Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rodzinne. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rodzinne. Pokaż wszystkie posty

środa, 9 kwietnia 2025

Tradycyjnie z numerkiem

Tak, to dzisiaj.
Ale nie wieje tak, jak wtedy

Jako że nasz 37 rok małżeństwa obfitował w podróże, tradycyjne zdjęcie z numerkiem na tle kadru podróżnego z końca świata.



sobota, 28 grudnia 2024

Przewodnik po choince

 Taki mi się ułożył tytuł.

Całkiem mi się nasza tegoroczna choinka podoba, więc pomyślałam, że kilka detali pokażę. 

Zacznijmy od tego, że mój archetyp choinki można opisać tak: gęsta, regularny trójkąt, nie za szeroka dołem i nie łysa nigdzie. Zaznaczam to, bo wiem, że niektórzy wolą choinki z prześwitami, niezbyt gęste i nie przywiązują zbytniej uwagi do kształtu drzewka.

Nasza tegoroczna jest niemal idealna.


Na czubku obowiązkowo gwiazda o sześciu ramionach. Wyrób własny.

W tym roku kolory dominujące to srebrny i niebieski. Z czerwonych bombek powiesiłam tylko duże czerwone i jest kilka szydełkowych czerwonych gwiazdek. 

I detale: bombka, dzieło mojej kuzynki-artystki 


I druga bombka z jej rąk. Z serii czterech  mamy z dziećmi po jednej w każdym domu, każda inna.


Bombka na wieszadełku z koralami siostry jednej mojej Babci. Ta Ciotka wyjechała do Ameryki jako 15-letnia dziewczyna i nigdy już nie zobaczyła rodziców i rodzeństwa... Były tylko listy. Ale jej młodsza prawnuczka jest bardzo podobna do mojej najstarszej córki. Geny to rzecz zadziwiająca.


Stateczek z łupiny orzecha zrobiłam na wzór tych, które robiła dla mnie w latach przedszkolnych ciocia na lekcjach angielskiego.


Srebrnych orzechów też trochę mamy 😁.


Wieszadełka z Ziemi Świętej, z drzewa oliwnego...


Gwiazdka mojej średniej Córki, zrobiona już po jej ślubie. Mam komplet czerwonych i jedną granatową.


Sopel-fajerwerk od moich Rodziców, dostaliśmy taki komplet baaaardzo dawno. Próbowałam dokupić i nie znalazłam. A to jest bardzo dekoracyjne.


Tancerka z pudełka z tzw. słomkami, które kiedyś dostałam od Mamy. Laleczka nie jest ze słomy i ma jeszcze trzy siostry na naszej choince. Bardzo je lubię.


Jak widać, wszystko tu ma jakąś historię. A tych drobiazgów jest jeszcze więcej. Miło się taką choinkę ubiera wspominając.

No i szopka. Przy choince u nas obowiązkowo. Tym razem kenijskiej szopce towarzyszą mali śpiewacy, którzy ze trzydzieści albo i więcej lat temu mi się spodobali i dostałam ich w prezencie od znajomej (a potem kiedyś odnowiłam).
Po namyśle dołożyłam im jeszcze światełko jako ognisko, tylko nie ma na zdjęciu.


Pozdrawiam zatem w oktawie świątecznej nieco sentymentalnie :).

środa, 4 września 2024

Z historią

 Było trochę odpoczynku od zakładek, to mogę pokazać kolejną.

Kolorystycznie nieco odmienna (chyba) od poprzednich, choć nadal - jak widać - preferuję kolory mocne i zdecydowane. I na pewno jeszcze przez jakiś czas tak będzie.


Zakładka z tych odrobinę szerszych, nieco ciemniejsza i z dodatkiem filetu, którego dawno nie było. Więcej przeplatania, trochę poza oczywistym schematem.

A dlaczego z historią?

Zakładka leży na stoliku używanym przez nas jako stolik do kawy przy sofie (choć można go rozłożyć i podjechać do góry). Stolik przykryty jest mięsistym obrusem w fiołki, którego używam bardziej jako serwety. Obrus jest prawie idealnie kwadratowy, wiec doskonale nadaje się na okrągły stolik. Dostałam dwa takie obrusy - ten drugi w inny wzór - od mojej Szwagierki, która stwierdziła, że ona sama nie ma szans, by używać stołu w kuchni w formie nierozłożonej i nie ma sensu, by obrusy u niej leżały. I przy którychś odwiedzinach Teściowej, gdy podałam kawę, okazało się, że to jest obrus, który moja Teściowa kupiła ponad 60 lat temu za pierwszą pensję (czy jedną z pierwszych). Nie macie pojęcia jak się ucieszyła, że obrusiki są w użyciu. (W tym drugim jest mała dziurka, więc raczej nie jest dla gości, ale użyteczny jak najbardziej, wszak nie musi by na stole ;). 

Jeszcze dwa zdjęcia fiołków na obrusie. 



Miłe są takie historie.

wtorek, 31 stycznia 2023

Koniec stycznia

 Koniec pierwszego miesiąca roku oczywiście przypomina o upływie czasu etc., ale też przybliża do wiosny. I to jest super.

Brakuje nam ostatnio czasu na wypady do lasu. Bardzo nastawialiśmy się na wykorzystanie niedzieli i boleśnie odczuliśmy ostry wiaterek przed południem, taki że tylko zawinąć się w kocyk z ciepłą herbatką.... Jednak świadomość "dziś albo za trzy tygodnie" i zdrowy rozsądek zmobilizowały nas do małej wyprawy. No i nadzieja, że w lesie będzie mniej wiało. I faktycznie mniej wiało!


Było szaro, ale pięknie. Miejscami nawet by się dało pojechać na sankach! Tylko miejscami jednak.


Z detali zachwycały mnie te kawałki zlodowaciałego śniegu nawleczone na gałązki.


W lesie cisza. U nas to już sikorki dzwonią - tam jeszcze zimowo, a ptaki pewnie bliżej ludzi... Sarenek, jeleni i danieli też nie było widać.
Ale wyprawa i tak super.


Ostatnie zdjęcie z wysokości 30 m - taką mamy w okolicy fajną wieżę widokową. No ale na balkoniku na czubku to już mocno dmuchało zimnem.....


czwartek, 26 stycznia 2023

Flauta

Zawsze jak ostatnio byłam nad (polskim) morzem, było zdecydowanie w ruchu. A tym razem.... Prawie nic.

Ten jeden dzień był bardzo szary, tak jak na zdjęciach. A mimo to było super. No cóż, morze i już. 😉

Praktycznie zero ruchu jeśli nie liczyć mew prujących jak minimotorówki. Bo większość mew unosiła się ze stoickim lenistwem na lustrze wody (no bo nie na falach przecież), ale dwie pruły strzałką do brzegu, wyciągnięte niemal na płasko, tnąc lustro wody dziobem. Nie wiedziałam, że tak potrafią. Naprawdę, tak wyglądało, jakby miały z tyłu motorek. Ale na filmik się żadna z nich nie załapała.

Aha, musicie mi uwierzyć na słowo, że latarnia morska wysyłała sygnały. W zasadzie powinnam napisać, że obie latarnie świeciły, tej zielonej jednak nie widać na tym zdjęciu.



niedziela, 22 stycznia 2023

Szczęście

Dziś trochę niespodziewanie zrobił nam się dom pełen gości, rodzinny obiad, samo szczęście. I z tej okazji wyjęłam z szuflady obrus, z którym wiąże się mnóstwo wspomnień, choć mam go raptem od trzech lat.


Obrus jest ręcznie malowany, dość duży, więc nie da się go układać na stole na co dzień, pasuje tylko na rozłożony stół i to najlepiej gdy jest rozłożony bardziej, czyli na 8-10 osób, a może i jeszcze o jeden człon?


Panią, która takie cuda maluje mieliśmy zaszczyt poznać osobiście i pokochać całym sercem. Malować na obrusach zaczęła dość późno, nie wiem czy nie po śmierci męża. Widziałam tych prac wiele - są naprawdę śliczne. Niezależnie od tego, że je sprzedaje i maluje na zamówienie też, hojnie dzieli się wszystkim co ma. Przy czym hojnie może oznaczać zaproszenie na obfity obiad do domu dziesięciu osób albo przygotowanie posiłku dla 50-osobowej grupy. Z uśmiechem, otwartością i optymizmem, których można pozazdrościć.


Tu wypada wyjaśnić tytuł wpisu. Autorka tych malowanych obrusów mieszka na wyspie Cebu, ma jakieś 80 lat i znana jest w gronie rodziny, przyjaciół i znajomych jako Ligaya, co w języku cebuańskim znaczy szczęście, radość.


Trudno o dobranie bardziej odpowiedniego "imienia" (na Filipinach wiele osób używa na co dzień zamiast imion własnych rozmaitych przydomków, często nadanych w dzieciństwie). Kiedy piszę te słowa zalewa mi serce tęsknota za ludźmi, których mogę już nie spotkać (na ziemi). Chciałabym mieć taką radość i otwartość, ciekawość ludzi i dar rozmawiania z nimi jak byśmy znali się od lat, z humorem i uważnością - jak Ligaya. 🙂


Obrusy malowane są akrylami i jakoś utrwalane tak, że można je prać.
🇵🇭

sobota, 23 lipca 2022

Ślubnie po raz trzeci (cz. 1)

 Tak było u nas. Ślubnie, radośnie, romantycznie, rodzinnie. Po raz trzeci.

:)

Takie drobiazgi:

1. Ulubione różyczki i wykorzystana resztka deseczki, która pozostała po zrobieniu napisu na nasze drzwi:

 Do odwzorowania literek wykorzystałam staroświecką (i wiekową) kalkę, bo za nic nie udawało mi się wydrukować tego napisu tą czcionką w lustrzanym odbiciu, żeby zrobić bardziej nowoczesny transfer.

 

2. Nie widać tego na zdjęciu, ale jest to drewniany plaster. Tło najpierw pokryte biała farbą, na to bardzo delikatna serwetka z motywem roślinnym, na to gałązki też drewniane, pomalowane na biało i drewniane literki, pomalowane na niebiesko (miało być ciut bardziej turkusowo). Napis to cytat nawiązujący do słynnych wrót z "Władcy pierścieni" (POWIEDZ PRZYJACIELU I WEJDŹ).

Całość pomyślana jako zawieszka na drzwi wejściowe, ale zobaczymy jak zostanie wykorzystana.

 

3. Karteczka z życzeniami, tzw. telegram. Nie było czasu na super zdjęcia. Motyw ulubionych różyczek tym razem na drewnianych serduszkach, tło to trzy warstwy kartonu.


 To na razie tyle, coś jeszcze będzie :)

 


sobota, 9 kwietnia 2022

34

 Taki piękny dzień i taka ładna liczba nam się trafiła. Aż nie do wiary. ;)


Pozdrawiam najserdeczniej.

wtorek, 29 grudnia 2020

Nastrojowo

 Listopad, grudzień, styczeń, luty to miesiące, w których "chodzi" za mną światło. Dokładnie rzecz biorąc - świece. Zapalam dla przyjemności, stawiam na półce, na stole.... Wykorzystuję też sztuczne świeczki udające prawdziwe - bo takie można wstawić przy książkach za szybką albo przy filiżankach... Efekty są ciekawie i jest bezpiecznie :). Lubię świece zapachowe, lubię zwykłe... Zbieram ogarki, żeby zrobić z nich kolejne...

Zatem kilka nastrojowych zdjęć w klimacie świątecznym, w tym te ze świecami...


Obowiązkowa gwiazda na czubku choinki (zrobiona przeze mnie na pierwszą nasza małżeńską choinkę)


I nowa spontaniczna tradycja - szydełkowe gwiazdki doczepione do firanki - prezenty (w sumie sześć gwiazdek) od trzech różnych osób ;)


Choinkowe detale - w tym roku choinka mniejsza i ubrana w drodze kompromisu w dwóch zasadniczych kolorach: srebrnym i czerwonym plus słomkowe cacka i ozdoby z Ziemi Świętej...


Niezmiernie trudno było zostawić tyyyle rzeczy w pudłach :D. Na szczęście orzechy i łódki zdobiące też naszą pierwszą choinkę załapały się na kolor - są srebrne :D.

Niektóre ozdoby zyskały inne miejsce... Na przykład ten szklany aniołek stracił kiedyś tam aureolkę, ale może siedzieć na świeczce podświetlony od środka (świeczka z tych sztucznych...). Co prawda gwiazdka pięcioramienna, nie sześcio czy ośmio, ale nich mu tam będzie...



I na koniec taki klimacik. Wzrusza mnie ta fotka ogromnie. Co prawda już nie wszystkie świece się palą, ale klimat jest. Taki przypominający mi dzieciństwo... Jako żywo widać, że minimalizm nie jest moją filozofią... :D

Pozdrawiam serdecznie. I pracująco ;)


poniedziałek, 26 października 2020

Metamorfoza stoliczka

Zaczęło się od tego, że rodzinne Malątko dorosło do momentu, w którym Rodzice uznali, że potrzebny by był mu stoliczek.

Natychmiast przypomniałam sobie biały stoliczek z mojego dzieciństwa, cudem uratowany z wojennej zawieruchy - pełnił niegdyś rolę stolika nocnego mojego Dziadka. Jakoś tak się złożyło, że nie zabieraliśmy go do siebie, kiedy nasze dzieci były małe. Pytanie brzmiało "Gdzie on jest?". Ze dwa telefony, szybkie konsultacje i się znalazł. Okazało się, że był (oczywiście) w czeluściach piwnicy mojej Mamy. Po wydobyciu i obmyciu z kurzu ukazała się nieco sfatygowany, ale wciąż pełen gracji mebelek... z naklejkami świadczącymi o tym, że musiały go używać moje dzieci podczas pobytów u Dziadków. Ale nikt tego nie pamięta...

Mebelek zdecydowanie wymagał odrestaurowania... 

A ja nie zrobiłam zdjęcia poglądowego "jak było".

Spędziłam natomiast dwa urocze sierpniowe dni z opalarką, papierami ściernymi, skrobakami...

Co tu dużo mówić - łatwo nie było. Te wszystkie detale stanowiące o uroku stoliczka okazały się oczywiście koszmarem, jeśli chodzi o oczyszczanie z farby... Starałam się jak mogłam. Było prawie idealnie... Oczyma duszy widziałam jaki będzie piękny i nowiutki i co zrobię z rozklekotaną szufladą...

Samo dopieszczenie detali wzięli na siebie już Rodzice Malątka. I nawet sam nowy właściciel stoliczka się przykładał... :D.

Prawdę mówiąc zastanawiałam się, czy dna szuflady w ogóle nie wymienić, ale ostatecznie w ruch poszła szpachla do drewna...

I okazało się, że wszystko się dobrze trzyma.
Można było zatem wykończyć szufladkę tak, jak to sobie od początku wymarzyłam... Od spodu też ma paseczki.

I stoliczek już we właściwym miejscu. W dzieciństwie nie doceniałam jego uroku. Od początku był malowany na biało, ale myślę, że gdyby był pokryty fornirem czy politurą nadawałby się do eleganckiego salonu...



Zastanawiam się, czy mojemu Dziadkowi przyszło do głowy, że z tego stolika będzie korzystał jego praprawnuk...  I w ogóle ciekawe kto ten stoliczek kiedyś kupił czy zamówił... ale tego już się nie dowiemy...

piątek, 16 października 2020

Kwiatki po kwiatkach

 Co ja poradzę, że jak mi się coś spodoba, to lubię to zrobić jeszcze raz?

Kwiatki jeszcze raz :).

Najpierw było tło - bardzo letnie czy wiosenne - jak słońce nad jeziorem, pełne ciepłego wiatru i przestrzeni.
A potem "namalowały się" kwiatki.

Już nie pamiętam dlaczego powstawały z pamięci i dlatego są jeszcze inne niż poprzednie - nadal nieregularne i skręcające raz w lewo, raz w prawo. Tu było trochę prucia i kombinowania. Ale efekt zadowalający ;).


Jutro ważny dzień dla nas. Jeśli ktoś może i ma taki zwyczaj, proszę o wsparcie modlitwą, bo czas niełatwy, niepozwalający na jedynie beztroską radość. 

Nas i Młodych :).

poniedziałek, 9 grudnia 2019

Rodzinnie...

Nie nadążam z opracowaniem fotek, nawet niektóre przegrywam z opóźnieniem z aparatu...

Miała być dziś kolejna zakładka, ale będą... pierniki.

Bowiem niedzielne popołudnie spędziliśmy na rodzinnym pieczeniu pierników.  Bardzo to miła tradycja się nam zrobiła. No i rodzinne pieczenie ma ten plus, że nie kończę go samotnie o drugiej w nocy :).
Niestety w tym roku nie wiemy ile pierników upiekliśmy. Zaręczam, że dużo. Ciasto mieliśmy w dwóch kolorach, bo robiłam ja i robiła Średnia Kamzikówna, a choć przepis ten sam, dałyśmy każda inną ilość kakao :D. Fajnie było...


 Jak widać niektórzy nie oparli sie pokusie upieczenia hipciów... :)

Urobek naprawdę solidny. Nawet jeśli pamiętamy, że to na dwa domy. A jeszcze trochę zostało schrupane. (Jedna blacha nieco się przypaliła...)


Kunsztowne wiązanie fartucha zobaczyłam dopiero na zdjęciu...


I teraz jest pytanie kto i kiedy zdoła to wszystko polukrować... tzn. przynajmniej naszą cześć,  tę drugą pewnie polukrują prędzej...

wtorek, 25 czerwca 2019

Mistrzostwo haftu

Cóż, czasem mi się wydaje, że trochę umiem haftować.
Potem patrzę sobie na dzieła innych i "trochę" robi się malutkie.

Ale kiedy przypominam sobie cudo, które jest w naszej rodzinie od blisko 90 lat... to moje "trochę" znika, ja sama szkolę się w pokorze,  a inne dzieła  - choćby najpiękniejsze  -  też jakoś czasem tracą czar unikalności.

To jest haft na batyście wykonany osobiście przez najstarszą Siostrę mojej Babci. Całość stanowi coś w rodzaju powłoczki (w środku jest akurat jasnobłękitny atłas jako wypełnienie i kolor, ale miałam też koralowy materiał dla dziewczynek) - nakrycia do chrztu. Nie szatka (na to za wielkie), raczej coś, co u nas nazywa się "kapką". W dawniejszych czasach zakrywano tym cały becik, kiedy dziecko było niesione do chrztu.


 Całość jest prostokątna, dłuższy bok ma pewnie trochę więcej niż metr.

I teraz detale.
Cieniuteńka nic, igła musiała być jak włos niemal...
 


Podłożenie koloru sprawia, że biały haft jest lepiej widoczny.











 Ostatnie zdjęcie z monetą, aby jakoś pokazać skalę...


Ta Ciocia-Babcia nie była mężatką i (siłą rzeczy) nie miała własnych dzieci. Znam ją głównie z fotografii - co to była za piękna kobieta!!! Nie tylko utalentowana :)  Umarła jak miałam 6 lat (pamiętam to). A jej dzieło wciąż żyje i cieszy kolejne pokolenia! Oglądać mogę bez końca...

Zatem... warto haftować (albo jakkolwiek inaczej działać twórczo).