sobota, 31 sierpnia 2013

Idę w góry...

Idę w góry cieszyć się życiem... znacie tę piesenkę? Mnie towarzyszy od najmłodszych lat, śpiewamy ją razem z dziećmi... I tak to jest, w górach cieszymy się życiem i byciem razem. Nawet gdy wędrujemy w wersji "trójka (tzw. kamziki) z przodu, dwójka z tyłu", nawet gdy z bólem stwierdzam, że to ja, ja jestem Najsłabszym Ogniwem i Naczelnym Spowalniaczem.... Wiecie jakie to frustrujące? A jednak nadal góry są miejscem na cieszenie się życiem, smakowanie bycia razem, radość, że nasze dorosłe dzieci nadal chcą ten kawałek wakacji spędzać z nami. Pogaduchy, wygłupy, docinki, poranne pobudki (nie zawsze łatwe), planowanie wędrówek, zapisywanie zabawnych sytuacji... to wszystko ma niepowtarzalny smak. I nawet wtedy nie przeszkadza tak bardzo, że coś, co miało z wysokości ponad 2 tys. wyglądać tak:



wygląda w danym momencie tak:
  .

Gwoli sprawiedliwości należy dodać, iż nasze prywatne Kamziki obejrzały ponoć widok w naturze również.

Tatry są także krainą ostrych i czasem bolesnych kontrastów. W jednej chwili widok (i odgłosy!!!) taki:


A jakieś 30-40 minut dalej i wyżej (tak, w górach wędruje się w czasoprzestrzeni!) taki:



Ale nie cały czas było pochmurno. Góry ukazywały się nam w majestacie ciszy i piękna...




A czasem sprawiały przeurocze niespodzianki...
Ot zwykłe zbocze, prawda?



A na tym zboczu:


Niestety nie mam super-aparatu... Ale widać o co chodzi, prawda?... Było tych kóz tam kilkanaście, z młodymi i nawet było słychać ich beczenie :)

A na kolory Tatr będzie trzeba poczekać, bo jako osoba niezwykle inteligentna, zabrałam wczoraj aparat bez karty i w związku z tym wszystkie zdjęcia wczorajszych uroczych kolorowych kwiatuszków kryją się w pamięci aparatu, a ja nie umiem ich tutaj z niej wydostać....

To co, pośpiewamy? :)




wtorek, 27 sierpnia 2013

Światłość w ciemności...

Kiedy bawiłam się świetlistymi kolorami tej zakładki, plątał mi się po głowie ten właśnie refren piosenki Antoniny Krzysztoń (czasem funkcjonuje nawet samodzielnie). Usiłowałam znaleźć jakieś sensowne nagranie na YT ale nie udało mi się. Może ktoś zdoła.
Zakładka jest więc świetlista i trochę tajemnicza.


Lubię bardzo zestawienie brązu i niebieskiego i jakoś tak spntanicznie też znalazło tu miejsce. Ten dolny prostokąt zdecydowanie kojarzy mi się z wyjściem w jakieś inne, Dobre Miejsce (nie widać pewnie na zdjęciu, ale to taki bardzo ciemnowiśnowy kolor). Jednym słowem Nadzieja. No i jak w piosence Tośki - jednak zwycięstwo światła.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Nie jestem w stanie pisać w tych dniach wielu postów i nie jestem w stanie komentować wszystkich. Bardzo przepraszam, powoli nadrobię :)
Spotkania zakopiańskie dostarczyły nam (całej rodzinie) wiele radości i liczę na kontynuację :)
A na razie chodzę po górach, które widzę głównie pod nogami. Jest cudownie, ale oczywiście męcząco, bo moja rodzina jest ambitna... Dziś padam... Tyle, że na razie nie zdobywamy wielkich szczytów... jeśli ktoś zastanawia się dlaczego, kwestię tę wyjaśnią poniższe zdjęcia:




Na drugim i trzecim jest cała trójka moich dzieci. Widzicie?
Dobrze, że są duże i nie zgubią się tak łatwo.....

piątek, 23 sierpnia 2013

Rafa koralowa

Rafa koralowa powstała wcześniej niż Morza południowe. Oczywiście chodzi o zakładki a nie o zjawiska przyrodnicze :))). Ale ponieważ planowane było już wtedy pewne spotkanie, rafa koralowa czekała cierpliwie w ukryciu na ukazanie się światu w całej kolorowej pełni.
Dlaczego taka nazwa zakładki? Kiedy w rozmaitych oceanariach i akwariach oglądałam ryby z raf koralowych, zachwycały mnie zawsze feerią barw i kształtów. Nie poszalałam sobie tutaj co prawda za wiele w kwestii kształtów (wiwat gwiazdkokrzyżyki czy też krzyżykogwiazdki), ale w kwestii barw i owszem. I ta zakładka spodobała mi się tak bardzo, że potem natychmiast powstała następna podobna. No i kosztowała mnie troche nerwów, bo wyglądało na to, że zabraknie mi niebieskiej muliny w tym unikalnym odcieniu. Na szczęście, gdy już, już wydawało się, że koniec, odkrywałam w pudełku nowy motek.
Mam nadzieję, że te kolory będą dobrym akcentem i przypomnieniem o pięknie świata i niezbadanych drogach Opatrzności . :)


czwartek, 22 sierpnia 2013

Refleksyjna

Od początku, jak tylko pojawiło się to zamówienie, wiedziałam, że bedzie to zakładka niezwykła, ze sporą dawką emocji. Bo robiona dla konkretnej Osoby - a tak robi się jednak inaczej. Nie poszłam na łatwiznę - nie zrobiłam lukrowego cacka wyłącznie w ulubionych kolorach.... Ale ten ulubiony akcent kolorystyczny jednak musiał być. I jest :). W miarę jak zakładka powstawała, rodziło się we mnie przekonanie, że będzie to trzecia w historii zakładka z cytatem. Wybieranie cytatu trwało dość długo, potem jeszcze sporo się nabiedziłam nad sensownym umieszczeniem literek i cyferek (i mam nadzieję, że tego nie widać). I tak powstała jedyna w swoim rodzaju zakładka refleksyjna, która cieniowane tło zawdzięcza eNNce, bo to od niej przywędrowała ta niezwykła mulina :)


Dziś zakładka znalazłą się w rękach Właścicielki (ucałowania jeszcze raz) i mogę ją tu pokazać w całej pełni. A cytat (wiem, już z nim jedna zakładka była) jest jednym z najważniejszych dla mnie i mam nadzieję, że zaowocuje spokojem serca, tak jak u mnie :)

PS. Miło jest spotkać w realu osoby znane tylko z nicków i czasem nawet odkryć, że nie tylko z nich!!! Świat jest mały.... Dziękuję!!! Serdeczności dla Czterech Miłych Pań :) I jednego Miłego Pana - oczywiście

wtorek, 20 sierpnia 2013

Morza południowe

Na przekór szaroburej i deszczowej aurze za oknem przedstawiam zakładkę, która jakoś tak niespodziewanie powstała przez ostatnie dwa dni. Inspiracji dostarczyła jedna z tych, które jeszcze czekają na publiczną prezentację. Zakładka jest kolorowa, wesoła, płomienna nawet. Kojarzy mi się z czystą, nieskażoną przyrodą, z naturalnym pięknem świata niezniszczonego przez ludzką głupotę, zawiść i chciwość. Są jeszcze takie miejsca na ziemi, choć jest ich chyba coraz mniej...
Niech więc będzie to zachęta do pracy nad zachowaniem i budowaniem piękna świata. Tego wokół nas i - przede wszystkim - tego w nas. I do wkładania wysiłku w odszukanie i zobaczenie tego piękna....
:)



niedziela, 18 sierpnia 2013

Zawieszka nr 3

Przez ostatnie dni sporo wyszywałam i mam nadziejezę przed końcem tygodna zdołam pokazać dwie zakładki, które przez ten czas powstały. Są przeznaczone dla konkretnych osób, które oczywiście powinny zobaczyć je jako pierwsze. ;)
Okazało się, że czynność z pozoru tak niewinna jak wyszywanie może być przyczyną kontuzji... I nie chodzi bynajmniej o pokłute palce. Wczoraj zaczął mnie boleć kciuk prawej ręki - okazuje się, że przeciąganie poczwórnej nitki muliny wymaga znacznie więcej siły, niż robienie tego samego z nitką potrójną. A na białej kanwie poczwórna nitka daje lepszy efekt... Więc albo boli kciuk, albo trzeba zwolnić tempo...
Na konto wolniejszego tempa powstała więc kolejna zawieszka. Taki samotny kawałeczek kanwy pałętał się po pudełku z nićmi... Zawieszka pewnie zamieszka przy moim wakacyjnym plecaku. Jest kolorowa i optymistyczna, nadaje się w sam raz na wyprawy w góry:



A jak o górach mowa... Już za tydzień, już za tydzień czekają na nas:




I nie tylko góry :))))

środa, 14 sierpnia 2013

...za kolejnym dniem....

Taki nietypowy wpis.
Mąż mi dziś puścił tę piosenkę.


Co prawda w nieco innej wersji, o w tej:  http://www.youtube.com/watch?v=O6c7o3oYgMQ jednak ten filmik jest oporny i nie chce mi się wstawić na bloga.
Ja oczywiście baaaardzo lubię L. Cohena (generalnie, choć niektóre rzeczy bardziej, inne mniej). Ale tekst Andrzeja Poniedzielskiego jest - jak zwykle - świetny.

(...)
Płoną w nas zachodem wiecznym całe stada słońc 
Śpią ławice gwiazd wygasłych - ciężkie chmury wron 
Dotknij nieba myślą senną, ale każdym z tchnień 
Tęsknij, za kolejnym dniem 
Tęsknij, za kolejnym dniem 

Tęsknij - tylko z Tobą minie cały świat 
Dźwięczmy struną potrąconą przez różaniec lat 
Podaj duszy łyk nadziei i marzenia tlen - 
Tęsknij, za kolejnym dniem 
Tęsknij, za kolejnym dniem

Miłego wieczoru życzę :)

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Niebieska - z charakterem

Niebieska powstała już sporo czasu temu i nawet przejechać kawałek Polski zdążyła. To była ciekawa praca, bo jakoś miałam niedobór moich ulubionych nieco rozmytych kolorów i sięgnęłam po ciut ostrzejszy żółty. Lubię takie kwadraciki, powoli się to wypełniało, nawet powstało złudzenie trójwymiarowości (nie wiem czy widać takie zółtozielone drobiazgi), ale ciągle nie umiałam dobrać tła. Wreszcie wszedł mi w ręce ten ciekawy odcień błękitu. Prawdę mówiąc, do końca nie byłam w pełni do niego przekonana, ale całosć wyszła chyba nie najgorzej. W każdym razie podoba się temu, komu ma się podobać. Ciekawe też, że na początku sądziłam, iż góra będzie tam, gdzie obecnie dół - czyli w trakcie pracy zakładka obróciła się do góry nogami! Ma charakter jednym słowem. :)
No i ogólnie jest taka - letnia (od lata, nie od letniości):

Cztery odcienie

Po dość długiej przerwie znowu mogłam trochę powyszywać. I znowu stwierdzam, że to jest jak narokotyk - trudno się oderwać...
Powstała zakładka w czterech odcieniach szczególnej zieleni. Wyszywana bez planu, wedle tego co się nawinęło pod igłę w wyobraźni. Mąż orzekł, że tajemnicza. Dzieci nic nie orzekły, bo wyjechały.
A mnie ta zakładka nawet dość się podoba. Kojarzy mi się ze spacerem w parku w upalny letni dzień, w takim parku francuskim w wersji wysokiej, ze szpalerami lip i grabów, z krzewami w rozmaitych odcieniach zieleni, z ożywczym chlodnym cieniem, powyginanymi tajemniczo gałęziami i wyciętymi w zielonych murach łukami przejść.


Tradycyjnie obraz na (przynajmniej moim) monitorze nie do końca oddaje te cztery odcienie. A są i to takie naprawdę ciekawe. Ciekawa jestem też czy ktoś zauważy jeden konsekwentny motyw...

piątek, 9 sierpnia 2013

Znaki drogowe a kwestia kobieca

:)
Wpisu pod takim tytułem nie sposób nie zacząć od uśmiechu.
Pytacie co ma jedno do drugiego (to znaczy znaki drogowe do kwestii kobiecej)? No cóż, ja też nie wiedziałam, dopóki nie zaczęłam się im przyglądać.
Pierwszy zwiastum problemu omawiałyśmy z ENNką przy okazji prezentacji niezrównanych informacji o przejściach dla pieszych na Słowacji, o tutaj. My jesteśmy przyzwyczajeni do uniseksowych ludzików na polskich znakach i u nas rzecz wydaje się prosta. Na pozór. Zauważyłam bowiem pewne urozmaicenie w kwestii przebiegajacych przez jezdnie dzieci (swoją drogą skąd to założenie, że dzieci będą pędzić do szkoły biegiem?). Mamy chłopców:


albo chłopca biegnącego za dziewczynką:


Nasuwa się pytanie, czy w związku z tym podobna oboczność nie powinna występować i na innych znakach. Żeby było sprawiedliwie!


Pod Wrocławiem usiłowałam w tym roku uchwycić na zdjęciach niezwykle plastycznie ukazane wędrówki taty z dzieckiem. Przy czym (niestety, niestety, adekwatnie do realiów wielu polskich domów) dziecię wyraźnie wyciaga rodziciela na spacer siłą: (zdjęcie niewyraźnie jednak, jutro zrobię i wstawię porządne)


Przy okazji zobaczcie, jakiż tu kontrast z duńskim rodzicem.... Przynajmniej tym z wyobraźni, bo w realu niekoniecznie jest różowo (jak wszędzie zapewne). Toż na tym znaku ojciec z dzieckiem wyraźnie rozmawiają!


Niemniej to jednak pocieszające, że choć w ten sposób zachęca się ojców do zajmowania się dziećmi... A nuż któremuś stojącemu w korku za Trzebnicą w końcu zapali się w głowie odpowiednia lampka... (takie same znaki są i u nas, i pewnie u Was...)
Bo tymczasem w Niemczech funkcjonuje stereotyp spacerującej mamy: I to na dokładkę mamy eleganckiej. Czasem zakłada sukienkę (a dziecko jest dziewczynką!) :


A czasem spódniczkę i bluzkę i wyraźnie walczy z nieco opornym maluchem:


Bywają też jednak znaki zaskakujące myśleniem i poważnym podejściem do tematu. Taki oto otrzymałam od nieocenionej KFA i przyznam, że podziwiam ideę i myślenie:


Tak więc zacząwszy od uśmiechu kończę nieco poważniej.

PS. Ja naprawdę wiem, że te kobiece postacie na niemieckich znakach drogowych biorą się raczej z innego myślenia...

sobota, 3 sierpnia 2013

Rzemyki

Jakoś te wakacje nie sprzyjają robótkom. Za wiele się dzieje, za bardzo biegamy i zajmujemy się rozmaitymi Ważnymi Sprawami :).
Ale w tym bieganiu zachwyciłam się pękami kolorowych rzemyków. Jakoś tak to jest, że ciągnie mnie do kolorów, niezależnie od tego czy to motki muliny, czy też właśnie rzemyki. No i nie dało się odejść z pustymi rękoma.
Z rzemyków i koralików ze zbyt długiego sznura korali powstały dwie naszyniko-bransoletki. Można toto nosić na szyi, można namotać na przegubie dłoni. Dobór kolorów wedle moich ulubionych spódnic. Od dnia uplątania obu cosiów dorobiłam się kolejnej ulubionej kiecki i trochę mi brak teraz analogicznego sznurka w błękitach i granatach z domieszką amarantu... Ale wszystko przede mną. Robótka tak prosta, że w sumie aż wstyd prezentować, ale otoczeniu podobała się.