środa, 5 czerwca 2013

Agaja... i "ulubiona książka"

Tytuł świadomie naśladuje post eNNki - niech to będzie przyjęte jako wyraz mojego uznania :). Jak mawiała Ania z Zielonego Wzgórza - "naśladownictwo jest największym komplementem" (cytuję z pamięci i mam nadzieję, że tam nie chodziło o pochlebstwo :) )
Bo i moje myśli biegły podobnym torem...  :)


Oczywiście jako stwór czytający miałam ogromny kłopot. Bo nigdy, przenigdy nie miałam jednej ulubionej książki. Popularny na wszelkich zajęciach językowych temat "opowiedz o swojej ulubionej książce" był dla mnie zawsze ogromnym stresem - bo oczywiście jako niewinne dziecię nie myślałam o tym, że tu chodzi głównie o to aby mówić, a nie by zwierzać się ze skomplikowanych upodobań czytelniczych. Zaznaczam, że słowo "książka" kojarzy mi się przede wszystkim z tym co czyta się dla przyjemności - tzn. z powieścią. Choć wiem, że można czytać dla przyjemności słownik lub encyklopedię (naprawdę, można!), a i sama wprawiłam kiedyś w osłupienie znajomych informacją, że z przyjemnością czytam jeden z  poematów zadanych nam jako lektura... Podobnie było kiedyś z dramatami Szekspira, kiedy wreszcie kupiłam je sobie na własność w oryginale :)

Teraz, kiedy już to zdjęcie zrobiłam podnoszę wzrok i widzę kolejne rzeczy, które powinny się na nim znaleźć. No bo właśnie obok biurka stoją książki o Tatrach... Basta. Zdjęcie jest i nie będę go poprawiać ;)


Wiem, że Tolkien to może i trochę mało oryginalnie. No ale widać po zmaltretowanej okładce, że to ulubione, prawda? :)  Oczywiście obok trylogii kosmicznej powinna jeszcze być Narnia (ale to tyle tomów...) i U. Le Guin, i B. Marshall i S. Undset,  i tyyyle innych rzeczy. Musierowicz też :) (A może nawet Felix Net i Nika? A i Szara Sowa... i... A. Christie :) ) Ja lubię wracać do książek, czytać je po kilka razy, smakować.. A gdyby jeszcze dodać albumy...
No więc na zdjęciu muszą te trzy książki wystarczyć...

A co do dowcipu o optymiście i pesymiście, który przytoczyłam w komentarzach pod wczorajszym wpisem to okazało się, że niestety wersja optymisty jest prawdziwa. Laptop, który mi wczoraj wysunął się z rąk (i wcale nie z wysoka, wcale!!!) jest uszkodzony gorzej niż nieodwołanie, bo chyba z dysku nic nie da się uratować :(. Dobrze, że zdjęcia zakładek wrzucałam na bloga...

8 komentarzy:

  1. "naśladownictwo najlepszym komplementem" - jakie to prawdziwe!!!
    Właśnie stwierdziłam, że nasz Najstarszy "naśladuje" nas w pewnych reakcjach, które niekoniecznie są fajne.
    Ale powinnam się z tego cieszyć, bo to znaczy, że ciągle jesteśmy autorytetem, a teraz wystarczy tylko zmienić taktykę.
    Optymistka ze mnie, nie?

    Podoba mi się podjęcie przez Ciebie wyzwania :)))
    no i dobrze, ze jedną zakładkę mam już w domu ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to naśladowanie m własnie takie różne strony. Ale bycie autorytetem to bezcenna rzecz! I - wierz mi - to nie musi mijać, trzeba jednak mądrze kierować i kształcić samodzielność :)

      Optymistom chyba generalnie łatwiej się żyje...

      Usuń
  2. Anię z Zielonego Wzgórza czytałam wielokrotnie:) tak jak i wiele innych książek :) Całymi seriami, pasjami połykałam wszystko co wpadło mi w ręce. Teraz czasu brak więc już nie tak wiele, ale mimo wszystko codziennie przynajmniej chwilę przed snem poświęcam na czytanie :)
    Przykro mi z tym kompem :/ szkoda :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak jak ja - codziennie choć trochę czytania dla rozwoju duchowego i trochę dla przyjemności.

      Z kompem - zobaczymy, może pan informatyk coś odzyska. Ja już filozoficznie do tego podchodzę, bo to naprawdę nie była moja wina czy bezmyślność. Bywa tak.

      Usuń
  3. Och, jak ja bym chciała umieć takie książki czytać w oryginale :))) Mam podobnie jak Emka, był czas, że czytałam dużo, dużo więcej... i mam na koncie sporo powieści (Tolkien i Lewis też, niektórych wymienionych autorów to nawet nie znam, ale zaczytywałam się swego czasu w Grishamie, Koontzu, Chmielewskiej, Sowie, Szwai, nawet Grocholi - niezły przekrój tematyczny). Aha była też Montgomery ze wszystkimi tomami o rudowłosej Ani, ale też w uwielbianej przeze mnie powieści "Błękitny zamek" :) Tak naprawdę to nie do wyliczenia jest :)

    A jak czytałam Twoją listę, to mi taki chochlik przyszedł do głowy i się spytam (pół żartem), czy Musierowicz też w oryginale czy... po angielsku? ;)

    Zrobiłaś kapitalne tło pod te książki :)

    Wieść o laptopie bardzo nieciekawa... ech, życie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He, he, jedna z książek Musierowicz była tłumaczona na angielski.Pani M.M. na swojej stronie jakiś czas temu cytowała fragmenty - rewelacyjnie to było zrobione. Więc - tak, kawałki Musierowicz czytałam po angielsku. :P
      Chmielewską w dawnych książkach lubię, Grishama chyba nic nie czytałam, Koontza na pewno nie. Bruce Marshall - "Chwała córy królewskiej" - poszukaj koniecznie, na pewno Ci się spodoba!

      A tło - wiadomo co. Teraz będę się w takich specjalizować :P Zawsze lepsze to niż ten stary dywanik.
      :)))))

      Usuń
  4. Uwielbiam Tolkiena, każdej później jesieni zaczynam czytanie Hobbita, później Władcę i kończę przed świętami. I tak już chyba dziesiąty rok :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, ja właśnie na bieżąco smakuję Hobbita po dłuższym czasie. Tolkiena podziwiam za koncepcję całości i mnóstwo drobnych rzeczy. :) ale to rzeczywisście świetna lektura na jesień

      Usuń

Miło będzie przeczytać Twój komentarz :)

Proszę jednak nie wykorzystywać komentarzy do reklam rozmaitych usług.
Komentarze z reklamą będę usuwać.

Thank you for commenting!
However, please do not use comments to advertise any products. Comments with advertisements will be removed.