czwartek, 26 marca 2015

Jak płomień

Zaczęło się chyba od porządków w nitkach i przeprowadzki wszystkich szyciowych klamotów (poza koszyczkiem) do pufa z brytyjską flagą (wreszcie jest jedno porządne mejsce na pudełka z muliną). Wpadła mi w oko piękna kolorowa nitka, mieniąca się ogniście, od żółci przez rozmaite odcienie pomarańczu po dziwny róż wpadający w czerwień. Potem zobaczyłam w wyobraźni  płomienną zakładkę, te kolory na jasnym tle. Powstała wyjątkowo szybko, zastanawiam się, czy nie przyczyniła się trochę do tego awaria internetu, ale nie mam wyrzutów sumienia, że marnowałam czas na przyjemności, bo w tym tygodniu już dużo "upracowałam".

Gdy piszę te słowa, w sąsiednim bloku dobiegła akcja gaszenia pożaru w jednym z mieszkań. Wygląda na to, że nic się nikomu nie stało, ale straty na pewno są. Nie sposób oderwać się od refleksji nad dwoistą naturą ognia - ogrzewa, rozjaśnia, dodaje ducha i odwagi ale i niszczy, gdy pozwolimy mu się wyrwać spod kontroli - albo gdy używamy go nieroztropnie. Mało to odkrywcze stwierdzenia, ale mam wrażenie, że łatwo się zapomina o tej konieczności zachowywania kontroli (używania rozumu!) w różnych dziedzinach życia i na różnych poziomach, Albo odpuszcza, gdy wymaga to trochę wysiłku. A potem trzeba gasić różne pożary i nie zawsze wychodzi się z tego obronną ręką...

Ale zakładka jest pogodna i radosna. Jak na wiosenny czas przystało. Obie strony prawie takie same.


wtorek, 24 marca 2015

Komputerowa migawka

Autokorekta w Wordzie (a pewnie i w innych edytorach tekstu) to temat morze. Morze pełne dowcipów.

Tu mała dygresja:
Ja generalnie cenię sobie te wszystkie sprytne możliwości automatycznego dodawania ogonka przy "sie", zamienianie "jełśi" na "jeśli" i tysiące innych drobiazgów. Cenię zwłaszcza dlatego, że piszę szybko, aby nie uciekły mi myśli i często robię literówki. (Ale jest też problem potem, gdy korzystam z różnych czatów -  mam skłonność do zbyt szybkiego wciskania klawisza "enter"...)

Jakiś czas temu wracam do pracy po odejściu na chwilę od komputera, czytam ostatnie zdanie i... zastygam w szoku. Czytam jeszcze raz: "Zakaż dym razem". No nie, o co mi chodziło? To ja takie głupoty napisałam? Jaki dym? CO z tym dymem? I dlaczego razem zakazywać?

Sięgam do oryginału...

Za każdym razem...

Kurtyna

poniedziałek, 23 marca 2015

Mozaika jubileuszowa

Jak już donosiłam wcześniej w komentarzach, jest kolejna zawieszka. Plany przygotowania potrzebnego zestawu siedmiu sztuk nabierają realności. Zmagam się z oporem materii - w pasmanterii byłz tylko biała kanwa. Na białej pracuje się nawet przyjemnie, bo ciemniejsze kolory ładnie się odbijają, ale niestety biała kanwa przebija spod krzyżyków, jeśli nić jest za cienka. A to oznacza, że choć na kanwie przezroczystej zawsze wystarcza pasemko złożone z trzech nitek, na białej przeważnie musi być pasemko poczwórne. A z tego same komplikacje - moja ulubiona krzywa igła, która leży idealnie w palcach i nie jest ani za gruba, ani za cienka ma dość małe ucho. Uszko. Uszeńko nawet. Trzy pasemka dadzą się nawlec, z czterema kłopot duży. Trzeba więc zmienić taktykę: uciąć dwa razy dłuższą nitkę niż potrzeba, podzielić na trzy a nie na dwa (pasmo muliny składa się z sześciu nitek - to informacja dla ewetualnych niewtajemniczonych) i potem nawlekać tak, by igła była w połowie, a w hafcie wychodziła nić poczwórna. Końcówki, gdy nitka już przykrótka, a żal odcinać, doszywa się wtedy po dwa razy. I nie jest to wszystko razem skomplikowane, pod warunkiem, że się pamięta... przed pierwszym przycięciem nitki :) Poczwórna nitka oznacza rówńież więcej nitek w każdym otworku kanwy - igła nie może być zatem zbyt gruba.
Niemniej te wszytskie "kuchenne" zawiłości nie były przeszkodą w powstaniu kolejnej zawieszki, choć białe ślady na brzegach irytowały mnie bardzo i musiałam przeszywać więcej niż dwa razy w każdą stronę. Wyszło tak (jak zwykle prawa i lewa strona są inne, choć kolorów użyłam tych samych).


A dlaczego jubileuszowa? Bo dwudziesta piąta. :-)


Ruszyłam w niedzielę z kolejną zakładką, która wyobraziła mi się podczas ubiegłotygodniowej podróży. Ciekawe kiedy uda się ją skończyć :-)




Może tak monotematycznie, ale zaczynam rozumieć, jak wielkim błogosławieństwem w domu mogła /może być zaufana gosposia....

sobota, 21 marca 2015

Zaskoczenie

Wyszłam parę dni temu na balkon, aby go zamieść i z zaskoczeniem odkryłam, że zawitała wiosna. W ubiegłym roku posadziłam w skrzynce trzy kępki fiołków (w ogromnych ilościach rozrastają się u nas na trawnikach).  Nie pamiętałam, że kwitną tak wcześnie! Pąków jest dużo, tu pierwszy odważny :)
W dniu odkrycia
I dzień później
Podobną niespodziankę zrobiła mi cebulica. Kompletnie zapomniałam, że przywędrowała do mnie niegdyś razem z sasankami. Sasanki chyba nie przetrzymały tym razem zimy, ale błękitne maleństwo zamrugało do mnie radośnie:
W dniu odkrycia

I dzień później
W domu zaś kwitną białe pełne fiołki (zadziwiające jak są zsynchronizowane, kwitną jednocześnie w kilku doniczkach, a inne kolory nie)


I pachną hiacynty (miło się pracuje w takim zapachu).


Wiosnę uważam za pozytywnie rozpoczętą :)

piątek, 20 marca 2015

W czerwieni

Ponieważ nastał okres zawieszek (potrzebuję kilku w najbliższych tygodniach) wolne siły przerobowe przeznaczam na nie właśnie. Czasu niestety nie ma za wiele, ani na haftowanie, ani na pisanie. Ratunkiem okazała się zeszłotygodniowa podróż, to zadziwiajace, ile można zrobić przez 300 km :).


Niestety podczas jazdy w drugą stronę byłam najpierw bardzo śpiąca, a potem było ciemno. Stąd kolejna zawieszka czeka na wykończenie. Niewiele jej brakuje co prawda, ale opieram się pokusie dokańczania jej zamiast brania się za pracę lub któreś z rozlicznych czekających zajęć domowych. Przyjemności trzeba umieć sobie dozować :)

Bardzo boleśnie doświadczam ostatnio jak łatwo jest wypaść z mozolnie zorganizowanego rytmu zajęć i jak okropnie trudno jest do niego wrócić. Tym trudniej, gdy samemu sobie jest się szefem. Ech.

Idę zobaczyć co tam z zaćmieniem :) Metodą rzucania cienia, bowiem wszystkie filtry spawalnicze zostały wykupione zanim po nie pojechaliśmy, a stare zdjęcia rentgenowskie ze dwa miesiące temu osobiście wyrzuciłam jako na pewno nigdy już niepotrzebne :(. Z płytą CD zaś nie zamierzam kombinować.

środa, 11 marca 2015

Rachunki ;-)

Przyjaciele matematycy zgodnie twierdzą, że nie zajmują się rachunkami. Ciekawe jak to bywa u innych. :-P Umieją liczyć?

Ktoś ze znajomych moich znajomych ☺ umieścił na FB planszę z zapisem pewnego działania rachunkowego. Podpis brzmiał jakoś tak: Założę się, że nie wyliczycie tego poprawnie.
I ku mojemu zaskoczeniu w wielkiej gromadzie komentarzy było rzeczywiście strasznie dużo błędnych odpowiedzi. Niektórzy wręcz upierali się, że mają rację (a nie mieli). Aż zainteresowało mnie, jak to by było u nas. Nie żebym Was koniecznie chciała testować. Ale to może być niezła zabawa w dobranym gronie :) Można też wymyślać własne podobne równanka.
Gotowi?

7+7÷7+7×7-7

W sumie proste, prawda?
Najbardziej mnie zadziwia, że podawano najczęściej nie jedną a dwie błędne odpowiedzi i nie mam pojęcia jak ktoś doliczył się tej drugiej :))

poniedziałek, 9 marca 2015

Tego tu jeszcze nie było

Zaczęło się smutno trochę. W sobotę późnym wieczorem (wszystkie sklepy już pozamykane, poza całodobowymi oczywiście, ale co mi po nich) zorientowałam się, że nie mam kanwy. Tej plastikowej. Ściśle rzecz biorąc miałam - kawalątko o wymiarach mniej więcej 1 x  7 czy 8 cm (szerokość pięciu dziurek!). A taką miałam ochotę na nową wiosenną zawieszkę! To miał być zasłużony niedzielny relaks. Postanowiłam jednak wykorzystać to, co zostało. Kiedyś ktoś pomylił na zdjęciu zawieszkę z ... kolczykami. No to zrobiłam kolczyki...





Zważywszy, że Śr. K. wyszła w nich dziś z domu, debiut uważam za udany.

Robiłam kiedyś kolczyki dziergane i z koralików (były takie święta, że Śr. K. obdarowała prawie wszystkie  bliższe koleżanki kolczykami z korali, a te wydziergane to chyba jeszcze moje dziewczyny gdzieś mają ). Te są jednak zdecydowanie bardziej unikatowe. Mam już pomysł na modyfikację, więc z czasem będą kolejne. Ale więcej czasu na to - jak sobie wyliczyłam - pewnie za 12 tygodni... Chyba że znowu będę spragniona relaksu...  ;-)

sobota, 7 marca 2015

Słonecznie wiosenna i nieco zawieszkowej kuchni

Niestety nie zakładka, a tylko zawieszka. "Tylko" bo to jednak mniejsza forma. Ale przy obecnym obłożeniu zajęciami bardzo dużo czasu zajmuje mi wykończenie takiego drobiazgu (z grubsza 4x4 cm). A w stosunkowo niedalekiej perspetywie będę potrzebowała jeszcze sześciu ;) - bo pięciu zakładek do maja na pewno nie zdołam zrobić (dwie na razie mam w zapasie).

Ułożył mi się pewien zwyczaj czy nawet rytuał haftowania tych zawieszek. Najpierw  przycinam kanwę - ponieważ zwyle jest przygotowana z góry pod zakładki, wielkości zawieszek są pochodną przygotowanych a jeszcze niewykorzystanych baz pod zakładki. Potem wybieram zestaw kolorów. Staram się, aby nie było ich za wiele. Pięć to dobra liczba w tym kontekście. I potem wyszywam kolorami po kolei - raz jedną stroną, raz drugą. Jeśli na wierzchu ma być jakiś konkret, to ten wzór wymyślam wcześniej i nawet od niego zaczynam. Jeśli jednak tylko czysta geometryczna abstrakcja, to pozwalam wyobraźni pracować podczas haftowania. Dotyczy to zarówno układu jak i proporcji kolorów. Ostatnio nawet obramowanie nie jest robione jednym kolorem, co daje ciekawy efekt. Gdzięć po drodze decydujęsie na rodzaj zaiweszenie - tasiemka, wstążka lub spleciony sznurek (splatanie warkoczyka z muliny jest dla mnie czynnościąogronie nużącą). Ponieważ każda z zawieszek składa się z dwóch zszytych kawałków, mogę sobie pozwolić na luksus nieprzesadnego skupiania się na lewej stronie, inaczej niż w przypadku zakładek haftowanych krzyżykami.

Prezentowana niżej zawieszka jest - jak w tytule - słoneczna i wiosenna, co zawdzięcza dobranym kolorom. Taki energetyzujący zestaw kolorystyczny spodobał mi się i mam ochotę na wykorzystanie go jeszcze raz - no, może z małą modyfikacją. ;)


piątek, 6 marca 2015

Dialog

Gdy N., narzeczony Śr. Kamzikówny przyszedł dziś do nas po pracy, usłyszałam najpierw z przedpokoju dzikie wybuchy śmiechu. Na tyle dzikie, że przedarły się przez moje zaabsorbowanie pracą. Relację otrzymałam nieco później.

- N, a zauważyłeś?
- Co? Aha.
Patrzy. Patrzy. Przygląda się. N. ma nie tylko narzeczoną, ale i dwie siostry i jako człowiek wyedukowany w kwestiach damsko-męskich wie, że należy zwracać uwagę na wygląd kobiety. Patrzy. Przygląda się. Śr. K. robi słodką minę, jak ją znam. Taką minę pt. "No przecież to oczywiste". N. patrzy uważnie. Wyżej, niżej... Wreszcie nie wytrzymuje.
- Ale co się zmieniło?
- No jak to!? Mam nowe soczewki!

kurtyna

I chyba wiem, po kim toto takie prześmiewne :-]



A zdjęcie jest na przywrócenie dobrego humoru tym, których nęka zimowa pogoda :)