Kraina Wikingów, choć ponoć zazwyczaj zimna i wietrzna, zaserwowała nam włoskie niebo i skwar. Przez bite pięć dni. (Niektórzy zastanawiają się, kto ma chody "tam na górze"). Cudowni Dobrzy Ludzie zaś zapewnili maksimum komfortu i atrakcji w Najlepszym (czyli swoim) Towarzystwie. Z tych naprawdę niezasłużonych i darowanych wakacji (daaaawno nikt mnie tak nie rozpuszczał) postanowiłam pokazać kilka fotek - inne jeszcze się będą na pewno przewijały później, bo mam pomysły na wpisy tematyczne....
Zaczniemy od portretu Agai wakacyjnej...
... jak widać z pasja uwieczniającej to, co widzi. Przy czym oglądam teraz zdjęcia (te jakieś 600) i stwierdzam, a to, a tamto jeszcze trzeba było pstryknąć...
Wikingowie - jak wiadomo - poruszali się głównie szlakami morskimi. No to mamy wodę... lodowato zimną (sprawdzone) i (podobno) bardzo głęboką:
Urzekł mnie spokój tego miejsca. Choć wiało, ale wiatr był ciepły...
A tu jest inna cieśnina. Z mostem zwodzonym, do którego łodzie ustawiały się niemal w kolejkach i pędziły ze wszystkich stron::
Oczywiście nie po jednym morzu Wikingowie pływali. To drugie okazało się urzekająco ciepłe (rozległe płycizny).
Znamy nasze "szerokie" plaże nad Bałtykiem, prawda? To teraz trzeba wyobrazić sobie taką plażę szeroką na kilka kilometrów.... tyle, że z twardym piaskiem (jeździ sie po niej samochodem (też quadem) albo rozmaitymi pojazdami z napędem latawcowym...). Na tej plaży oglądaliśmy fatamorganę.... Tak, ten "drugi brzeg" to właśnie złudzenie. Gdy się przyjrzeć dokładnej widać, że na dodatek ta "mierzeja" jeszcze tworzy lustrzane odbicie....
A w piasku były zagrzebane cudowne muszle po ostrygach obrośnięte pąklami. Powrót do samochodu po własnych śladach, inaczej trudno by go było znaleźć.
Niektórzy poszli w morze (w tych woreczkach są muszle...)....
I do tego łapali statki....
Muszę stwierdzić, że Wikingowie kojarzą mi się (m. in.) z niezbyt obyczajnymi a dzikimi i hałaśliwymi ucztami. To skojarzenie zawdzięczam oczywiście rozmaitym lekturom, od cyklu piastowskiego Karola Bunscha przez Sigrid Undset i "Sagę o Jarlu Broniszu" po inne powieści. Dziś jednak miłość do ptactwa przejawia się i w taki sposób:
A o brzydkim kaczątku będzie którymś następnym razem... :)
PS. Zdjęcia nr 1 i 5 nie są mojego autorstwa (ale dostały się do archiwum rodzinnego...)
Ale cudnie;)))
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne zdjęcia:)
Cudnie to prawda. Zdjęcia będą, tylko jeszcze trochę czasu potrzeba na pomyślenie :)
UsuńZaszalałaś Dziewczyno, nie dziwię się, że masz 600 zdjęć!
OdpowiedzUsuń:) Ja też się nie dziwię :) Teraz trzeba je poprzebierać, wywołać...
Usuńfantastycznie tam :)liczę na zdjęcia muszli :)
OdpowiedzUsuńOK, będą. Zbieraliśmy baaaardzo oszczędnie. Bardziej niż bardzo. Ale się postaram ładne zdjęcia zrobić.
UsuńNa pierwszym zdjęciu Agaja z Najmłodszą Pociechą? Tą z lipca? Że niedyskretnie zapytam: który lipca? Bo zawsze chętnie szukam kolejne osoby urodzone tego samego dnia co ja :)
OdpowiedzUsuńLubię bardzo te fotohistorie :D Niesamowita ta fatamorgana! Nigdy nie miałam okazji zobaczyć na żywo takiego zjawiska, zawsze tylko słyszałam. Nawet chyba nie widziałam nigdy żadnej fotki.
I po raz pierwszy w życiu spotykam kaczuszki na znaku drogowym! :)))
Pociecha z 15. Ku czci bitwy pod Grunwaldem :))). Tato Pociechy z 14. Pasuje któryś? :)
UsuńMy też pierwszy raz widzieliśmy fatamorganę i nie od razu zorientowaliśmy się CO widzimy. Dopiero jak pojechaliśmy do tej "wody", której nie było...
Kaczuszki były na tym jednym jedynym znaku... No nie mogłam ich pominąć, a niewiele brakowało.
To Pociecha jest wspaniałym (po)urodzinowym Prezentem dla Taty :)))
UsuńNiewiele, niewiele brakuje. Jakby Pociecha wytrzymała jeszcze cztery dni... :) Ale i tak blisko!