Upolować sowę nie było łatwo.
Znalazłam ją na jednym blogu. Spodobała mi się. Blog jednak po szczegóły odsyłał do kolejnego, tamten do kolejnego, ten kolejny odsyłał jeszcze dalej. Poczułam się jak przy otwieraniu rosyjskiej babuszki, ale w końcu dotarłam do źródła z tzw. tutorialem. Tenże tutorial rozgryzłyśmy wczoraj wspólnie ze Śr. Kamzikówną. Przy okazji Ważnych Zakupów zaopatrzyłyśmy się w koraliki odpowiedniej wielkości. I tak wreszcie w niedzielę, podczas rodzinnej gry w "5 sekund", kiedy ja produkowałam kolejną zawieszkę, powstała sowa nr 1. Może jeszcze trochę niewprawna, ale kolorowa i sympatyczna ;)
Tak wygląda z przodu:
A tak z tyłu:
W planach mamy obie rozliczne sowie rodzeństwo w rozmaitych kolorach i rozmiarach - kuszą mnie sówki kordonkowe, tylko nie wiem czy nie za malutkie będą... Śr. K. zastanawiała się, jak wyglądałaby choinka ubrana w same sowy... (ale jeszcze nie wiemy czy na pewno będzie miała ją gdzie postawić w tym roku).
Jeszcze musimy rozważyć wariant z bardziej widocznymi skrzydełkami.
I ciekawe co nam z tych zamiarów wyjdzie :)
Lecz sowa nie powstała (mam nadzieję) w 5 sekund. Oznaczałoby to wyśrubowanie poziomu ...ponad poziom:)).
OdpowiedzUsuńA nie, nie. Takich zadań w tej grze nie stawiano. Choć okazało sie, że można zgłupieć przy najprostszym pytania, gdy ma się na odpowiedź 5 sekund...
UsuńNo i piękna sowa wyszła :)))
OdpowiedzUsuńDzięki!
Usuńteż grywamy w 5 sekund ;) a sówka po prostu rewelacyjna! :)))
OdpowiedzUsuńW takie gry przegrywam :( Ale lubię. Grać, nie przegrywać ;). Powtórzę Twórczyni :)
UsuńW same sowy z brokatowej nitki :)))
OdpowiedzUsuńI każda inna :))
Usuń