poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Aż sama się dziwię

Nie sądziłam, że zdołam skończyć tak szybko. To znaczy tak naprawdę obiektywnie to nie jest bardzo szybko, ale subiektywnie, przy tym co było i jest do zrobienia, to wyszło zaskakująco szybko.
Jest pastelowa i... "borowiacka". Kolory co prawda niekoniecznie idealnie takie jak na haftach Borowiaków, ale jej kolorystyka właśnie z tym regionem i jego haftami mi się kojarzy.
Jest spokojna i jednocześnie dynamiczna :). Jednym słowem jest gotowa nowa zakładka.


He, he i tak  trochę niechcący wyszła mi zagadka. Ciekawa jestem, czy ktoś wie  gdzie należy szukać Borowiaków - bez sięgania do cioci W. i  wujka G. :)
Swoją drogą nie wiem jak toto się wyświetla na Waszych monitorach. Na wszelki wypadek informuję, że to, co wydaje się białe nie jest białe, tylko takie leciusieńko kremowe, bardzo sympatyczny kolor skądinąd. I recepta na biel kanwy prześwitującej na obrzeżach.

Kolejny raz stwierdziłam, że takie niby monotonne umieszczanie krzyżyków między dziurkami uspakaja i pomaga zebrać myśli. A tych myśli do zbierania sporo. Przed nami kilka trudnych dni, kiedy trzeba się będzie solidnie sprężać i - obawiam się - w znacznym stopniu wykazywać się siłą woli, cierpliwością i stanowczością. A nade wszystko miłością bliźniego. Ufam, że będzie dobrze (i polecam się pamięci). A jeszcze wcześniej mnóóóstwo pracy - działamy na dwa komputery...
A na dodatek mam klasyczne kobiece przedwyjazdowe dylematy pt. co mam zabrać. Wszak pogoda zmienna strasznie, dziś jest zdecydowanie rześko, w piątek/sobotę ma dojść do 23-24 stopni... Bądź tu mądry i pisz wiersze....
I tym pozytywnym akcentem...
Zatem do zobaczenia za jakiś czas (no, chyba że mi się uda wyrwać na poczytanie i skrobnięcie jakichś komentarzy, dziś wieczorem to jeszcze będzie możliwe :) )

A na koniec specjalna dedykacja dla eNNki i wszystkich lubiących - tak jak ja - stokrotki :)



czwartek, 25 kwietnia 2013

Różne rzeczy

Dużo różności.
Na początek: Tysia zaprosiła do podzielenia się cudami, które nas spotkały. O "moich" cudach napisałam ciut pod stosownym postem, ale może zajrzy tu ktoś, kto na blogu Tysi nie bywa i ta myśl o poszukaniu "swoich" cudów go zainspiruje. Dlatego tym piszę.

Wczoraj, kiedy wróciliśmy z... no dobra, z kursu tańca... czekała na biurku pachnąca niespodzianka:

środa, 24 kwietnia 2013

Inaczej

Inaczej, bo jakiś nowy wzorek się ułożył i inaczej, bo na białej, choć ciągle plastikowej,  kanwie. No i ta biel trochę mi przeszkadza, bo kanwy przezroczystej po prostu nie widać zza krzyżyków, a toto białe jednak wyłazi, głównie na brzegach. Trzeba się przyzwyczaić.
A wzorek jest taki trochę zimowy, kojarzy mi się z czapkami i getrami, które ściboliłam dla siebie na studiach, przeplatając różne nitki w takie geometryczne wzorki. Tutaj zachowałam reżim kolorystyczny, ograniczając się do kilku odcieni niebieskiego i czerwonego. Dużo radości sprawiło mi haftowanie tej zakładki, choć trwało to i trwało (a kto nie lubi szybko oglądać efektów pracy!). Za to cytat na zakładkę  był wybrany już baaardzo dawno. Umieszczony jest raczej dyskretnie (ze trzy razy prułam), ale ten kto chce to dojrzy... Zdjęcia będą dwa, bo nie mogę się zdecydować, na którym lepiej ją widać.









No i wiadomość najważniejsza - zakładka jest już u Właścicielki, której - mam nadzieję - będzie dobrze służyć.

Wczoraj za to zasypał nas śnieg.... chłopcy wycinali (na balkonie) elementy makiety potrzebnej do projektu gimnazjalnego. Projekt gimnazjalny - informacja dla niewtajemniczonych - to coś w rodzaju pracy dyplomowej wykonywanej w małym zespole przez cały rok, pod kierunkiem konkretnego nauczyciela. Temat wybierają sami uczniowie, ciało pedagogiczne akceptuje (pewnie ewentualnie modyfikuje) i oczywiście mobilizuje do systematycznej pracy. W odpowiednim czasie wynik pracy jest prezentowany publiczności i oceniany. To są sprawy dość ambitne, rzeczywiście wymagające rozmachu i dyscypliny (w końcu pracy i zajęć gimnazjaliści  mają naprawdę dużo, przynajmniej ci "nasi"). Mój syn z trzema kolegami pracuje nad projektem pokazującym wykorzystywanie sił fizyki w budowie katedr gotyckich i chyba też romańskich (?). Zimą robił model przypór gotyckich, a teraz chłopcy pracowali nad pokazaniem różnic między sklepieniem płaskim a łukowym. Jacy byli dumni, gdy okazało się, że faktycznie łuk zbudowany z kilku elementów utrzyma nawet znaczny ciężar! Niegłupio wymyślili, by nie ograniczyć się do prezentacji na slajdach w PP, ale pokazać też samodzielnie wykonane modele. Ciekawa jestem wyniku ostatecznego, bo na razie w sumie niewiele wiem o tym co będzie w tej pracy (w końcu to ich praca, nie moja, prawda?) No ale skutkiem ubocznym był styropianowy pył, którego chyba jeszcze nie udało się do końca usunąć....

Za to na balkonie wiosna w pełni. Dostałam sasanki!


sobota, 20 kwietnia 2013

Pudełko

Zaczęło się od wejścia do sklepu. W sklepie było sześcienne pudełko, przeznaczone na podręczną przechowalnię kosmetyków itp., z lusterkiem na wewnętrznej stronie pokrywki i wkładem sprawiającym, że było wewnątrz piętrowe. Dziecku (no, każdy dorosły dla matki jest dzieckiem) zaświeciły się błękitne oczęta. Ich blask przygasł jednak po sprawdzeniu ceny. Bardzo wysokiej ceny. Co prawda zdołała jeszcze westchnąć, do czego by się jej takie coś przydało, ale rozsądek nakazywał iść dalej BEZ pudełka. I poszły :)

Mama natomiast natychmiast przypomniała sobie, że w domu MA pudełko sześcienne o niemal identycznych wymiarach. Co prawda nie jednolite, a spinane na napy, ale to przecież drobiazg. Wczoraj więc mama najpierw pomalowała posiadane pudełko farbą akrylową w kolorze kości słoniowej, a potem wybrała się do stosownego (innego) sklepu i dokupiła dwa arkusze papieru ryżowego oraz klej do decoupage'u. Dziś (po głębokim namyśle i rozważeniu różnych możliwości) dokupiła jeszcze jedno (mniejsze) pudełko w stonowanej okleinie. Po wykonaniu niezbędnych prac, przy których dało się wykorzystać jedno z kartonowych opakowań przechowywanych na wszelki wypadek na pawlaczu (jak dobrze być chomikiem), powstało coś, co można obejrzeć na zdjęciach. Nieco inne niż początkowo planowałam, ale właścicielka zaakceptowała: "Ale czad!" ;)





Kwiatki umieszczone z jednej strony są niezbędnym elementem maskującym - oryginalne pudełko wyposażone było w uchwyt do wsunięcia napisu, niepasujący do koncepcji.





Jeszcze brakuje lusterka w pokrywce, ale mam nadzieję, że będzie :)

środa, 17 kwietnia 2013

Mało efektownie (z pozoru)

Dokładnie jak w tytule. Bo sprzedaję pomysł. To jest dzieło którejś z naszych dziewczynek sprzed lat, kiedy wcale nie były jeszcze duże (śliczne były zawsze). Czyli rzecz do wykonania przez dzieci umiejące trzymać w ręku igłę i pragnące sprawić radość babci, cioci, koleżance (czy też dziadkowi, wujkowi etc.). Wizytówka na drzwi.



Proste literki na kanwie, oprawione w kartonowe, dobrane kolorem passepartout (tutaj granat ale już wyblakło). Można dodać kokardkę i oczywiście wszelkie inne ozdoby wedle gustu (byle nie przyćmić tego haftu...) Rzecz jasna mogłoby być więcej białego dookoła napisu i w ogóle teoretycznie można by to zrobić lepiej. Ale tak jak jest, właśnie jest fajne, bo to wcale nie była łatwa praca dla kogoś, kto dopiero zaczyna.... No i dlatego ciągle wisi na drzwiach do naszego pokoju (a gdybyśmy zapomnieli gdzie on jest, to teraz zawsze trafimy, prawda?).

A ja nie mam teraz za wiele czasu na hafty, ale robię coś tam powolutku, robię i pokażę w stosownym czasie... :)

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Z resztki

Wczoraj wczesnym popołudniem, kiedy już ostatni gość z ostatnich 10 intensywnych dni pojechał na dworzec, siadłam z córką przed komputerem, aby obejrzeć któryś tam odcinek "Rodziny zastępczej". I zaczęły mnie świerzbić palce... Bo tak jakoś bezczynnie się zrobiło przed tym ekranem... A że ciągle czekam na przesyłkę z kanwą (wiwat Poczta Polska ;]) jedyne, co mi zostało to zagospodarowanie malutkiego najostatniejszego kawałeczka... I powstało takie oto coś, co ja nazwałam zawieszką a któraś z dziewczyn brelokiem:




Coś jest dwustronne, myślałam o przyczepieniu do walizki czy jakiejś torby, ale w sumie może być i do klucza od szuflady czy szafy. Zdecydowanie nie da się tak robić dwustronnych zakładek, bo jednak wyszło dość grube. Ale w sumie rzecz sympatyczna i szybka. Najbardziej żmudne okazało się zaplatanie warkoczyka.... odparłam jednak pokusę zrobienia łańcuszka na szydełku, bo nie wyszedłby aż tak płaski jak warkoczyk...

A poza tym zrobiło się wakacyjnie, rezerwowałam przed chwilą noclegi w Bieszczadach dla ekipy przyjaciół młodszej córki...

Uzupełniłam też zdjęcia wielkanocne, o, tutaj.

I jeszcze jedna ważna SPRAWA. Na pewno już ją znacie, ale jeżeli nie, to warto poznać...



środa, 10 kwietnia 2013

x 7

Od eNNki otrzymałam wyróżnienie:


które skądinąd można przetłumaczyć jako "utalentowany (having many skills) bloger". Zważywszy, że to dopiero 41. wpis na moim blogu, wyróżnienie jest zdecydowanie na wyrost. ENNko, doceniam Twoją wiarę we mnie - tym bardziej, że wszak dopiero się poznajemy :). Dziękuję raz jeszcze! 
Co ciekawe, widując takie czy inne wyróżnienia na innych blogach, myślałam sobie, że mnie jako osobie początkującej, przynajmniej na razie coś takiego nie grozi.... Postaram się spełnić prawie wszystkie warunki. Prawie, gdyż jednak nie przekażę pałeczki dalej - część blogów, które chętnie bym wymieniła wypisała już eNNka, o autorach innych wiem, że nie nie byliby zachwyceni.... 

A siedem faktów...
1. Utworzenie bloga wymagało ode mnie pewnego samozaparcia, z zasady nie istnieję na portalach społecznościowych...
2. Lubię pisać listy.
3. Staram się myśleć (i mówić) pozytywnie (co niestety nie zawsze mi wychodzi).
4. Jestem (i zawsze byłam, tu przydałby mi się polski odpowiednik angielskiego Present Perfect) osobą nieśmiałą, od lat przekraczającą w tej kwestii własne ograniczenia.
5. Chciałabym jeszcze zrobić w życiu różne rzeczy i być w różnych miejscach.
6. Nie najgorzej orientuję się w terenie (o dziwo tego można się nauczyć).
7. Mam lęk wysokości i w związku z tym Orlą Perć w Tatrach zwiedzam tylko punktowo.

Rozmaite inne fakty i tak już się zdążyły ujawnić, inne pewnie będą się ujawniać w miarę upływu czasu.
I - korci mnie, aby to napisać - będą nowe zakładki! Kanwa już podobno do mnie jedzie. Przez internet, nawet łącznie z opłatą za paczkę, wyszło taniej niż w upatrzonej pasmanterii (trzy arkusze w cenie dwóch, na dodatek pasmateria jakoś nie może się tej kanwy dorobić).


Ech, gdyby taką zakładkę dało się zrobić...

czwartek, 4 kwietnia 2013

Nostalgicznie

Gdzieś na początku pisania bloga wspominałam, że Mama mojej Mamy pięknie haftowała i szydełkowała. Nie mam wielu jej prac, ale przypomniałam sobie o obrębianych na szydełku chusteczkach. Teraz - na ile zauważyłam - nikt chyba już tego nie robi, pewnie dlatego, że nie używamy zasadniczo chusteczek do nosa z materiału. To stwierdzenie o nierobieniu opieram na tym, że na żadnym z blogów robótkowych nie zauważyłam takich prac. Trochę szkoda, ze ta sztuka zanika (jeśli rzeczywiście zanika), bo takie chusteczki były śliczne.
No i do tego wymagały sporej cierpliwości i precyzji. Niezła szkoła charakteru - tak teraz na to patrzę. Jako dziecko byłam nakłaniana do takich robótek i migałam się jak mogłam. Pamiętam jednak, że i moja Mama, i jej Siostra wykazywały talent w tej dziedzinie.
Przy okazji porządków i usuwania z szafy rzeczy niepotrzebnych, dotarłam do czterech chusteczek. Pamiętam szydełkowanie tej białej koronki - chyba robiła ją moja Babcia (albo któraś z jej Córek). Natomiast trzy pozostałe - nie mam pojęcia skąd się wzięły w moim posiadaniu. Ale są śliczne, prawda?







środa, 3 kwietnia 2013

Obrączka. Historia prawdziwa.

Od jakiegoś czasu myślę, że warto spisać na nowo tę historię. Zaznaczam z góry, że jest całkowicie prawdziwa. Choć może samej trudno by mi było w to uwierzyć.


Zdarzyło się to naprawdę dawno.
Jakieś 14 miesięcy  po naszym ślubie, w czasie bardzo trudnym, którego nie lubię wspominać, a którego nie sposób zapomnieć. Na dodatek mój mąż był w wojsku, a ja ciągle jeszcze czułam się trochę obco w nowym mieście,  w którym mieszkałam tak na dobre dopiero od 9 miesięcy. I wtedy zadzwoniła nasza bardzo dobra znajoma z wiadomością, że jest przejazdem, że zatrzymała się u znajomych zakonników i że mogłabym przyjechać zobaczyć się z nią. Wyruszyłam więc w egzotyczny wówczas dla mnie rejon miasta. I tu miał miejsce pierwszy punkt kulminacyjny tej historii. Spotkałam się nie tylko ze znajomą, ale i z księdzem, którego ona odwiedzała. Kojarzyłam imię i nazwisko, przed laty pracował w moim mieście i nawet się przelotnie zetknęliśmy. Był już księdzem ze pewnym stażem, kiedy ja jeszcze byłam licealistką. A teraz, gdy podałam mu rękę, spojrzał na obrączkę, pochylił się i pocałował ją. "Bo obrączka, poświęcona przy ślubie jest jak medalik".
To było... piękne. Dziś jeszcze ciągle pamiętam wzruszenie tamtej chwili.

Po paru godzinach odprowadzałam znajomą na dworzec kolejowy. Co prawda na początku lata dzień jest długi, ale było już dość późno. Po odjeździe pociągu zeszłam do dworcowego tunelu. Ludzi nie ma, zaczyna się szarówka. Średnio przyjemnie (delikatnie mówiąc). I wtedy, w tym niby zupełnie pustym tunelu, chyba pierwszy i ostatni raz w życiu (moim) zaczepiło mnie kilku młodych mężczyzn.
- Pani tak sama...
Wystraszyłam się porządnie (na zewnątrz jak głaz) i nieświadomie poprawiłam prawą ręką pasek torebki wiszącej na ramieniu. I wtedy usłyszałam:
- A, obrączka. Pani mężatka. Przepraszamy bardzo.
I znikli.
No wiem, musieli zostać z tyłu czy odejść w bok, ale wtedy miałam poczucie, że po prostu rozwiali się w powietrzu, tak szybko to się stało.

Historia prawdziwa. Jeden dzień, dwa wydarzenia. Piękno drogi, która została mi ofiarowana...


wtorek, 2 kwietnia 2013

W oktawie

Święta minęły nam dobrze, miło i rodzinnie. Z odpowiednią dawką odpowiednio głębokich przeżyć duchowych oraz radosnych śpiewów. Poniosłam sromotną kleskę w scrabble (najstarsze dziecię ogrywa mnie - i nie tylko mnie - regularnie od czasu kiedy skończyła 15 lat) i zajęłam chlubne trzecie miejsce (na 5 osób grających) w Uno. Nie powstały nowe zakładki, bo niestety skończyła mi się kanwa, a nowa ma być po świętach. Dziś zapomniałam po nią pojechać - ciągle nie należy do podstawowego asortymentu pasmanterii i nie wszędzie można ją dostać, ba, czasem panie mocno się dziwią gdy pytam.
Twórczość świąteczna to oczywiście rozmaite wypieki i pisanki. Nie umiem zdobić mazurków, lukrowanie też nie jest moją pasją, więc komplet bab wygladał tak oto: