Szybko, szybko niemal na ostatni moment. Zakładka do wielkanocnej zabawy u Moon Primitive.
Motyw klawiatury powtórzony, tym razem bardziej realistycznie, z narysowanymi granicami białych (ehm, bladoróżowych) klawiszy :)
Wiem, że powtarzam motyw z minionego miesiąca (ale inaczej jednak), bo prawdę mówiąc, jedna taka zakładka to trochę mało, a trudno haftować kilkudziesięciocentymetrową klawiaturę. Literki (te trudne do przeczytania) - jak przystało na zakładkę muzyczną - tańczą sobie delikatnie.
Cóż więcej pisać - zakładka powędrowała w Dobre Ręce. Muzyczne.
I dla porządku logo (link do zabawy po prawej stronie).
Gdyby ktoś chciał obejrzeć więcej moich klawiatur, to znajdzie je pod etykietą "muzycznie". :)
Widzę, że mam sporo zaległości w pokazywaniu zakładek. No ale nie da się wszystkiego zrobić :)
Jakoś ostatnio dominują u mnie czerwienie i oranże albo błękity i fiolety. I wynika to często z tego jakie nici mam pod ręką albo jakie zabrałam na wyjazd. Nie z żadnej głębszej filozofii.
Zatem jedna z wielu niebieskich zakładek. Pozuje na tle uroczej serwetki, prezentu od mojej nieocenionej Szwagierki, która parę lat temu na nowo odkryła zamiłowanie do szydełka i tworzy rozmaite cudeńka.
Do tej serwetki mam jeszcze komplet podkładek :).
Pozdrawiam wietrznie ;)
A ponieważ jutro pewnie nie będę miała okazji pisać, zostawiam (chyba już tradycyjnie) angielską kolędę o Trzech Królach. Jedną z moich trzech ulubionych kolęd inspirowanych przez opowieść o tych tajemniczych wędrowcach (pozostałe to oczywiście "Mędrcy świata" i "Jezusa narodzonego" )
Stwierdziłam, że to w zasadzie niemal ostatni moment na pokazanie zrobionej już jakiś czas temy zakładki w ramach wielkanocnej zabawy,
Zdjęcie jak najbardziej w klimacie aktualnym 🎄.
W sumie do Bożego Narodzenia pasuje jak znalazł.
Powrót do dawnego wzoru - zatęskniłam jakoś.
Klawisze oczywiście haftowałam z pamięci i w związku z tym nijak nie da się "narysować" nitką ich brzegów - bo trochę pomyliłam odległości. Ale klawiatura układem jak najbardziej odpowiada oryginałowi 😁. Choć może to bardziej jakiś wymyślny klawesyn, a nie zwykłe pianino czy fortepian. 😅
A literki nieco tańczą. To pochodna szerokości przyciętego paska kanwy.
Link do zabawy jest po prawej, wstawiam jeszcze dla porządku banerek.
Lubię Adwent. Najbardziej ten liturgiczny, z czekaniem najpierw na paruzję, a potem dopiero bezpośrednim ukierunkowaniem na święta.
Żeby tylko ten czas tak nie pędził.
Zdjęcia zrobiłam jeszcze przed zapaleniem pierwszej świecy. Z jednego zamówienia gałązek ustroiliśmy cztery domy. :)
Jakoś z wieńcem adwentowym lubię chodzić nieco wbrew lub obok tradycji (ona u nas w niektórych częściach Polski jest dość krótka, ja doskonale pamiętam, że przez wiele lat nikt u nas wieńców nie robił...). Kiedyś stawiałam tylko jedną świecę, ostatnio zamiast koła mam linię - i też potrafiłabym jej nadać głębokie znaczenie teologiczne 😀 (jestem tu złośliwa, bo czytałam jakiś pobożny tekst, że to musi być koło).
Włączcie sobie Harpa Dei dla uspokojenia skołatanych nerwów i nabrania ducha ;)
Zdaje sobie sprawę, że to jest dziwne słowo. No ale tak jest - zakładka zrobiona częściowo podczas naszego pobytu w Irlandii (tyle bym tam jeszcze chciała zobaczyć), choć nie jest zielona. I w związku z tym zaprezentowana z urocza podkładką pod kubek czy szklankę.
Na podkładce Irish Blessing - tradycyjne irlandzkie błogosławieństwo, przywoływane często na ślubach i przy innych okazjach.
Znalazłam ciekawą informację, że to co tu mamy to jest angielski przekład teksu w języku irlandzkim (Irish, Gaelige) nawiązującego do błogosławieństwa Aarona z Księgi Liczb (Lb 6:22-27)
May the road rise to meet you,
May the wind blow always at your back.
May the sun shine warm upon your face,
And the rains fall soft upon your fields.
And until we meet again.
May God hold you in the palm of His hand.
May the road rise to meet you May the wind be always at your back May the sunshine warm upon your face The rains fall soft upon your fields
And until we meet again, May God hold you in the palm of his hand.
W wolnym tłumaczeniu:
Niech droga ściele ci się pod nogi Niech wiatr zawsze wieje ci w plecy Niech słońce ogrzewa twą twarz a deszcz skrapia twoje pola.
Niech Bóg cię chroni do naszego następnego spotkania.
Są rozmaite wersje, czasem nieco rozbudowane, rozmaite wykonania (bo to się śpiewa).
Zatem jest to zakładka z błogosławieństwem ;).
Znalazłam sporo wykonań, wstawiam to, co mi się podobało najbardziej ;) Choć to nie zawsze do końca ten sam tekst.
May the road rise to meet you,
May the wind blow always at your back.
May the sun shine warm upon your face,
And the rains fall soft upon your fields.
And until we meet again.
May God hold you in the palm of His hand.
Grudniowa zakładka ma swoją historię. Pod koniec października miałam poczucie, że jestem wyprana z wszystkich tych zakładkowych pomysłów w związku z wyzwaniem The Primitive Moon. I wtedy mnie olśniło co mogę zrobić. A było to daleko od domu, podczas wyjazdu związanego z tygodniem i misyjnym i naszymi opowieściami o Filipinach hen na Śląsku, niedaleko od granicy z Czechami :).
No i zaszalałam. (Zdjęć będzie dużo)
Pomysł uległ pewnej modyfikacji.
Początkowo planowałam jedno pasmo pięciolinii, ale jak przyszło dco do czego zdecydowałam się na drobniejszy motyw.
Co ciekawe, od początku myślałam o konkretnej pieśni. Jest to "Jesus Christ Has Risen Today", śpiewana po polsku jako "Pan zmartwychwstał i jest z nami, Alleluja".
Nuty są prawdziwe, można zagrać czy zaśpiewać. Choć oczywiście drugi takt pierwszej pięciolinii trochę jest schowany :).
Ciężko było zrobić zdjęcia. Tutaj dwa ujęcia - z wieńcem adwentowym, z lampą i bez lampy :).
I jeszcze jedno ujęcie na pianinie :)
Nie obyło się bez bardzo prozaicznej przygody - zabrakło mi tych szarozielonych nici. Na szczęście nie były to bardzo stare nici, zatem miałam zapisany numer. A ten szarozielony kolor został wybrany po namyśle jako dobre jednolite tło.
No i jeszcze detale.
Dzyndzelek z pięciolinii...
Zbliżenie na nutki... Wcale nie tak prosto było sadzać je raz na linii a raz na polu.
No i musiałam przyznać, że pierwszy raz byłam zmuszona wykombinować "plecy" dla zakładki. Niestety nie dało się wyhaftować tych nutek tak, by tył można było komukolwiek zaprezentować. Na szczęście był w domu cieniuteńki samoprzylepny filc (ale już nie było zielonego), który dla pewności potraktowałam jeszcze klejem Magic.
Moja Synowa pracuje jako wolontariuszka w jednym z covidowych szpitali. Przysłała dziś foto choinki na oddziale. A na choince (oprócz wyrazistych podobizn wirusa) wisi anioł....
Widziałam już zdjęcia postaci Jezusa Maryi i Józefa zrobionych z maseczek, ale to były "jakieś zdjęcia" gdzieś z daleka, nie wiadomo od kogo... A ten anioł jest taki.... bliski... i przez to poruszający.
Pokaże Wam jeszcze tego paskudę w wersji ozdoby na choinkę - oby nam tylko taka wersja została....
Najwyższy czas pokazać jakąś zakładkę. :) Mam zaległości w pokazywaniu, nie da się ukryć.
Zatem: zakładka z tych węższych, ale urokliwych. Szmaragdowe zielenie chyba są nawet modne... Szukam sukienki na wesele i w sklepach widziałam dziś sporo zieleni (ale odpowiedniej sukienki nie znalazłam).
Szmaragdowa zakładka ma tło z serwet uszytej z indyjskiego materiału, który dostałam od jednej z ulubionych ciotek, kuzynki mojego Taty. Ciocia jeszcze żyje, ale jest w kiepskim stanie i bardzo daleko, zatem raczej już jej nigdy (na tym świecie) nie zobaczę. To urocza kobieta i cieszę się bardzo, że takie drobiazgi mi ją przypominają (z tego samego materiały uszyłam sobie jeszcze poduszkę na sofę). Co ciekawe, na zbliżeniu akurat szarości i granat, ale serweta w ogólnym wydźwięku jest też bardziej szmaragdowa (choć kolorów na niej wiele).
W kontekście dzisiejszego Światowego Dnia Migranta i Uchodźcy i w ogóle tego dramatu, który się rozgrywa na wyspie Lesbos, chciałam się jeszcze podzielić piosenką, która w tym wykonaniu sprawia, że aż mam ciarki (choć można znaleźć i rozmaite inne wykonania). Autorem jest Sidney Bertram Carter, angielski poeta i muzyk. Co ciekawe, w mojej młodości na tę melodię śpiewało się piosenkę "Potrzebuje cię Chrystus" z refrenem "Nie pogardzaj człowiekiem, chociaż inną skórę ma, kochaj innych jak braci, pomóż im". A do zagrania wystarczała znajomość dwóch najprostszych chwytów gitarowych. Tymczasem oryginał jest o wiele bardziej przejmujący - przynajmniej dla mnie.
When I needed a neighbour
When I needed a neighbour,
Were you there, were you there?
When I needed a neighbour, were you there? And the creed and the colour And the name won't matter, Were you there?
I was hungry and thirsty,
Were you there, were you there?
I was hungry and thirsty, were you there? And the creed and the colour And the name won't matter, Were you there?
I was cold, I was naked,
Were you there, were you there?
I was cold, I was naked, were you there? And the creed and the colour And the name won't matter, Were you there?
When I needed a shelter
Were you there, were you there?
When I needed a shelter were you there? And the creed and the colour And the name won't matter, Were you there?
When I needed a healer,
Were you there, were you there?
When I needed a healer, were you there? And the creed and the colour And the name won't matter, Were you there?
Wherever you travel,
I'll be there, I'll be there.
Wherever you travel, I'll be there. And the creed and the colour And the name won't matter, I'll be there.
Od ładnych paru lat towarzyszy nam i naszym bliskim w różnych sytuacjach i w różny sposób zespół Arete. Jak o nich myślę, to zaraz robi mi się ciepło na sercu. :)
W tym roku ku naszej wielkiej radości najnowsza, czwarta płyta Arete „Więcej miłości” otrzymała wyróżnienie w kategorii "współczesna muzyka chrześcijańska".
Film poniżej jest z ubiegłorocznego koncertu zespołu w krakowskiej Piwnicy pod Baranami.
A ponieważ tuż po świętach odwiedził nas spiritus movens zespołu wraz z rodziną :), powstała też zakładka jako dodatek do wszystkich oficjalnych splendorów.
Uczciwie rzecz ujmując, na kocyk to jest za twarde trochę. Ale fakturą czy wyglądem jak najbardziej podobne.
W sumie to nie ma co opowiadać - zawieszka jaka jest, każdy widzi ;) Podobają mi się niebieskości i efekt przeplatania kolorów. Choć robi też wrażenie trochę - bo ja wiem - siermiężnej. Może z powodu niejednolitej obwódki.
Dziś przy pracy towarzyszył mi zespół (chór kameralny?) Clamavi De Profundis. Na ich kanale wychodzi ciekawa mieszanka religijnych motywów łacińskich i muzyki z Władcy pierścieni... Ale wydaje mi się, że robią kawał dobrej roboty.
Co prawda Poetka twierdziła, że nic dwa razy się nie zdarza, ale nie da się ukryć, że podobną zawieszkę już kiedyś zrobiłam. I przypuszczam, że również wtedy uwiodła mnie ta cieniowana pomarańczowa nitka.
I jak to jest.
Pomarańczowy nie jest moim ulubionym kolorem, nie noszę i chyba nigdy dłużej nie nosiłam nic pomarańczowego (no, przepraszam, mam taki jeden pamiątkowy T-shirt zza oceanu), a ta nitka co jakiś czas woła tak mocno, że muszę coś z niej zrobić....
Zawieszka "z siatką" - jeden z najfajniejszych pomysłów na cieniowane nitki. (Ale nie jedyny)
Podoba mi się to rozbielone "okienko" i podobny odcień na obramowaniu. Tło wygląda na zielone ale jest to szczególny szmaragdowy odcień zieleni. Cieniowana siatka sprawia, że i tło wydaje się zmienne.
I jest to, proszę Szanownych Czytelników, zawieszka numer 200!
I, co ciekawe, ciągle jeszcze zakładek zrobiłam więcej niż zawieszek :)
Dzisiejsze święto (02.02) to również dzień życia konsekrowanego czyli święto wszystkich osób żyjących w zakonach żeńskich i męskich, instytutach świeckich, konsekrowanych wdów i dziewic... Myślę o różnych znajomych, w tym też i o takiej, które lubi szczególnie kolor pomarańczowy... I tak sobie myślę, że ta piosenka tu bardzo pasuje...
The Road goes ever on and on, Down from the door where it began. Now far ahead the Road has gone, And I must follow, if I can, Pursuing it with eager feet, Until it joins some larger way Where many paths and errands meet. And whither then? I cannot say. ...
I teraz chyba wyjdę na dinozaura...
No ale tak listopadowo i nastrojowo :)
Ballady Cohena nieodmiennie łączą mi się z czasem studiów, który generalnie wspominam bardzo dobrze i w ogóle z samymi sympatycznymi chwilami. (A jedną śpiewaliśmy nawet w liceum, choć jeszcze nie wiedziałam, że to Cohen, bo koledzy znali ją po polsku) Te stare i te nowe z kolejnych płyt.
Muzyka i teksty sa niezapomniane. Niektóre do dzis od ręki zagram na gitarze... Pamiętam wspólne słuchanie Cohena na uczelni w ciemnym audytorium, nie każdy miał wszak dostęp do płyt czy nagrań w tamtych czasach...
Oczywiście najchętniej słucham i słuchałam w oryginale. A po polsku na lata zdominowały Cohena przekłady Macieja Zembatego. Z pewnością zgrabne, choć nie idealne. Jakoś zawsze nie do końca byłam do nich przekonana. W gronie kolegów stworzyliśmy nawet kiedyś własny przekład "Zuzanny" - i pamiętam, że był na pewno wierniejszy i lepszy od tekstu Zembatego. No ale nas było kilkoro ;)
Z radością odkrywam więc (dzięki Mężowi) Cohena po polsku w tłumaczeniu Michała Kuźmińskiego i wykonaniu Michała Łanuszki.
Tak, znowu morsko i w sam raz do oglądania w celu rozpraszania zaokiennych szarości.
Tak się zastanawiam, która to już morska zawieszka - a zawsze jest inaczej, kolory inaczej się układają, ogólny efekt też inny.
Czy Wam też przypomina wakacje? Robiłam tę zawieszkę we wrześniu, po wizycie nad morzem (tak przynajmniej wynika z daty zdjęcia), ale mam wrażenie, że ta kolorystyka w zakładkach i zawieszkach zachwyca mnie zawsze. Teraz co prawda używam innych kolorów, ale wiem już, że do tych morskości wrócę...
Miłej niedzieli :)
Z Mozartem, którego wczoraj słuchaliśmy na żywo :)
Tym razem rzeczywiście po paru latach. Bo kiedyś zrobiłam dwie zakładki gitarowe, choć każdą inną i nieco inne od tej. Zatem nie jest tak samo jak było.
Gitarowa zakładka dla konkretnej osoby (która tu nie zagląda, wiec mogę pokazać zanim ją otrzyma).
Wydaje mi się, że dobrze (lepiej niż poprzednio) odzwierciedla gryf gitary. I - co ważniejsze - progi są wypukłe :)
Przyznam, że była trochę nużąca w wykonaniu - zwłaszcza naszywanie strun mnie zmęczyło. Ale efekt mi się podoba.
Miało być tak bardzo lustrzanie: te same kształty po obu stronach, ale kolory jakoś na przemian. To znaczy tak mi się wydaje, że tak miało być.
A wyszło prawie, prawie.
O tak:
Taki jakby order z kotwic? Jakoś tak dziwnie. Ale komuś się spodobała ta zawieszka :)
Dobrego świętowania jutro życzę :)
Co prawda sytuację mamy (zupełnie!) inną niż wtedy, gdy Goszczyński pisał ten wiersz ale idea jest bardzo piękna i aktualna: służba dla innych. I tak sobie myślę, że o coś takiego chodzi w miłosci Ojczyzny - patrzeć dalej niż czubek własnego nosa i dawać innym piękno. I zostawiać świat lepszym niż był zanim przezeń przeszliśmy. :)
Od jakiegoś czasu miałam ochotę wrócić do tego motywu. :) Robiłam już kilka podobnych zakładek, ale tak dawno, że aż nieprawda.
Klawiatura to wdzięczny temat do kombinowania. Zakładając oczywiście, że odejdziemy od oczywistego zestawu kolorów. Tym razem postawiłam na zieleń i czerwień, ale takie nie do końca oczywiste.
Najmłodszy z Kamzików popatrzył i stwierdził zdecydowanie: "Klawiatura porosła mchem". (Nieużywana? To nie u nas).
Lubię te cieniowane zielonkawe nici, mam jeszcze zapas otrzymany kiedyś od Pewnej Pani :). A cieniowanymi haftuje się ładnie, choć czasem jak się ma zacięcie pedantyczne, to trzeba pilnować, ay nie było za wielkich kontrastów. Za to nie do końca wiadomo z góry jak wyjdzie. Ale jest frajda :)