Pokazywanie postów oznaczonych etykietą skorupy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą skorupy. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 4 lutego 2025

Komu imbryczek?

Drugi z kolei wpis ceramiczny. Tym razem czajniczki do herbaty. Jak najbardziej współczesne. Mogłam kupić... gdyby nie były tak potwornie drogie. Najtańszy chyba rzędu 1,8 tys zł, najdroższe blisko 4 tys. zł.  Zważywszy, że zgodnie ze sztuką powinno się używać konsekwentnie jednego czajniczka do jednego rodzaju herbaty... Te najcenniejsze czajniczki mają lekko porowate wnętrze, aby mógł się w nich zatrzymywać osad... Zupełnie inna filozofia myślenia o herbacie, prawda? My wzdychamy jak osad z kubka nie chce się zmyć...

A pomysły na imbryczki chwilami nieprawdopodobne.

Zaczynamy od przeglądu ogólnego.



A potem  trochę detali









 Zadziwiające kształty, prawda?

Na koniec jeszcze taka ciekawostka. Jesteśmy przyzwyczajeni do oglądania herbaty w listkach. Tymczasem jasne z najcenniejszych (i im starsze, tym cenniejsze) są sprzedawane i przechowywane w postaci sprasowanych krążków. Czasem ładnie opakowanych.


A czasem wykorzystanych z fantazją... (Tutaj to nie są krążki oczywiście. Ale nadal herbata).



A na zakończenie mały smok. Jak domowe zwierzątko.
 😉😁



sobota, 1 lutego 2025

Ceramiczne cuda

 Ten wpis mógłby nie mieć końca, ale przezornie na ekspozycji chińskiej ceramiki zrobiłam tylko kilka zdjęć.

Pierwszy zachwyt to nowoczesność formy. Na przykład ten wazon pochodzi z epoki Tang, czyli z okresu 618-907.  Ponadczasowy, prawda.


Zupełnie inny jest wazon z niezwykle zgrabnymi smokami, późniejszy o blisko tysiąc lat... Okres Qing, 1736–1795)


I jeszcze z ptaszkami... W kształcie (podobno) melona. Też Qing, 1723–1735.



Kolejny zachwyt to dzbanki.



Ten brązowy, z wzorem naśladującym skorupę żółwia, to okres Song-Yuan, 1127-1368, a ten niebieski to już chyba Ming.  Z tych starszych.

I takie dwa czajniczki...



To jakiś XVI czy XVII wiek. Czyż nie są piękne w formie i też wykończeniu? Ta potrójna rączka bardzo mnie wzrusza.

A na koniec dziś miseczka z ptaszkiem. Z papugą dokładnie rzecz biorąc. Słodka taka. Okres dynastii Sui, czyli lata 581-618. 


Tyle talentu!

czwartek, 12 maja 2022

Zawieszka i dzbanek

Powiedzmy uczciwie, że dzbanek to raczej jako tło do zawieszki. Ale wykorzystałam go, bo bardzo się ucieszyłam gdy najstarsza z Kamzików przywiozła mi go od mojej Mamy. Było powiem tak, że dzbanek, którego używałam do robienia sobie kawy był już dość mocno sterany życiem. Szukałam czegoś ładnego i poręcznego (i nie za majątek). No i okazało się, że moja Mama spotkawszy gdzieś na targu (w tzw. skorupach) ten konkretny dzbanek uznała, że może się przyda. 

Ach jak bardzo się przyda :). Mieści akurat dwa lub trzy kubki kawy (zależy ile się dolewa mleka...) 



I to w sumie tyle. Zawieszka mniej typowa kolorystycznie jak na ostatni czas, ale podoba mi się ten kontrast :).

niedziela, 11 lipca 2021

Pocztówka z lipą

 Co prawda już przekwitły, ale warto upamiętnić ten widok i zapach początku lata....

No i mój ostatnio ulubiony kubek :)



 Pozdrawiam :)


środa, 20 marca 2019

Granatowoniebieska

Jeszcze jedna zawieszka dziś, potem będzie zakładka dla odmiany ;) (pokazana oczywiście).

Granatowa jak najbardziej, ale i błękitu, i zieleni ma w sobie trochę, i czerwonego dla ożywienia...
Granatowoniebieska, nazwa zapisana bez łącznika, bo te kolory się zlewają i mieszają, zresztą jak najbardziej takie było założenie. :)

 

A do kompletu, na początek wiosny, moja ulubiona filiżanka, która niestety może już tylko stać na półce. Taka posklejana porcelana ma wyłącznie wartość sentymentalną. No i z sentymentu właśnie posklejałam ją. Żal mi, że się stłukła, bo  lubię pić kawę z takiej cienkiej porcelany...
  


W nowej wersji programu pojawiła się opcja delikantego prostowania zdjęć. Tylko napisy teraz krzywe :D.

czwartek, 28 lutego 2019

Złota gumeczka

Swego czasu, dawno już, miałam poczucie, że warto mieć na stole jednolitą zastawę do kawy/herbaty. Oczywiście na okazje spotkań rodzinnych, ale i samemu miło jest wypić tę kawę czy herbatę w jakichś ładnych filiżankach. (Nie znoszę herbaty w szklankach). U nas od samego początku rolę "świątecznej" kawowej zastawy pełnił biały komplet filiżanek z Karoliny (Jaworzyna Śląska) z czarnym brzegiem. Sporo miałam zresztą kiedyś tej porcelany, teraz już się raczej wytłukła, są niedobitki. Filiżanki (troche jak dla mnie jednak małe) mam do tej pory, choć nie wszystkie oczywiście...

Potem zaś podejmowaliśmy próby zdobycia drugiego kompletu gościnnych filiżanek i wykazaliśmy się dużym talentem - jak już coś wybraliśmy i zaczęliśmy kupować, to fabryka rezygnowała z produkcji danego wzoru. ;) I tak na przykład mamy bardzo ładne filiżanki ecru, do których już nie udało się kupić talerzyków do ciasta, dzbanka, ani mlecznika, ani też uzupełnić stłuczonej cukiernicy... Co więcej, kiedyś wybierałam między dwoma wzorami codziennych fajansowych filiżanek. Ten, który wybrałam (z niebieskim wzorkiem, ach) oczywiście definitywnie zniknął, drugi jak najbardziej się pokazał znowu...

Ten przydługi wstęp prowadzi do tytułowego złotego ogonka, od paru lat bowiem wykorzystujemy rozmaite okazje i upusty, aby zebrać komplet innych filiżanek i talerzyków do ciasta. A filiżanki wyposażone są zawsze w karteczkę producenta zawieszoną na złotej gumce. Gumki zbieram troskliwie, bo "zawsze mogą się przydać". :) I tak oto powstała zawieszka na złotej gumce. Bo czasem dobrze jest mieć taką zawieszkę na gumce właśnie :)

Jedna zawieszka, każda strona nieco inna.


Zielona ramka sprawa, że od razu robi się wiosennie, doskonale pasuje do słońca, które mam za oknem. :)

Pozdrawiam zatem z uśmiechem i... ruszam do pracy :)

PS. Na prośbę Agaty, Mysi i Aleksandry zdjęcie filiżanek wymienionych we wpisie. (Nie są to moje jedyne filiżanki....) . Niestety zdjęcia nie do końca oddają ich wielkość, czy raczej relacje międyz nimi :)


(a pod etykietą "skorupy" są jeszcze inne filiżanki :))

sobota, 21 stycznia 2017

Ratujemy imbryk



To w sumie taka drobna sprawa...
Tegoroczne Boże Narodzenie było u mnie bogate w imbryki. Dostałam dwa, każdy zupełnie inny, odmienny kształt, kolor, styl. Super.
Jeden z podstawką, w której umieszcza się tealight i ta podstawka na dodatek doskonale pasuje (wielkością i kolorem) do jeszcze innego imbryka, który zwykle używamy przy niedzielnym śniadaniu (a który formalnie należy do MN).

No i ten imbryk z podstawką okazał się niestety nieco felerny. Mianowicie po zaparzeniu w nim herbaty nie dało się jej normalnie nalać - rączka była rozgrzana prawie do czerwoności ;).
A szkoda, bo kształt ciekawy...

Pomysł na imbryk (poza grubą kuchenną "łapką") miałam, tylko brakowało czasu. Dziś wreszcie operacja została dokonana. Chwila - i oto rączka daje się złapać pomimo gorącej herbaty w środku ;).

Rzemyki czekały na ten moment chyba ze dwa lata, ale nareszcie wiem, dlaczego ich tyle kupiłam (i w tylu kolorach).




A że karnawał to wstawiam Bachanalia Camille'a Saint-Saënsa z "Samsona i Dalili". Słuchaliśmy dziś na żywo. Sliczne. :)



czwartek, 19 maja 2016

Nie kupiłam

Wyprawa na moje ulubione targowisko w środę lub sobotę zawsze podszyta jest nutką niepewności. Będą czy nie będą. Bowiem ekipa (rodzina?), u której najczęściej kupuję i która daje wytargować niezłe ceny nie zawsze jest obecna, a żeby się do nich dostać trzeba (od naszej strony) przejść przez cały upiornie zapchany rynek w poprzek. Rynek, ha - chyba już odwykłam od nazywania targowiska rynkiem... Rynek to w centrum starego miasta jest... Ale tam u nas mówiło się, że się idzie na rynek, gdy się szło na targ. I chyba dalej tak się mówi, tylko mnie tam nie ma :).

W minioną sobotę byli. Ja jednak szłam z mocnym postanowieniem niewydawania pieniędzy, jeśli nie będzie trzeba. Obchodziłam więc stoły z pewnym wewnętrznym dystansem. Pierwszy, drugi... Już byłam gotowa uznać, że nic ciekawego tym razem nie ma. I wtedy go zobaczyłam. Błyszczał kusząco pośród zbieraniny różności.


Najwyraźniej - kielich szabasowy!
Kusił bardzo. Przyklejona pod spodem cena była dość wysoka, ale dałoby się pewnie trochę stargować. Telefoniczna konsultacja z mężem, bo jest za chwilę pewna uroczystość i mógłby to być odpowiedni prezent... Jednak po rozważeniu wszystkich za i przeciw odeszłam bez kielicha. Zostało wspomnienie, zdjęcia i... zadziwienie czego to nie można kupić na tym targowisku...


Historii tego kielicha nigdy nie poznamy... Skąd i dlaczego tu zawędrował?






piątek, 15 kwietnia 2016

Niekompletny do kompletu

Jeszcze jedna migawka z targowego polowania. ;)
Oglądałam, szukałam i ... nagle z radością stwierdziłam, że jest.
Jeden, samotny (dokładnie obejrzałam stoły, czy gdzieś nie kryje się rodzina). Samotne mają zawsze korzystną cenę...
Ciekawy kształt, delikatny rysunek. Smukły i wytworny. Stoi teraz na półce i cieszy oczy, sprawdził się też jako świecznik :)

A najtrudniejsze z tego jest zrobienie zdjęcia...




 O tutaj widać rysunek. Motyw wielkanocny trochę...
Lubię ładne kieliszki :)


piątek, 8 kwietnia 2016

Najpierw upolowany, a potem tropiony

Upolowany jeszcze przed Świętami. Na moim ulubionym targowisku.



Na stołach zastawionych porcelaną, fajansem i szkłem zdarzają się i inne przedmioty. Baaaardzo różne.
Tym razem spodobał mi się dzwonek. Wydawał ładny dźwięk, pomimo patyny było widać, że jest ciekawy. I na pewno z jakąś historią.
Tyle zobaczyłam na początek.


A dalej było coraz bardziej interesująco.
Dzwonek wygląda tak:

Nie jest duży. Średnica czaszy na dole to 5,5 cm, wysokość samego dzwonka 3,5 cm, razem z uchwytem niecałe 6 cm.

Można go też obejrzeć z bliska. Wyczyszczony ładnie się świeci.
 





Przykuwają wzrok napisy ACNUS X PELICANUS  oraz LEO X AQUILA. Pod napisami są wizerunki zwierząt, odpowiednio baranka, pelikana, lwa i orła. Zasugerowały mi od razu, że dzwonek pochodzi z jakiejś kaplicy/kościoła. Agnus = Baranek (Boży); Pelicanus = pelikan, w średniowieczu uznawano, że ten ptak rozdziera pierś i skrapia krwią martwe pisklęta ożywiając je w ten sposób  (symbol ofiary Chrystusa); Leo = lew (Lew Judy - Chrystus), niekiedy podaje się też, że ma tu symbolizować św. Marka (jak wiadomo każdemu z ewangelistów przypisywane jest jedno zwierzę wedle wizji z Księgi Ezechiela i Apokalipsy); Aquila = orzeł (symbol św.Jana Ewangelisty). Wszystkie zwierzęta przedstawione są na tle drabiny, jednego z symboli męki Chrystusa.

Ponieważ dzwonek nie jest duży, ale nie ma drewnianego uchwytu, najpierw myślałam, że nie jest to dzwonek ręczny (ale tego już nie jestem pewna). Jednak wydawał mi się za mały na sygnaturkę, która zwykle wisi przy wyjściu z zakrystii. Dalsze poszukiwania w internecie podprowadziły mnie ku przekonaniu, że jest tzw. "sanctuary bell". Uznałam, że być może moja pierwsza intuicja była słuszna. To może być dzwonek z jakiejś kaplicy/kościoła i mógł kiedyś wisieć przy wyjściu z zakrystii, tylko nie sam, a w komplecie z dwoma innymi... Ale po dalszym grzebaniu i oglądaniu doszłam do wniosku, że może jednak i był używany tak jak dziś dzwonki przy ołtarzu, choć uchwyt wydaje się do tego nie pasować.:)

Znalazłam nawet podobny dzwonek na sprzedaż. I to nie jeden :). Tylko czasem napisy są inaczej rozmieszczone. Ale nawet motyw zdobiący górną część dzwonka jest taki sam.

Oczywiście nie mam pewności, że ten mój dzwonek pochodzi z jakiejś budowli sakralnej, gdyż znalazłam też na jakimś forum informację, że analogiczny dzwonek ktoś kupił w Szwajcarii w 1947 r. Zdaje się, że taki motyw zdobniczy często pojawiał się też na dzwonkach produkowanych w Wielkiej Brytanii, a można by przypuszczać, że ten mój pochodzi raczej z terenu Niemiec.

A potem na koniec znalazłam "mój" dzwonek na etsy.com jako "English sanctuary bell" z lat 40. XX w.

Ciekawe, ile ten mój tak naprawdę ma lat i jaką drogę przeszedł, zanim znalazł się na targowym stole między porcelaną i fajansem...

A teraz sobie wisi u nas :)

piątek, 11 września 2015

Z polowania 2

Lubię ładne i niezwykłe kieliszki. :)
Nie chodzi o picie z kieliszków (bo wodę pijam raczej ze szklanek, a alkoholu wcale), a o sam przedmiot użytkowy. Poza tym kto mówi, że kieliszki mogą służyć wyłącznie do picia? :)
Najpiękniejsze kieliszki, jakie w życiu widziałam, w liczbie sztuk 2 stoją w szafie u mojej Mamy, więc ich tu nie pokażę. Przynajmniej nie teraz.
Myśle natomiast, że to one stoją u podstaw mojego zachwytu ładnym szkłem.
Nie, nie mam kolekcji. Nie chadzam na wszystkie pchle targi, nie jest to żadna namiętna pasja, Jak w pierwszym zdaniu - lubię.
Do tej pory udało mi się skutecznie upolować dwa wzory. Zachwycił kształt i zdobienie.

Pierwszy łup zdobyłam jakiś rok temu. Właścicielką trzech takich kieliszków jest Najst. Kamzikówna. Panom dwa kieliszki się stłukły w transporcie, pozostałe cztery kupiłam ja i jeszcze rozdzieliłam na dwie osoby :P. Pięknie przechowuje się w nich biżuteria i inne drobiazgi...
Czyż nie są śliczne? Nawet na tych nieudolnych zdjęciach? :)




Do tego są cienkie i można na nich grać :)


Drugi kieliszek upolowałam niedawno. Stał sobie taki samotny... Nie da się na nim grać, ale przepięknie dźwięczy, mógłby służyć jako dzwonek :)



Takie kruche drobiazgi upiększające ten czasem przerażający świat.

czwartek, 10 września 2015

Z polowania 1

Wspominałam już kiedyś o jednym takim targowisku, na którym można za nie za wielkie pieniądze zaopatrzyć się czasem w piękne fajanse albo porcelanę. Od wypraw na tamto targowisko mam sentyment do różnych kramów ze starociami. Niestety ceny rzadko bywają bardziej przystępne, każdy chce zarobić. A mnie zazwyczaj podoba się to, co właściciele sobie cenią... piękny serwis z Limoges na przykład...

Ten serwis z Limoges był na targu staroci (już nie wiem z jakiej okazji, to tylko weekendowa impreza była) w Zakopanem. Właściwie nie zapytałam nawet o cenę, bo był ogromny, a ja ani nie potrzebuję takiego, ani nie miałabym gdzie go wstawić. Może nadawałby się na serwis wyprawny (teraz tak sobie myślę) ale jednak transport... Nie wiem do tego, czy potencjalnej Właścicielce też by się podobał ;).

Na straganach w Zakopanem było sporo innych pięknych rzeczy, choć nie znalazłam tego, na czym mi zależało najbardziej. Nie oparłam się jednak jednemu talerzykowi. Właściwie to coś pośredniego między talerzykiem a płaską miseczką. W całkiem dobrym stanie, choć złocenie nieco spełzło. Limoges. Nie mam żadnych książek o porcelanie, nie wiem nawet czy toto stare, czy nie za bardzo (w każdym razie nie ma napisu "Dishwasher safe"). Po prostu ładny drobiazg. I tak, wiem, że nie nalezy przywiązywać się do porcelany...(znacie ten wiersz Barańczaka?)




(Jak bardzo widać ile mi brakuje do bycia dobrym fotografem)

Na tymże targu dokonałam też ciekawego odkrycia. Mam jeden taki ulubiony wzór angielskiego fajansu (nazywamy go roboczo "z drzewem"), z którego czasem dokupuję średnie talerzyki służące jako talerzyki do ciasta. W Zakopanem był cały taki serwis, nieco uszkodzony, więc cena do negocjacji  (na sztukę wychodziło całkiem przyzwoicie) i...  okazało się, że talerzyki owszem, ale filiżanki i dzbanek wcale mi się tak bardzo nie podobają! Może i dobrze :))

(cdn)

piątek, 27 czerwca 2014

Trzy wersje

Wyjazd na długi weekend zaowocował m. in. nową ulubioną filiżanką. Jedną jedyną. Cieniutką jak na szlachetną filiżankę przystało, niemniej trudno ją nazwać zabytkiem. I choć kształt ma zdecydowanie herbaciany, kawa smakuje z niej znakomicie. Z doborem spodeczka w sumie nie miałam większego problemu. Trzy najlepsze wersje prezentuję niżej :)) (moja ulubiona to ta środkowa).





Co prawda widać, że spodeczki nie są idealnie od kompletu, ale nie przeszkadza mi to specjalnie. I tylko zastanawiam się nad tą drugą naturą człowieka, którą jest przyzwyczajenie. Tyle lat używałam na co dzień kubków, uznając filiżanki za naczynia na lepsze okazje, a teraz oto używam na co dzień filiżanek. Przynajmniej do kawy...

A sama filiżanka od spodu wygląda tak: