poniedziałek, 27 lutego 2023

Do zabawy wielkanocnej

Tak nieco rzutem na taśmę - wszystko dlatego, że nie miałam kiedy pozgrywać i poopisywać zdjęć. Dziś zrobiłam to hurtem i to tylko dlatego, że miesiąc mi się kończy.

Zakładka przypisana do lutego jest nieco cukierkowa, z dominującymi koralem i zielenią jako dominującymi barwami. Kojarzy mi się z... muffinkami. Ściśle rzec biorąc, te kolory mi się tak kojarzą. 

Pamiętając, że Małgosia lubi ładne tło do zdjęć, sięgnęłam na półkę i wyjęłam otrzymane przed laty wydanie samej Ewangelii św. Łukasza z kadrami z filmu "Jezus" nakręconego ściśle według tej Ewangelii. Film jest już naprawdę dość stary, ale przez to że jest wierny oryginałowi, dobrze ten wiek znosi moim zdaniem.

I to by było na tyle.,

A, jeszcze banerek.


PS.

Mam już gotowe niektóre rocznicowe zamówienia.
Bardzo proszę o przesłanie adresów na maila kontaktdoagai (małpa) gmail.com (proszę o to te Osoby, których adresów nie mam; te których adresy mam, wiedzą o tym, że je mam 😀).


niedziela, 26 lutego 2023

Słoń i róże

 Na przekór aurze i nieco surrealistycznie.

Słoń i róże. Uważam, ze wyszło nawet nieźle.


Bardzo mi się podoba kształt tych słoników :).

Przy okazji patent na ładne kamienie: gdy pociagnie się je lakierem bezbarwnym, wszystkie kolory wyglądaja jak w wodzie.

sobota, 18 lutego 2023

Słoń w jarzębinie

🐘

O słoniu w jarzębinie już tu kiedyś było. O ->  tutaj

Tym razem słoń jest bardziej - hm - prawdziwy 😊🐘.

Podoba mi się, więc zdjęć sporo.

Pierwsze na parapecie okna w moim gabinecie.


A potem słonik przeniósł się na tło bardziej mu odpowiadajace - mój nowy afrykański obrus.☺

Obrus swoją typową afrykańskość nieco chowa w tle trzeba przyznać.




Ten słoń jest elementem nieco większego projektu majacego na celu wsparcie dla młodych ludzi w Afryce. Mam nadzieję, że spełni pokładane w nim nadzieje, czyli przyniesie parę groszy.

No i wreszcie spotkaliśmy słonia w jarzębinie!
🤭

(Choć oczywiście w zamyśle jest to podstawka pod telefon.)


poniedziałek, 13 lutego 2023

Dyndadełka dyndają

 To znaczy te konkretne dyndają już gdzieś u kogoś.

Trzy podobnej wielkości. Taka seria. Robione jedno po drugim.

One są robione na sztywnej kanwie o dość dużym splocie, co widać dokładnie na zdjęciach. Robiłam je wszystkie metodą "siatki" czyli najpierw powstała jakby dolna warstwa w kratkę, a potem nakładałam wierzchnią warstwę też w kratkę. Zatem są tu oczywiście krzyżyki, ale na pierwszy rzut oka tego nie widać. 

Na pierwszym dyndadełku dominuje czerwień.

Drigie, dla odmiany, jest zielone ;)


Trzecie zaś łączy oliwkę z szarością i odrobiną czerwieni. Z tych trzech podoba mi się chyba najbardziej :).


 I to by było na tyle.




piątek, 10 lutego 2023

Street Food

Nam w Polsce - i pewnie w całej Europie i krajach cywilizacji zachodniej - te słowa kojarzą się z budkami z zapiekankami, bułkami, kebabem, pitą, frytkami i co tam jeszcze można kupić do zjedzenia. W Kenii jednak jest inaczej. 

Projekt "Street Food" to posiłek podawany żyjącym na ulicach dzieciom i młodzieży. W mieście Meru jest ich około 1500... Każdy z nich to inna tragiczna historia.

Zapraszam do poczytania rozmowy z Ewą, która mieszka w Kenii od blisko trzech lat. Tak, to ta sama kobieta, która doprowadziła do budowy dormitorium w Shalom Home. 👌😁

O, tutaj jest ten wywiad o chłopakach.

Jeżeli ktoś może, będziemy bardzo wdzięczni za wsparcie. Ale wsparciem jest też pokazanie tego adresu, artykułu innym. Bo może ktoś inny w danej chwili może wspomóc. Albo zna kogoś, kto może pomóc.... 

Żaden grosz nie będzie zmarnowany.

→ Tutaj jest link do zbiórki - oczywiście wisi też po prawej stronie bloga w wersji komputerowej.

"Koszt ciepłego dania w zależności od menu na dany dzień to 5-7 zł. Ryż z kapustą, fasola, kukurydza – solidny posiłek nie raz uratował im życie. – Nie zawsze jest to łatwe spotkanie. Część chłopców jest uzależniona. Wąchają klej. Wpadają w stan otępienia, żeby zapomnieć o głodzie i ciężkim życiu. Bywają roszczeniowi, agresywni. Z drugiej strony jest w nich chęć zmian, powrotu do szkoły. Normalnego życia – zaznacza Ewa".

Dziękuję


czwartek, 9 lutego 2023

Anne, nie Ann - no właśnie, skąd?

 Jakoś nie mam zwyczaju zamieszczać recenzji z książek, ale doszłam do wniosku, że podzielę się odrobiną wrażeń po przeczytaniu nowego tłumaczenia "Anne of Green Gables". To znaczy nie takie ono już nowe, bo książka ukazała się w ubiegłym roku. I w tymże ubiegłym roku przez internety przetoczyła się fala oburzenia na p. Annę Bańkowską. Główny zarzut, o ile pamiętam, to zmiana tytułu i zarazem lokalizacji powieści - z Zielonego Wzgórza na Zielone Szczyty. Nie pomogło wyjaśnienie i rzeczowe uzasadnienie. Siła przyzwyczajenia no i jednak górskie konotacje 😂. Uważam jednak zatrzymanie się w krytyce na tytule i skreślanie z tego powodu nowego tłumaczenia za niemądre. Mnie po kilku pierwszych stronach zupełnie przestał przeszkadzać :).

Mam ten przywilej, że czytałam "Anię" w oryginale, już jako osoba dorosła. Było to pewne zaskoczenie, ale i swoiste wyzwolenie. Rozmaite wątki nabrały sensu, dopełniły się. Na przykład dopiero ta lektura wyjaśniła mi kompletnie niezrozumiałe dla mnie przez całe dzieciństwo i wiek młodzieńczy wymaganie co do imienia "Ania nie Andzia". Okazało się, że pewne rzeczy zupełnie znikły - w sumie nie wiadomo czy w pracy przedwojennej tłumaczki, czy też w wydaniach z czasów komunistycznych. Ubolewałam nad dziwactwami polskiego tłumaczenia (pani marszałkowa Elliot 😮), potem zaś, gdy posypały się nowe tłumaczenia rozmaitych opowiadań L.M. Montgomery powiązanych z opowieścią o Ani, denerwowały mnie ich monstrualne błędy.

Dla polskiego czytelnika pierwszym ogromnym zaskoczeniem (poza tytułem) może być zmiana imion. Gdy pierwszy raz wzięłam do ręki oryginał, też nie do końca mogłam się połapać. No bo kto to jest pani Rachel Lynde i dlaczego nie ma nic o pani Małgorzacie Linde?  Itp.,  itd. 

Oczywiście rozumiem doskonale, czemu w przedwojennym polskim wydaniu zrezygnowano z pięknego skądinąd imienia Rachela i nawet rozumiem te wszystkie polonizujące (czy też w intencji przybliżające miejsce) zabiegi: dworek, kumoszki, gościniec itd. Tak się kiedyś tłumaczyło, czasem nawet pisało książki na nowo w innym języku, jak to zrobiła Irena Tuwim z Kubusiem Puchatkiem (dalekim kuzynem Winnie-the-Pooh). Choć już niewyłapanie cytatów literackich można uznać za błąd.

Podziwiam odwagę i zacięcie Tłumaczki i uważam, że - jako fachowiec - dała nam świetne tłumaczenie. Czytałam z zainteresowaniem - i w sumie nie miałam zupełnie poczucia, że to jest coś innego niż znałam do tej pory (ale bez kumoszek). Być może jednak nakłada się tu moje obcowanie z oryginałem raczej (co jakiś czas wracam do tej lektury, choć nie za często). No a ten nowy przekład jest po prostu bardzo wierny, dobrze oddaje klimat oryginału.

Wstawiam tu dwa zdjęcia, każdy zainteresowany będzie mógł sam porównać co mu się lepiej czyta. Moim zdaniem, nawet jeśli się jest zaprzysiężoną zwolenniczką (zwolennikiem?) Zielonego Wzgórza i Ani, a nie Anne, warto odłożyć na bok uprzedzenia i sięgnąć po to nowe wydanie. Bo to jest dobra książka, która może przybliżyć nas do świata Avonlea. Nawet jeśli przeczytamy ją tylko raz i tylko po to, a potem wrócimy do tej bardziej staroświeckiej.



Ja czekam na odrobinę spokojnego czasu, by sobie dalej porównywać 😇. I smakować 😁.

sobota, 4 lutego 2023

Zawadiacki ogonek

 Oj, nie jest prosto wymyślić tytuł wpisu. Taki, żeby się nie powtarzał na dodatek. 😄

Prawdę mówiąc, gdy przeglądałam miniatury, wydawało mi się, że to kolejna zakładka w niebieskościach. A tu niespodzianka - fiolety i to w moim ulubionym wydaniu, z oszczędnie dodanymi innymi kolorami. 🙂.

Taka kawa z mlekiem i pralinami w wydaniu fioletowym  😀. Elegancja i wyrafinowanie.

Ogonek zawadiacko podkręcony, więc tytuł sam się wymyślił - na szczęście.

A poza tym stwierdzam, że ciągle nie lubię zimnego wiatru. Zwłaszcza znienacka wiejącego w twarz.

 

A obiecane jubileuszowe zakładki się po kolei robią. :)


czwartek, 2 lutego 2023

Na zielonym tle

 Zakładka jeszcze z listopada.

A tło z przekory raczej wiosenne choć podobno zima. O ile dobrze pamiętam, chodziło przede wszystkim o kontrast kolorystyczny.

W stylu, który u mnie zrobił się klasyczny ostatnimi czasy, a pamiętam jak to było coś nowego 😂😄.


 Zawsze mnie na nowo dziwi jak z takiej plątaniny wychodzi raptem stonowana i ciekawa całość, każda inna. Nawet jeśli po drodze mam wątpliwości, czy te konkretne kolory w danym układzie to był dobry pomysł.

I nieodmiennie uważam, że te zakładki wyglądają jakby było odcięte od jakiegoś tweedu.

Pozdrawiam wszystkich serdecznie i wietrznie :). Na szczęście nie jest to huraganowy wiatr.