czwartek, 26 lutego 2015

Kopaliście kiedyś studnię?

Ja tak. Na plaży :)

Mam wrażenie, że woda jest dla nas, w naszej szerokości geograficznej, oczywistością. Co prawda są regiony Polski, o których mówi się, że wody jest za mało, że stepowieją, są też miejsca z siecią niewystarczającą na liczbę korzystających z niej osób..., ale tak naprawdę na co dzień większość z nas nie doświadcza braku wody. Co najwyżej uczymy się ją oszczędzać (i pewnie motyw finansowy jest największą motywacją). Nie chodzimy po nią kilometrami, nie wystajemy w wieloosobowej kolejce do jedynego kurka...

Tylko starsi z nas pamiętają jeszcze, jak żyło się bez bieżącej wody w domu, dla innych jest to co najwyżej nostalgiczne wspomnienie z wakacji. Sama mam takie wspomnienia z "kąpieli" w potoku w bazie studenckiej w Komańczy czy też dwa tygodnie w Krościenku w domku kempingowym (i to w latach 90. XX w.) z jednym kurkiem zimnej wody na zewnątrz. Miło się wspomina.

A teraz wyobraźmy sobie szpital, w którym nie ma wody. Nie wyjątkowo, ale przeważnie. Fatalna wizja, prawda?

I wiecie, możemy zbudować studnię. Pewnie dokładnie rzecz biorąc wywiercić, bo teraz studnie się raczej wierci. Daleko trochę. Raczej nikt z nas tam nie pojedzie. Ale studnia będzie służyć. Czasu nie ma zbyt wiele - zostały 34 dni. A koszt jest spory - 45 tys. złotych. W chwili gdy piszę, na koncie jest 5692 zł. Czyli brakuje jeszcze niecałe 40 tys. Przekażcie dalej, może ktoś będzie mógł pomóc? Każde 5 zł to parę milimetrów w głąb ziemi,blizej wody. A może klasa któregoś z Waszych dzieci zechce zebrać choćby po złotówce na ten cel?



Uprate:
piątek, 12:14 jest 6482.00 zł ;)

środa, 25 lutego 2015

Korale koloru nie-koralowego

Niespodziewanie, w jeden weekend wzbogaciłam się o dwa sznury korali, na dodatek w długości i kolorach, których mi brakowało.

Korale pierwsze są owocem miłej już nie-tylko-witrualnej znajomości z Mysią. Okazało się już wcześniej, że mamy trochę ze sobą wspólnego :). W sobotę udało nam się na chwilę spotkać. Mam nadzieję, że nie ostatni raz! Mysia ukręciła dla mnie z wełny urocze  i ciepłe korale w kolorze śliwkowym i białym. Noszę!


A w ramach niespodzianki dostałam też urokliwą broszkę-kwiatek. Zastanawiam się, skąd Mysia wiedziała, że mam na coś podobnego ochotę....


Na powyższych zdjęciach widać, jak wielką zmianę wprowadza światło słoneczne!

W posiadane drugiego sznura korali weszłam poprzez udział Anki-Wrocławianki w akcji Skarpeta. Zajrzałam z ciekawości i korale, po skrzętnym wypytaniu Właścicielki o długość, stały się moje. Drewniane są. Z czarnymi mini-koraliczkami. Noszę!


Teraz jeszcze trzeba pokombinować z bransoletkami :P  :))

PS.
Co prawda nie zrobiłam zdjęcia, ale oglądałam dziś CAŁĄ RABATKĘ przebiśniegów! Wiosna idzie :))

poniedziałek, 23 lutego 2015

Krajka

Nie wiem z czym Wam kojarzy się słowo "krajka". Mnie z młodością. Z czasem, gdy zamiast profesjonalnej smyczy do gitary kupowało się w Cepelii (hm, a może jednak w pasmanterii?) odpowiedniej długości tkaną krajkę - z jednej strony przywiązywało do gryfu, z drugiej robiło dziurkę... później były też takie już fachowo przygotowane pasy z krajki ze skórzanym zakończeniem, taki właśnie miał mój mąż. Moja pierwsza gitara jeszcze ciągle żyje, teraz uczy się na niej grać mój bratanek. Ale tej krajki już przy niej nie ma....
(A po wielu, wielu latach, w ramach wspomnień kupiłam dziewczynom we Lwowie wąską krajkę do wplatania w warkocz...)

Ta zakładka tworzyła się długo. Być może ktoś dostrzegł jej początki we wpisie o koszyku z bałaganem :). Niestety okres intensywnej pracy zawodowej w moim przypadku nie pozwala na rozbuchaną twórczość. Taki urok bycia wolnym strzelcem.


Tym razem zrobiłam zdjęcia "po drodze", bo czasem pojawiają się pytania o to jak robię te dwustronne zakładki. Może te fotki coś komuś rozjaśnią ;)



Zakładka nieco inne kolory niż klasyczne krajki - jest raczej w śliwkach i fioletach. Za to wyraźnie widać przód i tył :). O, proszę:



I zblizenie. Niestety tym razem nie ustrzegłam się błędu we wzorze, wydawało mi się, że zdołam go zatuszować, ale niestety nie było to możliwe. Tzn, byłoby, ale trzeba by było dużo pruć. Nie chciało mi się.


I na koniec próba pokazania brzegu. Trochę nieostro wyszło, ale podoba mi się takie wykończenie.



Gdy mowa o krajce, to przypomniała mi się dziś pewna piosenka. Jednak nigdy jej nie śpiewałam na wędrówkach i obozach (moża za stara jestem, a może po prostu była znana w innych rejonach Polski). Na YT są różne wykonania, mnie przypadło do serca to, które prezentuję. Zauważyłam, że często tę piosenkę śpiewa się szybciej - tak szybko, że gubią się słowa i chwilami człowiek ma wrażenie, że śpiewający zaraz stracą oddech.
A żeby włóczęga się udała, nie można pędzić.... Bo wtedy nie ma czasu na rozglądanie się dookoła...



niedziela, 22 lutego 2015

M

Dziś odeszła.



Piękny człowiek. Duchowo i fizycznie. Ten uśmiech pamiętam tak dobrze.
Wspomnijcie o jej mężu i dzieciach.

Mam nadzieję, że Puchatek nie będzie miał nic przeciwku umieszczeniu tu jej zdjęcia
Czasem bywa, że człowiek nie spotyka sie z kimś często, a jednak czuje duchową więź i sympatię...

środa, 18 lutego 2015

Poetycko

Zastanawiam się czasem jak to jest, że nie czytam już nałogowo tomików wierszy. Nie szukam aktywnie nowych "moich" poetów. Natomiast wyczulenie na mistrzowsko plecione słowa, zachwyt nad ujęciem tematu, doborem określeń i metafor pozostają ciągle żywe. I cieszę się, gdy znajduję coś, co ujmuje mnie trafnością. Chyba też jestem bardziej wymagająca...

Dobrzy ludzie sprezentowali mi w ostatnim czasie wiersze. Z delikatnością i wyczuciem. W formie podziękowania dzielę się otrzymanym dobrem z P.T. Czytelnikami bloga. Już mogę.

Pierwszy jest po polsku.

Kiedy już przyjdzie...             
         Stanisław Pruszyński   (1928-1988)
Kiedy już przyjdzie moja pora
I wyjdę w światłość wyzwolony,
A ciała mego krucha kora
Odpadnie jak proch wypalony.
Bądźcie radośni, moi mili,
Wszak jam nie spłonął
– lecz dojrzałem
I będę z Wami w każdej chwili,
Bo miłość Waszą w sercu miałem.

Drugi jest po angielsku. Proszę bardzo o wybaczenie tych, którym to przeszkadza w odbiorze, ale nie podejmuję się tłumaczenia poezji w tym momencie.

Death is Nothing at All
        Henry Scott Holland    (1847-1918)
Death is nothing at all.
I have only slipped away to the next room.
I am I and you are you.
Whatever we were to each other,
That, we still are.
Call me by my old familiar name.
Speak to me in the easy way
which you always used.
Put no difference into your tone.
Wear no forced air of solemnity or sorrow.
Laugh as we always laughed
at the little jokes we enjoyed together.
Play, smile, think of me. Pray for me.
Let my name be ever the household word
that it always was.
Let it be spoken without effect.
Without the trace of a shadow on it.
Life means all that it ever meant.
It is the same that it ever was.
There is absolute unbroken continuity.
Why should I be out of mind
because I am out of sight?
I am but waiting for you.
For an interval.
Somewhere. Very near.
Just around the corner.
All is well.
Nothing is past; nothing is lost. One brief moment
and all will be as it was before only better,
infinitely happier and forever
we will all be one together with Christ.
  
I trzecia rzecz poetycka. Niezwykły projekt, o którym już pisała Basia, o tutaj. Taki międzypokoleniowy tomik poezji na zadane tematy. Zadziwiająco odmienne spojrzenia. A przecież jakoś uzupełniające się. Twórcze. Piękne.



poniedziałek, 16 lutego 2015

Warsztacik

Był sobie koszyk. Z nieco krzywym pałąkiem.


Nie za duży, poręczny, w ładnym kolorze. Śr. Kamzikówna zeznaje, że otrzymała w nim kwiatki pierwszokomunijne. Zatem na pewno nie nowy koszyk.

I był też sobie podręczny bałaganik.


Zawsze, gdy robię nową zakładkę lub zawieszkę, kończy się na rozłożonej na jakimś talerzyku czy w jakimś miejscu kupce nitek. Albo - co gorsza - kupkach nitek w różnych miejscach, bo przecież nie siedzę z tą robotą przy stoliczku pod oknem. A takie porozkładane nitki nie wyglądają porządnie.

Był też wielki motek grubych nici (a może raczej miękkiej dratwy), przywieziony ostatnio jako super-nici do wiązania schabu nadziewanego śliwkami.


Poszło w ruch szydełko.

Koszyk zyskał wyściółkę zapobiegającą zaczepianiu czegokolwiek o wystające końcówki wikliny.



Bałaganik podręczny zyskał miejsce przechowywania (na czas trwania pracy) i transportu.



Od kiedy częściej haftuję podoba mi się idea koszyczków na robótkę, o których wspominają XIX-wieczne powieści. Teraz mam swój :))

czwartek, 12 lutego 2015

Wiosna!

Jakoś czuję potrzebę napisania o czymś pozytywnym. ;)

Stałam dziś na czerwonym świetle, gdy przed oczyma przesunął mi się przepiękny klucz dzikich gęsi. Leciały na tyle nisko, że dokładnie było widać, że to gęsi. Przegrupowały się nade mną tworząc ogromną odwróconą jedynkę. Leciały na wschód. Zawsze, gdy widzę lecący klucz gęsi usiłuję pospiesznie ustalić kierunki świata. W połowie stycznia widzieliśmy nad Notecią trzy ogromne klucze lecące na pólnoc (nie zdążyłam ich sfotografować - niestety!). Dziś ten zmierzający na wschód. No, nie ma siły - idzie wiosna!
Gdy wysiadłam z samochodu przy jednej z mniej ruchliwych ulic mojego miasta, nawet zapachniało wiosną. Słońce prześwietlające bezlistne gałęzie opowiadało o odradzającym się życiu. W ogródkach ptaki wyśpiewywały radosne hymny.
Idzie, naprawdę idzie!


Zdjęcie jest jeszcze zimowe, ale gdy na nie popatrzyłam zaczęłam się zastanawiać, czy na pewno wulkany na naszym terenie to odległa przeszłość.

I tylko w domu walczymy od prawie tygodnia z gigantyczną temperaturą. Dziś rano wydawała się wreszcie pokonana. Tylko dlatego MN nie startował świtem do kolejki pod przychodnią. Wczesnym popołudniem temperatura zaatakowała ponownie. Z przytupem. Na jutro radykalna zmiana planów.... a szkoda. Najwyraźniej niektórzy spędzą Walentynki w łożu boleści.

18:00
Tych, którzy mają taki zwyczaj BARDZO proszę o wsparcie Puchatków modlitwą.
Z M. jest źle.

środa, 11 lutego 2015

Zróbmy coś

... póki żyjemy :)






A tym czymś może być na przykład wysłanie pączka do Afryki :))
Polecam banerek po prawej stronie na samej górze :)

poniedziałek, 9 lutego 2015

Paseczki

Najbardziej idealnie dwustronna z dotychczas wykonanych zakładek tego typu.
Jak często się zdarza, skusiły mnie kolory. Reszka cieniowanej muliny z porzedniej zakładki, troche białego, specyficzne odcienie niebieskiego i jasnego błękitu, nieco różu bladego i ciut mocnego, w odcieniu czerwonawej purpury. To co wyszło, kolorystycznie kojarzy mi się z pokojem dziecinnyt z jakiejś idealnej rekalmy. Podłużne paski zaowocowały nietypowym wykończeniem frędzelkowym. Nieskromnie powiem, że ta zakładka bardzo mi się podoba i cieszy oko. No i jakoś pasuje do podobajacych mi się ostatnimi czasy odcieni śliwkowych (w całej gamie). Pasuje też do końcówki karnawału.



Jest to dopiero druga wykonana przeze mnie zakładka z paskami ułożonymi wzdłuż dłuższego boku. I chyba ładniejsza od pierwszej :)  → do obejrzenia TUTAJ (fioletowa za słoneczkiem).

Ciągną mnie te dwustronne zakładki, nie mam siły zabierać się za zamówione wzory... A to nieładnie...




A przy okazji udało mi się złapać coś takiego:


To w sumie nie tak wiele, gdy inni liczą wyświetlenia w setki tysięcy, ale taka okrągła liczba ładnie wygląda :)

niedziela, 8 lutego 2015

Łagodna Lista Przebojów

Parę miesięcy temu, na pewno dzięki przyjaciołom z zespołu Arete, zawedrowałam na stronę Łagodnej Listy Przebojów radia Aspekt. Nigdy nie słuchałam nałogowo żadnego radia, nie mam zwyczaju włączania radia, gdy jestem sama (lub nie-sama) w domu. Częściej już leci u nas muzyka z płyt - o ile w ogóle. A jednak pomysł tej szczególnej listy przebojów spodobał mi się. Pewnie dlatego, że są na niej w znacznej części piosenki znane i lubiane (przynajmniej przeze mnie), takie które mają i melodię, i tekst, takie, które chcą przekazać coś więcej niż odrobinę rytmicznego hałasu. Oczywiście z dumą stwierdzam, że na pierwszym miejscu jest obecnie piosenka "Wędrujemy", bo to ciągle ostatnio mój hit nr 1. Dziś jednak odkryłam niezbyt znaną piosenkę zespołu SETA, pt. "Orawa". SETA kojarzyła mi się dotąd  głównie z balladą o św. Mikołaju. Ta nie jest taka dramatyczna - na szczęście. Zatęskniło mi się do gór...
Posłuchajcie, jakie to ładne:

http://krainalagodnosci.panelradiowy.pl/player.php?mode=wrzuta&key=6Ue3imoXM1M&login=w439

Niestety na YT znalazłam tylko czyjeś wykonanie. Też ładne (i można zerknąć na tekst), ale już nie to samo... Na dodatek denerwuje mnie błąd w pierwszej linijce.


piątek, 6 lutego 2015

Trzydzieści

MN wzrusza mnie co roku pamięcią o rocznicy naszego poznania się. Ponieważ w tym roku dokładna rocznica przypadała w dniach najtrudniejszych, stosowny do okazji bukiet otrzymałam wczoraj. Kompletne zaskoczenie, bo ja (niestety) nigdy o tej rocznicy nie pamiętam. Trzydzieści lat przyjaźni,o parę mniej małżeństwa (zapewne jak zwykle odnotuję za jakiś czas rocznicę - tę pamiętam!) to piękna sprawa. :)
Wciąż pamiętam ten pierwszy moment, gdy się zobaczyliśmy i miejsce, i potem długie rozmowy w skromnej kuchni państwa Z. przy piecu na węgiel. I przegadane wędrowanie w śniegu. Wyprawę po chleb. I zamarznięty Dunajec. I takie jedno miejsce, które do dziś pokazujemy dzieciom, bo nie udało nam się tam złapać tzw. stopa. Było w tym całym czasie okropnie zimno... i pięknie ;))


Tak, tulipanów jest trzydzieści. Chyba nigdy jeszcze takiego dużego bukietu tulipanów nie dostałam. ;)

czwartek, 5 lutego 2015

Przed i po

Wymyśliłam sobie zakładkę z motywem siatki. Dwustronną
Znalazłam przepiękny odcień niebieskiego jako tło.
Znalazłam ciekawą cieniowaną nitkę na oczka sieci.
Zaczęłam haft w domu.
Kontynuowałam - właściwie prawie skończyłam - w pociągu w ubiegły wtorek. Gdy zbierałam się, by wysiąść, zostało niewiele pracy - jeden rządek siatki, obramowanie i ogonek.

A potem przyszło to, co przeczuwane, a przecież będące zaskoczeniem. Jak chyba zawsze - za wcześnie. Choć za dar poczytuję sobie to, że byłam. Że mogłam trzymać za rękę. Uśmiechać się. Usłużyć. Słuchać. Przyjąć przepiękny gest miłości....



Skończyłam wczoraj wieczorem. Po tygodniu od daty zapamiętanej już na zawsze.
Po pierwszej normalnie przespanej nocy od tamtego dnia.


Nie sposób oderwać się od narzucających się skojarzeń z Parkami splatającymi losy ludzkie. Z Kochanowskim splatającym radość z troską. Z wymiarem wieczności, w której życie się zmienia, ale nie kończy.

Zastanawiam się, czy będę umiała dać ją komuś w prezencie.



PS. Zdjęcie pokazuje tylko jedną stronę, bo fotka drugiej strony wyszła bardzo nieostra.