Z Błękitnego Zamku...
Piątkowy dzień przebiegał nam pod znakiem podróży. Kiedy zmęczeni ale zadowoleni dotarliśmy do domu, na stole z porozkładanymi zdjęciami znalazłam niewielkie pudełko. Paczka! Rzut oka na nadawcę wyjaśnił wszystko ;).
W paczuszcze cało i zdrowo dojechał do mnie unikalny szop pracz w wersji kieszonkowej, czyli Szczepan od Oli z Błękitnego Zamku. Dojechał - dodajmy - z całym zestawem bandanek, które natychmiast rozwiesił na pierwszym napotkanym drzewie :D.
O, proszę:
Z racji bandanek kojarzy mi się z kowbojem, choć nie ma ani kapelusza, ani coltów. :)
Podobno dzikich szopów jest w Polsce coraz więcej i nie jest to dobre dla naszej przyrody Ale ten jeden na pewno nie jest szkodnikiem. A myślę, że jeszcze wiele radości będzie przynosił....
Olu, dziękuję serdecznie!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szydełko. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szydełko. Pokaż wszystkie posty
niedziela, 10 lutego 2019
poniedziałek, 23 listopada 2015
Sezon na sowy
Upolować sowę nie było łatwo.
Znalazłam ją na jednym blogu. Spodobała mi się. Blog jednak po szczegóły odsyłał do kolejnego, tamten do kolejnego, ten kolejny odsyłał jeszcze dalej. Poczułam się jak przy otwieraniu rosyjskiej babuszki, ale w końcu dotarłam do źródła z tzw. tutorialem. Tenże tutorial rozgryzłyśmy wczoraj wspólnie ze Śr. Kamzikówną. Przy okazji Ważnych Zakupów zaopatrzyłyśmy się w koraliki odpowiedniej wielkości. I tak wreszcie w niedzielę, podczas rodzinnej gry w "5 sekund", kiedy ja produkowałam kolejną zawieszkę, powstała sowa nr 1. Może jeszcze trochę niewprawna, ale kolorowa i sympatyczna ;)
Tak wygląda z przodu:
A tak z tyłu:
W planach mamy obie rozliczne sowie rodzeństwo w rozmaitych kolorach i rozmiarach - kuszą mnie sówki kordonkowe, tylko nie wiem czy nie za malutkie będą... Śr. K. zastanawiała się, jak wyglądałaby choinka ubrana w same sowy... (ale jeszcze nie wiemy czy na pewno będzie miała ją gdzie postawić w tym roku).
Jeszcze musimy rozważyć wariant z bardziej widocznymi skrzydełkami.
I ciekawe co nam z tych zamiarów wyjdzie :)
Znalazłam ją na jednym blogu. Spodobała mi się. Blog jednak po szczegóły odsyłał do kolejnego, tamten do kolejnego, ten kolejny odsyłał jeszcze dalej. Poczułam się jak przy otwieraniu rosyjskiej babuszki, ale w końcu dotarłam do źródła z tzw. tutorialem. Tenże tutorial rozgryzłyśmy wczoraj wspólnie ze Śr. Kamzikówną. Przy okazji Ważnych Zakupów zaopatrzyłyśmy się w koraliki odpowiedniej wielkości. I tak wreszcie w niedzielę, podczas rodzinnej gry w "5 sekund", kiedy ja produkowałam kolejną zawieszkę, powstała sowa nr 1. Może jeszcze trochę niewprawna, ale kolorowa i sympatyczna ;)
Tak wygląda z przodu:
A tak z tyłu:
W planach mamy obie rozliczne sowie rodzeństwo w rozmaitych kolorach i rozmiarach - kuszą mnie sówki kordonkowe, tylko nie wiem czy nie za malutkie będą... Śr. K. zastanawiała się, jak wyglądałaby choinka ubrana w same sowy... (ale jeszcze nie wiemy czy na pewno będzie miała ją gdzie postawić w tym roku).
Jeszcze musimy rozważyć wariant z bardziej widocznymi skrzydełkami.
I ciekawe co nam z tych zamiarów wyjdzie :)
poniedziałek, 16 lutego 2015
Warsztacik
Był sobie koszyk. Z nieco krzywym pałąkiem.
Poszło w ruch szydełko.
Koszyk zyskał wyściółkę zapobiegającą zaczepianiu czegokolwiek o wystające końcówki wikliny.
Bałaganik podręczny zyskał miejsce przechowywania (na czas trwania pracy) i transportu.
Od kiedy częściej haftuję podoba mi się idea koszyczków na robótkę, o których wspominają XIX-wieczne powieści. Teraz mam swój :))
Nie za duży, poręczny, w ładnym kolorze. Śr. Kamzikówna zeznaje, że otrzymała w nim kwiatki pierwszokomunijne. Zatem na pewno nie nowy koszyk.
I był też sobie podręczny bałaganik.
Zawsze, gdy robię nową zakładkę lub zawieszkę, kończy się na rozłożonej na jakimś talerzyku czy w jakimś miejscu kupce nitek. Albo - co gorsza - kupkach nitek w różnych miejscach, bo przecież nie siedzę z tą robotą przy stoliczku pod oknem. A takie porozkładane nitki nie wyglądają porządnie.
Był też wielki motek grubych nici (a może raczej miękkiej dratwy), przywieziony ostatnio jako super-nici do wiązania schabu nadziewanego śliwkami.
Poszło w ruch szydełko.
Koszyk zyskał wyściółkę zapobiegającą zaczepianiu czegokolwiek o wystające końcówki wikliny.
Bałaganik podręczny zyskał miejsce przechowywania (na czas trwania pracy) i transportu.
Od kiedy częściej haftuję podoba mi się idea koszyczków na robótkę, o których wspominają XIX-wieczne powieści. Teraz mam swój :))
poniedziałek, 25 listopada 2013
Do czego to może służyć?
Ostatnie dni przyniosły zaskakujący przypływ zainteresowań dziewiarkich u 2/3 Kamzików. O ile w przypadku niewieścim jest to jak najbardziej logiczne, rozsądne i uzasadnione - znajomość oczek prawych i lewych oraz sposobu trzymania drutów prędzej czy później przyda się każdemu, a zwłaszcza kobiecie (matce pozostaje cieszyć się, że lepiej późno niż wcale), o tyle w przypadku męskim stumulację zapewniła szkoła. Widocznie w gimnazjach nastąpiły jakieś bliżej nieokreślone zmiany programowe (Agaja kończyła już gimnazjum dwukrotnie, a stymuacji w kierunku dziewiarskim nie pamięta), bo trzecioklasiści zostali postawieni przed odpowiedzialnym zadaniem. Najpierw wykonywali (samodzielnie, na zajęciach) kostkę dziewiarską. Agaja zobaczyła dziś kostkę dziewiarską pierwszy raz w życiu, co dowodzi, iż stara maksyma "człowiek uczy się całe życie" jest wciąż aktualna. Gdyby ktoś nie wiedział, to wygląda toto (w wydaniu najmłodszokamzikowym) tak:
Agaja już teraz w pełni rozumie dochodzące w ubiegłym tygodniu informacje o pracowitym rysowaniu okręgów, prostych i wbijaniu gwoździków w ściśle określonych miejscach. Dziś doszła urocza historyjka o wierceniu dziurki w środku - jeden delikwent (i nie był to Najmłodszy Kamzik, o nie!) przewiercił się przez deseczkę, podkładkę i zatrzymał dopiero na ławce.... Ponoć dziwił się, że tyle trzeba wiercić...
Kamzik pokazał matce kostkę i zeznał, że nie za bardzo umieją się nią (on i koledzy) posługiwać, a sama Pani Nauczycielka wyznała, iż wydawało się jej to łatwiejsze... po czym pognał na popołudniowe nauki. Zastrzegł tylko "Mamo, ja to muszę potem zrobić sam!"
Agaja zatem, podgryziona ciekawością i ambicją, poradziła się niezastąpionego wujka Gugla, znajdując u niego ten oto mini-kursik: http://sp85kl5c.bloog.pl/foto,10818509,gal,688841,index.html#next
Praca ruszyła...
Ponieważ jednak Agaja jest kobietą pracującą (również) w inny sposób, postanowiła po krókim czasie zakończyć dziewiarski wysiłek twórczy i przerzucić się na to co robić trzeba i z czego będą za jakiś czas wymierne korzyści. Z kostki dziewiarskiej zeszło więc coś takiego:
No i powiedzcie mi, do czego takie coś może się przydać???? Ja rozumiem, że ta czapeczka dla krasnoludka (pomijając kolor, żaden przyzwoity krasnoludek nie założy czegoś w takim kolorze) nie musi być taka malutka, może mieć i pół metra długości. Ale nadal nie wiem (pomijając krasnoludki), do czego takie coś może służyć.... Bo na naparstek za miękkie... Palce do rękawiczek? Toż to można prościej zrobić....
update - nieco później
Hmmm, pacynki... czy jak tam się takie paluszkowe lale do przedstawień nazywają. Je można z tego zrobić...
Agaja już teraz w pełni rozumie dochodzące w ubiegłym tygodniu informacje o pracowitym rysowaniu okręgów, prostych i wbijaniu gwoździków w ściśle określonych miejscach. Dziś doszła urocza historyjka o wierceniu dziurki w środku - jeden delikwent (i nie był to Najmłodszy Kamzik, o nie!) przewiercił się przez deseczkę, podkładkę i zatrzymał dopiero na ławce.... Ponoć dziwił się, że tyle trzeba wiercić...
Kamzik pokazał matce kostkę i zeznał, że nie za bardzo umieją się nią (on i koledzy) posługiwać, a sama Pani Nauczycielka wyznała, iż wydawało się jej to łatwiejsze... po czym pognał na popołudniowe nauki. Zastrzegł tylko "Mamo, ja to muszę potem zrobić sam!"
Agaja zatem, podgryziona ciekawością i ambicją, poradziła się niezastąpionego wujka Gugla, znajdując u niego ten oto mini-kursik: http://sp85kl5c.bloog.pl/foto,10818509,gal,688841,index.html#next
Praca ruszyła...
Ponieważ jednak Agaja jest kobietą pracującą (również) w inny sposób, postanowiła po krókim czasie zakończyć dziewiarski wysiłek twórczy i przerzucić się na to co robić trzeba i z czego będą za jakiś czas wymierne korzyści. Z kostki dziewiarskiej zeszło więc coś takiego:
(Kto doceni modela? Żywego nie mam, to chociaż taki... :) )
update - nieco później
Hmmm, pacynki... czy jak tam się takie paluszkowe lale do przedstawień nazywają. Je można z tego zrobić...
czwartek, 4 kwietnia 2013
Nostalgicznie
Gdzieś na początku pisania bloga wspominałam, że Mama mojej Mamy pięknie haftowała i szydełkowała. Nie mam wielu jej prac, ale przypomniałam sobie o obrębianych na szydełku chusteczkach. Teraz - na ile zauważyłam - nikt chyba już tego nie robi, pewnie dlatego, że nie używamy zasadniczo chusteczek do nosa z materiału. To stwierdzenie o nierobieniu opieram na tym, że na żadnym z blogów robótkowych nie zauważyłam takich prac. Trochę szkoda, ze ta sztuka zanika (jeśli rzeczywiście zanika), bo takie chusteczki były śliczne.
No i do tego wymagały sporej cierpliwości i precyzji. Niezła szkoła charakteru - tak teraz na to patrzę. Jako dziecko byłam nakłaniana do takich robótek i migałam się jak mogłam. Pamiętam jednak, że i moja Mama, i jej Siostra wykazywały talent w tej dziedzinie.
Przy okazji porządków i usuwania z szafy rzeczy niepotrzebnych, dotarłam do czterech chusteczek. Pamiętam szydełkowanie tej białej koronki - chyba robiła ją moja Babcia (albo któraś z jej Córek). Natomiast trzy pozostałe - nie mam pojęcia skąd się wzięły w moim posiadaniu. Ale są śliczne, prawda?
No i do tego wymagały sporej cierpliwości i precyzji. Niezła szkoła charakteru - tak teraz na to patrzę. Jako dziecko byłam nakłaniana do takich robótek i migałam się jak mogłam. Pamiętam jednak, że i moja Mama, i jej Siostra wykazywały talent w tej dziedzinie.
Przy okazji porządków i usuwania z szafy rzeczy niepotrzebnych, dotarłam do czterech chusteczek. Pamiętam szydełkowanie tej białej koronki - chyba robiła ją moja Babcia (albo któraś z jej Córek). Natomiast trzy pozostałe - nie mam pojęcia skąd się wzięły w moim posiadaniu. Ale są śliczne, prawda?
piątek, 22 marca 2013
Ubranko
Ubranko na komórkę. Zrobione jakiś czas temu, z tego co było w domu - stąd kolor jest jaki jest (czyt. wolałabym inny).Mięciutkie, z cieniutkiego kordonka. Podwójna nitka. Jedyny mankament to to, że trochę ciężko wyjmuje się telefon, kiedy trzeba to zrobić szybko. Ale jest :).
Reakcje domowników były różne. od "Ale fajne!" (szczery zachwyt) po "Ale dla mnie takiego nie rób!" :)
Wykonanie idealne nie jest. Purystow szydełkowych uprasza się o niezwracanie uwagi na drobiazgi.
Reakcje domowników były różne. od "Ale fajne!" (szczery zachwyt) po "Ale dla mnie takiego nie rób!" :)
Wykonanie idealne nie jest. Purystow szydełkowych uprasza się o niezwracanie uwagi na drobiazgi.
PS. Przeczytałam przed chwilą, że bociany wracają. To może jednak będzie wiosna tej wiosny?
Subskrybuj:
Posty (Atom)