Jako dziecko miałam ambiwalentny stosunek do baśni Andersena. Pięknie wydane, z ilustracjami Szancera, kusiły oczy. Ale... takie rozpaczliwie smutne. Nawet te, które dobrze się kończyły. I oczywiście - baśnie to nie to samo, co bajki dla dzieci. Pisałam o tym jakiś czas temu, gdy spotkałam
Dziewczynkę z zapałkami...
Tym razem okazało się, że ślady Andersena prowadzą też w piękne i spokojne miejsca. Pas jezior na Jutlandii, morenowe wzgórza, bukowe lasy... Cisza (poza jednym szczytem, całe 147 m n.p.m.), jeśli nie liczyć ptaków. Można wędrować cały dzień. Albo pływać po jeziorach: kajakiem, statkiem, łódką... No i podobno Andersen też lubił tam wędrować. Do tego stopnia, że w tej okolicy są aż dwie "ławeczki Andersena", miejsca, w których miał przesiadywać i kontemplować widoki. I łapać natchnienie.
|
Himmelsbjerget czyli Niebiańska Góra (147m npm) z wieżą upamiętniającą nadanie konstytucji - taki pomnik wdzięczności dla króla Fryderyka VIII |
|
A na stokach wrzosowiska :) |
Przy pierwszej z ławeczek stoi taki głaz z napisem: I Danmark er jeg født, der har jeg hjemme, der har jeg rod, derfra min verden gaar. H.C. Andersen To fragment słynnego wiersza pisarza "Urodziłem się w Danii" z 1850 r.
TU jest tłumaczenie na angielski. Na polski nie znalazłam. To "alternatywny hymn" Danii.
Taki urokliwy stary kurhaus (?) obecnie luksusowy hotel nad jeziorem :).
I druga ławeczka..
|
Nie jest to duch Andersena tylko Agaja zakutana w sweter i wielki szal :) Andersen bywał tu zapewne w cylindrze ;) |
A z ławieczki taki widok ;) Inne jezioro niż to od hotelu :). Tu można było złapać natchnienie! :)
I tak się zastanawiam: tam tak pięknie, a te baśnie takie smutne...