją w środę tkwiąc przez komputerem, między białym dymem a Habemus papam. Zabrakło mi jasnożółtej muliny, więc kolory "przeplatanki" zrobiły się papieskie. Efekt niezamierzony, ale czemu nie? Bardziej podoba mi się w tzw. realu niż na tym zdjęciu.


Nie zrobiłam wczoraj zdjęć w słońcu, więc dziś znowu jako tło został wykorzystany kawałek chodnika pod wyjściem na balkon - najjaśniejsze miejsce do zrobienia fotografii bez lampy.

Kolejna zakładka (tak, jeszcze jedna jest gotowa) czeka na powstanie pary, bo uznałam, że powinny zostać zaprezentowane razem. Ta druga już jest zaczęta i pewnie niedługo będzie gotowa. Rodzą mi się nowe pomysły, chyba ciekawe, trochę brakuje czasu na realizację. :)
- - - - - - - - - - - - - - - -
dodane nieco później
Słońce wyszło, a ja doszłam do wniosku, że jednak mam w domu wiosnę. Zaczynają kwitnąć fiołki afrykańskie :). O, proszę:


Kształt zdjęcia śmieszny, bo po namyśle uznałam, że trzeba jednak je wyprostować...

piątek, 15 marca 2013

Tatry 2011

To post z inspiracji eNNki. Starsza córka właśnie weszła do domu i pojedzie po młodszą, więc mam chwilkę na napisanie zamiast zbierania się do auta. Ponieważ ustalałyśmy z eNNką w komentarzach pod którymś z moich styczniowych chyba postów czy możliwe było nasze minięcie się w Tatrach w roku wymienionym w tytule, sięgnęłam najpierw do kalendarza (pusto), a potem do zbioru zdjęć. Mamy taki system, że podczas wspólnych wakacji każdy dzień ma swój folder i staramy się zgrywać zdjęcia codziennie wieczorem (dwa aparaty zwykle są w użytku, bo najstarsze Dziewczę robi różne ciekawe ujęcia). W związku z tym ustalenie miejsca pobytu jest proste. I wychodzi mi, że w dni, które wchodzą w rachubę chodziliśmy po Słowacji.
Ale to, co chcę tu pokazać to historyjka pt. "życzenia się spełniają".

Otóż wędrowaliśmy sobie spokojnie z Hrebienoka aż na Rakuską Czubę w tradycyjnym układzie trójka z przodu, dwójka z tyłu (szczegółowo nie muszę opisywać, prawda?). Na Słowacji nie ma zakazu wprowadzania w góry psów, więc szczególnie na bardziej uczęszczanym fragmencie szlaku (z Hrebienoka do Stawu Łomnickiego czyli Skalnatego Plesa) tych czworonogów trochę się plątało. Już kawałek nad stacją kolejki na Łomnicę nasze dzieci odbyły taki dialog:

K: O kurczę, znowu jakiś pies.
U lub M: ?
K: A nie, to kozica!

No i rzeczywiście były kozice, całe dwa mini-stadka, jak się później okazało. Dały się nagrać, nie uciekały za bardzo itd, jak na dobrze wychowane kozice przystało. I tu też wkroczyła do akcji Agaja pomna nie tylko różnych ciekawych spotkań z kozicami w przeszłości (te słowackie jakieś bardziej wytresowane), ale i rozmaitych fotografii w albumach - i wygłosiła nieco cierpką uwagę:
- Teraz to ona powinna się ustawić porządnie na tle nieba.
Kozica okazała się poliglotką...



A z Rakuskiej Czuby (słow. Veľká Svišťovka - ostatni - albo pierwszy - dwutysięcznik od wschodu w Tatrach Wysokich) jest taki widok:


albo taki:



albo taki na Tatry Bielskie:


Jak widać o górach to ja mogę bardzo długo.... To z kim się spotkamy w sierpniu tego roku gdzieś na szlaku?

czwartek, 14 marca 2013

Zimowo, a co mi tam...

Tym razem prezentacja prawdziwych cacek, choć nie mojej produkcji. Takie pierniczki dostali moi panowie od Magdy, która tworzy prawdziwe cuda w różnych technikach, dopracowane w najdrobniejszych szczegółach.


Autorka nie wstawiła zdjęcia na swojego bloga, a naprawdę szkoda, by te bałwanki przepadły w niepamięci - dlatego też nie pozwoliłam zjeść pierniczków zanim ich nie sfotografowałam. Dodam, że były nie tylko oryginalne, ale też i smaczne.

A w kolejnym wpisie będą znowu zakładki. Bo "się" robią, niektóre już nawet "się" zrobiły...

wtorek, 12 marca 2013

Coś zupełnie innego

Mój aparat jest właśnie w bazylice św. Piotra w Rzymie, gdzie nasz syn bezpośrednio uczestniczy w Historii (tak im dopasował się termin wyjazdu ze szkołą zaplanowany we wrześniu!). M. jest uszczęśliwiony, chłonie Rzym, aż mi żal, że nie mogę być z nim razem - jest tyle rzeczy, które moglibyśmy wspólnie w Wiecznym Mieście odkrywać. Nie da się jednak, a pocieszam się, że jeszcze sporo wspólnych fascynacji przed nami. Najbardziej cieszy mnie jego wyczucie piękna i spontaniczna reakcja zachwytu (pierwszy SMS z drogi brzmiał: "Włochy. Alpy są mega piękne".).

niedziela, 10 marca 2013

Na przekór zimie

Jak pewnie wszyscy mam już dość zimy i śniegu - choć zasadniczo lubię śnieg. Ale nie wtedy, gdy już było cieplej i wiosennie. Wczorajsza podróż na szczęście okazała się bezśnieżna - tzn.nie padało, jezdnia była sucha i nieoblodzona. Dziś za to sypie, prószy, co chwilę trzeba odśnieżać i odladzać samochód, a marne -3°C urastają do rangi ostrego mrozu.

środa, 6 marca 2013

Zielono mi

Nie, na zewnątrz jeszcze nie jest zielono, choć wyraźnie pachnie wiosna. Wczoraj widziałam duży  klucz lecących na północ gęsi. Zatem wiosna idzie i pachnie - i trudno uwierzyć mi w prognozy zapowiadające na piątek i sobotę mróz i śnieg (akurat jak musimy jechać do Warszawy).
Zapowiadane motyle skończyłam:


Zdjęcie całkiem nieźle wyszło. Ten dobór kolorów  kuzynki - gdy byłam dzieckiem i tzw. młodszą  młodzieżą - określały celnie jako "jajecznicę ze szczypiorkiem". Choć to zestawienie popularne w przyrodzie...
Jednak stwierdzam, że trochę zmęczyły mnie (psychicznie) te przyrodnicze wzorki i chyba znowu wrócę do abstrakcji :). Geometrycznych oczywiście. Choć mam też pomysł na zakładkę muzyczną - co u nas powinno być w sumie oczywistością, właściwie dziwne, że do tej pory taka jeszcze nie powstała... I że nikt się nie dopominał :).

poniedziałek, 4 marca 2013

Motyl po raz drugi i pierwszy

Po raz drugi dokładnie, bo poza uroczym (trzeba wierzyć mi na słowo) motylem z okresu pomaturalnego nie wyhaftowałam jeszcze innego, a po raz pierwszy, bo pierwszy raz na zakładce.
Nie, nie jest dokładnie taki jak chciałam, ale trudno. Jedna z moich córek pozwoliła sobie nawet na skojarzenie "robal na kwiatku" (sic! :P) ale grzecznie się wycofała z robala i przyznała, że motylek jest wiosenny. A za oknem pełnia słońca, od razu humor lepszy. Maturzystka inauguruje dziś sezon rolkowy, mam nadzieje, że radykalne przewietrzenie przyda się szarym komórkom. A mnie zaczyna jeszcze bardziej ciągnąć do wiosennych porządków...



Widać, że słonko przygrzewa... Kolejne motylki (inny gatunek:) ) w drodze, ale niestety nie da się wyszywać przez cały dzień....


sobota, 2 marca 2013

Okno

Nie wiem tylko czy okno na świat czy też przeciwnie, do wnętrza.Niewątpliwie jest to  postmodernistyczny gotyk, cokolwiek miałby oznaczać takie sformułowanie ;). Okno z przebijającymi refleksami. Albo oglądane przez szkło powiększające. Jednym słowem interpretacji mnóstwo. A mnie po prostu fajnie robiło się coś innego. Strzeliste, Na pięknym niebieskim tle - śliczny jest ten odcień błękitu, jak wczesnowieczorne letnie niebo. I nawet na ekranie wygląda prawie tak jak w oryginale.


Słońce świeci, radosne kolory zakładki są jak najbardziej uprawnione. A kolejna już powstaje, chyba nawet więcej niż połowę mam zrobioną. Też wiosenna i radosna...

Usiłowałam znaleźć podobne blogi w sieci - ale jak pokazywały się zakładki, to z reguły były robione na sprzedaż. Choć prześliczne, nie ukrywam. Takich jak moje dotąd nie znalazłam. No więc dalej będę pisać sobie a muzom...

piątek, 1 marca 2013

Zielono i śliwkowo

Słonko wyszło i od razu bardziej chce się żyć. Nawet zabrałam się do wiosennych porządków.
A ta zielono-żółta zakładka powstała tak gdzieś miesiąc temu. Jako zapowiedź wiosny:


Tak naprawdę to jest bardziej jaskrawa niż na (przynajmniej moim) monitorze. A kolory  przechodzą jeden w drugi nieco bardziej płynnie.

Śliwkowo zaś jest tak oto (dwa zdjęcia bo szukałam dobrego tła):



I też przechodzenie kolorów jest bardziej płynne czy stonowane.
Do wyhaftowania jednej z tych zakładek musiałam dokupić nici i udało mi się dobrać identyczny kolor na oko. Tak, wiem, że te nici mają numery, ale jakoś zawsze w końcu znikają mi te papierki z numerem...

A na koniec zakładka, która na razie jest kolejną ulubioną (moją ulubioną). Niestety nie wiem co mogłabym zrobić, aby zdjęcie w pełni oddało jej urok..



Ten kolor lila z odcieniami żółtego, takimi pastelowymi, wygląda bardzo ładnie. I naprawdę nie pomarańczowo... A jasny żółty delikatnie przechodzi w ciemniejszy...