Nie nadążam z opracowaniem fotek, nawet niektóre przegrywam z opóźnieniem z aparatu...
Miała być dziś kolejna zakładka, ale będą... pierniki.
Bowiem niedzielne popołudnie spędziliśmy na rodzinnym pieczeniu pierników. Bardzo to miła tradycja się nam zrobiła. No i rodzinne pieczenie ma ten plus, że nie kończę go samotnie o drugiej w nocy :).
Niestety w tym roku nie wiemy ile pierników upiekliśmy. Zaręczam, że dużo. Ciasto mieliśmy w dwóch kolorach, bo robiłam ja i robiła Średnia Kamzikówna, a choć przepis ten sam, dałyśmy każda inną ilość kakao :D. Fajnie było...
Jak widać niektórzy nie oparli sie pokusie upieczenia hipciów... :)
Urobek naprawdę solidny. Nawet jeśli pamiętamy, że to na dwa domy. A jeszcze trochę zostało schrupane. (Jedna blacha nieco się przypaliła...)
Kunsztowne wiązanie fartucha zobaczyłam dopiero na zdjęciu...
I teraz jest pytanie kto i kiedy zdoła to wszystko polukrować... tzn. przynajmniej naszą cześć, tę drugą pewnie polukrują prędzej...
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pierniki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pierniki. Pokaż wszystkie posty
poniedziałek, 9 grudnia 2019
sobota, 15 grudnia 2018
Pierwsze witrażyki
Adwentowe pieczenie pierniczków już za nami. Pierwszy raz pracowaliśmy w szóstkę w nowej niedokończonej kuchni Średniej z Kamzików. Ilości pierników nieprzebrane - tzn. nie wiemy ile, bo Gospodarze nie policzyli tego, co im zostawiliśmy. My do domu przywieźliśmy sztuk 557 (zawsze liczę przy pakowaniu do puszek). Tylko jeszcze lukrowanie przed nami...
Jak widać mieliśmy dwa rodzaje/kolory ciasta. Jakoś mi umknęło, że według przepisu, ze którego piekę należy dodać kakao :).
Przymierzyliśmy się pierwszy raz do piernikowych witraży. Wychodza bardzo efektownie, a okazuje się ze to prościzna. W wyciętą w pierniku dziurkę nalezy bowiem nasypaś potłuczone landrynki. Nie muszą być bardzo drobno potłuczone, ale warto sypać "z górką". Niestety okazało się, że nie jest tak prosto kupić takie zwykłe landrynki... dostałam tylko dwa kolory, żółty i różowy. A jakie piękne efekty można by osiągnąć, gdybyśmy mieli jeszcze inne :). To już zrobimy za rok.
Powiesimy te pierniczki na choince :). Co prawda nie zawsze pamiętaliśmy o zrobieniu dziurki na nitkę czy wstążeczkę...
Czasem gwiazdki się troche krzywiły... :D
Ale są!
Jak widać mieliśmy dwa rodzaje/kolory ciasta. Jakoś mi umknęło, że według przepisu, ze którego piekę należy dodać kakao :).
Przymierzyliśmy się pierwszy raz do piernikowych witraży. Wychodza bardzo efektownie, a okazuje się ze to prościzna. W wyciętą w pierniku dziurkę nalezy bowiem nasypaś potłuczone landrynki. Nie muszą być bardzo drobno potłuczone, ale warto sypać "z górką". Niestety okazało się, że nie jest tak prosto kupić takie zwykłe landrynki... dostałam tylko dwa kolory, żółty i różowy. A jakie piękne efekty można by osiągnąć, gdybyśmy mieli jeszcze inne :). To już zrobimy za rok.
Powiesimy te pierniczki na choince :). Co prawda nie zawsze pamiętaliśmy o zrobieniu dziurki na nitkę czy wstążeczkę...
Czasem gwiazdki się troche krzywiły... :D
Ale są!
czwartek, 12 stycznia 2017
Niezwykłe instrumenty
Z nadzieją, że może jeszcze komuś zechce się pomyśleć nad zagadką skojarzeniową z poprzedniego wpisu pokazuję na razie coś bardzo ładnego.
W ramach świątecznych prezentów dwa Kamziki, które z nami jeszcze mieszkają dostały bardzo smakowite prezenty.
Proszę Państwa, oto altówka:
i obój.
Fachowe oko uznało, że w oboju widać trzy części, na które się rozkłada.
Cudne, prawda?
Orzechy i tea-light są dla pokazania proporcji.
Autorką jest to samo dziewczę, które rok temu zrobiło dla mnie aniołka ;)
No i kojarzcie...
Podpowiem - moje skojarzenie ma coś wspólnego ze sztuką.
I sprawdzałam czy dobrze pamiętam. (Dopiero dziś). Moim zdaniem kolorystyka pasuje :P
W ramach świątecznych prezentów dwa Kamziki, które z nami jeszcze mieszkają dostały bardzo smakowite prezenty.
Proszę Państwa, oto altówka:
i obój.
Fachowe oko uznało, że w oboju widać trzy części, na które się rozkłada.
Cudne, prawda?
Orzechy i tea-light są dla pokazania proporcji.
Autorką jest to samo dziewczę, które rok temu zrobiło dla mnie aniołka ;)
No i kojarzcie...
Podpowiem - moje skojarzenie ma coś wspólnego ze sztuką.
I sprawdzałam czy dobrze pamiętam. (Dopiero dziś). Moim zdaniem kolorystyka pasuje :P
poniedziałek, 5 grudnia 2016
760 a może nawet 765
O tej porze roku, miesiąca i dnia...
może chodzić
tylko i wyłącznie
o
pierniczki.
:)
Wynik nieco niższy niż rok temu, ale to chyba dlatego, że było trochę aniołków, a aniołki są większe niż gwiazdeczki i choineczki... Na jednego aniołka ze trzy gwiazdeczki jak nic...
Bolą mnie plecy, Kamziki dwa już chyba bardzo skutecznie padły.
Ale:
- skończyliśmy przed północą
- pierniczki są już zapakowane do pudełek
- kuchnia jest sprzątnięta.
:)
No i jak fajnie się robi coś razem, podśpiewując do tego... od Piosenki Włóczykijów przez Sound of Music i Akademię Pana Kleksa po Rio Bravo i Starego kowboja :D.
Święta idą, wiecie?
I teraz tylko pytanie kto i kiedy to wszystko polukruje. Tym razem Babcia nie przyjedzie niestety...
może chodzić
tylko i wyłącznie
o
pierniczki.
:)
Wynik nieco niższy niż rok temu, ale to chyba dlatego, że było trochę aniołków, a aniołki są większe niż gwiazdeczki i choineczki... Na jednego aniołka ze trzy gwiazdeczki jak nic...
Bolą mnie plecy, Kamziki dwa już chyba bardzo skutecznie padły.
Ale:
- skończyliśmy przed północą
- pierniczki są już zapakowane do pudełek
- kuchnia jest sprzątnięta.
:)
No i jak fajnie się robi coś razem, podśpiewując do tego... od Piosenki Włóczykijów przez Sound of Music i Akademię Pana Kleksa po Rio Bravo i Starego kowboja :D.
Święta idą, wiecie?
I teraz tylko pytanie kto i kiedy to wszystko polukruje. Tym razem Babcia nie przyjedzie niestety...
poniedziałek, 21 grudnia 2015
Trzypokoleniowo
Chwaliłam niedawno Kamziki za twórczość piernikową.
Twórczość doczekała się dalszego ciągu. Dzięki mojej Mamie, która zabrała się za kręcenie lukru..
Ozdób nie miałam w domu za wiele, ot trochę posypki czekoladowej i opakowanie perełek. Ale przypomniałam sobie o młynkach z czekoladą i cukrem cynamonowym (takich do kawy). Rezultat naszych prac (Kamzikówna N. też miała w nich swój udział) jest - częściowo - na zdjęciach. Większość jednak wykonała Mama, niemniej są to w tym momencie pierniki trzypokoleniowe.
Oczywiście kilka zostało przy okazji zjedzonych (w końcu trzeba sprawdzić...) ale zasadniczo zostaly znowu spakowane do pudełek i czekają...
A jaką miłą niespodziankę mieli niektórzy znajdując pudło polukrowanych pierniczków po powrocie z podróży... :))
Na kolorowej tacy jak abstrakcyjny obraz...
Twórczość doczekała się dalszego ciągu. Dzięki mojej Mamie, która zabrała się za kręcenie lukru..
Ozdób nie miałam w domu za wiele, ot trochę posypki czekoladowej i opakowanie perełek. Ale przypomniałam sobie o młynkach z czekoladą i cukrem cynamonowym (takich do kawy). Rezultat naszych prac (Kamzikówna N. też miała w nich swój udział) jest - częściowo - na zdjęciach. Większość jednak wykonała Mama, niemniej są to w tym momencie pierniki trzypokoleniowe.
Oczywiście kilka zostało przy okazji zjedzonych (w końcu trzeba sprawdzić...) ale zasadniczo zostaly znowu spakowane do pudełek i czekają...
A jaką miłą niespodziankę mieli niektórzy znajdując pudło polukrowanych pierniczków po powrocie z podróży... :))
Na kolorowej tacy jak abstrakcyjny obraz...
poniedziałek, 30 listopada 2015
803
Ciekawa jestem o czym pomysleliście widząc tę liczbę. No, o czym?
:)
Mała podpowiedź....
Chyba nie za wiele pomoże...
A więc - 803 pierniczki i jednego aniołka upiekły wczoraj wspólnie Kamzikówny. Aniołek jest dziełem Średniej.
Jestem zachwycona. Mój udział w pieczeniu ograniczył się do zamieszania raz łyżką w garnku i wydaniu werdyktu co do stopnia rozpuszczenia cukru w miodzie. I jeszcze odpowiadałam na pytanie czy na pewno rozpuszczoną masę trzeba studzić...
Powtórzę: jestem zachwycona.
Ciekawe, kiedy uda się nam je polukrować. I czy w ogóle to się uda....
:)
Mała podpowiedź....
Chyba nie za wiele pomoże...
A więc - 803 pierniczki i jednego aniołka upiekły wczoraj wspólnie Kamzikówny. Aniołek jest dziełem Średniej.
Jestem zachwycona. Mój udział w pieczeniu ograniczył się do zamieszania raz łyżką w garnku i wydaniu werdyktu co do stopnia rozpuszczenia cukru w miodzie. I jeszcze odpowiadałam na pytanie czy na pewno rozpuszczoną masę trzeba studzić...
Powtórzę: jestem zachwycona.
Ciekawe, kiedy uda się nam je polukrować. I czy w ogóle to się uda....
środa, 8 stycznia 2014
Prezent z piernika
Wbrew tytułowi nie będzie to opowiadanie bożonarodzeniowe. Jednak przeglądając dziś robiącą ogromne wrażenie Galerię Piernika (znacie?, znacie?, podziwiacie?) pomyślałam, że warto uwiecznić tę historyjkę.
Było to w zupełnie niepierniczkowej porze roku (pierniczkowa to dla mnie grudzień i początek stycznia). Najmłodszy Kamzik zastanawiał się nad prezentem urodzinowym dla najstarszej siostry. Co prawda nie obchodzimy hucznie urodzin, ale najbliżsi starają się pamiętać.... Nawet jak się dysponuje sporą gotówką nie jest łatwo kupić w pełni udany prezent. Najmłodszy Kamzik sporą gotówką zaś nie dysponował. Postawił zatem na twórczość własną. Kiedyś z uroczego sklepiku na warszawskiej Starówce (tuż obok katedry) przywiozłam Kamzikom prześliczne pierniczki - aniołki i (umówmy się) altówkę. Zainspirowany tym NK postanowił własnoręcznie upiec dla siostry jej ukochany instrument. Z piernika. (Na szczęście nie w skali 1:1 ;P).
A jak mężczyzna coś postanowi, to to robi.
NK przedstawił pomysł Matce Rodzonej, która go zaakceptowała i wskazała miejsce, gdzie znajduje się książka z przepisem. Udzieliła również instrukcji co do proporcji, które warto zastosować (wszak chodziło o jeden instrument, a nie o setki pierniczków pieczone na święta). NK jako mężczyzna samodzielny udał się do sklepu po zakup stosownych produktów - tych, których nie było w domu. I przystapił do pracy. Samodzielnej od A do Z, od alfy do omegi. Matka co najwyżej półgębkiem udzielała drobnych wskazówek, ale większość czasu spędziła poza kuchnią. Okazało się, że ulubiony instrument wcale nie jest tak łatwo wykonać, jak się wydaje. Wersji było kilka. Nie pamiętam szczegółów, ale mam wrażenie, że problem był również z proporcjami instrumentu. I odwzorowaniem różnych takich elementów niezbędnych... W końcu jedno dzieł(k)o zostało wybrane, ozdobione i zapakowane. I tak sobie czekało na siostrę. Aż się doczekało i uzyskało honorowe miejsce na półce nad biurkim. Z czasem przeniosło się nieco wyżej....
I teraz czas na prezentację. Zdaję sobie sprawę, że rezultat może się wydawać skromny. Ale zapewniam, że wymagał wiele pracy. A jeśli dodamy cały ładunek emocjonalny i poświęcony czas oraz ówczesny wiek wykonawcy, to jest to prezent nad prezenty :)
Hm, czy ktoś zgadnie jaki to instrument??? :)
Było to w zupełnie niepierniczkowej porze roku (pierniczkowa to dla mnie grudzień i początek stycznia). Najmłodszy Kamzik zastanawiał się nad prezentem urodzinowym dla najstarszej siostry. Co prawda nie obchodzimy hucznie urodzin, ale najbliżsi starają się pamiętać.... Nawet jak się dysponuje sporą gotówką nie jest łatwo kupić w pełni udany prezent. Najmłodszy Kamzik sporą gotówką zaś nie dysponował. Postawił zatem na twórczość własną. Kiedyś z uroczego sklepiku na warszawskiej Starówce (tuż obok katedry) przywiozłam Kamzikom prześliczne pierniczki - aniołki i (umówmy się) altówkę. Zainspirowany tym NK postanowił własnoręcznie upiec dla siostry jej ukochany instrument. Z piernika. (Na szczęście nie w skali 1:1 ;P).
A jak mężczyzna coś postanowi, to to robi.
NK przedstawił pomysł Matce Rodzonej, która go zaakceptowała i wskazała miejsce, gdzie znajduje się książka z przepisem. Udzieliła również instrukcji co do proporcji, które warto zastosować (wszak chodziło o jeden instrument, a nie o setki pierniczków pieczone na święta). NK jako mężczyzna samodzielny udał się do sklepu po zakup stosownych produktów - tych, których nie było w domu. I przystapił do pracy. Samodzielnej od A do Z, od alfy do omegi. Matka co najwyżej półgębkiem udzielała drobnych wskazówek, ale większość czasu spędziła poza kuchnią. Okazało się, że ulubiony instrument wcale nie jest tak łatwo wykonać, jak się wydaje. Wersji było kilka. Nie pamiętam szczegółów, ale mam wrażenie, że problem był również z proporcjami instrumentu. I odwzorowaniem różnych takich elementów niezbędnych... W końcu jedno dzieł(k)o zostało wybrane, ozdobione i zapakowane. I tak sobie czekało na siostrę. Aż się doczekało i uzyskało honorowe miejsce na półce nad biurkim. Z czasem przeniosło się nieco wyżej....
I teraz czas na prezentację. Zdaję sobie sprawę, że rezultat może się wydawać skromny. Ale zapewniam, że wymagał wiele pracy. A jeśli dodamy cały ładunek emocjonalny i poświęcony czas oraz ówczesny wiek wykonawcy, to jest to prezent nad prezenty :)
Hm, czy ktoś zgadnie jaki to instrument??? :)
czwartek, 14 marca 2013
Zimowo, a co mi tam...
Tym razem prezentacja prawdziwych cacek, choć nie mojej produkcji. Takie pierniczki dostali moi panowie od Magdy, która tworzy prawdziwe cuda w różnych technikach, dopracowane w najdrobniejszych szczegółach.
Autorka nie wstawiła zdjęcia na swojego bloga, a naprawdę szkoda, by te bałwanki przepadły w niepamięci - dlatego też nie pozwoliłam zjeść pierniczków zanim ich nie sfotografowałam. Dodam, że były nie tylko oryginalne, ale też i smaczne.
A w kolejnym wpisie będą znowu zakładki. Bo "się" robią, niektóre już nawet "się" zrobiły...
Autorka nie wstawiła zdjęcia na swojego bloga, a naprawdę szkoda, by te bałwanki przepadły w niepamięci - dlatego też nie pozwoliłam zjeść pierniczków zanim ich nie sfotografowałam. Dodam, że były nie tylko oryginalne, ale też i smaczne.
A w kolejnym wpisie będą znowu zakładki. Bo "się" robią, niektóre już nawet "się" zrobiły...
Subskrybuj:
Posty (Atom)