Pokazywanie postów oznaczonych etykietą film. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą film. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 30 października 2018

Kamerdyner

Film. Polski.
(Recenzji filmowej chyba jeszcze na tym blogu nie było, co niestety pośrednio świadczy też o tym jak rzadko chodzimy do kina...)

Z racji pewnych odległych rodzinnych powiązań słyszałam o tym filmie na długo zanim przedostał się do bardziej oficjalnego obiegu . Nawet dziwiłam się, że ciągle go nie ma, choć miał być... dopiero kiedy już się pojawił w tym roku na gdyńskim festiwalu, dowiedziałam się o kłopotach ze sfinansowaniem produkcji. Nie jest jakoś szeroko grany, przynajmniej u nas, ale znaleźliśmy seans i nawet trochę się w końcu spieszyliśmy, "bo nie wiadomo czy w listopadzie będą grać".
Film otrzymał na festiwalu w Gdyni Srebrne Lwy, plus chyba trzy inne nagrody.


Opowiadana historia jest generalnie bezbrzeżnie smutna i nie ma happy endu - to chyba warto zaznaczyć. Recenzji zresztą można w różnych miejscach przeczytać wiele, parę mniej i więcej chyba bardziej pozytywnych. Film z pozoru opowiada nieco zawikłaną historię miłosną (ten wątek miłosny jakoś wcale nie wydaje się w filmie najważniejszy, mogło by go nie być w sumie), a naprawdę opowiada kawał mało znanej i mało rozumianej historii Kaszub. Bolesnej historii - dodajmy. Namalowanej na tle historii europejskiej. Namalowanej - słowa tego używam celowo, bo pomimo pewnych naturalistycznych i brutalnych scen (zastanawiam się na ile konieczne/realne) film wydaje mi się właśnie malowany - piękne ujęcia, wiele pięknych przemyślanych kadrów, sugestie, odniesienia, wzmianki.... Poruszały mnie nie tylko te wielkie sprawy (choćby nitki prowadzące do lasów piaśnickich), ale też drobiazgi takie jak na przykład  nagromadzenie kaszubskich nazwisk, które - choć nie mam  w rodzinie Kaszubów - dla moich uszu brzmią swojsko i naturalnie... Okazało się nawet, że po latach wciąż dobrze pamiętam refren hymnu śpiewanego w sanktuarium Królowej Kaszub w Sianowie  (po kaszubsku, a jakże).

No właśnie, język filmu. Kaszubi w filmie mówią po kaszubsku i choć przeważnie moim zdaniem da się ich zrozumieć, na ekranie pojawiają się napisy po polsku. W tym kontekście razi okropnie to, że Prusacy mówią w filmie ... po polsku. Nawet - powiedziałabym - psuje to bardzo wymowę filmu. Zastrzeżenie to przeczytałam w jakiejś recenzji i muszę powiedzieć, że jest absolutnie słuszne.

świetna rola Janusza Gajosa (postać wzorowana na Antonim Abrahamie, choć on zmarł w 1923 r. a nie został zamordowany w Piaśnicy) zasługuje na osobne zdanie.

Jest to w oczywisty sposób film "z misją", pragnący przypomnieć (a tak naprawdę pokazać coś, czego większość widzów obawiam się nie wie) bolesny, trudny, dramatyczny los Kaszubów i cenę, jaką płacili za trwanie przy polskości. I też pokazuje jak łatwo władze mogą popełnić błędy... Swoją drogą ciekawe jest też pojawiające się delikatne echo powstania wielkopolskiego). Zastanawiam się, ile osób zmobilizuje do zapoznania się z tą historią choć ciut głębiej.... a nie pozostanie na samej powierzchni.

Zatem zachęcam - ale i ostrzegam, że nie jest to film wypoczynkowy, relaksowy...
-------
"Kamerdyner", reż. Filip Bajon (2018)

To jest oficjalny zwiastun, aczkolwiek przeakcentowuje ten wątek miłosny....



wtorek, 5 lutego 2013

Coraz bliżej teraźniejszości

Kolejne fotografie to moje wytwory (żeby nie powiedzieć dzieła) przedwakacyjne (wiosna i początek lata 2012). Cieniowania, które tu się pojawiają nadal mi się podobają i powracają w kolejnych odsłonach, co - mam nadzieję - będzie widać  później.Najpierw bardziej kolorowo. Rozumiem już dlaczego osoby prezentujące na blogach jakieś swoje wyroby tak często narzekają na kolory zdjęć.


A potem cieniowana bardziej i mniej wyraziste:





W planach było "pozatykanie" tych czerwonych kwadratów za niebieskie paski, ot takie złudzenie trójwymiarowości. Efekt mnie nie zachwycił... Ale kiedy pewnej osobie przyszło do wybierania zakładki dla siebie, bez wahania i bez zastanowienia sięgnęła po tę właśnie. I tak oto uczę się nie narzekać, że co nie wyszło - de gustibus itd. :)
Byliśmy dziś w kinie na "Les Miserables" - zdecydowanie odrzuca mnie polska wersja tytułu książki i filmu - pewnie wynika to z przesunięcia się znaczeń wyrazów. Nędznik brzmi dla mnie pejoratywnie, choć mam świadomość, że w II połowie XIX w. było inaczej. Mam głowę jeszcze pełną obrazów z filmu, a uszy muzyki.  Czy film się podobał - tak, świetnie zrobiony, choć oczywiście nieco upraszczający. Ale to w końcu musical przecież. Jeden motyw z bardzo malarskich obrazów filmu nadaje się na zakładkę - zobaczymy czy się uda to zrealizować.Czasem takie noszone w sobie obrazy przeradzają się w dość udane rzeczy, a czasem wykonanie nie dorasta do pięt wyobraźni...
Ale tymczasem dwie kolejne przedwakacyjne czy też wczesnowakacyjne zakładki. Właścicielka tej pierwszej odwiedzi nas za dwa dni, ciekawa jestem czy nadal jej się podoba. Na zdjęciu chyba nie do końca widać, że to pozorne złotawe tło nie jest jednolite. A ta na brązowym tle powstała z zachwytu nad tymi właśnie kolorami. Takimi nieostrymi.