Czasy się zmieniły, motylek jakoś zaprzestał intensywnej inwazji, drzewa nadal rosną, a ja wciąż gdzieś pamiętałam o kasztanowcach wyhodowanych z kasztanów. Była to pamięć pasywna jednak, bierna.
Do ubiegłego roku.
W ubiegłym roku bowiem, ciesząc się jak zawsze kasztanami (ach, ach takie piękne, jak tu ich nie podnieść) i upychając je po kieszeniach, zrobiłam wreszcie to, co zamierzałam od dawna. Wetknęłam kilka kasztanów do stojącej na balkonie skrzynki z ziemią po jakichś roślinkach. Pewnie po koleusach, ale nie jestem pewna. Zerkałam, czy coś nie kiełkuje, ale nie kiełkowało. Skrzynka stanęła na zimę w kącie zasłoniętym donicami winobluszczu i tui. A ja o tych kasztanach kompletnie, totalnie, całkowicie zapomniałam.
Któregoś cieplejszego dnia w marcu czy na początku kwietnia wsadziłam do tej schowanej w kącie pustej skrzynki ukorzenioną sadzonkę zielistki, z nadzieją, że przetrzyma ewentualne mrozy - nie miałam w domu świeżej ziemi, ani też ochoty na mnożenie domowych zielistek.
Po jakimś czasie zajrzałam tam i skonstatowałam, że zielistka ma się dobrze, ale z ziemi wylazł brązowy patyk. Zastanawiałam się, czy to mogą być jakieś opóźnione o dobry rok lilie (kiedyś miałam) czy co?
I dopiero gdy pojawiły się na "patyku" zielone piórka liści, przypomniałam sobie o kasztanach... że chyba tam jednak je włożyłam...
Ostatecznie zielistka została pospiesznie wyekspediowana w inne miejsce, bowiem okazało się, że patyki są trzy, a w dodatku mają liście w różnych kształtach (zakończone na okrągło i na ostro) i rosną całkiem żwawo.
Zatem mam zaczątek własnego parku :).
Zdjęcia są ułożone chronologicznie, choć nie dysonuję zapisem etapu "brązowego patyka".
To ten z okrągłymi liśćmi, który wyszedł z ziemi jako pierwszy, ale wcale nie jest największy teraz :). Stan na 18 maja.
Ten przepychał się przez zielistkę, listki ma zakończone ostro i rośnie na potęgę. Potem wyrósł obok niego jeszcze jeden kolega ;). Stan na 18 maja.
Widok na te same drzewka cztery dni później, 22 maja.
A to jest stan na dziś, 26 maja. Musiałam odsunąć skrzynkę od ściany...
Mam nawet pomysł gdzie dwa z nich posadzić jak podrosną... Ciekawe, czy je zdołamy wyhodować na wielkie drzewa...
Edit. 27.05
Wyłazi z ziemi czwarty!!!
Edit. 29.05
Jest piąty!!!
Oczywiście, że tak! My kilkanaście lat temu wsadziliśmy kasztana w ziemię i jest już dość wysokie, cienkie drzewo :D Urosną, urosną :D Piękna rzecz, naprawdę piękna. Kochana, to nie tylko początek parku, dałaś życie :D Gratuluję Ci kochana pierwszego , whyhodowanego drzewa :D - Nieźle brzmi, prawda? :D Jesteś cudowna :D
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za literówki ale wzruszyłam się :)
Usuń♥
Usuń:)
Posadziłam już w tym roku drzewo na końcu świata (może o tym napiszę kiedyś) i próbowałam kiedyś hodować z nasionek cyprysy i świerk.
Może te kasztanowce przetrwają...
A c. dalszy będzie jeszcze...
Gratuluje świetnych roślinek, uwielbiam kasztanowce, teraz poluje na kasztanowca czerwonego, jak cos polecam sie :)
OdpowiedzUsuńTe są - jak sądzę - białe. Ale wiem, gdzie rosną czerwone. Mogę Ci jesienią wysłać kasztany...
UsuńKasztanowce czerwone szczepi się na białych, chyba można je kupić w szkółkach. Nie wiem, czy rozmnożą się z nasion.
UsuńHa, doczytałam, że generalnie rzadko zawiązuje owoce. Ale ponoć udaje się wyhodować z nasion. Można próbować zatem licząc się z porażką.
UsuńSam kasztanowce darzę ogromnym sentymentem, w dzieciństwie zawsze chodziłem pod największe drzewo w mojej wsi w poszukiwaniu jesiennych skarbów, czyli kasztanów, kasztanowce przypominają mi też moją maturę, którą pisałem w ubiegłym roku, nigdy nie zapomnę tego widoku: tysiące kwiatów na krakowskich Plantach na tle ciemnych chmur i majowego, grubego deszczu. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńAch, piękny obraz kwiatów i granatowego nieba....
UsuńMoje kasztanowce zasadził p. Janek- biedaczyna. Ilekroć kwitną i owocują, modlę się za p. Janka...
OdpowiedzUsuńJakie to piękne - pamiętać człowieka przez zasadzone drzewa....
UsuńU moich rodziców w obejściach rodzinnych domów też zawsze rosły(i w sumie dalej rosną) kasztanowce. Co ciekawe, ludzie którzy je sadzili już nie żyją, ale żyje o nich pamięć chociażby w tych drzewach. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńI to jest piękne.
UsuńCoś wspaniałego, gratuluję.:)
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecnzie. Wyszedł jeszcze jeden ;)
UsuńNie łatwa sztuka! Próbowałam już kilka razy, więc gratuluję! Teraz to już tylko doglądać i powinny rosnąć 🙂
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Alina
Dziękuję.
UsuńMam nadzieje, że będą rosły,. Na razie dwa udało mi się przesadzić dla córki - na razie wygląda, że to przesadzanie przetrwały :).
WOW!!!
OdpowiedzUsuńOby ładnie rosły...
Usuń