wtorek, 29 września 2020

Bąbelkowa

Nie folia, tylko zakładka. :)

Pomysł na bąbelki pojawił się od razy przy pierwszej zakładce z kwiatkami "namalowanymi" na niejednolitym tle. 

Ale trochę potrwało zanim powstała :).

Skojarzenie z bańkami mydlanymi jest - mam nadzieję - oczywiste przez pastelowe kolory tła. :) Nie wiem czy lubicie puszczać bańki, może lubią to Wasze dzieci.... dla mnie fascynujące są te największe, puszczane przy pomocy kijków połączonych pętlą sznurka. Czasem wystarczy je tylko trzymać, a wiatr robi wszystko za nas...

Ale tutaj nikt niczego za mnie nie zrobił :D. To była jedna z zakładek, które wspomogły naszą filipińską zbiórkę. Nawet nie spodziewałam się, że te mydlane kolory od razu znajdą entuzjastę :).

Pozdrawiam!


niedziela, 27 września 2020

Na indyjskim tle

Najwyższy czas pokazać jakąś zakładkę. :)
Mam zaległości w pokazywaniu, nie da się ukryć.

Zatem: zakładka z tych węższych, ale urokliwych. Szmaragdowe zielenie chyba są nawet modne... Szukam sukienki na wesele i w sklepach widziałam dziś sporo zieleni (ale odpowiedniej sukienki nie znalazłam).

Szmaragdowa zakładka ma tło z serwet uszytej z indyjskiego materiału, który dostałam od jednej z ulubionych ciotek, kuzynki mojego Taty. Ciocia jeszcze żyje, ale jest w kiepskim stanie i bardzo daleko, zatem raczej już jej nigdy (na tym świecie) nie zobaczę. To urocza kobieta i cieszę się bardzo, że takie drobiazgi mi ją przypominają (z tego samego materiały uszyłam sobie jeszcze poduszkę na sofę). Co ciekawe, na zbliżeniu akurat szarości i granat, ale serweta w ogólnym wydźwięku jest też bardziej szmaragdowa (choć kolorów na niej wiele).


 W kontekście dzisiejszego Światowego Dnia Migranta i Uchodźcy i w ogóle tego dramatu, który się rozgrywa na wyspie Lesbos, chciałam się jeszcze podzielić piosenką, która w tym wykonaniu sprawia, że aż mam ciarki (choć można znaleźć i rozmaite inne wykonania). Autorem jest Sidney Bertram Carter, angielski poeta i muzyk.
Co ciekawe, w mojej młodości na tę melodię śpiewało się piosenkę "Potrzebuje cię Chrystus" z refrenem "Nie pogardzaj człowiekiem, chociaż inną skórę ma, kochaj innych jak braci, pomóż im". A do zagrania wystarczała znajomość dwóch najprostszych chwytów gitarowych. Tymczasem oryginał jest o wiele bardziej przejmujący - przynajmniej dla mnie.

When I needed a neighbour


When I needed a neighbour,
Were you there, were you there?
When I needed a neighbour, were you there?
And the creed and the colour
And the name won't matter,
Were you there?

I was hungry and thirsty,
Were you there, were you there?
I was hungry and thirsty, were you there?
And the creed and the colour
And the name won't matter,
Were you there?

I was cold, I was naked,
Were you there, were you there?
I was cold, I was naked, were you there?
And the creed and the colour
And the name won't matter,
Were you there?

When I needed a shelter
Were you there, were you there?
When I needed a shelter were you there?
And the creed and the colour
And the name won't matter,
Were you there?

When I needed a healer,
Were you there, were you there?
When I needed a healer, were you there?
And the creed and the colour
And the name won't matter,
Were you there?

Wherever you travel,
I'll be there, I'll be there.
Wherever you travel, I'll be there.
And the creed and the colour
And the name won't matter,
I'll be there.


piątek, 25 września 2020

Chodź na Chocz

Góry Choczańskie to stosunkowo niewielkie pasmo zaczynające się tuż przy zachodniej granicy Tatr czyli od przełęczy Huciańskiej (skądinąd wsie Huty, Wielkie Borowe i Małe Borowe, które tam leża to "wsie polskie", podobnie jak Zdziar na Spiszu). Stanowią z grubsza granicę między Orawą a Liptowem, a także łącznik między Małą i Wielką Fatrą a Tatrami. Składają się z kilku masywów, w sumie nie są zbyt wielkie ani jakoś drastycznie wysokie. Ale są bardzo ciekawe ;).

Odkryliśmy je kilka lat temu, w dniu w którym pogoda w Tatrach nie sprzyjała wędrówkom, a tam wedle prognoz (i naprawdę) nie padało. Wtedy zrobiliśmy wycieczkę do dol. Kwaczańskiej i dawnego tartaku w tzw. Obłazach. Była z nami moja kuzynka i zgodnie stwierdziłyśmy, że to są góry, w które będziemy chodzić jako wiekowe emerytki (o ile zdrowie pozwoli). Od tego czasu Góry Choczańskie trzymamy zawsze w odwodzie...

W tym roku, podobnie jak w poprzednim, dzieliliśmy górski urlop między Małą Fatrę a słowackie Tatry Zachodnie. W dniu zmiany noclegu (jakaś godzina jazdy) postanowiliśmy wykorzystać czas i około południa powędrowaliśmy niespiesznym krokiem z Wielkiego Borowego do dol. Prosieckiej.  Ja oczywiście wcześniej czytałam o tym, że ta dolina jest bardzo malownicza i miałam wielką ochotę ją zobaczyć, ale zaaferowana końcówką zbiórki filipińskiej i wymyślaniem/pisaniem w związku z nią postów na facebooka, nie wczytywałam się specjalnie... Stąd moje zaskoczenie.

Do dol. Prosieckiej szliśmy przez szerokie hale, mając przed oczyma  kopułę Wielkiego Chocza, a za plecami masyw Siwego Wierchu. Wiedziałam, że wejdziemy do doliny "od góry". Nic nie zapowiadało jednak tego, co znaleźliśmy niemal u samego jej początku, po wejściu w las...




 

Przepiękny wąwóz, wymyty w skałach osadowych, rewelacja. I mało ludzi (bo wrzesień i do tego piątek). Zeszliśmy, poszliśmy potem do wodospadziku (ok, piszą wodospad, ale po oglądanym w małej Fatrze był to wodospadzik), trochę w dół doliną, już nie tak spektakularnie i z powrotem do góry... Cudowne.



Niby podobne nieco do Słowackiego Raju, czy Dier w Małej Fatrze, ale jednak inne, bardziej kojarzące mi się z dolomitowymi wąwozami ukrytymi w zboczach Bobrowca po polskiej i słowackiej stornie, a także z wąwozem Między Ściany w Dol. Dudowej w masywie Kominiarskiego Wierchu.
To była zatem pierwsza tegoroczna niespodzianka Gór Choczańskich. Można w nich zrobić przepiękną pętlę przez doliny Kwaczańską i Prosiecką, my na to tym razem nie mieliśmy czasu. Ale podobno warto.

A co z tytułowym Choczem?

Kiedy spoglądamy ku południowemu zachodowi z grani Tatr Zachodnich, dokładnie rzecz biorąc z jej końcówki, mamy dwie wyraźne dominanty: przypominającą wulkan kopułę Wielkiego Chocza i dalej na zachód, rosochaty, skalisty szczyt Wielkiego Rozsutca w Małej Fatrze. Tu na zdjęciu widać pięknie Wielki Chocz z chmurą na czubku, widok z Brestowej:

 A tu widok z drugiej strony, z Małej Fatry, kopuła wyłania się z mgieł jak wyspa, na tle Tatr:

I trzeci widok - z drogi...

 

Nie jest to góra najwyższa z możliwych, ale ma bardzo dużą wysokość względną - niektóre prowadzące na nią szlaki mają ponad 1000 m podejścia. Obietnica wspaniałych widoków (wszędzie dookoła góry!) skłoniła nas do odbycia wycieczki na ten szczyt; nie da się ukryć, że kusi, gdy tak ogląda się go ze wszystkich stron...

Wycieczka nie była skomplikowana, ludzi nie za wiele (choć chyba w sezonie i w pogodne weekendy są tłumy), podejście spore, dwie możliwości wejścia na sam szczyt (nie trzeba schodzić ze szczytu tą sama drogą, potem jednak już zależy skąd i dokąd się idzie). Musieliśmy oczywiście wrócić do auta, więc część trasy odbyliśmy w obie strony tym samym szlakiem, ale i tak było warto. Okolice przypominają mi trochę dzieciństwo w dol. Chochołowskiej (wyjeżdżałam z rodzicami na cały miesiąc do schroniska, potem już na nieco krócej), te same rośliny, zapachy... Obłędne dziewięćsiły i ostrożenie... 

 








 Po drodze szczyt nie wygląda zbyt wymagająco (ale tak naprawdę podejście jest strome!)

 

A widok ze skalistego (i nawet ostro podciętego od wschodu) szczytu absolutnie bajeczny. Polecam!

 

Zanim zeszliśmy Tatry się nieco bardziej odsłoniły...

wtorek, 22 września 2020

Dziękuję

 Serdecznie dziękuję w imieniu moich przyjaciół z Filipin za wsparcie naszej zbiórki - i w imieniu wszystkich, których uda się nakarmić....

W sumie od maja do początku września zebraliśmy na wszelkie możliwe sposoby 47 939,60 zł, co zaokrągliśmy do  47 940,00 zł.

Na wyspie Negros są cztery diecezje, zatem na diecezję wyszło po  11 985 zł.

Ponieważ zbieraliśmy pieniądze długo, nie czekaliśmy  na przelewanie pieniędzy do końca zbiorki, pierwsze raty do trzech diecezji poszły w czerwcu i lipcu. 

W diecezji Kabankalan pomogliśmy 174 rodzinom, pokazywałam tu już film, ale mogę jeszcze raz, bardzo go lubię :)


W diecezji Bacolod wspomogliśmy Bank Żywności, nasze dary zostały przeznaczone na pomoc bezdomnym. 

 

(są polskie napisy)

W diecezji San Carlos wsparliśmy działania diecezjalne.

Do tych trzech diecezji wysłana została druga transza. Przekazuję gorące podziękowania.

Do diecezji Dumaguete wysłaliśmy pomoc do ks. Oniego, który od niedawna jest proboszczem na wyspie Siquijor - kiedy z nim rozmawiałam był porażony problemami swoich parafian, którzy żyją w normalnych czasach głównie z turystyki (wyrób pamiątek, przydrożna sprzedaż snacków, praca w rozmaitych spa itp.), a teraz od pół roku turystów nie ma... W pierwszym rzucie kupił tonę ryżu, coś tam jeszcze do tego... na 205 rodzin... Takich, które z trudem mają trzy posiłki dziennie. Ale pomocy starczy i dla innych, to początek...






Raz jeszcze bardzo, bardzo dziękuję. Szczególnie
Sytuacja na Negros jest nadal bardzo trudna, w Bacolod jest ponowny lockdown... głodni ludzie przychodzą po pomoc - nasze wsparcie przychodzi we właściwym momencie.

Gdyby ktoś chciał nadal wspierać działania misyjne ukierunkowane na to, co RŚŻ stara się robić na wyspie Negros na Filipinach, można to zawsze zrobić wpłacając ofiarę na konto:

 Stowarzyszenie Diakonia Ruchu Światło-Życie
 40 1240 1574 1111 0010 9064 7764
 z dopiskiem: Cele statutowe-Filipiny 

Madamu gid nga Salamat!

wtorek, 15 września 2020

Bez karety...

 ....ale z czerwonym ogonkiem.

Ptaszek z okna - w pełnym słońcu, stąd charakterystyczne kolory i kontrasty.

Bardzo urokliwy ten kopciuszek...

Nie mam siły pisać, stąd tylko takie ornitologiczne pozdrowienia...



 


sobota, 12 września 2020

Szukamy szlaku

Chodzenie po górach oczywiście może być metaforą bardzo wielu spraw. Może skłaniać do rozmaitych rozmyślań. Generalnie bardzo lubię ten czas, kiedy idę (przeważnie pod górę), nie gadam, bo jak wiadomo przy podchodzeniu się nie gada, gdyż to wyciąga siły (na szczęście czasy, kiedy przy podchodzeniu opowiadałąm z konieczności bajki dawno minęły), natomiast mam czas pomyśleć. O ile nie jest tak, że w głowie kołacze się jakaś mniej czy bardziej sensowna piosenka... 

Do takich rozmyślań czasem prowokuje okolica...

Na dwóch poniższych zdjęciach mamy ilustrację dość swobodnego podejścia do kwestii oznakowania szlaku turystycznego... Zaręczam Wam, że ten znaczek (jakoś tak się złożyło, że na obu zdjęciach niebieski, choć to zupełnie inne szlaki i inne góry) naprawdę na tych zdjęciach jest. Ale - nawet powiększając oryginał i wiedząc, gdzie jest, nie umiałam go na zdjęciach wypatrzeć.... W terenie się na szczęście udało... I to są te momenty, kiedy warto umieć czytać mapę (ba, warto w ogóle mieć mapę!) i z grubsza orientować się dokąd i którędy się idzie... Dokładnie tak jak w życiu - warto znać kierunek... i cel...


Zdarzało nam się w tym roku iść i iść, i iść i zastanawiać się, czy na pewno idziemy dobrze. Czy na pewno szlak nie odszedł w bok. Pocieszały ślady butów i dziurki po wbitych kijkach. Bo droga wyglądała na przykład tak. Wbrew pozorom było stromo...


 Tutaj oznakowanie pojawiało się naprawdę rzadko i... bardzo daleko od drogi. Tak myślę, że na dobre 20-30 minut schodzenia były może dwa-trzy znaki? Ale za to jeden poruszający:


Napis głosi: "Tu umarł 4 września 2001 r. polski turysta z Cieszyna. Kochał góry!" Byliśmy tam prawie dokładnie w rocznicę jego śmierci...

Takie, ot, obrazki i rozkminy z gór...




piątek, 4 września 2020

Pocztówka z Tytusem

Gdyby ktoś się zastanawiał, gdzie podział się Tytus z "Tytusa, Romka i A'Tomka", spieszę donieść, że podziwia Dolinę Prosiecką w Górach Choczańskich.