Oczekiwany niecierpliwie Młody Człowiek jest już wreszcie w domu, ufamy, że życie pod pewnymi względami nieco zwolni (pod innymi pewnie niekoniecznie).
W ramach wspomnień z wakacji zdjęcia z wyprawy na Małą Wysoką (2429 m), a w zasadzie z wyprawy przez szczyt dwie przełęcze i dwa schroniska. 14 godzin w trasie, od Śląskiego Domu w dol. Wielickiej do tawerny w Starej Leśnej (ale z przejazdem elektriczką ze Starego Smokowca). Spełnione marzenie, jedno z tych marzeń tatrzańskich, które wydawało mi się poza moim zasięgiem. No i pogoda jak drut.. Jedyny taki dzień podczas naszego tegorocznego wędrowania.
Tu macie widok ze szczytu, w centrum Wysoka, obok Rysy, które wreszcie wyglądają na porządną górę. :D Gerlach po lewej już poza kadrem. (Straszne tłumy szły na Gerlach, oczywiście z przewodnikami. Choć rzecz jasna na Rysach ludzi było jeszcze więcej. Nie to co u nas.).
Tu też ze szczytu, ale w inną stronę. Na najdalszym planie Tatry Bielskie, po prawej Lodowy, a przed nim Jaworowe. I jeden ze stawów w dol. Staroleśnej.
Tu nadal dominują Rysy i wał Orlej Perci w tle po prawej. To już z podejścia na Rohatkę.
Dla mnie to też trasa w pewnym sensie sentymentalna. Gdy moi Rodzice w czasach studenckich chodzili po Tatrach, można było przechodzić granicę ze Słowacją w ramach tzw. konwencji. Często wtedy szli z Łysej Polany dol. Białej Wody i przechodzili przez główną grań albo przez Polski Grzebień do Śląskiego Domu, albo przez Rohatkę do Zbójnickiej Chaty. Rozejście szlaków na te przełęcze jest w kotle przy Zmarzłym Stawie widocznym na zdjęciu powyżej.
Generalnie trasa wymagająca pewnej kondycji i minimalnego obeznania ze skałą oraz łańcuchami, ale bez przesady. Największą trudnością były sypiące się piargi w kotle Zmarzłego Stawu i to-tal-nie rozsypany i rozjechany w górnej części szlak przy zejściu z Rohatki - to był naprawdę hardcore. To pierwsze kilkaset metrów ostrego zejścia, w znacznej mierze "na czuja". Mąż idący za mną drżał, by mi czegoś niechcący nie zrzucić na głowę. (Poprzedniego dnia zginął - choć nie tu - od kamienia instruktor wspinaczki, widzieliśmy śmigłowiec zwożący ciało).
Ale było warto się trudzić. I jak smakowała kawa w Zbójnickiej Chacie (schronisko w dol. Staroleśnej)! Nawet zejście do Starego Smokowca nie było ponad siły i nawet zdołaliśmy dojść ostatnie 4 km od elektriczki.. Tylko już na gotowanie sił nie było :D.
Była też po drodze szczególna nagroda, ale to w kolejnym wpisie ;)
PS: Mam problem z wpisywaniem komentarzy, zatem przepraszam, że nie odpisałam jeszcze na te pod poprzednim wpisem.
Nie spodziewałem się tam zobaczyć gór. Piękny!
OdpowiedzUsuńI like to surprise people.
UsuńPięknie tam jest. Czyżby powiększyła Ci się rodzina, a ja po prostu przeoczyłam tą informację? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTak, mam kolejnego wnuka i właśnie o tym napisałam ;).
UsuńWspaniała wyprawa.
OdpowiedzUsuńPewnie pierwszy i ostatni raz w tamtym miejscu.
UsuńFantastyczna wyprawa! Cudne zdjęcia! Wspaniały opis.
OdpowiedzUsuńJa w wysokie góry się nie wybieram, ale kilka dni Bieszczadach i Beskidzie Małym zaliczyłam w tym roku.
Wyprawa była cudowna. Zastanawiam się czy nie czas powoli na niższe góry. W sensie zejścia z tych najwyższych.
UsuńBardzo pięknie i trochę strasznie. A widoki cudowne.
OdpowiedzUsuńWidoki rewelacyjne. Nie, w sumie bardzo strasznie nie było.
UsuńCoz za cudne widoki !!! Tylko pozazdrościć moge bo jeszcze długo nie bede mogła łazić w takie gory ....
OdpowiedzUsuńNa wszystko przyjdzie czas.
Usuń